Papierowy ksiezyc A5.pdf

(2125 KB) Pobierz
Cristina Pisco
Papierowy księżyc
Tłumaczył: Jan Kabat
Tytuł oryginalny: Only A Paper Moon
Wydanie oryginalne 1998
Wydanie polskie 1999
Rok 1943. W pobliżu małego irlandzkiego miasteczka ląduje
przymusowo amerykański samolot. Ranny lotnik trafia na farmę,
gdzie mieszka delikatna i wrażliwa Mary ze swym mężem -
brutalnym tyranem. Z chwilą gdy młody Amerykanin staje na
progu domu pięknej Irlandki, życie obojga zmienia się jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki...
-2-
Moim córkom
Cloe, Amelii, Saszy i Francesce
z wyrazami miłości
-3-
Rozdział pierwszy.
Mary schodziła ostrożnie ze schodów. Bardzo bolał ją lewy bok,
toteż trudno jej było stąpać bezgłośnie po skrzypiących deskach.
Ilekroć uwalniała prawą nogę od ciężaru ciała, biodro przeszywał
ostry ból.
Musiała się o coś uderzyć. Może o ścianę? Nie. Pamiętała
wyraźnie, że rąbnęła o nią ramieniem, a potem osunęła się na
podłogę, aż zadrżała zawartość szafki kuchennej. Dotknęła
ostrożnie zesztywniałego, posiniaczonego ciała, kości jednak były
nienaruszone. Gerald zawsze zostawiał na jej ciele sińce, nigdy
jednak niczego nie łamał. Chyba nadwerężyła sobie biodro przy
upadku.
Przystanęła na podeście i zaczęła nasłuchiwać. Ktoś krzątał się
po kuchni. Gdy Gerald wypadł nocą z domu, leżała na kamiennej
posadzce, dziękując Bogu, że tym razem jego chęć pójścia do
pubu okazała się silniejsza od gniewu i żądzy. Przypuszczała, że
jeszcze nie wrócił, nie była jednak tego pewna.
Bóg jeden wie, gdzie się włóczył. Znikał na całe dnie,
wychodząc i wracając bez ostrzeżenia, nieodmiennie wściekły,
jeśli kolacja nie była gotowa na czas. Zawsze załatwiał jakieś
swoje „interesy”.
W miarę jak stan wyjątkowy stawał się stanem powszednim,
Gerald wychodził z domu częściej i na dłużej. Nie miała nic
przeciwko temu. Przypuszczała, że angażuje się w interesy
bardziej podejrzane niż pokątne zakłady. Trzymała usta na kłódkę,
ale nie była głupia. Sądziła, że zajmuje się jakimś szmuglem. Jak
inaczej można wytłumaczyć te jego powroty do domu z
kieszeniami wypchanymi pieniędzmi i torbą pełną rzeczy, których
nie da się już zdobyć za miłość czy forsę, jak choćby herbata i
tytoń?
-4-
Stukał się wtedy palcem po nosie i mówił, że ma szczęście.
Nienawidziła tych chwil bardziej niż nocy, gdy wracał
rozchełstany i brudny, jakby spał na dworze w ubraniu. Kiedy
dopisywało mu szczęście, miał ochotę na seks.
Kiedy miał pecha, chciał ją tylko bić. Czasami, bez wyraźnego
powodu, chciał jednego i drugiego.
Mary usiłowała usłyszeć cokolwiek poza szczekaniem psów.
Tego ranka wstała późno i wyły już z głodu. Słodki Jezu, powinna
od razu zabrać się za pieczenie herbatników. Nie ma mowy o
filiżance gorącej herbaty. W holu wiało i drżała z zimna, gdy
ruszyła wreszcie na dół. Boże, niech to będzie Imelda, a nie
Gerald!
Uchyliła cicho drzwi i zajrzała do kuchni. Owionęło ją ciepło, a
wraz z nim zapach bulionu i wypieków. Uśmiechnęła się na
widok kruchej sylwetki Imeldy. Dziewczyna mieszała uważnie w
wielkim garnku zawieszonym nad paleniskiem i nuciła pod
nosem.
- Ranny z ciebie ptaszek, Imeldo Tanner - zauważyła Mary,
wchodząc do kuchni. Wesołe trzaskanie ognia i jasny uśmiech
Imeldy podniosły ją na duchu. Wyprostowała się, biodro już mniej
jej dokuczało. Wiedziała, że tego dnia będzie miała pomoc i
towarzystwo.
- Było tak zimno, że nijak nie mogłam spać, więc zeszłam na
dół i rozpaliłam ogień - wyjaśniła Imelda.
- To więcej niż ogień. - Mary osunęła się ostrożnie na krzesło
przy dużym stole. - Widziałaś go dziś rano?
- Nie. Bogu niechaj będą dzięki - odparła Imelda ze stłumionym
chichotem. - Ale Tommy już jest. Czyści klatki. Ugotowałam dla
psów kości i zrobiłam herbatniki. Dostaną śniadanie.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin