Wzgorze A5.pdf

(1815 KB) Pobierz
Amos Oz
זוע סומע
Wzgórze Złej Rady
Z hebrajskiego przełożyła Agnieszka Jawor-Polak
Tytuł oryginału
הערה הצעה רה
Har ha-'Eca ha-Ra'a
Rok pierwszego wydania: 1976
Wydanie polskie 2009
Wzgórze Złej Rady
to zbiór trzech niepublikowanych do tej pory w Polsce
opowiadań wybitnego izraelskiego pisarza, od dawna uznawanego za
kandydata do literackiej Nagrody Nobla.
Tłem utworów jest Jerozolima lat czterdziestych, czasów dzieciństwa
Amosa Oza - miasto kamiennych domów, magicznych zaułków i osadników
przybyłych tu ze wszystkich stron świata. Brytyjska okupacja dobiega końca,
wkrótce Żydzi proklamują powstanie własnego państwa i będą toczyć
dramatyczną walkę o niepodległość. Tymczasem w cieniu nadciągających
wydarzeń rozgrywają się małe i wielkie tragedie mieszkańców Jerozolimy.
Łącząc literacką fikcję z faktami historycznymi, autor genialnie
przedstawia pełną napięcia atmosferę miasta oraz nadzieje i obawy
jerozolimczyków w przededniu wielkiego zwrotu dziejowego.
Spis treści:
Wzgórze Złej Rady.........................................................................................................................................................3
Pan Lewi.......................................................................................................................................................................69
Tęsknota......................................................................................................................................................................146
-2-
Wzgórze Złej Rady.
I.
Panował mrok. W ciemności kobieta powiedziała: - Nie boję
się. Mężczyzna odpowiedział: - Boisz się, i to bardzo. Inny
mężczyzna rzucił: - Ciszej tam.
Potem zapalono przyćmione światła po bokach sceny, kurtyna
się podniosła i zapadła cisza.
W maju czterdziestego szóstego roku, w rocznicę zwycięstwa
aliantów, Komitet Narodowy urządził wielki bankiet w sali kina
Edison. Ściany zdobiły flagi Anglii i ruchu syjonistycznego. Na
przedzie sceny stanęły wazony z pękami mieczyków. Zawieszono
transparent z biblijnym cytatem: „Pokój niech panuje w murach
Twoich, o Jeruzalem, a spokój w twoich pałacach!”
1
Gubernator Jerozolimy wszedł na scenę energicznym krokiem i
wygłosił krótkie przemówienie. Wtrącił lekki żarcik, odczytał
kilka strof Byrona. Po nim wstał Mosze Szertok, by po angielsku i
hebrajsku wyrazić odczucia społeczności żydowskiej. W obawie
przed akcją podziemia rozstawiono w rogach sali, przy wejściach i
koło sceny angielskich żołnierzy w czerwonych beretach, z
pistoletami maszynowymi w rękach. Z loży spoglądał w dół
wyprężony jak struna Wysoki Komisarz sir Alan Cunningham ze
skromną świtą złożoną z kilku dam i oficerów. Damy trzymały w
dłoniach lornetki. Chór pionierów w błękitnych koszulach
odśpiewał pieśni na cześć pracy: rosyjskie pieśni, w których
podobnie jak w sercach publiczności nie było radości, lecz
tęsknota.
Psalm 122.7. Wszystkie cytaty biblijne pochodzą z wydania Brytyjskiego i
Zagranicznego Towarzystwa Biblijnego, Warszawa 1975 – przyp. tłum.
-3-
1
Po występie chóru wyświetlono film. Czołgi Montgomery’ego
mknęły przez Pustynię Zachodnią, wzbijając tumany kurzu,
miażdżąc gąsienicami okopy i zasieki, kalecząc ostrzami anten
szare pustynne niebo. Salę wypełnił huk dział i melodia
gromkiego marsza.
W połowie filmu przez loże honorowe przeszedł lekki szmer.
Projekcję nagle przerwano. W sali zapaliły się wszystkie
światła. Ktoś podniesionym głosem strofował czy też pospiesznie
wydawał komuś polecenie: pilnie potrzebny był lekarz.
Natychmiast poderwał się siedzący w dwudziestym dziewiątym
rzędzie ojciec. Dopiął pod szyją swoją białą koszulę, szepnął
Hillelowi, żeby zajął się mamą i uspokoił ją, dopóki sytuacja się
nie wyjaśni, i niezwłocznie ruszył przez tłum w kierunku
schodów, jakby z narażeniem życia rzucał się na pomoc ludziom
uwięzionym w płonącym domu.
Okazało się, że zasłabła lady Bromley, szwagierka Wysokiego
Komisarza. Twarz lady była równie biała jak jej długa suknia.
Ojciec przedstawił się zwięźle przedstawicielom władzy i
umieścił na swoim ramieniu wiotką rękę damy. Delikatny jak
książę wobec Śpiącej Królewny powiódł lady Bromley do
damskiej garderoby, gdzie usadził ją na wyściełanym taborecie i
podał szklankę zimnej wody. Trzech wysokiej rangi urzędników
angielskich w strojach wieczorowych pospieszyło za nim. Stanęli
w półkolu za pacjentką i podtrzymywali jej głowę, gdy z trudem
przełykała niewielki łyk. Niemłody pułkownik w mundurze sił
powietrznych wyjął z jej białej torebki wachlarz, rozłożył go
ostrożnie i wachlował twarz damy.
Lady otworzyła zmęczone oczy. Przez chwilę z lekką ironią
spoglądała na ludzi krzątających się wokół niej. Była bardzo stara,
koścista, o ostrych ptasich rysach, cienkim spiczastym nosie i
ustach zaciśniętych w złośliwym, niechętnym grymasie.
-4-
- A więc, doktorze? Co będzie? - rzucił pułkownik szorstko.
Ojciec zawahał się nieco, przeprosił dwukrotnie i nagle podjął
decyzję. Nachylił się i pięknymi szczupłymi palcami rozluźnił
tasiemki ciasnego gorsetu. Lady Bromley poczuła ulgę. Zasuszoną
dłonią o wyglądzie kurzej łapki poprawiła rąbek sukni. Zaciśnięte
wargi rozchyliły się lekko w pokracznym uśmiechu. Dama
założyła stare nogi jedną na drugą i odezwała się wrogim
metalicznym głosem:
- To przez ten klimat.
Jeden z wysokich urzędników zagaił uprzejmie:
- Droga pani....
Ale lady Bromley zignorowała go. Niecierpliwie zwróciła się do
ojca:
- Zechce pan łaskawie, młody człowieku, pootwierać wszystkie
okna. To też. Niech pan wpuści trochę powietrza. Miły z pana
chłopiec.
Mówiła do niego w ten sposób, bo ojciec w białej koszuli
opadającej na spodnie w kolorze khaki, z niedopiętym
kołnierzykiem, w biblijnych sandałach wyglądał jak służący, a nie
jak lekarz. Młodość lady upłynęła wśród małp, ogrodów i fontann
w indyjskim mieście Bombaju.
Ojciec bez słowa protestu otwierał okno za oknem.
Napłynęło wieczorne jerozolimskie powietrze, a z nim zapachy
kapusty, sosen i śmieci.
Ojciec wydobył z kieszeni niewielki pakiecik z Kasy Chorych,
bardzo ostrożnie oderwał rożek wzdłuż linii przerywanej i podał
lady Bromley tabletkę aspiryny. Nie wiedząc, jak po angielsku
wymówić słowo „migrena”, zaakcentował je po niemiecku.
Zapewne w tym momencie jego niebieskie oczy za okrągłymi
szkłami okularów zajaśniały optymizmem i ciepłem.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin