Kim Lawrence - Burza zmysłów.pdf

(686 KB) Pobierz
KIM LAWRENCE
Burza zmysłów
Tłumaczenie:
Paula Rżysko
SPIS TREŚCI:
Okładka
Strona tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Epilog
Strona redakcyjna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Renzoi często nazywano klejnotem i rzadko się zdarzało, aby
ci, którzy widzieli ją zwłaszcza z  lotu ptaka, się z  tym nie
zgodzili.
Na wyspie znajdowało się jedno lotnisko, a nadmorska trasa
prowadząca z  węzła międzynarodowego portu lotniczego do
otoczonej murami stolicy miasta Fort St. Boniface, przez wielu
uważana była za jeden z  najpiękniejszych odcinków dróg na
świecie, uwielbiany przez ekipy filmowe, a  także przez
wszystkich tych, którzy umiłowali sobie kręte drogi i wspaniałe
morskie widoki.
Wielu podróżnych, którzy zawitali na wyspę, korzystało
z  taksówek wodnych, które przewoziły pasażerów przez
błyszczące wody wielkiego portu. Nie można było już patrzeć
na luksusowe jachty, zacumowane na głębokiej wodzie. Pływały
teraz, wraz z  miliarderami na pokładzie, w  zupełnie nowej,
specjalnie wybudowanej marinie po przeciwnej stronie wyspy,
przyczyniając się do kwitnącej gospodarki i  reputacji wyspy,
jako miejsca spotkań bogatych i sławnych.
Jedyną przeszkodą w  pokonaniu tej trasy było ominięcie
kilku łodzi rybackich i  paru samotnych żaglówek. Główną
zaletą portu było to, że pozostawał on otwarty dla wszystkich
zwiedzających, którzy mogli podziwiać z tego miejsca otoczoną
murami stolicę z jej wieżami i kopułami.
Choć architektura stolicy była utrzymana w  barokowym
stylu, to centralny element pałacu królewskiego, wznoszący się,
jak górna kondygnacja tortu weselnego nad średniowiecznym
ciągiem malowniczych, wąskich uliczek i  brukowych placów,
zapierał dech w  piersiach. Było to miejsce, które każdy chciał
uwiecznić na fotografii.
W ciągu dnia na błyszczącej tafli wody roiło się od
pomalowanych na jaskrawo łodzi motorowych. Nawet gdy
słońce zastąpiły gwiazdy i  księżyc w  pełni, kilka osób
kontynuowało pracę na tym odcinku, przewożąc turystów
wpatrujących się z  zachwytem w  oświetlony z  każdej strony
bajkowy zamek.
Jeden z  takich statków nie przewoził turystów ani nie był
udekorowany chorągiewkami. Zamiast tego na jego boku
widoczne było dyskretne królewskie logo. Łódź zawracała
właśnie w  stronę pontonu, który znajdował się w  znacznej
odległości od głównej mariny, gdzie cumowali turyści, a na jego
pokładzie znajdował się tylko jeden pasażer.
Najwyraźniej, nie mając cierpliwości czekać na ostatni
manewr, samotny mężczyzna swobodnie przeskoczył nad taflą
wody i  z  kocią gracją wylądował na brzegu kołyszącego się
pomostu.
Druga postać, która stała na nabrzeżu, podniosła rękę na
powitanie i  zatrzymała się, gdy wysoki cień w  garniturze
kierował się w jego stronę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin