Wyspa Zlo A5 ilustr.pdf

(3529 KB) Pobierz
Zbigniew Nienacki
Wyspa Złoczyńców
Pierwsze wydanie polskie 1964
Tekst z wydania polskiego po roku 1990
Ilustrował Mieczysław Kwacz
Zatrudniony w Ministerstwie Kultury i Sztuki pan Tomasz
otrzymuje w spadku tajemniczy wehikuł wuja Stefana Gromiłły z
Krakowa. To skrzyżowanie czółna z poczwarą okazuje się
wielofunkcyjnym pojazdem, a tylko karoseria, a właściwie górna
obudowa wozu, zrobiona „domowym sposobem”, szpeci ten
pojazd, zaś jego posiadacza naraża na ironiczne docinki.
Pan Samochodzik jedzie na urlop do Antoninowa nad Wisłą,
gdzie na Wyspie Złoczyńców spotyka harcerzy z Zastępu
Łuczników,
uczestniczących
w
obozie
ekspedycji
antropologicznej. Poznaje m.in. Wilhelma Tella, Sokole Oko i
Wiewiórkę. Pana Tomasza interesują ukryte zbiory dziedzica
Dunina. Badania antropologiczne przeplatają się z przygodami
związanymi z poszukiwaniem ukrytych zbiorów dziedzica.
-2-
ROZDZIAŁ PIERWSZY
DZIWNY SPADEK • TAJEMNICZY WEHIKUŁ WUJA
GROMIŁŁY • CO TO ZA STWÓR? • SENSACJA NA ULICY •
LARWA OBRZYDLIWEGO CHRABĄSZCZA • SZALEŃCZA
SZYBKOŚĆ • ZDUMIENIE AUTOMOBILISTÓW • CO POTRAFI
WEHIKUŁ WUJA
Nie trzeba szukać
przygody.
Nie znajdzie się jej, choćby
pojechało się aż na koniec świata, przez siedem rzek i za siedem
gór. Nie zjawi się, choćby czekało się na nią dzień i noc,
prowokując ją i nastawiając na nią pułapki. Nie przywoła jej
żadna prośba i może się okazać, że nie ma jej nawet tam, gdzie
tylu już ją spotkało. Czyż nie zdarzyło się niejednemu odbywać
podróży przez słynny z burzliwości ocean, gdy był on spokojny
jak staw za domem? Czyż nie przydarzyło się niejednemu, że
przedzierając się przez najdzikszą dżunglę nie napotkał ani
krwiożerczych zwierząt, ani czyhających na jego życie
krajowców, a dzika dżungla okazała się tak bezpieczna jak park
miejski?
Bo przygody nie trzeba szukać. Ona zjawia się sama.
Przychodzi w najbardziej nieprzewidzianych momentach i w
nieoczekiwanej postaci, najczęściej, gdy nie spodziewamy się jej,
nie pragniemy jej, gdy nie jest nam ona potrzebna. Najpierw daje
nam znak - że oto jest, przyszła po ciebie, chce cię ogarnąć i
wciągnąć w swą grę. Musisz od razu wiedzieć, że to właśnie jej
znak, musisz go rozpoznać wśród tysiąca innych znaków. Nie
wolno ci zlekceważyć jej wezwania ani odłożyć go na później.
Nie lubi leniwych. Pominie cię, odejdzie i więcej po ciebie nie
wróci...
Zadziwiająca
przygoda,
jaką przeżyłem na Wyspie
Złoczyńców, zapukała do mnie pod koniec czerwca. Ubrana była
-3-
w mundur listonosza, który wręczył mi zapieczętowaną kopertę z
nagłówkiem: ZESPÓŁ ADWOKACKI NR 3 W KRAKOWIE. W
zapieczętowanej kopercie znajdowało się zawiadomienie Zespołu
Adwokackiego, że po prawie rok trwającym przewodzie
spadkowym na mocy testamentu zmarłego przed rokiem wuja
mego - Stefana Gromiłły, stałem się właścicielem znajdującego
się w Krakowie „murowanego garażu samochodowego oraz
znajdującego się w nim pojazdu mechanicznego”. Z treści listu
wynikało, że po opłaceniu pewnych kosztów związanych z
przewodem spadkowym mam obowiązek „wejść w prawa
posiadacza garażu samochodowego oraz znajdującego się w nim
pojazdu mechanicznego”.
Wyznaję, że list ów wprowadził mnie w pewne zakłopotanie.
Nie czułem potrzeby posiadania w Krakowie „murowanego
garażu samochodowego”, mieszkałem bowiem w Warszawie. A o
ile dobrze pamiętam, ów „pojazd mechaniczny” był okropnie
starym gratem.
Czyż mogłem przypuszczać - czy ktokolwiek z Was
spodziewałby się - że list z Zespołu Adwokackiego jest
wezwaniem najprawdziwszej i pełnej niebezpieczeństw
PRZYGODY?
Zatelefonowałem do swego młodszego brata, zdecydowany
darować mu „murowany garaż samochodowy i znajdujący się w
nim pojazd mechaniczny”.
Odmówił. Powiedział, że on również otrzymał list z Zespołu
Adwokackiego nr 3 w Krakowie i na mocy testamentu wuja
Stefana Gromiłły stał się właścicielem książeczki, na której
znajduje się osiemdziesiąt tysięcy złotych.
- Za te pieniądze, jeśli zechcę, będę mógł kupić sobie nowy
samochód - rzekł mój młodszy brat Paweł. - Po co mi stary grat
-4-
wuja? A i garaż w Krakowie również nie jest mi do niczego
potrzebny. Sprzedaj go - doradził mi.
Zatelefonowałem do kuzynki Franciszki. Okazało się, że i ona
otrzymała list z Krakowa i stała się właścicielką kompletu mebli
stylowych oraz szafy z książkami, należącymi do naszego wuja.
- Wyjaśnij mi, moja kochana - powiedziałem kuzynce -
dlaczego właśnie mnie wuj Gromiłło darował garaż i starego
grata? Czyż nie rozsądniej by było zapisać mi w testamencie szafę
z książkami? Wyznaję, że najbardziej chciałbym otrzymać
osiemdziesiąt tysięcy na książeczce oszczędnościowej.
- Ostatni raz spotkaliśmy się z wujkiem przed dwoma laty -
przypomniała mi Franciszka. - To było na pogrzebie ciotki Anny.
Czy nie chwaliłeś się wówczas, że właśnie otrzymałeś prawo
jazdy?
- No tak. Teraz to już wszystko rozumiem. Wuj myślał, że Bóg
wie jak wielką radość sprawi mi swoją darowizną.
I rad nierad zmuszony zostałem „wejść w posiadanie
murowanego garażu samochodowego i znajdującego się w nim
pojazdu mechanicznego”. Pojechałem w tym celu do Krakowa,
śpieszyłem się zresztą z załatwieniem tej sprawy, ponieważ na
początku lipca oczekiwał mnie służbowy wyjazd na dość długi
okres.
Zdecydowałem się pójść za radą mego młodszego brata i
sprzedać zarówno ów garaż, jak i samochód wuja. „Kto wie -
zastanawiałem się - może suma, uzyskana ze sprzedaży, starczy
na pierwsze raty za jakiś nowy wóz? Taki pojazd przydałby mi się
na urlopie”.
Chętnego do nabycia garażu znalazłem bardzo prędko, gorzej
było z nabywcą starego samochodu wuja Gromiłły. Ktokolwiek
obejrzał ów wehikuł, uśmiechał się z zakłopotaniem i natychmiast
żegnał się ze mną. Nawet nie próbował pytać o cenę.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin