Prze wozniczka A5.doc

(1520 KB) Pobierz
Przewoźniczka Dusz




Malwina A. Tylewicz

Przewoźniczka Dusz

 

 

Wydanie polskie 2023

 

 

We współczesnym Poznaniu dzieją się tajemnicze rzeczy. Zdegradowany anioł stróż dostaje nowe zadanie, ma pilnować snów pewnej dziewczyny, aby zapobiec jasnowidzeniu. Szybko okazuje się, że należy ona do magicznych, odwiecznych wrogów wysłanników Nieba. Aaron staje przed dylematem czy wydać swoją podopieczną przełożonym, czy pomóc jej w śledztwie dotyczącym zaginionego Jakuba Grabskiego.

Czy Berenice i Aaronowi uda się na czas odnaleźć uprowadzonego chłopaka i jaki jeszcze sekret skrywa podopieczna anioła?


Rozdział I.

Gdzieś z boku czuć było chłodny powiew klimatyzacji. Biały korytarz wypełniały kolorowe plakaty. Wszystkie przedstawiały ciała w różnym stadium rozpadu, spowodowanym głównie ogniem i przypiekaniem. Zdobiły ściany od wejścia po sam koniec pomieszczenia, gdzie królował dystrybutor wody, regularnie wydający z siebie niski bulgot podobny do warczenia psa. Plastikowe krzesełka ustawione w równym rzędzie pod ścianą były chłodne, trzeszczące i bardzo niewygodne. Zdążył się o tym przekonać, bo siedział na jednym z nich już prawie godzinę, wpatrując się w troje białych drzwi przed sobą. Za którymiś czekała jego przyszłość. Zapewne tak czuł się każdy w poczekalni u dentysty, tuż przed wyrwaniem ósemek. Gdyby miał wybór, bez wahania wybrałby właśnie dentystę.

Wezwanie od szefa nie było dla niego szczególnym zaskoczeniem, wróżyło jednak kłopoty, zwłaszcza w kontekście ostatnich wydarzeń.

W nerwowym odruchu przeciągnął palcami po ciemnych włosach. Co jakiś czas zerkał na szklane drzwi prowadzące do wyjścia. Były wykonane z mlecznego szkła, przez które widział jedynie sylwetki osób znajdujących się po drugiej stronie.

Do korytarza wparowała kobieta z naręczem teczek. Wysokie szpilki, długie nogi i obcisła beżowa garsonka sprawiały, że postać zdawała się sięgać nieba. Idealnego wizerunku dopełniała jej piękna twarz, bez śladu uśmiechu.

Aaron zerwał się z krzesła, jakby chciał wstać, ale jedno spojrzenie rzucone w jego kierunku sprawiło, że zamarł w półprzysiadzie. Po chwili poczuł, jak zaczynają boleć go mięśnie, nie miał jednak odwagi zmienić pozycji.

Urzędniczka podeszła do niego sprężystym krokiem, stukając obcasami. Stanęła i wyciągnęła zgrabną dłoń o długich palcach.

- Podasz to szefowi - rzekła suchym, urzędniczym tonem.

Odebrał od niej niewielką, różową karteczkę. Kobieta odwróciła się i zniknęła za drzwiami po lewej.

Aaron klapnął na siedzenie. Powoli wypuszczał z płuc wstrzymywane zbyt długo powietrze. Nieśmiało zerknął na kartkę. Była wypełniona pismem maszynowym. Dostrzegł swoje imię i status, a niżej powód wizyty. Próbował rozczytać zapis, jednak zawierał on nic nie mówiące znaczki: „§E320, §740, §B54, §B34 ust. 2 pkt ff”. W tym samym momencie środkowe drzwi otworzyły się gwałtownie, aż podskoczył.

- Szef prosi - odezwał się damski głos ze środka.

Tym razem była to zupełnie inna kobieta, choć o podobnym typie urody do tej, która podała kartkę Aaronowi - wysoka, smukła, z włosami w kolorze słońca, mocno ściągniętymi gumką na czubku głowy w koński ogon. Ubrana w identyczną garsonkę, co poprzednia. Ich strój przywodził na myśl mundur.

Aaron stanął przed szerokim, pustym biurkiem, przy którym siedziała. Czuł, że zaschło mu w ustach.

- Proszę się pospieszyć - wskazała na drzwi znajdujące się po lewej stronie pomieszczenia.

Posłusznie ruszył w tamtym kierunku, a serce łomotało mu w piersi. Gabinet szefa był równie sterylny i biały. Na niebieskim dywanie stało tylko szerokie biurko, fotel, w którym zasiadał jego przełożony, oraz krzesło dla nieszczęśników, którym zdarzyło się tu skończyć.

Sergiusz był aniołem wyższego stopnia. Miał opinię bezwzględnego i surowego, a jego ciemna karnacja i błękitne oczy przywodziły na myśl obrazy sądu ostatecznego z poczekalni, które Aaron przed chwilą kontemplował. Niejeden z młodszych skrzydlatych tracił przytomność w jego obecności, nie tylko z powodu stresu, ale także roztaczanej przez szefa silnej aury. Sergiusz podniósł powoli głowę i utkwił chłodne spojrzenie w nowo przybyłym. To wystarczyło, by Aaron wiedział, że jest gorzej, niż mu się wydawało. Nagle opuściła go cała nadzieja. Skurczył się w sobie.

- Nie próbuj nawet! - warknął Sergiusz, odchylając się w fotelu.

- Ale ja nic...

- Nie chowaj aury. Skrucha nic ci nie da, nie tym razem.

Aaron wyprostował się lekko, starając się dodać sobie odwagi. Skoro mu każą, to chyba może być sobą? Najwyraźniej nie ma już nic do stracenia.

- Siadaj - Sergiusz pochylił się do przodu, wskazując wolne krzesło.

Anioł posłusznie wykonał polecenie, jednocześnie podając karteczkę, którą dostał od wysokiej blondynki.

Szef spojrzał na nią przelotnie, a na jego pociągłej twarzy pojawił się cień zdziwienia, który natychmiast zniknął. Odłożył świstek na biurko.

- Wiesz, dlaczego tu jesteś? - zaczął mentorskim tonem.

- Nie...?

- Na pewno?

Aaron zawahał się. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie miał nic na sumieniu i nie domyślał się, dlaczego go wezwano. Jako anioł kłamać nie mógł, więc to nie wchodziło w grę. Nie był jednak pewien, ile wiedzieli tu, na górze, o tym, co działo się na Ziemi, podczas jego ostatniego pobytu. Nadal miał cień nadziei, że jego wybryki nie dotarły do świętoszkowatych oczu Systemu.

- No dobrze, to ja ci powiem - uprzejmość w głosie Sergiusza była tak zimna, że Aaron poczuł, jak dreszcz przebiega mu wzdłuż kręgosłupa i zatrzymuje się między łopatkami, u nasady niewidocznych w tej chwili skrzydeł. - Paragraf E320: „grzech anielski pierwszego stopnia”, paragraf 740: „kuszenie pierwszego i drugiego stopnia”, paragraf B54: „objawienie pierwszego stopnia” i paragraf B34: ustęp 2, punkt ff: „używanie mocy w obecności śmiertelników ze skutkami poważnymi” - wyrecytował, zerkając co jakiś czas na różową karteczkę. - Zgadza się?

- W zasadzie to...

- Ty głupcze! - Sergiusz aż uniósł się w fotelu, a Aaron skurczył się jeszcze bardziej. W pokoju powiało chłodem jak na lodowcu. - Uprawiałeś seks z własną podopieczną, flirtowałeś z dwoma jej koleżankami, objawiłeś się starszej kobiecie, która przez to dostała zawału. Czy ty wiesz, kim była ta kobieta?!

Aaron czuł napierającą na niego aurę anioła wyższego stopnia. Choć próbował, nie potrafił się jej oprzeć. Chęć odpowiedzenia na pytanie była tak silna jak potrzeba fizjologiczna. Przezwyciężając strach, niepewnie wydukał odpowiedź.

- Pani Kiślewska... spod dwójki...

- Tak, właśnie ona - wycedził przez zaciśnięte zęby - miała za dwa tygodnie uratować niewiernego z pożaru, przez co on miał się nawrócić, czy ty to rozumiesz?

- Nie wiedziałem... - jęknął.

- Nie musisz wiedzieć, masz wykonywać rozkazy - wysyczał w jego stronę przełożony.

Aaron siedział w milczeniu, czując jak aura szefa pulsuje w pokoju. Biurko trzeszczało pod naporem jego mocy, a anioł zaczął się pocić.

Strata Nawróconego była ważniejsza dla szefa niż bliski kontakt podwładnego z podopieczną. Ewa nie była zbyt wierząca, a Anioł Stróż należał jej się jakby z urzędu, za to Niebo wciąż poszukiwało Nawróconych, czyli ludzi, którzy zaczynali wierzyć w Boga po jakimś, zwykle traumatycznym, przeżyciu. Ich wiara i modlitwy dawały moc do działania Systemowi, na którym opierało się Niebo, i równoważyły zło świata. Ze względu na niewielką liczbę takich osób, utrata choćby jednej stawała się poważnym problemem.

- Rozumiemy się? - Aaron pokiwał mocno głową w odpowiedzi.

Aura zagęściła się jeszcze bardziej, choć zdawało się to niemożliwe.

- Tak jest - dodał dla pewności.

- Chociaż tyle - westchnął z rezygnacją. - Gdyby nie braki kadrowe, wylądowałbyś przy klatkach ze świętymi gołębiami, ale niestety nie mogę tego zrobić. Zostaniesz zdegradowany o dwie rangi w ramach kary i przeniesiony do innego działu, gdzie będziesz miał mniej okazji do... - zawahał się, spoglądając na Aarona z niechęcią - ...zabawy. Oto twój nowy przydział.

Wyciągnął ze stosu piętrzącego się na biurku cienką teczkę i przesunął ją w stronę Aarona.

- A teraz wynoś się.

- Tak jest! - Aaron zerwał się z miejsca, zgarnął papiery, nie zaglądając do środka i ruszył pośpiesznie do wyjścia.

- I pamiętaj - głos Sergiusza zatrzymał go z dłonią na klamce. - Jeszcze jedno przewinienie, a postaram się, żeby najbliższe tysiąc lat było dla ciebie piekielnym przeżyciem.

- Tak jest.

Aaron zatrzasnął za sobą drzwi i uciekł z poczekalni, ścigany wizerunkami przypiekanych ciał na ścianach.

Zatrzymał się dopiero w połowie głównego korytarza i oparł się o ścianę. Plecy między łopatkami świerzbiły go i paliły żywym ogniem. Tak reagował każdy anioł niższego stopnia podczas spotkania z największą mocą. Spróbował rozmasować plecy poruszając ramionami, ale szybko zrezygnował. Ból narastał przy najmniejszym dotyku, lepiej było poczekać, aż sam minie.

Chcąc odwrócić swoją uwagę od nieprzyjemnego uczucia zajrzał do teczki, którą przekazał mu Sergiusz. Zawierała kilka kartek maszynowego pisma. Na jednej z nich znajdowała się tabela wypełniona ręcznie. W rubryce „Status” wpisano „Przeniesienie”, a w miejscu „Jednostka” - rząd cyfr, które znów niewiele Aaronowi mówiły. Musiał wytężyć pamięć, by przypomnieć sobie szkolenia i system kodowania w urzędniczym żargonie. Do tej pory rzadko miał okazję wykorzystywać w praktyce wiedzę w tym zakresie, bo zwyczajnie nie była mu do niczego potrzebna. Teraz żałował, że nie poświęcił więcej czasu na zapamiętanie nudnych rzędów cyfr. Wiedziałby gdzie wylądował.

- Cześć, stary, co ty tu robisz? - usłyszał tuż obok.

Podniósł głowę tylko po to, by przekonać się, że stoi przed nim David, Anioł Stróż, z którym kiedyś brał udział w szkoleniu. Skrzydlaty uśmiechał się do niego szeroko, najwyraźniej oczekując odpowiedzi. Aaron zmierzył go zaskoczonym spojrzeniem.

Spod orzechowych loków kolegi patrzyły na niego piwne oczy o lekko złotawym blasku. David miał na sobie kremową koszulę i białe spodnie, a w ręku trzymał teczkę podobną do tej Aarona, tylko grubszą. Anioł emanował ciepłem i pogodą, zgodnie ze wszystkimi wytycznymi, które otrzymywali podczas szkoleń. Był jak skrzydlaci posłańcy ze świętych obrazków, brakowało mu tyko białej sukni i śnieżnych skrzydeł. Stanowił przeciwieństwo Aarona, który, na przekór wytycznym, wolał nosić ciemniejsze barwy, włosy miał w kolorze hebanu, a jego skrzydła nigdy nie osiągnęły charakterystycznej barwy skrzącego się w słoneczny dzień świeżego śniegu. Gdy stawali obok siebie, zawsze miał wrażenie, że w tym duecie to David jest Aniołem Stróżem a on co najwyżej Upadłym.

Aaron przybrał wyluzowaną postawę, by zamaskować zmieszanie. Nie miał zamiaru zwierzać się koledze po fachu ze swoich porażek.

- Mógłbym cię zapytać o to samo.

- Comiesięczny raport - odparł tamten, podnosząc do góry teczkę.

- Przydział - odparł oględnie.

- Straż Nocna.

- Że co...?! - Aaron aż zapowietrzył się z zaskoczenia.

David roześmiał się serdecznie i, zarzucając mu rękę na ramię, pociągnął dalej korytarzem.

- Stary, wszyscy już mówią o twoich wybrykach. Stałeś się legendą, ale tym razem przesadziłeś. Ta staruszka była dla Systemu bardzo ważna.

- To była tylko stara kobieta, za miesiąc czy dwa wyjdzie ze szpitala...

- Niezbadane są ścieżki Pana - zaintonował David i klepnął Aarona w plecy. Wskazał mimochodem na plakietkę przy drzwiach do mijanego pomieszczenia. - Twój przystanek. Postaraj się nie nabroić i powodzenia. - Odwrócił się na pięcie i w doskonałym humorze ruszył dalej korytarzem, pozdrawiając przy okazji mijanych znajomych.

Aaron spojrzał raz jeszcze na plakietkę z napisem „PRZYDZIAŁY” i zrezygnowany pchnął oszklone, mleczne drzwi.

W pomieszczeniu panował spokój. Po przeciwnej stronie zobaczył okienko, przy którym ustawiła się długa kolejka. Każdy z obecnych tu miał ze sobą teczkę z papierami i czekał, aż siedząca za szklanym przepierzeniem kobieta przyjmie dokumenty i da mu w zamian nowy przydział.

Aaron stanął na końcu kolejki z ciężkim sercem. Zapowiadało się długie oczekiwanie.


Rozdział II.

Dopiero po dwóch godzinach udało mu się dotrzeć do okienka. Podał teczkę, zastanawiając się, co go czeka. Przez ostatnie kilkaset lat był Aniołem Stróżem. Miał za zadanie czuwać przez całą dobę, siedem dni w tygodniu nad wyznaczoną osobą i pilnować, by nie przytrafiło się jej nic złego. Nie wolno mu było pokazywać się nikomu, a możliwości jego interwencji były znacznie ograniczone. Czasem mógł szepnąć coś do ucha, udając głos sumienia, czasem zapobiegał wypadkom, wykorzystując swoją moc czynienia dobra. Zakazane było jednak zmienianie losu podopiecznych i ich bliskich. Mógł tylko biernie obserwować ból i zło dziejące się na jego oczach.

Na początku starał się wywiązywać ze swoich obowiązków sumiennie i zgodnie z procedurami, ale świat okazał się zmienny i brak ingerencji doprowadzał najczęściej do przedwczesnej śmierci podopiecznego. Aaron zaczął więc używać swojej mocy, sam - z lepszym lub gorszym skutkiem - decydując, co jest słuszne. Po pewnym czasie doszedł do wniosku, że najlepsze wyniki osiągał, gdy po prostu współpracował z ludźmi, a to oznaczało, że musiał w ten czy inny sposób im się objawić. Niekiedy po prostu pokazywał się jako anioł, ale częściej, ze względu na obowiązujące w Niebie procedury, zatajał swoją obecność, udając przyjaciela lub współpracownika. Szybko odkrył, że nie tylko to ostatnie rozwiązanie nie kolidowało z żadnymi paragrafami, na które powoływano się na szkoleniach, ale też pozwalało korzystać z uciech życia na Ziemi w sposób bardzo swobodny.

Do tej pory nikt nie miał do niego pretensji. Zmieniali się ci, którymi się opiekował - często pochodzili z tej samej rodziny, chyba że linia z jakiegoś powodu wymarła. On sam trwał na posterunku, dobrze się przy tym bawiąc. Musiał przyznać, że ostatnie kilkadziesiąt lat było bardziej intensywne. Poprzednia podopieczna okazała się nimfomanką i odrobinę wymknęła się spod jego kontroli. Próbował poskromić jej zapędy, jednak nie dawała za wygraną. W końcu uległ jej tak samo jak wszystkiemu, co ciekawiło go w ludzkim świecie. Zadbał o to, by nikt nie dowiedział się o łączących ich stosunkach, do momentu, gdy Ewa przyprowadziła swoje koleżanki ze spotkania anonimowych nimfomanek. Dziewczyny były naprawdę spragnione opieki i obecności mężczyzny. Jako Anioł Stróż nie mógł ich tak zostawić. I może nawet to przeszłoby bez większych konsekwencji, gdyby podczas trzeciej nocnej orgii jedna z dziewczyn nie zawędrowała na balustradę balkonu na jedenastym piętrze. Aaron chciał ją ratować, ale nie zdążył. Rzucił się za nią w dół na bliskie spotkanie z betonowym placem i zamontowanymi na nim tydzień wcześniej zielonymi stojakami na rowery. Chwycił ją w ostatniej chwili, przywołał skrzydła i bezpiecznie wylądował, ocalając ją przed pewnym samobójstwem. Pech chciał jednak, że na trawniku przed blokiem, na którym wylądował, pani Kiślewska spod dwójki wyprowadzała właśnie psa. Na widok pijanej pary: półnagiego anioła niosącego zielonowłosą dziewczynę odzianą w skąpą, różową halkę, a na dodatek tulącą czule prawie pustą butelkę Jim Beama, biedna kobieta nie wytrzymała. Przeżegnała się i padła jak długa.

Prawie kwadrans czekali na przyjazd karetki. W tym czasie zdążyli już wytrzeźwieć. Aaron dzięki swoim mocom podtrzymywał starszą kobietę przy życiu, zanim sanitariusze udzielili jej pierwszej pomocy. Inaczej pewnie by nie przeżyła, a dla niego nie skończyłoby się tylko na przeniesieniu. Teraz czekała go degradacja, bo jako anioł Nocnej Straży będzie posiadał znacznie mniejsze uprawnienia, a część mocy zostanie zapieczętowana i nie uzyska już do niej dostępu. Starał się jednak znaleźć optymistyczne akcenty - nie mogło być przecież tak źle. Jego zadaniem będzie głównie pilnowanie, żeby wyznaczonej osobie w nocy nie śniły się rzeczy, których nie powinna wiedzieć. System wybierał tych bardziej podatnych na magię lub jasnowidztwo. W czasie snu umysł człowieka był bardziej otwarty niż za dnia. Ktoś musiał więc czuwać, by nikt nie wpadł na pomysł, który mógłby zmienić losy świata, niezgodne z wolą Pana. Jeśli jego nowy podopieczny sypiał dość regularnie i miał niewielkie umiejętności, to Aaron mógł zyskać szanse na wygospodarowanie trochę czasu dla siebie.

Miał nadzieję, że kara nie potrwa długo.

Kobieta w okienku wreszcie wypełniła wszystkie druczki i podała mu teczkę. Zaniepokoiła go odrobinę grubość otrzymanej dokumentacji, ale grzecznie podziękował i odsunął się od zniecierpliwionych aniołów czekających w kolejce. Odszedł kawałek i dopiero wtedy otworzył akta.

- Kto ci się trafił?

David wyrósł jak spod ziemi, czym znów zaskoczył Aarona. Anioł uśmiechał się szeroko, próbując zajrzeć koledze przez ramię. Ciekawość anielskiego gatunku nie była niczym nietypowym, jednak Aaron wolał, żeby nikt nie znał jego przyszłych losów przed nim samym. Tym bardziej teraz, gdy po wpadce stał się zapewne głównym tematem plotek i zakładów, jakie tylko mogły wymyślić anioły - począwszy od przewidywania czasu trwania kary, na następnej porażce skończywszy.

- Skąd ty się tu...

- Wracam - rzucił David w ramach usprawiedliwienia. - Pomyślałem, że wpadnę i zobaczę, jak ci poszło. To jak? Kogo ci przydzielili?

- Jeszcze nie wiem.

- Ładna?

- A jakie ma to znaczenie? - zmarszczył brwi.

- W zasadzie to jedyny człowiek, którego będziesz widywał przez najbliższe lata... no chyba, że ma chłopaka.

Aaron wzdrygnął się na samą myśl, że musiałby oglądać jakąś parę baraszkującą w łóżku. Otworzył teczkę, odpiął zdjęcie od okładki i pokazał je ciekawskiemu przyjacielowi. Z kawałka papieru spoglądała na nich szczupła, blada twarz z kilkoma piegami wokół nasady nosa i z kruczoczarnymi włosami ściętymi na pazia, których intensywna barwa podkreślała chorobliwy kolor cery. Wąskie usta lekko wykrzywiały się w znudzeniu. Było w niej odrobinę chłopczycy, niektórym mogłoby się to spodobać, choć Aaron przyzwyczaił się do bardziej wyzywających i nowoczesnych dziewczyn. Podejrzewał, że szybko zgubiłby ją w ulicznym tłumie.

- Bo ja wiem? - oddał zdjęcie Davidowi i zagłębił się w dokumentacji, mrucząc do siebie i przesuwając palcem po rubryczkach. - Berenika Duszek... trzydzieści lat...

Wcale go nie obchodziło, jak się dziewczyna nazywa ani kim jest - i tak będzie ją oglądał tylko we śnie, nigdy nie zamieni z nią nawet słowa. Przerzucił stronę, szukając informacji dotyczących jej snów.

- Ona prawie w ogóle nie sypia - jęknął.

- Jak to? - David nie wytrzymał i stanął za Aaronem, żeby lepiej widzieć dane w kartotece. - Masz rację, cierpi na insomnię, biedactwo. Sypia po dwie, trzy godziny nad ranem - mruknął, studiując wykres w tabeli na końcu kartki. Stuknął w niego palcem. - Ciesz się, przynajmniej nie zajmie ci wiele czasu.

- Po co pilnować kogoś, kto nie śpi?

- System uznał, że jednak warto. Nie ma co z nim dyskutować. Skoro stwierdzili, że dziewczyna potrzebuje stróża podczas tak krótkiego snu, to może posiada dar snowidzenia? - zastanawiał się głośno. - Ja się zbieram, muszę wracać. Moja podopieczna dziś zdaje na prawo jazdy, lepiej, żebym był przy niej podczas egzaminu. Powodzenia.

David zniknął pospiesznie za drzwiami prowadzącymi na korytarz. Aaron nie miał wątpliwości, że zanim tamten opuści Niebo, wiadomości o przydzielonej mu nowej podopiecznej rozejdą się błyskawicznie niczym bakterie po muszli klozetowej, a anioły zawrą nowe zakłady.

Westchnął ciężko, zamykając teczkę, i ruszył do wyjścia. Nie zdążył jeszcze dotrzeć do drzwi, a zatrzymał go jeden z pracowników.

- Nie pobrał pan uniformu - wskazał drzwi prowadzące do innej sali z dala od korytarza.

Aaron popatrzył na niego ze zdziwieniem.

- Uniformu? - powtórzył, podążając za urzędnikiem.

- Dokładnie. Jednostka Nocnej Straży ma własne uniformy.

- Czy to nie bez znaczenia, co nosimy, skoro i tak nie możemy się nikomu pokazać?

- Ależ oczywiście, że ma to wielkie znaczenie! - odparł uprzejmie tamten. Aaron przez moment badał, czy nie dostrzeże sarkazmu w głosie urzędnika, ale nie doszukał się ani jednej złośliwej nuty. - Nasze badania wykazały, że odpowiedni strój motywuje w dwudziestu trzech procentach bardziej niż nieformalne ubrania. Proszę - powiedział, podając mu kolejne części garderoby.

Znalazły się w niej grafitowe spodnie w kant, marynarka tego samego koloru, czarny krawat i biała koszula w ledwie widoczne prążki, a do tego buty.

- Ósemka? - spytał urzędnik, zerkając na Aarona wyczekująco, jakby pytał co najmniej o umiejętność latania.

- W zasadzie siedem i pół...

- Okej, ósemka.

Dorzucił na stertę ubrań błyszczące lakierki, czarne, proste i, w ocenie Aarona, zupełnie bez wyrazu. Po czym z obszernej szuflady wyciągnął jeszcze dwa niewielkie pudełka.

- Legitymacja i zegarek - wyjaśnił.

- Po co mi to?

- Żebyś wiedział, która jest godzina w świecie ludzi - odparł, notując coś na blankiecie leżącym na ladzie między półkami - i żebyśmy wiedzieli, czy nie łazisz gdzieś w czasie pracy. My wiemy, że to nudna robota. Głównie się siedzi i czeka na nie wiadomo co, dlatego często zdarza się wam, że gdzieś wędrujecie. Dzięki temu - wskazał na zegarek - System ma was na oku.

- Dozór policyjny?

Urzędnik uśmiechnął się i podsunął aniołowi blankiet do podpisania. Aaron złożył parafkę i nagle poczuł silne zmęczenie, i coś, co przypominało ogłuchnięcie na jedno ucho. Wraz z potwierdzeniem przydziału System - kontrolujący wszystkie procesy zarządzania w Niebie - odciął go od źródła mocy, ograniczając możliwość korzystania z niej. Anioł westchnął ciężko.

- To kiedy zaczynam?

- Za trzy godziny w Poznaniu, gdzie mieszka twoja podopieczna, zapadnie zmrok, wtedy rozpoczniesz służbę. Wracasz najpóźniej, kiedy budzik zadzwoni - postukał w tarczę zegarka. - Na razie możesz odpocząć.

Aaron kiwnął z rezygnacją głową i ruszył do wyjścia obładowany jak juczne zwierzę.

- Ach! - ponowny okrzyk urzędnika zatrzymał go w miejscu. Odwrócił się z obawą, co tamten jeszcze mógł wymyślić. Urzędnik podbiegł do niego, dzierżąc w dłoniach stary, ciężki wolumin przypominający książkę telefoniczną. Położył ją na szczycie niebezpiecznie chwiejącego się stosu ubrań na rękach anioła. - Zapomniałbym! Nasza broszurka! Zasady i obowiązki Nocnej Straży. Zapoznaj się z tym, zanim pójdziesz na służbę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin