Bez motywu A5.pdf

(1648 KB) Pobierz
Patrick Quentin
Bez motywu
Przekład: Izabela Kulczycka-Dąmbska
Tytuł oryginału: Puzzle for Wantons
Wydanie oryginalne 1945
Wydanie polskie 1999
Lorraine Pleygel zaprasza do swej luksusowej rezydencji w
Newadzie trzy, rozwodzące się właśnie, najlepsze swoje
koleżanki, nie uprzedzając, że w tym samym czasie zjawią się tam
ich znienawidzeni mężowie. Napiętą wobec zaistniałego faktu
sytuację zakłóca dodatkowo seria tragicznych splotów wydarzeń.
Kiedy ginie Dorothy Flanders, pierwsza z rozwiązłych żon,
wszyscy zgodnie uznają to za wypadek, ale śmierć kolejnej ofiary,
Janet Laguno, jest już ewidentnym morderstwem. Zwłaszcza, że
to nie koniec serii potwornych zbrodni.
Spis treści:
CZĘŚĆ PIERWSZA - DOROTHY................................................................................................................................3
CZĘŚĆ DRUGA - JANET...........................................................................................................................................45
CZĘŚĆ TRZECIA - FLEUR........................................................................................................................................88
CZĘŚĆ CZWARTA - MIMI......................................................................................................................................132
CZĘŚĆ PIĄTA - LORRAINE....................................................................................................................................175
CZĘŚĆ SZÓSTA - IRIS.............................................................................................................................................215
-2-
CZĘŚĆ PIERWSZA - DOROTHY.
1.
- Mój trzeci mąż nie był dżentelmenem. Będę szczęśliwa, gdy
się go pozbędę - oświadczyła Dorothy Flanders, wysoka, piękna, o
wspaniałej sylwetce blondynka i włożyła między wiśniowe wargi
szóstą kanapkę z krewetką. - Wieczorem w przededniu mojego
wyjazdu do Reno, uzbrojony w nóż kuchenny gonił mnie po
mieszkaniu - dodała.
Od kwadransa pani Flanders raczyła nas historyjkami mniej lub
bardziej pikantnymi, których tematem były jej własne przeżycia
miłosne. Żona moja przyglądała się jej z zainteresowaniem. Ja
również. Nigdy w życiu nie widziałem tak pięknej kobiety, która
miałaby tak wspaniały apetyt.
- Tak, poruczniku Duluth. - Omdlewające spojrzenie niebieskich
oczu Dorothy Flanders błądziło wokół, jakby szukając jakiegoś
smakołyku do jedzenia. - Muszę stwierdzić, że gdyby nie brak
nogi, którą stracił pod Saipan, byłby mnie dogonił.
Ścisnęło mnie w gardle. Iris, która urodą ustępowała nieco
pięknej blondynce, spytała grzecznie:
- A dlaczego to, pani Flanders, trzeci pani mąż gonił panią z
kuchennym nożem?
- Och, moja droga. Wie pani przecież, jacy są mężczyźni... -
Pani Flanders wzruszyła ramionami, tak wyzywająco
obnażonymi, że mogły wstrząsnąć całą dzielnicą portową.
- Zawsze miałam wiele kłopotów z mężczyznami. Niekiedy
dziwię się nawet, dlaczego tyle razy wychodziłam za mąż.
-3-
Po dalszych kilkunastu minutach jej zwierzeń zacząłem się
zastanawiać, w jaki sposób radziła sobie przez te kilka lat, aby
uniknąć kontaktu z nożem kolejnego ze swych małżonków.
Żółte ogrodowe krzesła, na których siedzieliśmy na obszernym
tarasie, zaczęły osnuwać cienie zapadającego zmroku. Byliśmy
pierwszymi gośćmi w domu Lorraine Pleygel, którzy przebrali się
już do kolacji. Front budynku, przypominający swym wyglądem
dwór wiejski, w całości niemal wykonany był ze szkła. Z okien
doskonale oglądało się tu zachód słońca. Z tyłu rozciągał się
bujny ogród i błyszczał brzeg jeziora Tahoe, jakby szmaragd od
Tiffany'ego, którym Lorraine się znudziła i wyrzuciła go. W
przystani można było dostrzec wyraźnie dzioby jej kilku
motorówek.
Przed blisko czterdziestu ośmiu godzinami opuściłem w San
Francisco swój okręt po ośmiu miesiącach pobytu na morzu. Był
to dopiero drugi dzień mojego piętnastodniowego urlopu na
wybrzeżu. Życie w cywilu nie nabrało jeszcze dla mnie
wyraźnego charakteru. Zapomniałem, że kobiety typu Dorothy
Flanders mogły żyć tak beztrosko, że ludzie mogli jeszcze wieść
próżniacze życie i być tacy bogaci jak Lorraine.
Lecz nawet ekstrawagancje właścicielki majątku Pleygelów nie
mogły przesłonić pięknego krajobrazu, jaki się tu roztaczał. Przy
niemal zawsze bezchmurnym niebie nagie szczyty Sierra Nevada -
obojętne na swoje piękno - spoglądały groźnie na jezioro.
Od podnóża gór wiatr niósł ostry zapach szałwii, tłumiąc tym
zapach ogrodowego jaśminu.
Nevada była Nevadą na długo przedtem, zanim Lorraine Pleygel
ze swoimi milionami zjechała, by ją kokietować. Nevada była
podobna do owego kowboja bałamuconego przez bogatą
dziedziczkę, który nie raczył dla niej zabiegać o zmianę
drelichowej koszuli lub o wyczyszczenie paznokci.
-4-
- Tak - odezwała się Dorothy Flanders, rzucając namiętne
spojrzenie nawet wtedy, gdy sięgała ręką po dojrzałe oliwki.
- Mąż oświadczył, że zabije mnie, jeżeli jeszcze raz mnie
kiedykolwiek zobaczy. Mężczyźni są tak strasznie zazdrośni. Ale
kobiety również są zazdrosne... - Obdarzyła mnie dłuższym,
gorącym spojrzeniem, jakby chciała wniknąć w moje myśli.
- Jestem straszliwie głodna. Gdzie się podziewa Lorraine?
- Pojechała z Chuckiem Dawsonem do Reno, aby zabrać z
pociągu innych gości - odparła Iris.
- Zawsze gdzieś znika przed posiłkiem. A co to za goście?
- Nie powiedziała mi. Podobno z Frisco.
- To chyba będą jakieś okropne babsztyle! - Dorothy
westchnęła, a wszystko aż zadrżało pod tą jej wieczorową suknią.
- Lorraine lubi zapełniać swój dom najkoszmarniejszymi babkami.
Mogłam lepiej zostać w Reno, załatwić do końca rozwód i nie
pozwalać jej porwać się stamtąd. Ale sami wiecie, jaka jest
Lorraine...
Wiedziałem dobrze, jaka była nasza pani domu. Głębokie oczy,
burza włosów i zniewalający wdzięk, a przy tym dobre serce, to
była cała Lorraine Pleygel, najbardziej zwariowana
multimilionerka. Umiejąca narzucać innym swoje zdanie.
Wieki temu, kiedy poznaliśmy Lorraine, ja pisałem sztuki,
wystawiane w teatrach na Broadwayu, a moja żona zyskiwała
pochlebne recenzje krytyków jako aktorka. Wojna sprawiła, że
znalazłem się w marynarce ze skierowaniem do floty Pacyfiku.
Iris skorzystała z oferty Hollywood i przyjechała na zachód, aby
znaleźć się blisko mnie. Wtedy wydawało się to najrozsądniejszą
decyzją, ale pod koniec mojej ośmiomiesięcznej służby na morzu
dowiedziałem się, że jakiś potentat filmowy, w przystępie
histerycznego natchnienia, uznał, iż moja żona jest wyjątkową
kobietą, którą znękanemu wojną światu należy koniecznie
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin