Collins Dani - Four Weddings and a Baby 02 - W ostatniej chwili.pdf

(685 KB) Pobierz
DANI COLLINS
W ostatniej chwili
Tłumaczenie:
Monika Łesyszak
SPIS TREŚCI:
Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Epilog
Strona redakcyjna
PROLOG
Lipiec, miasto Niagara nad Jeziorem
Chwila obecna
To miał być najszczęśliwszy dzień w  jej życiu, ale Eden
Bellamy nie była szczęśliwa, choć powinna.
Wychodziła za solidnego, statecznego mężczyznę, równie
wiarygodnego jak jej ojciec, żeby uratować rodzinną firmę.
Myślała, jak to zrobić, od chwili śmierci Oscara Bellamy’ego
przed rokiem. Powinna promienieć szczęściem, że w  końcu
osiągnęła cel. Udawała zadowoloną, choć naprawdę chciała
mieć to już za sobą. Przywołała uśmiech na twarz, gdy jej matka
ocierała łzy, żałując, że jej mąż tego nie widzi.
– Ja też, mamo – zapewniła. – Usiądź, proszę.
Matka pospieszyła zająć miejsce. Eden z żalem odprowadziła
ją wzrokiem jak dziecko zostawione po raz pierwszy
w przedszkolu.
Organizatorka wesel poprawiła mikrofon przy dekolcie
sukni ślubnej i  spróbowała opuścić welon, ale Eden ją
powstrzymała:
– Muszę widzieć schody.
Bała się, że z  nerwów straci równowagę. Oczywiście
przyrodni brat, Micah, nie dopuściłby do tego, żeby upadła.
Odprowadzał ją do ołtarza zamiast ojca. Ze stoickim spokojem
obserwował jej druhnę, Quinn, ustawiającą gości we
właściwych miejscach.
Kilka sekund później muzyka i szmer rozmów ucichły.
Eden pomyślała, że popełnia kolosalny błąd.
Przecież on mnie nie chce – tłumaczyła sobie tak jak podczas
nieprzespanej nocy i  jak wielokrotnie wcześniej podczas wielu
miesięcy i lat.
Usiłowała sobie przypomnieć wszelkie korzyści wynikające
z poślubienia Huntera Waverly’ego, ale jej myśli krążyły wokół
innego mężczyzny, ledwie zauważającego jej istnienie. Obecnie
stał u boku Huntera.
Jak to możliwe, że czekała tylko na to, żeby zobaczyć
Remy’ego Sylvaina, skoro nie będzie go obchodzić, że złoży
przysięgę innemu?
Gdy Micah podał jej ramię, łzy napłynęły jej do oczu.
Na zewnątrz liryczne dźwięki harfy zachęcały do
przekroczenia progu nowego życia. Serce tak mocno jej zabiło,
że mikrofon musiał wychwycić jego uderzenia. Stopy jakby
wrosły w podłogę.
– To on! – wrzasnął gdzieś z dołu zagniewany męski głos.
Odpowiedziało mu kobiece błaganie:
– Nie, tatusiu! Proszę!
–  Co tam, do diabła?  – dopytywał Micah, ruszając ku
krańcowi tarasu.
Eden podążyła za nim. Popatrzyła z góry na zgromadzonych
gości wpatrzonych w pergolę, pod którą stał Hunter z drużbami
i urzędnikiem stanu cywilnego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin