Jerzy Gruza - Stolik. Anegdoty, plotki, donos.pdf

(732 KB) Pobierz
Jerzy Gruza
STOLIK
ANEGDOTY, PLOTKI, DONOSY
Wydawnictwo Estymator
www.estymator.net.pl
Warszawa 2021
ISBN: 978-83-66719-51-4
Copyright © Jerzy Gruza 2010
Projekt okładki: Iwona Białas
Chciałbym do końca
załatwić się w literaturze
Lech Wałęsa
JERZY GRUZA
Od pewnego czasu swoją datę urodzenia podaje w cyfrach rzymskich
IV.IV.MCMXXXII, bo tylko nieliczni potrafią ją odczytać.
Reżyser
Czterdziestolatka, Wojny domowej, Tygrysów Europy,
spektakli
Teatru Telewizji i Festiwalu Piosenki w Sopocie.
Scenarzysta większości swoich filmów i seriali.
Twórca programów telewizyjnych
Poznajmy się, Małżeństwo doskonałe.
Dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni:
Skrzypek na dachu, Jesus Christ
Superstar, Les Miserables.
Autor książek
40 lat minęło jak jeden dzień, Człowiek z wieszakiem,
Telewizyjny alfabet wspomnień, Pasaże warszawskie, Głową o stolik,
Najpiękniejsza, Rok osła.
Były tenisista, aktor, prestidigitator.
Z OKŁADKI WERSJI PAPIEROWEJ
Bardzo elegancki i wykształcony znajomy na wejście pięknej kobiety:
– Widzę, że pani zadała sobie trud osłodzenia mojej samotności...
– Jaki pan miły.
– Rozbieraj się dziwko! Ale już!!!
Zdarł z niej futro, poszarpał suknię i porwał pończochy.
Po czym padł ze zmęczenia.
Nie miał już siły na gwałt.
Ambitny aktor wybierał imię dla swego syna: Oskar, Wiktor, Feliks. Żona
aktora, znana gwiazda telenoweli, żałowała, że nie urodziła im się córka,
mogłaby mieć na imię Telekamera.
Spotkali się w łóżku. Nie wiedział, że będzie tak, jakby rzucał zapałkę na
wysuszoną upalnym latem ściółkę. Uciekał w popłochu, a ona płonęła.
Wyrwał gaśnicę ze ściany i pianą próbował gasić. Można też było pianą do
golenia „Gillette”. Podpalacz. Podpalić łatwo, zgasić coraz trudniej.
Reklama Bio... Hormony. Reklamują, że można mieć przyjemność przy
stosunku płciowym. Pan Bóg to wymyślił bardzo dawno.
Donosy
na siebie, plotki o innych, zmyślenia własne.
Uwielbiam książki bez akcji, bez początku, końca i chronologicznej
kolejności. Lubię otworzyć książkę w dowolnym miejscu i czytać
gdziekolwiek. W pociągu, w parku, przed snem. Rzucić ją w kąt, znaleźć po
roku i znów czytać.
Może się wydawać, że trudniej tak się czyta, ale na pewno łatwiej...
pisze.
Bar.
Przychodzi January, który trzy czwarte życia spędził w klubach,
restauracjach i na bankietach. Zamawia drinka u barmana:
– Panie Robercie, dzisiaj poproszę tylko odrobinę czystej wódki, bo
mam nadciśnienie, sok grejpfrutowy, bo zrzuca zły cholesterol, odrobinę
cytryny, bo ma witaminę C naturalnie absorbowaną, wodę niegazowaną, bo
mi się potem odbija, sztucznie nie mineralizowaną, bo lekarz gastrolog
profesor Butruk mnie przed taką wodą kategorycznie przestrzegał, i jedynie
odrobinę lodu, bo gardło mam po anginie.
Siedzący obok młody człowiek mruknął do swojej dziewczyny:
– I takiej starości się boję.
Ja też.
Były stoliki niskie i wysokie, z marmurowym blatem, małe, szerokie,
kwadratowe, okrągłe... W SPATiF-ie, Związku Literatów, w PIW-ie, na
placu Trzech Krzyży, w „Szpilkach”, u Bliklego...
Klub „Czytelnika”, właściwie klub literatów, po zamknięciu tego na
Krakowskim Przedmieściu, mieści się przy ulicy Wiejskiej, niedaleko
Sejmu.
Od lat piło się tam kawę w południe, a potem jadło obiad, który
wydawano względnie niezamożnej inteligencji warszawskiej. Sala jadalna
często stawała się miejscem promocji książek wydawanych przez
spółdzielnię „Czytelnik”, spotkań z autorami, a w powszedni dzień była
rodzajem domu, w którym przyjmowano gości, spotykano się, siadano do
stolików, obgadując wydarzenia, opowiadając plotki, pochłaniając tanie
dania.
Przejmujący głos pań wydających potrawy: „sznycel do odebrania”,
„pierogi z mięsem”, „wątróbka”, „pomidorowa z makaronem”...
elektryzował gości, którzy zrywali się od stolików i biegli w stronę bufetu.
Ale podczas konsumpcji i później przy herbacie toczono zawzięte
pojedynki na opinie, poglądy, oceny tego, co się wydarzyło w polityce, w
teatrze, w kinie oraz... w życiu towarzyskim i osobistym. Wszystko się
dzieje równolegle. To jest najbardziej przerażające!
Dzisiaj mamy wysyp „stolikowych” wspomnień z różnych miejsc.
Liczba wydanych książek, felietonów, programów telewizyjnych jest
ogromna. Zwykle młodzi wspominają starych. Powtarzają poprzekręcane
już przez kolejnych wspominaczy anegdoty i dykteryjki.
Konwicki rzadko wspomina Konwickiego.
Trudno.
Piszę.
W klubie „Czytelnika” siadałem przy stoliku pod słupem. Tam gdzie
był/jest? stolik Henryka Berezy, uznanego krytyka literackiego. Miejsce na
zasadzie własności, ale słabej, nie takiej, jaką kiedyś miewał Antoni
Słonimski, Irena Szymańska czy Tadeusz Konwicki. Siadywał tu ostatnio
Gustaw Holoubek, Janusz Głowacki, Kazio Kutz, Filip Bajon, sporadycznie
Kondratiuk Janusz i kobiety przyjeżdżające z Paryża albo Łodzi. Siadywali
też dochodzący: redaktor „Twórczości”, plastyk Andrzej Vogt, który
obżerał się pomimo szczupłości stolika, pił piwo i mlaskał przy jedzeniu.
Głowacki go nienawidził. Miał na niego jakieś uczulenie.
Bereza znosił obcych z podziwu godną obojętnością. Najwyżej wstawał
i wychodził. Jest to człowiek łagodny, o gołębim sercu.
A Kazio Kutz niegrzeczny. Nie wstał, gdy prezydent przyszedł z
orędziem do Sejmu. Potem, podobno, podczas przemówienia czytał
„Gazetę Wyborczą”.
Wybrał.
Ksiądz Luter to za dobre nazwisko jak na katolickiego kapłana,
wydawało mi się, że to raczej pseudonim. Kiedyś siadał obok nas, reagował
na głośne żarty i stopniowo zbliżał się, ośmielał, i dzięki Berezie został już
na stałe przy jego stoliku.
Współcelebrował mszę na pogrzebie Holoubka, ale zniknął mi gdzieś
ostatnio.
Nie lubił, gdy cytowałem Radio Maryja. Powiedziałem mu, że
„obejmuję go adopcją duchową”, jak zapłodnione komórki od samego
poczęcia, wynalazek tak lansowany w radiu ojca Tadeusza.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin