Bierdiajew M. Autobiografia.docx

(338 KB) Pobierz

MIKOŁAJ BIERDIAJEW

AUTOBIOGRAFIA
FILOZOFICZNA

Przełożył

Henryk Paprocki

Kęty 2002
WYDAWNICTWO ANTYK

SPIS TREŚCI

Przedmowa              3

I ŹRÓDŁA I POCHODZENIE. JA I ŚRODOWISKO ŚWIATA. PIERWSZE FAKTORY. ŚWIAT ARYSTOKRACJI               9

II SAMOTNOŚĆ. TĘSKNOTA. WOLNOŚĆ. BUNT. WSPÓŁCZUCIE.

WĄTPLIWOŚCI I WALKI DUCHA. ROZMYŚLANIA O              EROSIE              36

Samotność              36

Tęsknota              42

Wolność              47

Bunt              55

Współczucie              57

Wątpliwości i walki ducha              63

Rozmyślania o Erosie              65

III     PIERWSZE NAWRÓCENIE. POSZUKIWANIE SENSU ŻYCIA              74

IV      ŚWIAT POZNANIA FILOZOFICZNEGO. ŹRÓDŁA FILOZOFICZNE .... 80

V  ZWROT KU REWOLUCJI I SOCJALIZMOWI. MARKSIZM I IDEALIZM              96

VI      ROSYJSKI RENESANS KULTUROWY POCZĄTKÓW XX WIEKU. SPOTKANIA Z LUDŹMI               122

VII    POWRÓT DO CHRZEŚCIJAŃSTWA. DRAMAT RELIGIJNY. SPOTKANIA DUCHOWE              150

VIII ŚWIAT TWÓRCZOŚCI. SENS TWÓRCZOŚCI I PRZEŻYWANIE EKSTAZY TWÓRCZEJ              187

IX      REWOLUCJA ROSYJSKA I ŚWIAT KOMUNISTYCZNY              202

X      LATA WYGNANIA. ROSJA I ŚWIAT ZACHODNI              223

XI      MOJA OSTATECZNA FILOZOFIA. WYZNANIE WIARY. ŚWIAT ESCHATOLOGII. CZAS I WIECZNOŚĆ              270

XII    O POZNANIU SAMEGO SIEBIE I GRANICACH TEGO POZNANIA. KILKA MYŚLI O SOBIE              292

DODATKI Ciężkie lata (1940—1946)              309

Rok 1947               321

Eugenia Rapp, Śmierć              326

Posłowie tłumacza              328


Przedmowa

Poświęcam tę książkę mojemu najlepszemu przyjacielowi, Eugenii Rapp

Dawno już temu zamyśliłem napisanie tej książki. Zamysł książki wydał mi się szczególny. Książki napisane o sobie samym są bardzo ego­centryczne. W literaturze wspomnieniowej często drażni właśnie egocen­tryzm. Autor wspomina innych ludzi i wydarzenia, ale mówi przeważnie o sobie. Istnieje kilka typów książek napisanych o sobie i o swoim życiu. Przede wszystkim jest to „dziennik”, który autor prowadził z roku na rok przez całe swoje życie. Jest to dość dowolna forma, którą obecnie bardzo lubią Francuzi. Journal intime Henri Frederica Amiela 1 jest najlepszym przykładem literatury tego typu, a z nowszych Journal Andre Gide’a2. Istnieją też „wyznania”. Bł. Augustyn3 i Jean-Jacques Rousseau4 dali najlepsze przykłady takiej literatury. Istnieją też „wspomnienia”. Ogrom­na literatura, stanowiąca materiał dla historii: Rzeczy minione i rozmyśla­nia Aleksandra Hercena5 są wspaniałą księgą wspomnień. W końcu ist­nieją też „autobiografie”, ujawniające wydarzenia życia, zewnętrzne i wewnętrzne, w porządku chronologicznym. Wszystkie te rodzaje ksią­żek pragną z większą lub mniejszą prawdziwością i dokładnością opowie­dzieć o tym, co było, zapieczętować przeszłość. Do przeszłości należą też myśli i uczucia autora. Moja książka nie przynależy w pełni do żadnego z tych rodzajów. Nigdy nie pisałem dziennika. Nie zamierzam się też pu­blicznie spowiadać. Nie chcę pisać wspomnień o wydarzeniach mego życia i epoki, nie taki jest mój cel. Nie będzie to też autobiografia w zwykłym sensie tego słowa, mówiąca o moim życiu w porządku chronologicznym. Jeśli będzie to autobiografia, to autobiografia filozoficzna, historia ducha i poznania. Wspominanie przeszłości nigdy nie może być pasywne, nie może być dokładnym odtworzeniem, co zawsze wywołuje podejrzenia. Pamięć jest aktywna, występuje w niej element twórczy, przemieniający, a z nim wiąże się niedokładność, niewierność wspomnień. Pamięć doko­nuje wyboru: wiele wysuwa na pierwszy plan, wiele pozostawia w zapo­mnieniu, niekiedy nieświadomie, a niekiedy świadomie. Moja pamięć o moim życiu i o mojej drodze będzie świadomie aktywna, to znaczy bę­dzie twórczym wysiłkiem mojej myśli, mego poznania dnia dzisiejszego. Między faktami mojego życia i książką o nich będzie obecny akt poznaw­czy, który zresztą najbardziej mnie interesuje. Goethe napisał książkę o sobie pod znaczącym tytułem Z mojego życia. Zmyślenie i prawda 6. Nie wszystko w tej książce jest prawdą, jest w niej twórczość poety. Nie jestem poetą, jestem filozofem. W książce napisanej przeze mnie o sobie samym nie będzie rzeczy zmyślonych, ale będzie poznanie filozoficzne i przemy­ślenia na temat siebie samego w życiu1. Tego typu poznanie filozoficzne nie jest pamięcią o przeszłości, jest to akt twórczy, dokonywany w chwili teraźniejszej. Wartość takiego aktu określa fakt, na ile wznosi się on ponad czasem, dotyka czasu egzystencjalnego, to znaczy wieczności. Zwycięstwo nad śmiercionośnym czasem zawsze było głównym motywem mojego życia. Moja książka jest świadomie szczera i egocentryczna. Jednak egocentryzm, w którym zawsze jest coś odpychającego, zostaje odkupio­ny przez to, że siebie samego i swój życiowy los czynię przedmiotem poznania filozoficznego. Nie zamierzam obnażać duszy, nie chcę ujaw­niać stanu swojej duszy. Książka ta jest w swoim zamiarze filozoficzna, jest poświęcona problematyce filozoficznej. Rzecz dotyczy poznania samego siebie, potrzeby zrozumienia siebie, przemyślenia swego losu. Tak zwana filozofia egzystencjalistyczna, której nowość wydaje mi się być przesadną, rozumie filozofię jako poznanie ludzkiego istnienia i pozna­nie świata przez ludzkie istnienie. W poznaniu siebie samego człowiek dotyka tajemnic, które pozostają ukryte przed poznaniem przez innych. Przeżywałem świat, cały proces światowy i historyczny, wszystkie wyda­rzenia mojego czasu, jako część mego mikrokosmosu, jako moją drogę duchową. W mistycznej głębi wszystko to, co dokonało się w świecie, do­konało się także ze mną. W tym punkcie zderzam się z podstawową sprzecznością mojej skomplikowanej natury. Z jednej strony przeżywam wszystkie wydarzenia mojej epoki, cały los świata, jako wydarzenia dokonujące się ze mną, jako własny los; z drugiej strony ogromnie prze­żywam obcość świata, jego odległość, mój brak łączności ze światem. Gdybym pisał dziennik, to prawdopodobnie ciągle zapisywałbym w nim te słowa: „Jest mi to obce, nie czuję z tym związku, znowu tęsknię za czymś innym, za transcendencją”. Całe moje istnienie stało pod znakiem tęsknoty za transcendencją.

Przyszło mi żyć w epoce katastroficznej nie tylko dla mojej ojczyzny, ale także dla całego świata. Na moich oczach runęły całe światy i powstały nowe. Mogłem obserwować niezwykłą zmienność ludzkich losów. Widzia­łem transformacje, dostosowywanie się i zdrady, a to, być może, było najcięższe w życiu. Z doświadczeń, które przyszło mi przeżyć, wyniosłem wiarę, że chroni mnie Wyższa Moc i nie dopuszcza do mojej zguby. Epoki tak brzemienne w wydarzenia i zmiany zwykle uważa się za interesujące i znaczące, a przecież są to epoki pełne nieszczęść i cierpień poszczegól­nych ludzi i całych pokoleń. Historia nie oszczędza ludzkiej osoby i nawet jej nie zauważa. Przeżyłem trzy wojny, z których dwie mogą być nazwa­ne światowymi, dwie rewolucje w Rosji, małą i wielką, przeżyłem ducho­wy renesans początków XX wieku, a potem rosyjski komunizm, kryzys światowej kultury, przewrót w Niemczech, upadek Francji i jej okupa­cję, przeżyłem wygnanie i moje wygnanie nie kończy się. Bardzo prze­żywałem potworną wojnę przeciwko Rosji. Jeszcze nie wiem, czym skoń­czą się światowe wstrząsy. Dla filozofa było to zbyt wiele wydarzeń: cztery razy siedziałem w więzieniu, dwa razy za starego reżymu i dwa razy za nowego reżymu, byłem na trzy lata zesłany na Północ, miałem proces grożący wiecznym pobytem na Syberii, zostałem wypędzony ze swojej ojczyzny i najprawdopodobniej zakończę życie na wygnaniu. Rów­nocześnie z tym nigdy nie byłem człowiekiem polityki. Miałem kontakty z różnymi prądami myślowymi, ale w istocie do żadnego z nich nie przy­należałem do głębi, niczemu nie oddałem się w pełni, za wyjątkiem mojej twórczości. Głębia mojej istoty zawsze przynależała do czegoś innego. Nie tylko nie byłem obojętny w stosunku do problemów społecznych, ale rozmyślałem nad nimi, miałem uczucia „obywatelskie”, ale w istocie, w głębszym sensie, byłem aspołeczny, nigdy nie byłem „działaczem społecz­nym”. Prądy społeczne nigdy nie uważały mnie w pełni za swego człowieka. Zawsze byłem „anarchistą” na gruncie duchowym oraz „indywidualistą”.

Moja książka została napisana w sposób swobodny, nie jest związana planem tematycznym. Są w niej zawarte wspomnienia, ale to nie one są najważniejsze. Pamięć o wydarzeniach i ludziach przeplata się z rozmy- śleniami i rozmyślania zajmują dużo miejsca. Rozdziały książki podzie­liłem nie ściśle chronologicznie, jak w zwykłych autobiografiach, ale według tematów i problemów, które dręczyły mnie przez całe życie. Następstwo w czasie ma jednak pewne znaczenie. Największą trudność postrzegam w tym, że możliwe jest powtarzanie tego samego tematu w różnych rozdziałach. Jedyne usprawiedliwienie jest takie, że temat będzie pojawiał się w innym związku i w innych uwarunkowaniach. Zdecydo­wałem się zająć sobą nie tylko dlatego, że doświadczam potrzeby wyra­żenia siebie, ale także dlatego, że może to sprzyjać postawieniu i rozwią­zaniu problemu człowieka i ludzkiego losu, a także zrozumieniu naszej epoki. Odczuwam także potrzebę wyjaśnienia własnych sprzeczności. Tego typu książki wiążą się z tajemną mocą w człowieku, z pamięcią. Pamięć i zapomnienie przeplatają się. Wiele spraw zapominam na pewien czas, wiele znika z mojej świadomości, ale zachowuje się w głębi podświado­mości. Zawsze prześladowało mnie zapominanie. Niekiedy zapominałem nie tylko wydarzenia mające znaczenie, ale zapominałem także ludzi, którzy odegrali rolę w moim życiu. Zawsze uważałem, że jest to coś nie­właściwego. W pamięci tkwi moc wskrzeszająca, pamięć chce zwyciężyć śmierć. Nadchodził moment, kiedy znowu przypominałem sobie to, co za­pomniałem. Moja pamięć miała charakter aktywno-przemieniający. Nie należę do ludzi zwróconych ku przeszłości, jestem zwrócony ku przyszło­ści. Przeszłość ma dla mnie znaczenie jako brzemienna przyszłością. Nie znam stanów smutku, charakterystycznych dla ludzi zwróconych ku prze­szłości. Właściwy jest mi raczej stan tęsknoty, który jest czymś całkowi­cie innym niż smutek. Jestem raczej człowiekiem dramatycznym niż li­rycznym, co powinno odbić się w mojej autobiografii. Rozmyślając o swoim życiu, dochodzę do wniosku, że nie było to życie metafizyka w zwykłym sensie tego słowa. Było zbyt pełne cierpień i dramatycznych wydarzeń, osobistych i społecznych. Poszukiwałem prawdy, ale moje życie nie było mądre, nie panował w nim rozum, było w nim zbyt wiele spraw irracjonalnych. Świetliste okresy mego życia przeplatały się z okresami ciemnymi i dla mnie pełnymi cierpienia, okresy wzlotów przeplatały się z okresami upadków. Jednak nigdy, w żadnym z tych okresów nie prze­stawałem usilnie myśleć i poszukiwać. Chciałbym wskrzesić najbardziej świetliste i twórcze okresy mego życia. Chciałbym, żeby pamięć zwycię­żyła zapomnienie w stosunku do wszystkiego, co jest wartościowe w moim życiu. Jedno jednak świadomie wykluczam: będę mało mówił o ludziach, z którymi kontakty miały największe znaczenie dla mojego życia i mojej drogi duchowej. Właśnie to pamięć chroni dla wieczności. Marcel Pro­ust, który poświęcił całą swoją twórczość problemowi czasu, w ostatnim tomie cyklu W poszukiwaniu straconego czasu napisał: „J’avais trop experimente l’impossibilite d’atteindre dans la realite ce qui etait au fond moi-meme”. Te słowa mogłyby być epigramem do mojej książki. To, o czym mówi Proust, było doświadczeniem całego mego życia8. Zamysł mojej książki jest sprzeczny dlatego, że najbardziej skryty człowiek pró­buje siebie wyjawić. Jest to bardzo trudne. Dyskrecja nie pozwala mi mówić o wielu sprawach, które odegrały ogromną rolę nie tylko w moim zewnętrznym, ale także w moim wewnętrznym życiu.

Z trudem można wyrazić tę pozytywną wartość, która została otrzy­mana dzięki kontaktom z duszą innego człowieka. Z trudem można także wyrazić ukryty tragizm życia. Nie bacząc na obecny we mnie element zachodni, czuję, że przynależę do rosyjskiej inteligencji, poszukującej prawdy. Dziedziczę tradycję słowianofdów i okcydentalistów, Piotra Czaadajewa i Aleksego Chomiakowa9, Aleksandra Hercena i Wissariona Bielińskiego, nawet Michała Bakunina i Mikołaja Czernyszewskiego (nie bacząc na odmienność światopoglądów), ale przede wszystkim Fiodora Do­stojewskiego 10 i Lwa Tołstoja ", Włodzimierza Sołowjowa 12 i Mikołaja Fiodorowa l3. Jestem rosyjskim myślicielem i pisarzem. Mój uniwersalizm, moja wrogość do nacjonalizmu, to cechy rosyjskie. Poza tym uznaję siebie za myśliciela arystokratycznego, który uznał prawdę socjalizmu. Nawet nazywano mnie wyrazicielem „arystokratyzmu w socjalizmie”. Kierowa­ło mną pragnienie napisania tej książki z prostotą i bezpośredniością, bez artystycznych zawoalowań. To, co ma charakter wspomnień i jest mate­riałem biograficznym, zostało napisane sucho i często schematycznie. Te fragmenty książki były mi potrzebne dla opisania różnych nastrojów, przez które przechodziłem w historii mego ducha. Jednak najważniejsze w tej książce jest poznanie siebie samego, poznanie własnego ducha i ducho­wych poszukiwań. Interesuje mnie nie tyle charakterystyka środowiska, co charakterystyka moich reakcji na środowisko.

Clamart oraz Pilat-plage, 1940


I

ŹRÓDŁA I POCHODZENIE. JA I ŚRODOWISKO ŚWIATA. PIERWSZE FAKTORY.

ŚWIAT ARYSTOKRACJI

„Świat nie jest myślą, jak sądzą filozofowie. Świat jest emocją. Wygasanie emocji stwarza powszedniość”.

Źródła człowieka mogą być zrozumiane i zracjonalizowane jedynie częściowo. Tajemnica osoby, jej jedyność, nie może być przez nikogo zrozumiana do końca. Osoba ludzka jest bardziej tajemnicza niż świat. Człowiek jest mikrokosmosem i zawiera w sobie wszystko. Jednak aktu­alizacja i uformowanie jego osoby jest indywidualne. Człowiek jest także istotą wielopłaszczyznową. Zawsze odczuwałem swoją wielopłaszczyzno- wość. Ogromne znaczenie ma pierwsza reakcja na świat istoty, która się rodzi. Nie mogę pamiętać mego pierwszego krzyku, wywołanego przez spotkanie z obcym mi światem '. Wiem jednak, że od początku czułem, iż trafiłem w obcy mi świat, tak samo odczuwałem to w pierwszym dniu mojego życia, jak i dzisiaj. Zawsze byłem tylko przechodniem. Chrześ­cijanie powinni się uważać za niemających tutaj trwałego miasta i poszu­kujących miasta nadchodzącego 2. Jednak to pierwotne uczucie, które teraz opisuję, nie uważałem u siebie za chrześcijańską cnotę. Niekiedy wyda­wało mi się, że jest w tym nawet coś złego, jakieś nadłamanie w stosunku do świata i życia. Obce było mi uczucie zakorzenienia w ziemi. Raczej było mi właściwe orfickie rozumienie pochodzenia duszy, uczucie spada­nia duszy ze świata wyższego w niższy: „Dźwięków niebios zastąpić jej nie mogły ubogie pieśni ziemi”3.

Nigdy nie miałem poczucia, że pochodzę od ojca i matki, nigdy nie odczuwałem, że przyszedłem na świat dzięki rodzicom. Niechęć do wszystkiego, co rodowe, jest moją cechą charakterystyczną. Nie lubię rodziny i życia rodzinnego, zdumiewa mnie przywiązanie zachodnich narodów do zasady rodzinnej. Niektórzy przyjaciele nazywali mnie w żartach wrogiem rodzaju ludzkiego. Równocześnie jednak cechuje mnie głęboki humanizm. Zawsze odczuwałem niechęć do podobnych do siebie twarzy, do podobieństwa dzieci do rodziców, braci i sióstr. Cechy podo­bieństwa rodzinnego wydawały mi się sprzeczne z godnością ludzkiej osoby. Lubiłem wyłącznie te twarze, które nikogo mi nie przypominały 4. Błędna byłaby jednak opinia, że nie lubiłem moich rodziców. Przeciwnie, kochałem ich, uważałem za dobrych ludzi, ale odnosiłem się do nich raczej jak ojciec do dzieci, troszczyłem się o nich, bałem się, żeby nie zacho­rowali, a myśl o ich śmierci przeżywałem bardzo silnie. Zawsze miałem słabe poczucie synostwa. Nic nie mówiło mi określenie „łono macierzyń­skie” ani łono mojej własnej matki, ani matki-ziemi. Moja matka była bardzo ładna, uważano ją nawet za piękność. Mając 50 lat ciągle była piękną kobietą. Nigdy nie mogłem odkryć w sobie czegoś przypomina­jącego kompleks Edypa, z którego Freud stworzył uniwersalny mit. Po­krewieństwo w moim rozumieniu wykluczało wszelkie zakochanie. Przed­miot zakochania powinien być daleki, transcendentny, niepodobny do mnie. Przecież na tym bazował kult „pięknej damy”. Jestem rosyjskim roman­tykiem początków XX wieku.

Przez pochodzenie należę do świata arystokracji. Nie jest to chyba przypadek, gdyż pochodzenie miało wpływ na moją formację duchową. Moi rodzice należeli do „świeckiego towarzystwa”, a nie po prostu do arystokracji. W domu mówiono przede wszystkim po francusku. Rodzice mieli rozległe koneksje arystokratyczne, zwłaszcza w pierwszej połowie swego życia. Były to po części związki rodzinne, a po części wiązały się ze służbą ojca w pułku kawalerii. W dzieciństwie wiedziałem już, że moi rodzice przyjaźnili się z wielką ochmistrzynią dworu, księżną Marią Koczubej, która miała ogromny wpływ na cesarza Aleksandra III. Komen­dant pałacu cesarza, generał adiutant Czerewin, także bliski Aleksandro­wi III, był przyjacielem mego ojca z pułku kawalerii. Ze strony ojca po­chodziłem z rodziny wojskowych. Wszyscy moi przodkowie byli genera­łami i kawalerami orderu św. Jerzego, wszyscy zaczynali służbę w pułku kawalerii. Mój dziadek, Michał Bierdiajew, był atamanem wojska dońskie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin