Piekna debiutantka A5.pdf

(2905 KB) Pobierz
Siri Mitchell
Piękna debiutantka
Przełożyła: Barbara Żak
Tytuł oryginalny: She Walks in Beauty
Rok pierwszego wydania: 2010
Rok pierwszego wydania polskiego: 2012
Rok 1891. Siedemnastoletnia Klara Carter ma wkrótce
zadebiutować na salonach Nowego Jorku. Zadanie postawione
przed dziewczyną jest jasne - powinna oczarować Franklina
De Vriesa na tyle, by się jej oświadczył. Małżeństwo może
uratować pozycję rodziny. Klara nie chce ślubu tym bardziej, że
do walki o względy młodzieńca staje również bliska przyjaciółka
Lizzie. Rodzinna tragedia weryfikuje wszystkie plany...
-2-
NOWY JORK, 1891.
W czasach bogactwa, przepychu
i zbytku Pozłacanego Wieku
-3-
1.
- Ubierz się, Klaro. W strój wizytowy. Wychodzimy. - Słowa
mojej ciotki były jednocześnie rozkazujące i precyzyjne - tak jak i
jej postawa. Siedząc na jednym z krzeseł w mojej sypialni,
wydawała się kombinacją kątów prostych.
Była wyjątkowo strzelista.
Były jednak ważniejsze sprawy do rozważenia niż geometria.
Przygryzłam wargę, by ukryć uśmiech, który o mało co nie
pojawił się na moich ustach. Miałyśmy wyjść! A my nigdy nie
wychodziłyśmy. My nigdy nigdzie nie chodziłyśmy. Przynajmniej
od czasu, gdy ciotka wprowadziła się do nas miesiąc wcześniej.
Kilka razy dostałam pozwolenie, by odwiedzić moją przyjaciółkę
Lizzie Barnes, ale tylko w towarzystwie panny Miller, mojej
guwernantki.
Ciotka podniosła się z krzesła, które stanowiło komplet z tym,
na którym ja siedziałam. Wypchane, haftowane w bratki siedzenia
i liliowe frędzle harmonizowały z resztą urządzenia mojej
sypialni. Grube, puszyste szpice ciotki, podrażnione przez jej
nagły ruch, zaczęły szczekać i skakać wokół jej stóp.
- C z y wyrażam się niejasno, Klaro? Wychodzimy zaraz.
- N i e.
- Proszę? Nie muszę chyba naciągać uszu, żeby cię usłyszeć.
Rzeczywiście nie musiała. Uszy ciotki miały zwyczaj odstawać
od głowy jak dwie warząchwie, jakby pragnęły uwolnić się od jej
nieustająco staromodnej fryzury: włosów zaczesanych w kok, z
przedziałkiem pośrodku.
- Nie. Nie wyraziłaś się niejasno.
- Doskonale. - Cmoknęła na psy i wyszła z pokoju przy wtórze
ich zwariowanego jazgotu. Trzy zwierzaki, które potruchtały za
-4-
nią, były najbardziej nieznośnymi stworzeniami, jakie
kiedykolwiek znałam.
Po wyjściu ciotki panna Miller wychynęła z kąta, żeby rozsunąć
aksamitne kotary i zaciągnąć rolety na oknach.
- Nie rozumiem, dlaczego ona uważa, że może mną rządzić jak
jednym ze swoich okropnych psów! Nie jestem dzieckiem, mam
siedemnaście lat.
- Po prostu przywykła do tego, że ludzie robią, co im każe. -
Panna Miller uśmiechnęła się i podeszła do pustego już krzesła.
- Powinna zostać tam, skąd przyjechała.
- Wykazała zainteresowanie twoim wychowaniem, a to,
uważam, bardzo uprzejme z jej strony. Zwłaszcza że... cóż...
- Że nie mam matki.
- Nie chciałam, żebyś się poczuła... Nie chciałam ci
przypominać. Przepraszam. Panna Miller usiadła, natomiast ja
wstałam, żeby pokojówka mogła pomóc mi się rozebrać.
- Doskonale radziłyśmy sobie same, pani i ja. - Nie potrafiłabym
się gniewać na pannę Miller. Zresztą mama umarła tak dawno
temu.
- Ale teraz trzeba zastanowić się nad twoim debiutem w
towarzystwie.
- To dopiero za ileś tam miesięcy. - Więcej niż rok. A ja
czekałam na to wydarzenie prawie tak niecierpliwie, jak mysz
czeka, by rzucił się na nią kot. - Poza tym, pani mogłaby być moją
osobą towarzyszącą! - Że też wcześniej o tym nie pomyślałam.
Zanim ojciec oznajmił, że jego siostra się do nas wprowadza.
- Nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności, ale to nie jest
moja rola.
- Nie mogłaby pani? Wtedy nie musiałybyśmy wcale tego robić!
Mogłybyśmy powiedzieć, że idziemy na bal, a zamiast tego pójść
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin