JdM 02 Drugi horyzont A5.pdf

(2072 KB) Pobierz
Michael Lawson
Drugi horyzont
Cykl: Joe DeMarco Tom 2
Przekład Paweł Wieczorek
Tytuł oryginalny: The Second Perimeter
Rok pierwszego wydania: 2006
Rok pierwszego wydania polskiego: 2006
Śledztwo w sprawie malwersacji w bazie marynarki wojennej
Stanów Zjednoczonych w Bremerton trzeba przeprowadzić cicho i
dyskretnie. Joe DeMarco, człowiek do zadań specjalnych, szybko
jednak odkrywa, że nie chodzi o pieniądze, lecz o ściśle tajne dane
nowego atomowego okrętu podwodnego...
I oto nagle DeMarco, amator w szpiegowskiej grze, musi stanąć
do pojedynku z bezwzględnym zawodowcem.
-2-
Prolog.
Z okna Norton widział zacumowany przy jednym z nabrzeży
szturmowy okręt podwodny klasy Los Angeles. Stał za daleko,
aby przeczytać numer na kadłubie, ale był to najprawdopodobniej
USS „Asheville” - SSN 758. Norton pracował w zeszłym roku na
„Asheville” i spędził wiele godzin na piciu z kilkoma oficerami z
dowództwa okrętu. Pogapił się jeszcze przez chwilę, stwierdził, że
tylko gra na zwłokę, i zasunął żaluzje. Mało prawdopodobne, żeby
ktokolwiek dostrzegł przez okno na trzecim piętrze, co robi, ale
nie mógł ryzykować.
Odwrócił się i popatrzył nad parawany otaczające jego boks.
Trwała przerwa na lunch. Dwa boksy dalej czterej mężczyźni grali
w karty, przy drzwiach sekretarka polerowała sobie paznokcie.
Nikogo więcej nie było widać. Posłał Mulherina, żeby zagadał
sekretarkę. Mulherin był w tym dobry. Gdyby ktokolwiek zaczął
iść przejściem w stronę Nortona, Mulherin zatrzymałby go i na
pewno coś powiedział, żeby ostrzec partnera.
Wyjął z plecaka szachownicę. Jej boki miały nieco ponad
trzydzieści centymetrów długości i niecałe trzy centymetry
grubości - więcej niż typowa szachownica, jaką można kupić w
sklepie. Norton nacisnął z boku i ścianka się otworzyła. Na biurko
wypadły figury szachowe. Przechylił szachownicę i ze środka
wysunął się cieniutki notebook. Szachownica była pomysłem
Carmody’ego.
Norton zamierzał potem schować notebooka do spreparowanej
szachownicy, położyć ją na szafce na akta i poustawiać figury tak,
żeby wyglądało, że gra z Mulherinem. Niezły dowcip - Mulherin i
szachy!
Przemycenie notebooka do stoczni było najbardziej
ryzykownym elementem operacji.
-3-
Potrzebował go tylko przez kilka minut dziennie i za każdym
razem wykorzystywał go tak samo jak teraz: podczas przerwy na
lunch z Mulcherinem jako wartownikiem. Wnosząc komputer,
bardzo się denerwował. Prawdę mówiąc, tak się pocił, aż był
zdziwiony, że żaden z marines przy bramie nic nie zauważył.
Posiadanie prywatnych komputerów było w obiekcie zakazane.
Dopuszczano jedynie sprzęt rządowy, więc gdyby marines akurat
tego dnia wybrali go do wyrywkowej kontroli bezpieczeństwa i
przypadkowo odkryli ukrytego w szachownicy notebooka miałby
przechlapane. Kompletnie przesrane.
Prawdopodobieństwo wpadki było jednak niewielkie. Kiedy
poziom zagrożenia terrorystycznego wzrastał marines rewidowali
wszystko, co przekraczało bramy. Samochody, plecaki, torebki,
pudełka z lunchem. Wszystko. Norton przemycił jednak
notebooka, gdy obowiązywał zwykły poziom zagrożenia, zaczekał
aż przy bramie zrobi się kolejka i ludzie zaczną kwękać, że
spieszą się do pracy; marines zawsze wtedy uwijali się szybciej
przy kontroli osobistej. To, żeby wejść, kiedy jest długa kolejka,
też było pomysłem Carmody’ego. Carmody był sprytnym
draniem.
Norton uświadomił sobie, że to nie marines są powodem jego
niepokoju. Był nim Carmody. Bał się go jak diabeł święconej
wody.
-4-
Rozdział 1.
DeMarco wjechał na wolne miejsce na parkingu Goose Creek
Golf Club, w Leesburgu w stanie Wirginia. Wysiadł, zatrzasnął
drzwi i dopiero gdy przeszedł dwadzieścia metrów, przypomniał
sobie, że nie zamknął ich na klucz. Wrócił do samochodu,
wściekle wcisnął przycisk blokady drzwi, po czym trzasnął nimi o
wiele mocniej niż potrzeba. Wkurzało go - szczególnie tego
poranka - że jego volvo jest tak cholernie stare i nie ma małego
poręcznego pilota do zdalnego zamykania drzwi.
W drodze do pracy zboczył ze zwykłej trasy i pojechał do
handlarza używanymi samochodami w Arlington. Kilka dni temu
przejeżdżał tamtędy i zobaczył w rogu placu bmw z-3, ustawione
jak dzieło sztuki. Chociaż samochód miał na liczniku sto
dwadzieścia dwa tysiące kilometrów, skórzane fotele były
wyblakłe, a DeMarco nie był pewien, czy go na niego stać, chciał
mieć kabriolet, zwłaszcza że powoli miał już dosyć jeżdżenia
szwedzką skrzynką na kołach. Właśnie zaczął się targować ze
sprzedawcą, kiedy zadzwoniła sekretarka Mahoneya: szef chce go
widzieć w Goose Creek, zanim o dziewiątej rano wykona
pierwsze uderzenie.
Znalazł Mahoneya na polu treningowym, podczas próby
trafienia w dołek z dwóch i pół metra. Obserwował w milczeniu,
jak Mahoney pochyla wielkie cielsko, bierze głęboki wdech i trąca
piłeczkę. Uderzył prosto, ale za mocno; piłka musnęła krawędź
dołka i odtoczyła się prostopadle do pierwotnego kierunku.
- Co za cholerstwo - mruknął Mahoney. - Strasznie śliska dziś ta
trawa.
Jasne, pomyślał DeMarco. Woskują ją, zanim przyjedziesz.
Mahoney miał metr osiemdziesiąt wzrostu, szeroką klatkę
piersiową, plecy, tyłek. Równowagi nadawał ciału twardy,
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin