Novak Kate TKP 03 Piesn Sauriali A5.doc

(1841 KB) Pobierz
Pieśń Sauriali




Kate Novak & Jeff Grubb

Pieśń Sauriali

Cykl: Trylogia Kamienia Poszukiwacza Tom 3

Forgotten Realms

 

 

Tłumaczenie: Michał Studniarek

Tytuł oryginalny: Song of the Saurials

Wydanie oryginalne 1990

Wydanie polskie 2003

 

 

Gdy Harfiarze uznali Bezimiennego Barda za winnego śmierci swoich uczniów, skazali go na wygnanie i zapomnienie. Teraz ponownie rozważają ten wyrok, ale gdy pojawia się potwór Grypht, nowy proces Bezimiennego zamienia się w serię tajemniczych zniknięć i morderstw.

Przyjaciele barda: najemniczka Alias, mag Akabar, paladyn Smoczywabik i złodziejka Ruskettle muszą udowodnić, że sprawcą tego chaosu jest starożytny, zły bóg Moander Dawca Ciemności.

Jeśli Alias i jej towarzyszom nie uda się odnaleźć Bezimiennego i przekonać go, by poświęcił część swojej cennej mocy, Moander zawładnie Krainami.


Spis treści:

1. BEZIMIENNY BARD.              5

2. ŚPIEWACZKA.              26

3. BESTIA.              48

4. PÓŁELFKA.              66

5. MŁODA KAPŁANKA.              89

6. STARA KAPŁANKA.              108

7. W PODZIEMIACH. TWIERDZY POSZUKIWACZA.              125

8. GRYPHT.              145

9. WARSZTAT POSZUKIWACZA.              169

10. POLOWANIE.              190

11. ZDRADY.              210

12. BEHOLDER.              231

13. PIEŚŃ DUSZY.              251

14. RATUNEK.              271

15. PONOWNE SPOTKANIE.              289

16. ZAGUBIONA DOLINA.              312

17. TAJEMNICA POSZUKIWACZA.              329

18. NASIENIE.              347

19. BROŃ.              364

20. POSZUKIWACZ W OTCHŁANI.              384

21. NOWE ŻYCIA.              394


Harfiarze czekali niecierpliwie, aż mędrzec będzie mówił dalej. Elminster wyszedł zza stołu i stanął przed trybunałem.

- Są to trzy rzeczy... - zaczął. Niespodziewanie jego twarz stała się blada. Sapnął i złapał się za pierś.

- Elminsterze?! - krzyknęła Morala, zrywając się na równe nogi.

- Wszystko z tobą dobrze, panie?! - spytał Breck, ruszając na pomoc mędrcowi. Jednak jakaś niewidzialna siła odepchnęła młodego łowcę. Mężczyzna poleciał do tyłu na podest u stóp Kyre.

Ciało Elminstera w przeciągu trzech oddechów zdawało się zmieniać w czysty kryształ. Nagle, w rozbłysku oślepiającego światła, mędrzec zniknął. Na jego miejscu stanęła wielka, ohydna bestia.

Bestia była wielka jak gigant wzgórkowy, górowała nad trójką Harfiarzy. Długa, czerwona szata i futrzana peleryna nie mogły skryć jej nieludzkiej sylwetki. Pokrywały ją łuski w chorobliwie zielonym kolorze, a oczy migotały czerwono w świetle pochodni. Z głowy wyrastały jej dwa ostre rogi, a trzeci, jeszcze dłuższy, wyrastał z końca długiego pyska. Z tyłu głowy znajdował się kościany grzebień, najeżony kolcami i pokryty magicznymi symbolami. Spod skraju szaty wystawał muskularny ogon, poruszający się niczym rozzłoszczony wąż.

W pierwszej z zakończonych szponami łap istota trzymała żelazną laskę zwieńczoną żółtą kulą, w drugiej krwiście czerwony przedmiot, podobny do dużej wieży szachowej. Przedmiot zaczął się świecić, Harfiarze czuli bijące od niego ciepło.

- Zabić to! - wrzasnęła Kyre. Bez chwili wahania półelfka wyciągnęła z buta sztylet i cisnęła nim...


1. BEZIMIENNY BARD.

- Słuchajcie, coście zabrali Krainom, coście zabrali samym sobie - zamruczał więzień, unosząc do ust róg akordowy. Jego oddech pomknął korytarzami instrumentu z siłą pasatu, a jego palce delikatnie zatańczyły po otworach i klapkach. Słodka muzyka wypełniła celę, przecisnęła się przez żelazne kraty osadzone w drzwiach, przemknęła korytarzami Wieży Ashaby i weszła nieproszona na salę sądową.

Dźwięk odbijał się echem od kamiennym ścian komnaty i tańczył w sali sądowej Harfiarzy. Tam, przy stole ustawionym naprzeciw trzech zasiadających w trybunale Harfiarzy, usiadł mędrzec Elminster, chcąc zaproponować swoją radę w sprawie więźnia. Nim Elminster rozpoczął swą mowę, zamknął oczy, aby posłuchać muzyki. Uchwycenie sensu zaklęcia, które miało być utkane, zajęło mu tylko chwilę. Ech, czy ten Bezimienny kiedykolwiek się zmieni, pomyślał. Człowiek pokorny błagałby o uwolnienie, sprawiedliwy żądałby go. Czy ty potrafisz tylko uwodzić?

Morali od Milila, najstarszej z trojga sędziów, nie spodobało się to wtargnięcie muzyki. Jej oczy prawie znikły w brużdżących jej twarz zmarszczkach. Pasemko śnieżnobiałych włosów, które opadło jej na czoło, wsunęła niecierpliwym gestem z powrotem pod złotą siatkę na karku. Ona też rozpoznała ukryte w melodii zaklęcie, a kiedy pochwyciła spojrzenie Elminstera, założyła ręce na piersi i uśmiechnęła się zimno.

Elminster również się uśmiechnął, jakby zapominając o wrogości wiekowej kapłanki. Dlaczego Harfiarze wybrali cię do tego trybunały, pomyślał z pewną irytacją. Można uznać cię za bezstronną tylko przy dużej dozie dobrej woli. Nigdy nie lubiłaś Bezimiennego.

Morala była jednym z sędziów, którzy skazali Bezimiennego podczas pierwszego procesu. Oczywiście Elminster wiedział, że właśnie dlatego znajdowała się tutaj. Ktoś musiał reprezentować jego przeszłość, ktoś, kto od dawna zna Bezimiennego i jego sztuczki, takie jak ta, której bard akurat próbował.

- Czerpanie przyjemności z tej melodii nie zabiłoby cię, Moraldo - wymruczał pod nosem czarodziej. - Zwykła nutka z pewnością nie wypaczy takiej kamiennej kolumny jak ty.

Morala posłała mędrcowi ostre spojrzenie, jak gdyby dosłyszała jego uwagę. Niepewny, jak dobry jest jej słuch, Elminster przesunął po stole stertę zwojów, jakby zajmował się swoimi sprawami i w ogóle nie słyszał muzyki. Kiedy poczuł, że Morala nie skupia już na nim swojej uwagi, szybko rzucił okiem na dwoje pozostałych sędziów.

Breck Orcsbane, najmłodszy z całej trójki, zdawał się rozkoszować muzyką, co zresztą nie było niczym dziwnym. Głowa łowcy kiwała się do taktu, a długie pasemko blond włosów kołysało się niczym wahadełko. Elminster prawie oczekiwał że silny człowiek lasy wyskoczy zza stołu i zatańczy gigę. Morala już dała wyraz swojemu niezadowoleniu z faktu, iż w składzie znalazł się ktoś tak prosty jak Breck, ale Elminster z ulgą odkrył, że przynajmniej jeden z sędziów wie, jak cieszyć się życiem.

Tylko bardka Kyre wykazywała zupełną obojętność na muzykę. Śliczna półelfka pochyliła głowę w zasłuchaniu, ale Elminster podejrzewał, że analiza techniki przeszkadza jej odbierać muzykę na poziomie emocji. Mędrzec żałował, iż nie może poznać, co ona tym sądzi. Żałował, że nie może poznać, co ona sądzi o czymkolwiek. Za każdym razem, kiedy z nią rozmawiał, Kyre była tak sztywna, iż wydawało mu się, że rozmawia z trupem. Uczucie to zresztą nie było mu obce. Jakby chcąc zrekompensować sobie pełne rezerwy nastawienie, Kyre wpięła w połyskliwe czarne włosy jaskrawoczerwoną orchideę. Czarodziej zdawał sobie sprawę, że aby orchidea kwitła w tym klimacie, musi być zaczarowana, ale zastanawiał się, czyja uwagę elfka zamierzała w ten sposób ściągnąć?

- Heth - powiedziała Morala do gońca przypisanego Harfiarzom. - Poproś kapitana gwardii, aby zrobił coś z tym hałasem. Wychodząc, zamknij za sobą drzwi - rozkazała.

- Och, to nie będzie konieczne - powiedział Breck. - Ta muzyka wcale nie jest taka zła.

Heth zawahał się przy drzwiach.

Oczy Morali zwęziły się, gdy kobieta spojrzała na Kyre, licząc na wsparcie z jej strony.

Bardka wzruszyła ramionami, nie zwracając uwagi na irytację kapłanki.

- Dźwięk mi nie przeszkadza - powiedziała głosem bez wyrazu.

- Elminsterze? Nie rozprasza cię ten jazgot? - spytała Morala, licząc, że chociaż mędrzec wykaże dość przyzwoitości i przyzna, że muzyka na procesie to rzecz niewłaściwa. Już zgodzili się, że Bezimienny nie pojawi się podczas posiedzenia. Morala bała się, że może oczarować młodszych Harfiarzy inteligencką i dowcipem, zaś Elminster obawiał się, że może zniechęcić ich swoim ego. Z pewnością kapłance nie podobało się, że słychać muzykę oskarżonego. To była muzyka, którą Bezimienny chciał uzasadnić swoje zbrodnie, a Harfiarze nie cofnęli jeszcze poprzedniego wyroku, w myśl którego cała muzyka więźnia miała być usunięta z Krain.

- Przykro mi, Moralo - odparł Elminster. - Mój słuch nie jest już taki, jak kiedyś. Pytałaś o jakąś drzazgę?

Morala z sapnięciem wypuściła powietrze z płuc.

- Proszę, mów dalej, mądry Elminsterze - stwierdziła.

Uzyskawszy nad nią przewagę w tak drobnej rzeczy, Elminster zawahał się, nim przeszedł do sprawy znacznie ważniejszej. Czy naprawdę odważę się przemówić w obronie Bezimiennego? Przejścia Bezimiennego najwyraźniej nie nauczyły go pokory. Czy wszystkie cierpienia nauczyły go czegokolwiek? Mędrzec westchnął cicho i potrząsnął głową, aby odpędzić wszelkie wątpliwości. Powiedział, że wystąpi w obroni więźnia, i tak zrobił. Miał tylko nadzieję, że decyzja trybunału okaże się przynajmniej tak mądra jak jego własna, niepewna rada.

Mędrzec wstał i kaszlnął, aby oczyścić gardło.

- Na moją prośbę - powiedział - Harfiarze zgodzili się ponownie rozpatrzyć sprawę Bezimiennego Barda. Wybrali was spośród siebie, abyście reprezentowali ich i służyli w tym trybunale. Z uwagi na Kyre i Brecka Orcsbane’a, których w czasie pierwszego procesu Bezimiennego nie było jeszcze na świecie, omówię jego przebieg i wyrok, jaki wtedy zapadł. Jeśli zechcecie - skinął lekko głową w stronę Morali - w każdej chwili możecie uzupełnić lub poprawić moją wypowiedź. Znacie Bezimiennego równie dobrze jak ja.

Morala delikatnie skinęła głową, ale Elminster wiedział, że raczej mu nie przerwie. Jego wypowiedź będzie bardzo dokładna, a gdyby Morala zdecydowała się jednak coś poprawiać, wyszłaby na czepialską starszą panią.

Elminster rozpoczął swoją opowieść.

- Bezimienny Bard urodził się trzysta pięćdziesiąt lat temu w małej wiosce jednego z narodów północy, jako drugi syn miejscowego szlachcica. W młodym wieku ukończył z najwyższym wyróżnieniem znaną szkołę bardów. Wybrał życie poszukiwacza przygód, a jego pieśni stały się popularne wszędzie tam, gdzie zawędrował. Gdy zdał sobie sprawę ze swej sławy, zrobił z niej dobry użytek, przyciągając innych młodych poszukiwaczy przygód, aby pomagali w każdej sprawie, którą uważał za tego wartą. W ten sposób on i jego towarzysze stali się założycielami Harfiarzy.

Dzięki błogosławieństwu bogów i wszelkiemu wsparciu, jakie może dać magia, żył znacznie dłużej niż zwykły człowiek, lecz nadszedł czas, gdy problem własnej śmiertelności zaczął zaprzątać jego umysł. Myśl o zachowaniu swoich pieśni dla potomnych stała się jego obsesją. Nie zadowalały go wykonania innych, nie zdecydował się więc na tradycyjne przekazywanie utworów ustnie lub przez zapis. Zaczął eksperymentować z magią i w ten sposób stworzył najbardziej niezwykły magiczny przedmiot - kamień poszukiwacza.

Elminster przerwał na chwilę i rzucił okiem na Moralę, zastanawiając się, czy sprzeciwi się wymienieniu nazwy magicznego przedmiotu. Jednak kapłanka wolała zignorować mały żarcik Elminstera i niecierpliwie machnęła ręką, aby mówił dalej.

- Kamień był na początku słabym artefaktem, który mógł służyć każdemu jako kompas wykrywania. Jego posiadacz musiał tylko pomyśleć o poszukiwanej osobie, a kamień wysyłał promień światła, wskazujący do niej drogę - wyjaśnił mędrzec. - Kamień zabezpieczony był również przed kradzieżą za pomocą zaklęcia wyzwalającego oślepiające światło. Wiadomo było też, że od czasu do czasu sam kierował swoim właścicielem, jakby posiadał własny umysł, więc mówiono, iż pomaga zaginionym odnaleźć drogę.

Bezimienny Bard eksperymentował, pragnąc zmienić naturę artefaktu, a jest to coś, na co mogą poważyć się tylko najlepsi lub najgłupsi magowie. W serce kryształu wsunął odłamek zaczarowanego lodu, samej jego esencji. Bezimienny przeżył to ryzykowne przedsięwzięcie i wiele osiągnął. W rękach jego lub kogoś z jego rodu kamień działał jak samodzielnie ładująca się różdżka, przechowująca znane Bezimiennemu zaklęcia. Kamień, niczym czysta kartka, mógł przechowywać również inne wiadomości. Bezimienny mówił, że może w ten sposób pomieścić całe biblioteki. Klejnot mógł również przechowywać jego pieśni i „śpiewać” je głosem Bezimiennego, dokładnie tak, jak on. Bard dodał też inne zaklęcia, aby kamień mógł również wywoływać iluzję, że on naprawdę tam siedzi i śpiewa.

- Nieco zakochany w sobie, co? - spytał z uśmiechem Breck.

Morala sapnęła, zgadzając się z przedmówcą.

- Bardziej niż nieco, mój dobry łowco - odparł Elminster, uśmiechając się do Brecka. Mędrcowi podobało się, że mężczyzna nie boi się odezwać, a jeszcze bardziej podobało mu się to, że słabości pozostałych raczej go bawiły niż złościły.

- Mimo wszystkiego, co udało mu się osiągnąć - ciągnął dalej Elminster - Bezimienny nadal nie był zadowolony. Iluzji z kamienia należało nakazać śpiewać i powiedzieć, co ma śpiewać. Nie śpiewała z własnej inicjatywy ani nie potrafiła wybierać pieśni stosownie do chwili, czy też reagować na zachowanie widowni i podsycać jej emocje. Dlatego Bezimienny uznał kamień za porażkę. Wówczas postanowił zbudować potężną kopię samego siebie. Stwór miał posiadać osobowość Bezimiennego oraz całą wiedzę, jaką ten zaklął w kamień. Aby nikt nie odrzucał go jako wynaturzenia, bard szukał sposobu, aby uczynić go nie do odróżnienia od prawdziwego człowieka. Wreszcie zamierzał dać temu tworowi nieśmiertelność.

Breck cicho gwizdnął. Morala zadrżała, choć znała już tę opowieść. Wyraz twarzy Kyre pozostawał neutralny - elfka słuchała, lecz nie okazywała żadnych emocji. Muzyka dochodząca z celi zmieniła się dumną fanfarę.

- Ponieważ odłamek esencji lodu okazał się użyteczny w przypadku kamienia, Bezimienny uzyskał następny odłamek, aby włożyć go w serce swojej kopii. - Mag przerwał. Elminsterowi było łatwo mówić o zaletach Bezimiennego, nawet o jego obsesji i próżności, ale serce go bolało, gdy wspominał o czynie barda.

Lepiej niech on to powie, niż gdyby opowieść miała kontynuować Morala.

- Jednak pomimo swoich umiejętności i wrodzonego talentu do magii - wyjaśnił - Bezimienny był bardem, a nie wyszkolonym magiem. Mężczyzna wiedział, jakie są jego słabe strony i próbował uzyskać pomoc kilku różnych magów, ale bezskutecznie. Niewiele osób, których nie odrzucała jego arogancja. Ci, których uważał za przyjaciół, uznawali ten pomysł za obrzydliwy, za stratę czasu i energii. Niektórzy nawet nie wierzyli, że to w ogóle będzie działać. Inni uważali, że stworzenie takiej istoty to ohydny czyn. Kilka zauważyło, że dzieło może być skopiowane i wykorzystywane przez złe istoty do niecnych celów. Usiłowali przekonać go, żeby poprzestał na kamieniu poszukiwacza. Niezależnie jednak od opinii, każdy mag, z którym rozmawiał, mówił mu, że projekt jest zbyt niebezpieczny, że może stać się zabójczy dla niego lub dla kogoś innego.

- Mimo to pracował dalej, prawda? - spytał Breck jak dziecko, które chce usłyszeć zakończenie opowieści Elminstera. Mędrzec pokiwał głową.

- Tak. Z pomocą uczniów zbudował ciało we własnym domu. Jednak gdy zaczął rzucać zaklęcie, które miało ożywić istotę, coś poszło nie tak. Esencja lodu wybuchła. Istota została zniszczona, a jeden z uczniów zginął na miejscu. Inny stracił głos, a wszelkie próby leczenia nie powiodły się.

- Później ta uczennica popełniła samobójstwo - wtrąciła złym głosem Morala.

- Tak - zgodził się Elminster, po czym szybko dodał - ale to stało się już po tym, o czym opowiadam. Bezimienny wezwał pomoc dla swojej poranionej uczennicy, a potem sam przyznał, jak odniosła obrażenia. Harfiarze byli przerażeni, iż ryzykował życie swoich uczniów podczas tak niebezpiecznego zadania, i to z powody swej obsesji. Pozwano go przed trybunał i uznano winnym zabicia jednego ucznia i zranienia drugiego. Wymierzono karę odpowiednią do przestępstwa.

Jego imię i muzyka miały zostać wygnane z Krain. Aby nie był w stanie im przeszkodzić i by powstrzymać Bezimiennego przed powtórzeniem szalonego eksperymentu, Harfiarze usunęli imię barda z jego pamięci i z całych Krain, skazując go na wygnanie na pogranicze pozytywnego planu życia, gdzie, zgodnie z naturą miejsca, mógł żyć w dobrym zdrowiu i względnej nieśmiertelności. Był jednak skazany na życie w całkowitej samotności.

Elminster znowu przerwał.

Gdy Morala, Orcsbane i Kyre rozważali zbrodnię i karę swojego współtowarzysza Harfiarza, melodia Bezimiennego przeszła w błagalne tony minorowe. Niemal wydawało się, że więzień świadom jest, do jakiego momentu dotarł Elminster. Morala zerknęła podejrzliwie na maga, ale tan zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na muzykę.

Właściwie to uwagę Elminstera przykuwał drżący cień, majaczący za trybunałem. Mędrzec nie wydał żadnego dźwięku ani nie poruszył się, by przyciągnąć uwagę zauważonej przez siebie małej postaci, skradającej się wzdłuż ściany komnaty. Była to tylko halflinga, Olive Ruskettle. Elminsterowi nie przeszkadzało jej nieproszone przybycie. W końcu znała już historię Bezimiennego. Jednak mag zapamiętał, aby zbesztać lorda Mourngryma za nieuwagę straży. Biorąc pod uwagę jej umiejętność ukrywania się w cieniu, na Sali halflinga była nie do zauważenia, ale nie powinna przejść w środku dnia przez główną bramę wieży bez okrzyknięcia przez wartowników.

Halflinga, nieświadoma faktu, że jest obserwowana przez bystrookiego mędrca, wyślizgnęła się z sali i pomknęła korytarzem ku celi.

Jeśli chcesz odwiedzić swego druga Bezimiennego, panno wścibska, to przygotuj się na niespodziankę, pomyślał Elminster, tłumiąc uśmieszek. Mag znów popatrzył na sędziów.

- Od czasu wygnania Bezimiennego Barda minęło dwieście lat...

- Wybacz, Elminsterze - przerwała Kyre - ale czy podczas tego posiedzenia nadal będziemy nazywać go Bezimiennym? Chyba możemy poznać jego imię. To wszystko uprości, nieprawdaż?

- Nie - sprzeciwiła się Morala. - To my nazwaliśmy go Bezimiennym. I pozostanie Bezimiennym.

Elminster westchnął, widząc gwałtowność starej kapłanki.

- Zadaniem tego trybunału jest nie tylko uwolnienie Bezimiennego lub nie, ale też zdecydowanie, czy imię Bezimiennego zostanie zwrócone Krainom. Wraz z Moralą złożyliśmy przysięgą, aby nie wyjawiać tego imienia, dopóki Harfiarze nie postanowią inaczej. Dlatego musimy mówić o nim jako o Bezimiennym, przynajmniej do chwili zakończenia tego procesu.

- Rozumiem - odparła Kyre, kiwając lekko głową. - Przepraszam, że się wtrąciłam.

Elminster ponownie zaczął drugą część swej opowieści.

- Bezimienny pozostawał na wygnaniu przez dwa stulecia. Pewne złe moce odnalazły go i uwolniły z wygnania.

Dźwięk dochodzący z celi urwał się nagle. Usta Morali wykrzywiły się lekko z zadowoleniem, a Elminster pogładził brodę, zastanawiając się, co tym razem planuje Bezimienny.

 

* * *

 

W swojej celi Bezimienny opuścił róg akordowy i spojrzał na drzwi. Coś grzechotało w zamku. Elminster dał strażnikom dokładnie instrukcje, aby traktowali więźnia bardzo uprzejmie, z pukaniem do drzwi włącznie. Bard skrzywił się, zamierzając zbesztać surowo strażnika, który okazał się tak głupi, by przerywać mu w środku utworu.

Drzwi otworzyły się powoli. Na progu stała halflinga. Jej orzechowe oczy błyszczały. Mała postać mrugnęła do niego konspiracyjnie, chowając w rude włosy miedziany drut.

- Ładny kawałek - rzuciła. - Czy ma jakiś tekst?

- Oczywiście - odparł więzień, a z jego twarzy zniknął gniew. - Czy mam go dla pani zapisać, panno Ruskettle?

- Byłoby świetnie - powiedziała mała kobieta, wchodząc do środka i przymykając za sobą drzwi. Jej porośnięte futrem bose stopy stąpały cicho po grubym, wełnianym, calimshańskim dywanie. Halflinga zdjęła chlebak i mokry płaszcz, a nim usiadła na wyściełanym podnóżku, sprawdziła, czy tył jej tuniki i spodni jest suchy.

Bezimienny Bard odłożył róg na stół.

- Wejdź, panno Ruskettle. Usiądź i czuj się jak u siebie w domu - stwierdził, choć wiedział, że sarkazm nie działa na cała rasę halflingów, a na Olive Ruskettle w szczególności.

- Dziękuję, Bezimienny - odparła Olive. - Masz tu ładną kwaterę - oceniła, oglądając połyskujące meble, aksamitne zasłony, obitą miedzią skrzynię na ubrania, jedwabną narzutę na łóżko, złoty kandelabr, kryształową karafkę z winem i inne luksusy, w jakie sędziowie barda wyposażyli jego celę.

- Dobrze wyglądasz - dodała, uśmiechając się na widok jego jedwabnej koszuli, podbitej futrem tuniki, wełnianych spodni i skórzanych butów.

Bezimienny odwzajemnił uśmiech, siadając na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Nigdy nie mógł zbyt długo gniewać się na Olive. W końcu ocaliła go z lochów okrutnej czarodziejki Cassany i pomogła też ocalić z jej rak jego pieśniarkę, Alias. Jednak to nie tylko wdzięczność sprawiła, że polubił halflingę - bawiła go jej bezczelność. Bardka przypominała mu jego samego.

- Co się z tobą działo? - spytał. - Nie widzieliśmy się od roku.

- Tak. Przykro mi z tego powodu. Jak pewnie słyszałeś, podczas tego lata było dość dużo zamieszania. Byłam u przyjaciół w Immersea, którzy wyperswadowali mi podróżowanie do chwili, kiedy sprawy nieco przycichną. Gdybym wiedziała, że gnijesz w więzieniu, przybyłabym wcześniej - powiedziała halflinga, wybrała ze srebrnej tacy z owocami dużą, soczystą śliwkę i zjadła ją w kilku eleganckich, lecz szybkich, kęsach.

- Moje uwięzienie to zwykła formalność do chwili, gdy skończy się nowy proces - powiedział Bezimienny. - Tych drzwi nawet nie zamykano aż do chwili, kiedy pojawił się ten nietoperz, Morala, i rozszedł się smród.

- To kapłanka Milila? - spytała Olive. - Ta, która chce się na tobie zemścić?

- Spotkałaś ją?

- ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin