Anna H. Niemczynow - Bluszcz(1).pdf

(1694 KB) Pobierz
 
Redakcja
Anna Seweryn
Projekt okładki
Pracownia WV
Fotografia na okładce
© Dudarev Mikhail | Shutterstock
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Damian Walasek
Opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Wydanie I, Chorzów 2018
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c
tel. 600 472 609
office@videograf.pl
www.videograf.pl
Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.
01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
dystrybucja@dictum.pl
www.dictum.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2018
tekst © Anna Harłukowicz-Niemczynow
ISBN 978-83-7835-687-5
 
Że nie dałaś mi, mamo, zielonookich snów – nie żałuję.
Że nie znałam klejnotów ni koronkowych słów – nie żałuję.
Że nie mówiłaś mi jak szczęście kraść spod lady
i nie uczyłaś mnie życiowej maskarady,
pieszczoty szarej tych umęczonych dni
nie żal mi, nie żal mi.
Nie, nie żałuję, przeciwnie – bardzo ci dziękuję, kochana,
żeś mi odejść pozwoliła po to, bym żyła tak, jak żyłam…
Agnieszka Osiecka
Mamo, dziękuję, dziękuję, dziękuję za dar życia.
Codziennie staram się czynić je lepszym
Ania
Prolog
Odkąd pamiętam, zawsze czegoś pragnęłam, zawsze o  czymś
marzyłam. Chciałam zrobić coś lepiej, dokładniej, mądrzej, bardziej…
Rozwijałam się na wszelkich możliwych płaszczyznach. Grałam na
pianinie, śpiewałam, trenowałam karate, tańczyłam (a raczej wyginałam się
w  jakiś niezidentyfikowany przez nikogo sposób), malowałam na szkle,
haftowałam, hodowałam kwiaty doniczkowe i  robiłam wiele innych,
nikomu do niczego niepotrzebnych rzeczy. Nie byłam pewna, czym tak
naprawdę powinnam się zająć, dlatego często sugerowałam się opiniami
innych. Czerpałam pełnymi garściami z ich „nieograniczonych” pokładów
posiadanej „wiedzy”, święcie wierząc, że udzielane przez nich rady są dla
mnie jedynymi i  słusznymi. Nie podejrzewałam, że byłam w  błędzie.
Zrozumiałam to dopiero później, znacznie później…
Moja mama zawsze mi powtarzała, że powinnam nauczyć się jakiegoś
obcego języka. Zaprowadziła mnie na lekcje angielskiego oraz
niemieckiego. Nie wiem dlaczego, ale angielski od początku mi nie leżał.
Owszem, lubiłam słuchać piosenek w tym języku, ale żeby od razu się go
uczyć? To nie było dla mnie, ale nie chciałam rozczarować mamy. Kto wie,
może gdyby nauczał go jakiś przystojny anglista, miałabym większą
motywację. Lektorce Wandzie daleko było jednak do jakiegokolwiek
piękna. Zgorzkniała, zmęczona życiem kobieta, nie przejmowała się wcale,
iż z  każdym tygodniem na jej lekcje przychodzi coraz to mniej osób.
Wreszcie i  ja zrezygnowałam. Mama nie miała pretensji i  nieco obniżyła
swoje oczekiwania względem mnie, mówiąc, że wystarczy, abym ten cały
angielski poznała chociaż w  stopniu komunikatywnym. Dziś umiem
poprosić o herbatę, kawę, na poczcie i w banku również sobie poradzę, lecz
kochać tego języka nie będę nigdy. Natomiast niemiecki… hm…
Z  pierwszej lekcji pamiętam tylko tyle, że on był wysoki i  pachniał
mieszanką piżma oraz wanilii. Zdecydowanie wywoływał we mnie
pożądanie. Może dlatego nie potrafiłam się skupić na tych wszystkich
der,
die, das?
Nie wiem… To  nie było wcale istotne. Istotne było to, że
spotykaliśmy się co tydzień. Tak więc to niemiecki najpierw polubił mnie,
a potem ja niemiecki.
Miałam wtedy czternaście lat. Michał miał lat dziewiętnaście.
Pięcioletnia różnica wieku jest żadną różnicą, jeśli mamy przed sobą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin