Meduza A5.pdf

(1820 KB) Pobierz
Thomas Thiemeyer
Meduza
Przekład Jola Zepp
Tytuł oryginału Medusa
Rok pierwszego wydania: 2004
Wydanie polskie 2007
Głęboko w sercu Sahary leży odizolowany od reszty świata
Tassili N'Ajjer, płaskowyż z piaskowca, ukrywający tysiącletnie,
owiane tajemnicą malowidła skalne. Doświadczony archeolog,
Hanna Peters, posuwa się po ich śladach i dokonuje dziwnego
odkrycia. Znajduje rzeźbę meduzy, ozdobioną mapami i
symbolami, stanowiącą przedmiot kultury o legendarnym pięknie
i niezbadanej sile. Wygląda na to, że będący jej twórcą lud sam
doprowadził do swojego unicestwienia.
Zespół National Geographic Society otrzymuje zlecenie
towarzyszenia Hannie podczas poszukiwania skarbu i udaje się w
tajemniczą podróż do jaskiń Nigerii, podróż pełną
niebezpieczeństw i zagrożeń ze strony rebeliantów.
W ostatnim momencie Hanna i Chris, klimatolog z grupy,
odnajdują położoną osiemset metrów pod ziemią, długo
poszukiwaną świątynię meduzy, a w jej wnętrzu dziwny odłamek
z kamienia.
Wydaje się, że nagroda za trud jest blisko. Nagle Hannę ogarnia
dziwne uczucie niechęci. Zaczyna się koszmar. Kamienne oko
meduzy działa na ludzkie zmysły. Nie jest przeznaczone dla istot
żyjących...
-2-
Każdy człowiek jest jak księżyc. Ma swoją drugą
stronę, której nie pokazuje nikomu.
Mark Twain
Kto zrywa kwiat, niszczy gwiazdę.
Francis Thompson
Bruni
głęboko wdzięczny za wspaniałe siedemnaście lat
-3-
1.
Gruby żwir chrzęścił pod jej butami z cholewkami, gdy szła w
górę wyschniętym korytem rzeki. Na koniuszkach zaschniętych
kęp trawy pobłyskiwała poranna rosa. Nosowy głos lelka
kozodoja pobrzmiewał skargą w głębi bezimiennej doliny, a
gdzieniegdzie bzykały muchy szukające ochrony przed skwarem
nadchodzącego dnia.
Hannah Peters zerknęła zza okularów i spojrzała w kobaltowy
błękit nieba. Nie widać było najmniejszej chmurki. Mimo że
słońce stało już tak wysoko, iż jego promienie padały na ściany
skał po lewej stronie, powietrze przesycone było jeszcze nocnym
chłodem, ale za dwie godziny nie będzie tutaj ani odrobiny cienia.
Powietrze będzie parzyć, a każdy krok stanie się torturą. Do tego
czasu musi dojść do wyznaczonego miejsca, do stromego urwiska
skalnego przy zbiegu trzech wadi - tak tubylcy nazywają suche i
długie doliny pustyni, które tylko od czasu do czasu wypełnia
woda. Na jej mapie obszar ten przedstawiał się idealnie. Jakby
stworzony do rysunków naskalnych.
Hannah przerzucała rzeczy w plecaku, szukając zegarka.
Natknęła się na paszport, choć właściwie tutaj nie było jego
miejsce, aż w końcu znalazła to, czego szukała. Już po siódmej.
Szlag by to trafił. Właściwie chciała wyruszyć przed godziną, ale
musiała przecież wczoraj wieczorem koniecznie pić to wino
daktylowe! Teraz język przykleił się do podniebienia, było
jednakże zbyt wcześnie, aby wypić z manierki bodaj łyk. Na
pustyni trzeba dobrze dzielić zapasy wody - kiedyś przekonała się
o tym na własnej skórze. Zresztą musi iść dalej, aby uniknąć
spiekoty w południe.
-4-
Właśnie miała zamiar przyspieszyć, gdy usłyszała dziwne
prychnięcie, które w ogóle nie pasowało do ciszy, panującej w
skalnej dolinie: było to prychnięcie dużego zwierzęcia.
Hannah skręciła za wyłom skały i zatrzymała się jak wryta. Nie
dalej jak w odległości 50 metrów stał adaks. Kiedyś Hannah
widziała stado tych płochliwych antylop na rozległych terenach
pustynnych, nigdy jednak nie słyszała o tym, aby zwierzęta te
odważyły się zapuszczać w góry. To był samiec o szarobrązowej
sierści z krętymi, prawie metrowymi rogami. Wspaniały okaz.
Badawczo kierował nozdrza w stronę wiatru. Jego bok drżał.
Wyglądało na to, że jest bardzo niespokojny. Czego się boi?
Hannah powędrowała wzrokiem po okolicy, lecz nie zauważyła
niczego szczególnego. Wiedziała, jak niebezpieczne jest
przebywanie w pobliżu rozdrażnionego zwierzęcia. Powoli, aby
nie przestraszyć antylopy, zaczęła się cofać, szukając
równocześnie miejsca w skałach, gdzie mogłaby się ukryć.
Nagle usłyszała odgłos spadających kamieni. Samiec podniósł
łeb do góry, szybko rozglądając się na wszystkie strony. Żałosny
jęk wydobył się z jego gardzieli. Stanął dęba i ruszył z szybkością
zapierającą dech. Hannah zdrętwiała. Antylopa z opuszczonymi,
spiczastymi rogami galopowała prosto na nią. Jak pociąg
towarowy - pomyślała. Hannah nie miała żadnej szansy.
W pobliżu nie było ani skały, za którą mogłaby się ukryć, ani
drzewa, na które mogłaby się wdrapać. Jej puls walił jak oszalały.
Wydawało się, że czuje, jak ziemia drży pod uderzeniem kopyt.
Otworzyła usta i chciała krzyczeć, lecz głos odmówił jej
posłuszeństwa. Bezradnie patrzyła na przerażające rogi, gdy nagle
antylopę powaliło potężne uderzenie. Olbrzymie ciało przewróciło
się i w tumanie kurzu potoczyło pod jej nogi. Upłynęły
nieskończenie długie sekundy; Hannah odetchnęła z ulgą.
Samiec leżał nieruchomo u jej stóp. Hannah, trzęsąc się,
skrzyżowała ręce i cofnęła kilka kroków, niezdolna, by pojąć, co
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin