Jane Holland Zdumiewający warunek.pdf

(710 KB) Pobierz
JANE HOLLAND
Zdumiewający warunek
Tłumaczenie:
Dorota Viwegier-Jóźwiak
SPIS TREŚCI:
Okładka
Strona tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Epilog
Strona redakcyjna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
–  Sabrino  – odezwał się z  wyrzutem głos na drugim końcu
linii. – Po jakie licho wróciłaś na Calistę?
Ją też dręczyły wątpliwości, czy przylecieć na grecką wyspę,
gdzie się urodziła i  wychowała, ale napastliwy ton ojca był
wyjątkowo irytujący. Wolałaby, żeby ufał jej tak samo jak
pozostałej dwójce dzieci. Tylko że Tom i  Pippa byli jego
biologicznym potomstwem, a ona nie.
–  Muszę dokończyć pewną sprawę  – wyjaśniła
enigmatycznie.
Przełączyła rozmowę na głośnik i  odłożyła telefon na
kamienny stopień.
– Jaką sprawę? – nie dawał za wygraną ojciec.
Siedząc w  cieniu murów starego sierocińca, próbowała
rozplątać jasne pasma włosów. Na lądzie wynajęła samochód
z  rozkładanym dachem, a  na wyspę dotarła promem. Podróż
samochodem była całkiem przyjemna, teraz jednak czuła, że na
głowie ma wiecheć.
– To naprawdę nic ważnego.
Głos ojca zrobił się nagle serdeczny.
–  Sabrino, mnie możesz powiedzieć. Wiem, że nie byłaś na
Caliście od czasu… – Nie dokończył myśli.
Sabrina oparła czoło na dłoni i  jęknęła w  duchu. Kochała
ojca, ponieważ był wyjątkową postacią w jej życiu. Przyjął ją do
swojej rodziny i  zapewnił edukację, dzięki czemu mogła dziś
zasiadać na dyrektorskich stanowiskach. Była mu za to
ogromnie wdzięczna. Męczyło ją natomiast, że bez przerwy
wtrącał się w jej życie, mimo że zbliżała się do trzydziestki.
–  Przepraszam, tato, ale coś przerywa  – powiedziała,
przewracając oczami z  powodu tak beznadziejnej wymówki.  –
Zadzwonię do ciebie później.
Wyłączyła telefon i wstała. Otrzepała kurz z białej sukienki,
którą wybrała specjalnie na czekające ją dziś trudne spotkanie.
Andrew Richard Templeton, oficer Orderu Imperium
Brytyjskiego, na pewno będzie zły, że przerwała rozmowę. Nie
lubiła go rozczarowywać, ale w  tej chwili nie miała ochoty
walczyć z  tą przesadną opiekuńczością. Nie mogła się
rozpraszać takimi rzeczami.
Słuchając śpiewu cykad, Sabrina odchyliła głowę, by
ogarnąć spojrzeniem cały budynek sierocińca. Popękane
i  spłowiałe od słońca mury wyglądały mniej surowo niż za jej
czasów. Pnącza kwitnących bugenwilli stopniowo przejmowały
w  posiadanie całą elewację. W  spadzistym dachu, na który od
czasu do czasu wspinała się z  innymi dziećmi, brakowało
pojedynczych płytek. Gdy schodziła po stopniach ku niecce,
w  której osadzony był budynek, pod nogami zauważyła
jaszczurkę, która zatrzymała się na moment, błysnęła drobnymi
jak paciorki oczami i  zniknęła za kępą kwiatów w  kolorze
intensywnego różu. Odrapane z  niebieskiej farby drzwi
Zgłoś jeśli naruszono regulamin