Dominik Sokołowski
Kwiat paproci
Cykl: Kroniki Arkadyjskie
Projekt i wykonanie mapy: Tytus Mikołajczak
Opracowanie graficzne serii i projekt okładki: Magdalena Zawadzka
Wydanie polskie 2012
Tysiącletnie Cesarstwo Arkadyjskie to kolebka cywilizacji, depozytariusz Prawdziwej Wiary. Od lat jego władcy przejadają jednak dorobek minionych pokoleń, a jego fundamenty podgryzają herezje, pałacowe intrygi i ludowe niepokoje. Podupadające imperium będzie też musiało stawić czoło rosnącej na Wschodzie niszczącej sile, z jaką nie spotkało się w całej swej historii.
Isaakios, wygnany następca tronu, postanawia walczyć o swe dziedzictwo. Wraz z wiernym centurionem wyrusza w podróż, podczas której z chłopca zmieni się w mężczyznę i pozna cenę władzy. W tym samym czasie piękna agentka inkwizycji Michelle tropi obrzydliwą sektę w stolicy Arkadii, a rycerz Ilias zdąża do barbarzyńskiej Vindlandii, żeby pomścić śmierć ukochanej.
Troje bohaterów nawet nie podejrzewa, że ich losy splotą się z wydarzeniami zapowiedzianymi w skrywanym przez Kościół apokaliptycznym proroctwie...
- 44 -
Dla mojej żony Karoliny
W Noc Kupały zakwita
W sercu pradawnej kniei
Kwiat paproci; gdzież śmiałek,
Co zerwać go się ośmieli?
Cesarzowa Eirene z dumą przeglądała się w kunsztownym lustrze z polerowanego szkła, najnowszym wynalazku mistrzów z Rialto. Lubiła swoje ciało: jędrne piersi, gładką skórę, krągłe biodra i smukłe uda. W lustrzanym odbiciu widziała swój klasyczny profil, pełne usta, zgrabny nos, czarne jak węgiel oczy w kształcie migdała. Gęste lśniąco czarne włosy opadały kaskadą na jej ramiona i plecy.
Gdy podniosła się z marmurowej wanny wypełnionej parującą wodą o różanym zapachu, podeszły służące, by ją osuszyć, natrzeć wonnymi olejkami i ułożyć włosy w wyszukaną fryzurę zgodną z najnowszą modą. Później na znak władczyni usunęły się, bo Eirene lubiła sama się pudrować, nakładać barwiczkę na usta i malować oczy.
Była piękna, być może najpiękniejsza w cesarstwie, i nieraz to wykorzystywała, wiedząc, jakie wrażenie robi na mężczyznach, swoich ministrach i wodzach armii. Niejeden z możnych panów cesarstwa marzył skrycie, że Eirene zgodzi się go poślubić. Bazylissa jednak, owdowiała przed ponad sześciu laty, nie miała takich planów. Zdawała sobie sprawę, że współmałżonek starałby się pozbawić ją realnej władzy, a narodziny dziecka z nowego związku zagroziłyby sukcesji jej ukochanego syna, w imieniu którego sprawowała regencję. Już od wielu miesięcy żaden mężczyzna nie odwiedzał jej alkowy.
Ponownie wezwała służki, które pomogły jej włożyć suknię i biżuterię. Wyszła na zwrócony w stronę miasta obszerny taras pałacu. Zachodzące słońce ozłociło Chrysopolis, tak że naprawdę wyglądało jak zbudowane z drogocennego kruszcu. Było lato, Eirene nie dokuczał więc wieczorny chłód. Mimo to przeszył ją dreszcz. Odczuwała niepokój, który przeradzał się w lęk. Nawet stąd, ponad morzem dachów pałaców, kościołów i zwykłych domostw, widziała potężny mur obsadzony przez nieliczne straże, a za nim ogniska armii Nikeforosa. Szpiedzy logotety ton sekreton Antiochosa już kilka dni temu donieśli, że po zwycięskiej bitwie nad wojskami Ligi Północnej wiwatujący żołnierze obwołali Nikeforosa z rodu Skalarów cesarzem. Wszystko oczywiście zręcznie wyreżyserowali stronnicy uzurpatora, który już następnego dnia ruszył w kierunku stolicy.
Lekki powiew wiatru przyniósł okrzyki na cześć Nikeforosa wznoszone przez tłum gęstniejący pod Spiżową Bramą, głównym wejściem do Chrysopolis. Demarcha Niebieskich zdążył już zmobilizować swoich stronników i klientów. Nie dziwiło jej to, gdyż dem Niebieskich reprezentował arystokrację, która od początku nienawidziła cesarzowej, winiąc ją za śmierć cesarza Andronikosa. Zieloni, zrzeszający kupców i rzemieślników Chrysopolis, zaakceptowali rządy regentki, ale nie byli to ludzie gotowi ryzykować dla niej życie i, co może ważniejsze, majątek. Na co dzień przychylni cesarzowej, teraz przyjęli postawę wyczekującą. Poza tym na wszystkich działał urok zwycięskiego wodza.
Wsłuchując się w głosy dobiegające z miasta, Eirene bezwiednie wsparła się na ciężkiej żeliwnej balustradzie, przymknęła pokryte niebieskim cieniem powieki. Sama uczyniłam tego człowieka domestikosem Zachodu, pomyślała z goryczą.
Gdy pertraktacje z Ligą Północną załamały się, wróg, przekroczywszy graniczną rzekę Danub, w wielkiej sile ruszył w głąb cesarstwa i zadał wojskom Eirene kilka dotkliwych porażek. Stało się jasne, że armia potrzebuje zdolnego dowódcy, który cieszyłby się szacunkiem możnych i zaufaniem żołnierzy. Nie mógł to być urzędnik lub dworak z Chrysopolis. Wtedy wielki logoteta Epifanes, pierwszy minister i uznany filozof, doradził cesarzowej Nikeforosa Skalarosa. Wyniesienie to miało zaspokoić ambicje potężnego dynatosa ze wschodnich prowincji cesarstwa, gdzie znajdowały się latyfundia największych rodów i tym samym matecznik opozycji. Poza tym Nikeforos, trzymany w Chrysopolis w areszcie domowym za uprzednią nielojalność wobec cesarzowej, był pod ręką. Pojednanie z nim miało zapewnić spokój na wschodzie cesarstwa w obliczu zagrożenia na północy. Nikt też nie kwestionował bystrości jego umysłu, odwagi i biegłości w strategii. Eirene zaakceptowała ten plan, jednak dobrze zapamiętała dzień, w którym na ulicach stolicy uroczyście żegnano wyruszającą w pole elitarną Tagmę ton Scholon, a prowadzący ją Nikeforos, oddając cesarzowej pożegnalny salut, rzucił jej wyzywające spojrzenie. Jego twarz efeba jak zwykle skrywała maska uprzejmości, ale oczy zdradzały niepohamowaną żądzę władzy i bezwzględność.
Ze wspomnień ostatnich tygodni wyrwał bazylissę zdecydowany, męski głos:
- Pani! Dowódca Tagmy ton Noumeron przeszedł na stronę uzurpatora. Spiżowa Brama lada chwila zostanie otwarta.
Eirene puściła balustradę, wyprostowała się i odwróciła w stronę wchodzącego Laonikosa, dowódcy gwardii.
- Jeszcze nie jest za późno - ciągnął Laonikos. - W porcie czeka najszybszy dromon floty, gotowy w każdej chwili wypłynąć.
Eirene przez chwilę rozważała tę myśl.
- Nie, Laonikosie, nie będziemy uciekać - zdecydowała. - Zresztą dokąd miałabym się udać? Do Opsikionu lub Klidii, by stać się zakładniczką w ręku któregoś z dynatosów? Stać się żebrakiem na dworze króla Leonu lub Austrazji? A może nałożnicą w haremie któregoś z szejków Maghrebu?
- W takim razie pozwól, pani, by gwardia z honorem oddała życie w twojej obronie.
- Nie chcę rozlewu krwi. - Eirene była dość biegła w pałacowych intrygach, lecz wobec brutalnej siły czuła się bezradna. Obawy, że zdominują ją mężczyźni, doprowadziły do tego, że w jej otoczeniu było kilku uczonych, paru zręcznych urzędników oraz mnóstwo dworskich pochlebców i miernot. Brakowało silnych, zdecydowanych osobowości.
- Nie wierzę, pani, że ten szakal Nikeforos cię oszczędzi. Nie pozwolę, by odebrał ci życie.
- Dosyć! Nie traćmy czasu! - ucięła cesarzowa władczym tonem. - Ten szakal jest też chytrym lisem. Będzie chciał się pokazać jako władca prawy, umiarkowany i łagodny, który łączy, a nie dzieli. Zależy mu też na legalizacji swojej władzy. Okrycie purpurą na pobojowisku przez pijanych zwycięstwem żołdaków to nie to samo co namaszczenie świętymi olejami w bazylice Zbawiciela. Jestem tylko regentką, cesarzem koronowanym przez patriarchę jest Isaakios. Będę negocjować w jego imieniu. Twój miecz będzie mi jednak potrzebny. Udaj się do komnat bazyleusa i na wszelki wypadek wyprowadź go tajnymi przejściami z pałacu. Oddaj Isaakiosa pod opiekę patriarchy. Najpierw jednak przyprowadź go do mnie... chcę pożegnać się z synem... - Głos Eirene, do tej pory stanowczy, na chwilę się załamał.
Laonikos skłonił się i wybiegł z komnaty. Był dowódcą gwardii, odkąd wstąpił na tron Andronikos. Kiedy cesarzowa została uwięziona i oczekiwała na proces, cesarz nakazał, by Laonikos osobiście pełnił straż przy jej celi. Wtedy to zostali kochankami i to jego miecz pozbawił życia Andronikosa. Wkrótce przestali dzielić łoże, ale Laonikos wciąż ją kochał i przypuszczał, że będzie tak do końca jego dni. Miał świadomość, że nie jest pierwszym ani ostatnim kochankiem porzuconym przez władczynię, lecz fascynacja tą wspaniałą kobietą nie minęła z zerwaniem fizycznej więzi i nadal był jej całkowicie oddany. Jednocześnie w samotne noce nieraz dręczyły go myśli o straszliwej zdradzie, której dopuścił się wobec swego pana, i wiedział, że wyrzuty sumienia także nie opuszczą go do końca życia.
Udając się do komnat młodocianego cesarza, Laonikos zabrał ze sobą centuriona zwanego Łamignatem i dwóch innych gwardzistów. Sypialnię bazyleusa spowijał mrok, który rozpraszało kilka dopalających się świec i ścienna lampka oliwna. Na podłodze leżały porozrzucane figurki rycerzy z kości słoniowej, którymi Isaakios toczył zajadłe bitwy z wrogami wiary i cesarstwa. Chłopiec drzemał już w swoim wygodnym łóżku okryty kapą ze złotym haftem.
Na progu komnaty pojawiła się czujna piastunka.
- Czy coś się stało, panie? - spytała szeptem.
- Jej cesarska mość pragnie widzieć się z synem - wyjaśnił Laonikos.
Razem podeszli do łóżka cesarza. Bazyleus oddychał miarowo i lekko uśmiechał się przez sen. Kobieta delikatnie potrząsnęła jego ramieniem.
- Panie, zbudź się - szepnęła mu do ucha. - Matka cię wzywa.
Isaakios obudził się i przetarł zaspane oczy. Rozejrzał się dokoła i zdziwiony zatrzymał wzrok na Laonikosie, który stał tuż obok w pełnej zbroi. Napotkawszy wzrok małego cesarza, gwardzista zgiął się w głębokim ukłonie. Piastunka musiała powtórzyć, o co chodzi, lecz kiedy Isaakios odegnał resztki snu, ziewając przeciągle, wstał szybko i zaczął się z jej pomocą ubierać. Już gotowy poszedł posłusznie z Laonikosem.
Chłopiec miał dopiero sześć lat, urodził się pół roku po śmierci cesarza Andronikosa i powszechnie dodawano do jego imienia przydomek Pogrobowiec. Oficjalnie nikt nie kwestionował ojcostwa Andronikosa, Laonikos wiedział jednak, że cesarz przestał wypełniać obowiązki małżeńskie krótko po ślubie, a młoda i piękna Eirene, zamknięta w pałacu, szukała pocieszenia u kilku kolejnych kochanków. Przyczyny zaniedbywania żony przez Andronikosa pozostały tajemnicą, którą zabrał ze sobą do grobu, ale gdy zastał cesarzową w alkowie z retorem Akademii Hiakintosem Tatiosem, wpadł w szał. Nieszczęsnego gacha cesarz rozsiekał na miejscu, a bazylissie postanowił wytoczyć proces o cudzołóstwo, w którym zresztą sam miał być sędzią. Była to rzecz bez precedensu w historii Cesarstwa Arkadyjskiego. Sam patriarcha Iacobos próbował go od tego odwieść, wywodząc, jak bardzo skandal nadszarpnie jego autorytet, jeśli upubliczni zdradę bazylissy. Niewierność nie była obca cesarskim parom, ale załatwiano to trucizną, zesłaniem do klasztoru albo przemilczeniem sprawy.
Gdy Laonikos przyprowadził Isaakiosa do matki, Eirene skłoniła się lekko przed synem, po czym przygarnęła chłopca do siebie, szepcząc mu coś do ucha. W końcu uścisnęła go mocno i poleciła Laonikosowi:
- Akolutosie! Cesarz pragnie odmówić wieczorną modlitwę wraz z patriarchą. Zaprowadź go do jego świątobliwości.
- Pani, błagam o łaskę - rzekł dowódca gwardii.
- Czego pragniesz? - zapytała Eirene, choć wyczytała to już z twarzy Laonikosa.
- Pozwól mi zostać przy tobie. Cesarza odprowadzi mój najbardziej zaufany człowiek, centurion Łamignat.
Cesarzowa zastanawiała się przez chwilę.
- Niech więc tak będzie - odezwała się w końcu. - I poślij po logotetę Antiochosa. Będę potrzebować jego rady, gdy dotrą tu wysłannicy uzurpatora. Niech dwór i ministrowie zbiorą się w sali tronowej.
Łamignat i uzbrojeni w dwuręczne topory gwardziści, rośli najemnicy z Vindlandii, skłonili się i odeszli, prowadząc Isaakiosa. Młody cesarz z niepokojem oglądał się na matkę, która uśmiechnęła się z wysiłkiem, żeby dodać mu otuchy. Po chwili stracili się z oczu.
Eirene przez okno widziała pochodnie żołnierzy Nikeforosa, ognistym wężem zbliżające się do pałacu. Lud wiwatował: „Niech żyje cesarz!” Niebawem zjawiła się eskorta przysłana przez Laonikosa i cesarzowa w asyście dwórek przeszła do sali tronowej. Od razu spostrzegła, że brakuje kilku znaczących osób, przede wszystkim logotety ton sekreton.
Widać marnie ocenia moje szanse, pomyślała. Właściwie moją jedyną kartą przetargową jest legalność koronacji Isaakiosa. Zatrzymała na chwilę myśli przy ukochanym synu - zrobiłaby wszystko, żeby zabezpieczyć mu jego dziedzictwo.
Eirene jako regentka nie zasiadała na złotym tronie, przeszła więc do przyległej, mniejszej sali posiedzeń rady, pustej teraz i pogrążonej w mroku. Dworzanom kazała zamknąć drzwi i czekać na zewnątrz. Chciała jeszcze raz przemyśleć szczegóły spodziewanej rozmowy.
Cesarzowa poczuła się samotna. Żałowała teraz, że nawet w tej dramatycznej chwili nie zdobyła się na jakiś gest wobec dawnego kochanka. Widziała, że Laonikos, odchodząc, uniósł rękę, jakby chciał dotknąć jej twarzy, ale zaraz się zmitygował, gdyż zawsze dawała mu odczuć, że jest cesarzową, a on tylko sługą.
Nagle w pałacu podniosły się krzyki i odgłosy walki. Rwetes był coraz bliżej, szczęk oręża zaraz jednak ucichł, bo gwardzistom przekazano rozkaz cesarzowej, żeby unikali walki. Gdy jednak krzyki dobiegły z przyległej sali tronowej, Eirene zrozumiała, że Nikeforos nie będzie negocjował. Dziwiąc się samej sobie, modliła się w duchu: „Theosie Miłosierny, miej w opiece moje dziecko”. Powtarzała to jak mantrę.
Drzwi otworzyły się z hukiem i w progu stanęli ludzie w...
entlik