Ulexia Faust
Córka ognia i krwi
Okładka: Wiola Pierzgalska
Język oryginalny: polski
Rok pierwszego wydania: 2014
Nina od zawsze czuła, że coś jest nie tak.
I miała rację.
Wyspa Księżniczki Kamili huczy od plotek i urywanych rozmów. Kolejne osoby zarządzające sierocińcem św. Hildegardy robią, co w ich mocy, by położyć temu kres.
W tym czasie współczesne wampiry szykują się do bezpardonowej wojny mającej przypomnieć światu ich prawdziwą moc i przeznaczenie. Gromadzą sojuszników, spiskują, uwodzą. Ale czy poradzą sobie ze swoim największym wrogiem - wewnętrzną, chciwą i nienasyconą Bestią?
W świecie magii i mistycznych sekretów pewna dziewczyna o włosach czerwonych jak krew stara się poradzić sama ze sobą, swoim darem i tym, co oznacza dla jej bliskich. A nie ma zbyt wiele czasu - już wkrótce podchody się skończą i będzie musiała zdecydować, za co chce walczyć.
Ulexia Faust (ur. 1999 r.). Przeciętna 14-letnia gimnazjalistka o nieprzeciętnych zainteresowaniach. Najtrudniej pogodzić jej rolę uczennicy z licznymi pasjami. Ma bzika na punkcie wszelkiego rodzaju mitologii i kontrowersyjnych postaci historycznych, z których czerpie inspiracje. Kinomanka i fanka muzyki klasycznej.
Spis treści:
Księga 1. Sierociniec św. Hildegardy 5
I. W sierocińcu. 5
II. Dziwny incydent. 13
III. Wspomnienia panny Matyldy. 19
IV. Festyn w Um. 25
V. Niepotrzebna prowokacja. 30
VI. Ukryta, niekontrolowana i niebezpieczna Moc. 36
VII. Szpital. 40
VIII. Nocna zmora. 47
IX. Wezwanie do dyrektora. 53
X. Druga Matylda. 61
XI. Nowe rządy. 67
XII. Wizyta u siostry Gwidony. 71
XIII. Mięta. 75
XIV. Upragniona ucieczka. 80
Księga 2. Nauka. 86
XV. Wyczekiwana wolność. 86
XVI. Morgana. 90
XVII. Historia Zbuntowanego. 94
XVIII. Trybunał Czarodziejów. 98
XIX. Posłaniec Kur. 105
XX. Niebezpieczeństwo i nieoczekiwana pomoc. 111
XXI. W świecie Świadomości. 117
XXII. Wampirzyca z Paryża. 122
XXIII. Język kwiatów. 126
XXIV. Nina a’Stelle. 131
XXV. Nowa ciocia. 135
XXVI. Ważna sprawa w Wenecji. 142
XXVII. Nareszcie poważna rozmowa. 148
XXVIII. Irytujący, niespodziewany gość. 154
XXIX. Historia Angeliki. 160
XXX. Wizyta Aurory. 170
XXXI. Spotkanie. 176
XXXII. Praga. 182
XXXIII. Siedziba Alchemików. 189
XXXIV. Katka i Jitka. 199
XXXV. Plan Marleny. 206
XXXVI. Kameleon. 216
XXXVII. Dostawa. 222
XXXVIII. Koń trojański. 231
XXXIX. Odwet. 244
XL. Interwencja wampira. 249
XLI. Powóz od króla. 256
XLII. Homunkulus. 267
XLIII. Księżniczka Transylwanii. 274
Epilog. 289
Dla Mamy, za to, że jest,
i za wszystko inne
oraz
dla Pani Anitki,
która jest dla mnie podporą w życiu szkolnym.
Zegar, który znajdował się w mrocznym, potężnym budynku sierocińca, wybijał dziewiątą. Mimo że o tej godzinie panowała już cisza nocna, w dziecięcej sypialni można było dostrzec dziewczynkę, siedzącą na parapecie z nogami podwiniętymi pod szyję, patrzącą swoimi wielkimi, migdałowymi oczami na olbrzymi, srebrzysty księżyc. Po chwili zupełnie zatopiła się w marzeniach.
Teraz już nic nie mogło wyrwać jej z krainy wyobraźni, nawet donośny głos panny Matyldy, opiekunki sierocińca, który ogłaszał, by wszyscy niezwłocznie udali się do łóżek. Dziewczynka wyobrażała sobie, że lata na miotle i jest coraz bliżej, i bliżej księżyca...
Nagle poczuła niespodziewany szturchaniec w bok. Odwróciła się od zaparowanej szyby i ujrzała trójkątną, wykrzywioną w lekki, ironiczny uśmieszek twarz swojej wychowawczyni.
- Dzień dobry, to znaczy dobry wieczór... - wyjąkała speszona.
- Obawiam się, że nie taki dobry, moja droga Nino - powiedziała panna Matylda. Teraz uśmiech zagościł na jej twarzy już na dobre.
Matylda Eliot była starą panną, prowadzącą wraz innymi współpracownikami sierociniec, w którym Nina mieszkała od dziecka. Wychowawczyni uwielbiała wieczorne przechadzki po korytarzach i zaglądanie do pokoi wychowanków. Nie robiła tego jednak z troski o nich, lecz z pośrednim lub bezpośrednim zamiarem wlepienia komuś uwagi na temat niewykonania jej poleceń.
Nie tolerowała, gdy ktoś miał bujną wyobraźnię, dlatego nigdy nie lubiła Niny. Podczas jednej z wycieczek turystycznych - nad Morze Celtyckie, na którym położona była Wyspa Księżniczki Kamili o powierzchni zaledwie dwunastu kilometrów kwadratowych - przyłapała dziewczynkę na rozmowie z motylem. Ze zwykłym motylem! Kiedy zapytała, co robi, ta odpowiedziała, że rozmawia z bardzo miłą, kwiatową wróżką.
Po tym incydencie panna Matylda zabroniła Ninie uczestniczyć przez jakiś czas w szkolnych wycieczkach. Jednak po interwencji dyrektora znów musiała się na nie zgodzić.
Wśród wszystkich dzieci z sierocińca znalazłoby się jedynie kilkoro, które szczerze mogłyby powiedzieć, że darzą pannę Matyldę sympatią lub zaufaniem. Na pewno parę takich osób istniało, bo jak inaczej można było wyjaśnić fakt, że czasem panna Matylda wiedziała o uczniach o wiele rzeczy za dużo?
Nina dalej siedziała na parapecie, lecz teraz starała się skupić całą swoją uwagę na nieznośnej nauczycielce.
Jednak pokusa patrzenia na bielutką bułeczkę za oknem była zbyt silna. Szczególnie podczas pełni czuła mocne oddziaływanie księżyca.
Ukradkiem znów wyjrzała za okno. „Ostatni raz” - pomyślała. Przez chwilę miała wrażenie, że księżyc się do niej uśmiechnął z podziękowaniem.
- Moja droga, dlaczego ty jeszcze jesteś na nogach? - zapytała panna Matylda. - Przecież przed chwilą prosiłam, by wszyscy znaleźli się niezwłocznie w łóżkach.
- Przykro mi, proszę pani, ale nie słyszałam - bąknęła Nina.
- Co więc przez ten czas robiłaś? Gdy weszłam do pokoju, wyglądałaś przez okno, jakbyś widziała tam góry złota! Możesz mi to wyjaśnić?! - wykrzyknęła panna Matylda.
„Teraz już po mnie” - pomyślała Nina. Postanowiła się jednak nie poddawać.
- Po prostu patrzyłam na księżyc, proszę pani. Lubię mu się przypatrywać. Jest taki... niesamowity. I tajemniczy - wypaliła bez zastanowienia, a w myślach dodała: „jak ja”.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia, młoda damo?
Nina przytaknęła z nadzieją w sercu, że ta nocna rozmowa z nauczycielką zakończy się tylko uwagą. Panna Matylda wpatrywała się w nią dłuższą chwilę takim spojrzeniem, iż dziewczynce wydawało się, że przewierca ją wzrokiem.
- Więc marsz do dyrektora - powiedziała nauczycielka.
- Słucham, proszę pani? Do dyrektora? Ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? - zapytała z niedowierzaniem Nina.
- Zlekceważyłaś mój nakaz! A teraz marsz do dyrektora, i bez gadania!
Dziewczynka poczuła w sobie bezgraniczną złość. Przede wszystkim do panny Matyldy, a potem do swoich rodziców. Dlaczego kazali zostawić ją w takim obskurnym miejscu, jakim był sierociniec św. Hildegardy?
Kiedy szła korytarzem, zastanawiała się, kim byli jej rodzice, czym się zajmowali i dlaczego ją tu porzucili. Gdy wielokrotnie pytała o nich inne panie z sekcji „Przyjmowane dzieci i dane”, wzruszały tylko ramionami, mówiąc, że dwanaście lat temu podczas pewnego październikowego dnia znalazły ją pod drzwiami sierocińca. Niektóre czasem wspominały, że gdzieś w odległości jakichś czterystu metrów widziały oddalającą się kobietę z czerwonymi włosami, takimi jak Nina. Gdy dziewczynka chciała spytać o coś więcej, natychmiast mówiły: „Było ciemno, słaba widoczność”. Po czym odchodziły i zajmowały się swoimi sprawami.
Nina wielokrotnie wyobrażała sobie różne rzeczy na temat swoich rodziców. Zmieniały się one z upływem lat.
Najbardziej lubiła marzyć, że jej matka jest księżniczką, której rodzice, czyli para królewska, nie pozwalają na związek ze skromnym, acz inteligentnym podróżnikiem, który kiedyś odwiedził dwór królewski. Zakochana królewna nie słucha rozkazów rodziny i potajemnie spotyka się z narzeczonym. Potem następuje zemsta złej królowej i podróżnik zostaje brutalnie rozdzielony z ukochaną, która rodzi jedyną córeczkę - Ninę. Kiedy królowa chce zabić dziewczynkę, matka oddaje ją do sierocińca, gdzie dziecko bezpiecznie dorasta.
Gdy Nina mijała długi, szary, niekończący się korytarz, od czasu do czasu spoglądała spod czoła na zadowolone oblicze panny Matyldy. Teraz postanowiła skupić całą swoją uwagę nie na zwycięskim uśmiechu nauczycielki, lecz na jej blond włosach z szarymi pasemkami, upiętymi w wysoki kok.
Nagle wyobraziła sobie, co by powiedział na to dyrektor, gdyby dodać im trochę koloru. Parsknęła na tę myśl śmiechem. Panna Matylda przeszyła ją wzrokiem.
Dyrektor Brenn na początku swoich ponurych, nauczycielskich rządów zastrzegł sobie, że wszystko w sierocińcu będzie szare. Efektem były więc szare ściany, łóżka, pościele i inne akcesoria (nawet książki w bibliotece miały szare okładki). Wszystkie ubrania dzieci i pracowników sierocińca były szare. Ponadto podopieczni musieli ukrywać w specjalnych szarych pudełkach wszelkie kolorowe rzeczy przed wzrokiem wścibskich nauczycieli, nazywanych pogardliwie „wąchaczami”.
Po krótkiej chwili rozmyślań nad kolorami, Nina wybrała różowy, ponieważ była pewna, że w szarym gabinecie dyrektora na pewno będzie widoczny. W myślach powtarzała sobie tylko jedno życzenie: „I żeby jej włosy stały się różowe, tak właśnie, obrzydliwie różowe...”.
Nadzieję na zmianę koloru włosów panny Matyldy przerwało energiczne pukanie nauczycielki do drzwi gabinetu dyrektora. Po usłyszeniu krótkiego „proszę!” pospiesznie weszły do środka. Nina była już tu nie raz i mogłaby przejść przez pokój dyrektora z zamkniętymi oczami, na nic nie wchodząc i niczego nie potrącając.
Nad biurkiem Brenna wisiał portret św. Hildegardy, założycielki i patronki sierocińca. Była to starsza kobieta w okrągłych okularach na haczykowatym nosie i, oczywiście, w szarej sukni z małym dekoltem. Za biurkiem siedział dyrektor Brenn we własnej osobie, skrupulatnie coś notując. Powoli i z wielką niechęcią podniósł wzrok na pannę Matyldę, mechanicznie mówiąc: - Co tym razem Ma... Matyldo?! Co to ma być?! - W tym momencie jego wodniste oczy stały się wielkie jak dwie monety.
Nina ze zdziwieniem patrzyła na całą sytuację. Co mogło go aż tak bardzo zaskoczyć? Natychmiast przyszła jej do głowy jedna bardzo szalona myśl. Zaraz jednak odepchnęła ją od siebie. Mimo wszystko nieznośna myśl znów szybko wypłynęła na powierzchnię, nie dając za wygraną. W końcu Nina z pesymistycznym nastawieniem spojrzała w górę na włosy nauczycielki. Jej duże, migdałowe oczy stały się jeszcze większe. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież to nie mogło się wydarzyć naprawdę!
Kok panny Matyldy stał się obrzydliwie różowy, tak jak sobie życzyła Nina.
Pani Matylda wydawała się zbita z tropu. Szyderczy uśmiech, który miała na twarzy, idąc korytarzem z Niną, zbladł. Po chwili z nieukrywanym zdziwieniem zapytała: - Dlaczego pan dyrektor tak na mnie patrzy? Czy coś jest nie tak?
- Och, tak, Matyldo. Coś jest nie tak. Masz całkowitą rację. Czy na początku mojej kadencji nie ogłosiłem, że nie toleruję innych kolorów niż szary?!
- Ogłosił pan, panie dyrektorze.
- Wiec pytam po raz ostatni: co znaczy pani dzisiejsze zachowanie?
- Powie mi pan wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi, panie dyrektorze, czy nie?!
- Chce pani wiedzieć? Dobrze, jeśli ma pani sklerozę, to w porządku - panna Matylda wydała się obrażona. - Zaraz, gdzie ja to podziałem... - dyrektor Brenn otworzył szybkim ruchem szufladę i zaczął w niej czegoś gorączkowo szukać.
Panna Matylda spojrzała na Ninę z nieukrywaną złością. Dziewczynka udała, że tego nie zauważyła. Patrzyła teraz na dyrektora, który po kilku minutach znalazł to, czego szukał. Było to zakurzone lusterko, które - być może - pamiętało jeszcze czasy św. Hildegardy. Nauczyciel wydał z siebie triumfalny okrzyk, wymachując znalezionym przedmiotem przed nosem panny Matyldy. Opiekunka chwyciła szybko lusterko w szarej oprawie i przyjrzała się dokładnie swojemu odbiciu. Jej twarz wydłużyła się gwałtownie. Kilkakrotnie przetarła jego taflę szarym rękawem sukni. Jednak nic to nie pomagało. Ninie zrobiło się jej żal. Ale tylko przez chwilę.
Niespodziewanie panna Matylda wrzasnęła na całe gardło:
- To na pewno wina tej małej wiedźmy! Rzuciła na mnie klątwę, bo się mści! Ja jej jeszcze pokażę, tak że się nie pozbiera...
Dyrektor nie tolerował takiej skali dźwięków w swoim gabinecie. Nina pomyślała, że panna Matylda dobrze o tym wie.
- Matyldo, skoro myślisz, że będę przymykał oczy na takie zachowanie, to się grubo mylisz! Jeśli ktoś tu zostanie ukarany, to wyłącznie ty i nikt inny! Rozumiesz?
Panna Matylda łypnęła na niego groźnym wzrokiem. Burknęła coś cicho pod nosem.
- Słucham? - zapytał dyrektor.
Nauczycielka nie odpowiedziała, fuknęła tylko głośno nosem i wyszła z gabinetu. Nina i pan Brenn zostali sami.
...
entlik