Czulosc wilkow A5.pdf

(2567 KB) Pobierz
Stef Penney
Czułość wilków
Przełożyła Bogumiła Nawrot
Tytuł oryginalny: The Tenderness of Wolves
Rok pierwszego wydania: 2006
Rok wydania polskiego: 2008
Jest rok 1867. W zagubionej gdzieś pośród kanadyjskich lasów
osadzie w tajemniczych okolicznościach znika siedemnastoletni
Francis Ross. Jego matka tego samego dnia odkrywa
zmasakrowane zwłoki przyjaciela Francisa, francuskiego trapera i
byłego pracownika Kompanii Handlowej Zatoki Hudsona,
Laurenta Jammeta. Okrucieństwo zbrodni wywołuje ogromne
poruszenie wśród społeczności miasteczka. Prawdę chcą poznać
mieszkańcy, dziennikarze oraz przedstawiciele Kompanii, którzy
przybyli na miejsce zdarzenia, by przeprowadzić śledztwo.
Głównym podejrzanym wydaje się być jednak zaginiony
nastolatek, Francis, ślady prowadzą zaś w głąb lasu i ciągną się
daleko w tundrę. Jedynym sposobem, by poznać prawdę, jest
wyprawa przez wyludnione tereny, które od wieków dają
schronienie tylko zwierzynie, szaleńcom i uciekinierom. Osobom,
które podejmą wyzwanie, przyjdzie się zmierzyć nie tylko z siłami
natury, ale również z wychodzącymi na światło dzienne, skrzętnie
przez lata ukrywanymi sekretami mieszkańców niewielkiego
miasteczka. Okazuje się bowiem, że nie wszystkim przyświeca ten
sam cel i niekoniecznie tych samych odpowiedzi szukają.
-2-
Spis treści:
Zniknięcie....................................................................................................................................................................... 4
Niebiańskie pola..........................................................................................................................................................133
Towarzysze zimowej wędrówki................................................................................................................................. 259
Męki długich rozmyślań............................................................................................................................................. 423
Rodzicom
-3-
Zniknięcie.
Rozdział 1.
Ostatni raz widziałam Laurenta Jammeta w sklepie Scotta. Stał
z martwym wilkiem przerzuconym przez ramię. Poszłam po igły,
a on zgłosił się po nagrodę. Scott nalegał, by przynoszono mu całe
zewłoki, bo raz okantował go pewien Jankes, który jednego dnia
przyniósł same uszy i odebrał nagrodę, jakiś czas później
dostarczył łapy, by zainkasować kolejnego dolara, a na koniec
zgłosił się z ogonem. Ponieważ była zima, kolejno okazywane
fragmenty zwierzęcia wyglądały na całkiem świeże, ale oszustwo,
ku niezadowoleniu Scotta, stało się tajemnicą poliszynela.
Pierwsze więc, co ujrzałam po wejściu do sklepu, to łeb wilka.
Z wykrzywionego grymasem pyska zwisał jęzor. Mimo woli się
wzdrygnęłam. Scott wrzasnął na Jammeta, ten zaś przeprosił mnie
gorąco; nie dało się na niego gniewać, taki był czarujący, a na
dodatek kulał. Zewłok zabrano na zaplecze i kiedy kręciłam się po
sklepie, mężczyźni zaczęli się sprzeczać o zjedzoną przez mole
skórę wiszącą w drzwiach. Zdaje się, że Jammet żartobliwie
zaproponował, by Scott zastąpił ją nową. Pod nią widniał napis:
„Canis lupus (samiec), pierwszy wilk schwytany
w mieście Caulfield, 11 lutego 1860 roku”.
Te słowa dużo mówią o Johnie Scotcie, pozującym na
człowieka wykształconego. Miał wysokie mniemanie o sobie i
przyjmował pobożne życzenia za prawdę. Albowiem z całą
pewnością nie był to pierwszy schwytany tutaj wilk i właściwie
nie istnieje coś takiego, jak miasto Caulfield, chociaż on gorąco
by tego pragnął, bo wtedy powołano by radę miejską, a on mógłby
zostać burmistrzem.
-4-
- Poza tym to samica, do tego bardzo mała. Samce mają
ciemniejszy kołnierz i są większe.
Jammet wiedział, co mówi, bo schwytał więcej wilków niż
ktokolwiek ze znanych mi osób. Uśmiechnął się, by dać do
zrozumienia, że nie chce nikogo obrazić. Scott z byle powodu czuł
się jednak urażony, więc i teraz się obruszył.
- Wnoszę z tego, że pamięta pan lepiej ode mnie, panie Jammet?
Jammet wzruszył ramionami. Ponieważ nie mieszkał tutaj w
1860 roku i ponieważ, w przeciwieństwie do nas wszystkich, był
Francuzem, musiał się mieć na baczności.
Właśnie wtedy podeszłam do lady.
- Według mnie była to samica, panie Scott. Człowiek, który
przyniósł zwierzę, powiedział, że wilczki wyły przez całą noc.
Wyraźnie to pamiętam. I to, jak Scott powiesił zewłok za tylne
łapy przed sklepem, by każdy mógł się na niego gapić. Nigdy
wcześniej nie widziałam wilka i byłam zaskoczona, że jest taki
mały. Wisiał z nosem skierowanym ku ziemi, z oczami
zamkniętymi jakby ze wstydu. Mężczyźni pokpiwali z zewłoka, a
dzieciaki chichotały, podpuszczając się nawzajem, które z nich się
odważy wsadzić mu rękę do pyska. Stawały obok niego dla hecy.
Scott zwrócił na mnie swoje malutkie, niebieskie oczka, trudno
powiedzieć, czy dotknięty do żywego tym, że wzięłam stronę
obcokrajowca, czy też zwyczajnie oburzony.
- I proszę sobie przypomnieć, co go spotkało. - Doktor Wade,
mężczyzna, który przyniósł łup, utonął następnej wiosny. Scott
wyraźnie dawał do zrozumienia, że ten fakt dobitnie potwierdza,
iż doktor Wade nie był ekspertem w tych sprawach.
- No, cóż... - Jammet wzruszył ramionami i mrugnął do mnie.
Ależ bezczelność! Sama nie wiem, jak to się stało - chyba Scott
pierwszy o tym napomknął - że zaczęliśmy dyskutować o tamtych
biedaczkach; zawsze tak się kończyły wszelkie rozmowy o
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin