PM 02 Martwa A5.doc

(2002 KB) Pobierz
Martwa godzina




Denise Mina

Martwa godzina

Cykl: Paddy Meehan Tom 2

 

Przełożył Maciej Świerkocki

Tytuł oryginalny: The Dead Hour

Rok pierwszego wydania: 2006

Wydanie polskie 2009

 

Paddy Meehan, reporterka „Scottish Daily News”, od dłuższego czasu poszukuje tematu, który przyniósłby jej sławę. Mimo że rodzinna awantura w bogatej części Glasgow nie wróży medialnego sukcesu, Paddy przybywa na miejsce, by zbadać sprawę. Wysoki, przystojny mężczyzna obiecuje, że sytuacja więcej się nie powtórzy. Jednak w głębi mieszkania dziennikarka zauważa zakrwawioną postać - Vhari Burnett, znaną prawniczkę i działaczkę społeczną. Kobieta sygnalizuje, że nie chce żadnej pomocy, a mężczyzna zatrzaskuje przed Paddy drzwi, wciskając jej do ręki pięćdziesiąt funtów i nakazując milczenie. Następnego dnia telewizja podaje informację o śmierci Vhari. Odkrycie prawdziwego oblicza tej historii może otworzyć Paddy drogę do kariery albo narazić ją na śmiertelne niebezpieczeństwo... W swej poprzedniej książce Pole krwi Denise Mina udowodniła, że potrafi połączyć pasjonującą historię kryminalną z przenikliwymi obserwacjami socjologicznymi i rozważaniami o naturze ludzkiej. Ten talent potwierdza w Martwej godzinie - kolejnej powieści z cyklu o Paddy Meehan.


Spis treści:

Rozdział 1. Nie tacy jak my.              4

Rozdział 2. Żyjąc na kolanach.              18

Rozdział 3. Dom.              35

Rozdział 4. Napisy końcowe.              46

Rozdział 5. Boże, kurwa jego w dupę pierdolona mać.              58

Rozdział 6. Jak być odważnym.              72

Rozdział 7. Smutny los umarłych i zaginionych.              75

Rozdział 8. Ojczyzna włóczęgów i dziwek.              87

Rozdział 9. Colum McDaid.              102

Rozdział 10. Kostnica w Brigate.              115

Rozdział 11. U Archiego.              127

Rozdział 12. Jak zupa od dupy.              145

Rozdział 13. Ramage.              156

Rozdział 14. George Burns.              168

Rozdział 15. Zły sezon dla grubych dziewczyn.              180

Rozdział 16. Lepiej się męczyć.              188

Rozdział 17. Podmioty, nie przedmioty.              199

Rozdział 18. Sto odcieni szarości.              214

Rozdział 19. Święty Objazdowy Teatr Księżowski.              230

Rozdział 20. Krwawa niedziela.              237

Rozdział 21. Pies Lafferty.              249

Rozdział 22. Ogień.              263

Rozdział 23. Brzydkie rzeczy.              280

Rozdział 24. Easterhouse.              295

Rozdział 25. Czerwony ford.              305

Rozdział 26. Burns.              315

Rozdział 27. W warsztacie Berniego.              325

Rozdział 28. Przesłuchanie.              339

Rozdział 29. Killearn.              357

Rozdział 30. Morze jest takie ogromne.              372

Rozdział 31. Murzyn i drut kolczasty.              386

Rozdział 32. Knox.              399

Rozdział 34. Okazanie.              414

Rozdział 35. Hańba Columa McDaida.              423

Rozdział 36. Patrick Meehan.              429

Rozdział 37. Mdłości.              440

Podziękowania.              443


Rozdział 1. Nie tacy jak my.

1984.

1.

Paddy Meehan rozparła się wygodnie na tylnym siedzeniu auta. Szum, dobiegający z radia nastawionego na policyjną częstotliwość, wypełniał bezsłowną pustkę dzielącą ją od Billy'ego - jej kierowcy. Dopiero co się rozgrzała, bo zdążyła się już dzisiaj wystać przez koszmarne pół godziny w zacinającym deszczu na miejscu jakiegoś wypadku drogowego i wcale nie miała ochoty wychodzić znów z samochodu w tę zimną lutową noc, ale na progu luksusowej willi pojawił się właśnie przystojny mężczyzna w eleganckiej koszuli w paseczki, który na ostatnią wizytę u fryzjera musiał wydać co najmniej dziesięć funtów. Przymknął za sobą drzwi i przytrzymywał je ręką. Nie było wątpliwości, że kryje się za nimi materiał na ciekawy tekst.

Znajdowali się w Bearsden, zamożnym miasteczku, a właściwie północnym przedmieściu Glasgow, pełnym zadrzewionych ulic i dużych domów jednorodzinnych, które otaczały trawiaste fosy, stanowiące zaporę przed sąsiadami. Po pięciu miesiącach pracy na nocnym dyżurze był to zaledwie drugi incydent w tej okolicy, do którego Paddy została wezwana - w pierwszym uczestniczył nocny autobus, który zdemolował rondo i w którym pękła opona.

Adres, jaki im podano, zaprowadził ich w jakąś boczną uliczkę, gdzie za wysokimi żywopłotami kryły się stare wille. Billy wjechał pomiędzy dwa granitowe słupki i ruszył pod górę stromym, żwirowym podjazdem. Przed domem stał źle zaparkowany policyjny radiowóz, który blokował im drogę, więc Billy musiał ostro zahamować i wjechał przednim kołem w ściek odpływowy, dzielący trawnik i podjazd.

Oboje spojrzeli w stronę drzwi. Policjant stał tyłem do nich, ale Paddy i tak go rozpoznała - gliniarze pełniący służbę głuchą nocą stanowili bardzo nieliczną grupę zawodową. Ten na kamiennym ganku to był Dan McGregor; przesłuchiwał gospodarza i robił notatki. Tamten obcy facet wyglądał na urzędnika, rękawy koszuli miał starannie podwinięte aż do łokci. Na pewno było mu zimno. Dłoń oparł za plecami na klamce, przytrzymując drzwi, uśmiechając się cierpliwie ze wzrokiem wbitym w ziemię i usiłując przekonać policjanta, że nic tu po nim.

Przeklinając zimno, noc i nieudolnego policyjnego kierowcę, Paddy otworzyła drzwi i wysiadła na wysypany żwirem podjazd. Zdawała sobie sprawę, że cudowne ciepło w samochodzie zaraz się ulotni, więc szybko zamknęła drzwi i dla ochrony przed deszczem postawiła kołnierz swojego zielonego skórzanego płaszcza.

Tymczasem Billy, który pozostał w aucie, sięgnął po papierosy leżące na desce rozdzielczej. Paddy spędzała z nim po pięć godzin noc w noc, toteż umiała przewidzieć każdy jego ruch. Za chwilę Billy pstryknie palcem w grzbiet wsuniętej w celofanową koszulkę jednorazowej zapalniczki, wyciągnie ją, a potem jednym ruchem otworzy pudełko, wyjmie z niego papierosa i zapali go. Stała nieruchomo na tyle długo, żeby za szybą od strony kierowcy zobaczyć taniec ciepłego, pomarańczowego płomyka zapalniczki, i skręcając w stronę domu, pomyślała, że wolałaby siedzieć znów w samochodzie.

Wiktoriańska willa, wznosząca się za śliskim, zroszonym deszczem trawnikiem, odznaczała się przyjemną symetrią. Duże wykuszowe okna po obu stronach drzwi wejściowych zdobiły staroświeckie, plisowane firanki i ciężkie, niezaciągnięte pomimo późnej pory, drukowane zasłony. Prawe okno spowijała ciemność, po lewej stronie paliło się jednak zalewające podjazd jasne światło, równie paskudne, jak światła dyskoteki na pół godziny przed zamknięciem.

Paddy uśmiechnęła się na widok Tama Gourlaya, drugiego z interweniujących policjantów, kręcącego się przy radiowozie - chuchał w dłonie i przytupywał, żeby się rozgrzać. Kiedy wzywano policję do jakiejś szemranej dzielnicy na peryferiach, jeden z funkcjonariuszy zawsze zostawał przy aucie, żeby go strzec przed wzburzonymi mieszkańcami, ale w tej okolicy nie było to chyba konieczne. Paddy wyobraziła sobie bandę rozjuszonych lekarzy, którzy wpadają na podjazd, wyrywają boczne lusterka i rozbijają przednią szybę radiowozu. Zachichotała głośno, ale po chwili się zreflektowała. Znów zaczynała się dziwnie zachowywać. To skutki pracy na tych nocnych dyżurach.

Czyli między innymi długotrwały brak snu. Działał na nią jak gorączka, wywoływał zaburzenia wzroku i sprawiał, że wszystkie przedmioty w jej polu widzenia przesuwały się jakby nieco w bok. Lubiła niezwykłe sprawy, z jakimi miewała do czynienia nocą, ale redaktorzy nie chcieli zaskakujących, surrealistycznych tytułów, tylko bezbarwnych, prozaicznych informacji. Interesowało ich „co”, „kto” i „kiedy”, bardzo rzadko „dlaczego” albo „zgadnijcie, jak do tego doszło”. A zmęczenie Paddy miało daleko idące skutki. Nic, potrafiła na przykład spojrzeć nikomu w oczy, bo jej spojrzenie nieznacznie chybiało celu, a samotne serce dziewczyny, która nie miała zupełnie nikogo na świecie, biło swym własnym rytmem, zawsze o jedno uderzenie szybciej niż serca innych ludzi.

Podchodząc do wozu patrolowego, kątem oka złowiła spojrzenie Tama.

- Cześć, Meehan - powiedział Tam.

- Co u ciebie? Wróciłeś już z wakacji?

- Owszem.

- Fajnie było?

- Spędziłem dwa tygodnie z żoną i sześciomiesięcznym berbeciem, więc sama sobie odpowiedz na to pytanie - odparł sarkastycznie Tam.

Był w jej wieku, czyli miał dwadzieścia parę lat, ale małpował autentyczną melancholię starszych funkcjonariuszy.

- Co cię tu sprowadza? - zapytał, kiedy Paddy wyciągnęła z kieszeni notes.

Usłyszała wezwanie na policyjnej częstotliwości w swoim samochodzie reporterskim - sąsiedzi zgłosili zakłócenie spokoju. W tej dzielnicy mieszkańcy nie tolerują raczej nocnych imprez.

Tam przewrócił oczami.

- Skarżyli się na hałasy: pisk opon samochodowych, trzaskanie drzwiami i krzyki.

Paddy uniosła brwi. Takie skargi załatwia się w pięć minut: gospodarz otwiera, obiecuje, że odtąd już będzie cicho, po czym wszyscy rozchodzą się do domów.

Tam spojrzał w stronę drzwi.

- W domu jest jeszcze jakaś kobieta. Ma ślady krwi na twarzy.

- Czy to ten facet ją pobił?

- Tak sądzę. No, chyba że sama nakładła sobie po mordzie. - Gourlay zachichotał, ale Paddy miała wrażenie, że nie rzuca tego dowcipu po raz pierwszy albo że od kogoś go usłyszał. Nie odpowiedziała mu uśmiechem.

- Ta okolica to faktycznie nie najlepsze miejsce na głośną balangę w poniedziałkową noc.

Policjant parsknął z irytacją.

- Widziałaś te bryki? - Wskazał dwa błyszczące bmw, stojące w ciemności na tyłach wysokiej willi. Pierwszy samochód był imponujących rozmiarów, a drugi sportowy, ale w pewnym sensie pasowały do siebie jak obrączki ślubne. Paddy nie znała się zbyt dobrze na samochodach, wiedziała jednak, że za każdy z nich jej rodzina mogłaby opłacić czynsz za trzy lata z góry.

Przyglądali się nieznajomemu.

- Czy Dan go zgarnie?

- Nie - odpowiedział Tam. - Ta babka prosiła, żebyśmy dali mu spokój. Nazywa się Vhari Burnett. Jest prawniczką. W dodatku z naszej bajki.

Paddy zdumiała się.

- Pani prokurator?

- Owszem. - Tam wskazał swojego kolegę stojącego przy drzwiach. - Dan zna ją z sądu. Podobno ma czyste ręce. Tylko dlaczego w takim razie nie chce wnieść oskarżenia?

Paddy pomyślała, że jest chyba dość jasne, dlaczego kobieta nie chce oskarżyć o przestępstwo kryminalne mężczyzny swobodnie dysponującego kluczem do jej mieszkania. Najstarsza siostra Paddy, Caroline, regularnie wracała do domu z wielkimi sińcami na rękach i dostawała szału, kiedy ktokolwiek o nich wspominał. Pochodziła z katolickiej rodziny, więc porzucenie męża nie wchodziło w grę. Paddy mogła powiedzieć to wszystko Tamowi, ale dochodziła druga nad ranem, a takie leniwe, prostoduszne uwagi od funkcjonariuszy interweniujących w sprawie rodzinnych awantur słyszała każdej nocy. Była zależna od tych policjantów, bo sprzedawali jej niusy, więc nie chciała rzucać im rękawicy. Choć jednak przypochlebiala się gliniarzom i nigdy nie prowokowała sprzeczek z nimi, chłopcy z nocnej zmiany wyczuwali, że trzyma ich na dystans, więc najciekawsze informacje przekazywali innym dziennikarzom - facetom, z którymi oglądali mecze albo pili. Odpędzając myśli o swojej gasnącej karierze zawodowej, Paddy odwróciła się w stronę domu.

Przyjrzawszy się ciemnowłosemu mężczyźnie, stwierdziła najpierw, że jest ładnie zbudowany: wysoki, długonogi i szczupły. Opierał ciężar ciała na jednej nodze, stał przechylony na bok i cierpliwie słuchał gadaniny Dana. Miał długie, ciemne rzęsy i lekko zmrużone oczy, a ciężkie powieki nadawały jego spojrzeniu wyraz rozmarzenia. Konserwatywną biel koszuli eleganta ożywiały cienkie paseczki w kolorze łososiowym. Poza tym miał czarne szelki ze lśniącymi stalowymi sprzączkami, markowe czarne buty i spodnie od garnituru. Wyglądało na to, że jest to jego strój roboczy. Na twarzy nieznajomego malował się spokój i uśmiech, ale jego palce tańczyły nerwowo na klamce za plecami. Był po prostu piękny.

Paddy powolnym krokiem podeszła do drzwi, kryjąc się w mroku zalegającym pod domem. Wpatrzony w swój notes Dan kiwał właśnie głową, słuchając wyjaśnień mężczyzny.

- ...To się już więcej nie powtórzy, Dan.

Nieznajomy chyba czuł się swobodnie i Paddy odgadła, że McGregor nie zamierza go przymknąć nawet na dwie godzinki, żeby nauczyć gościa w celi, że nie powinien się zachowywać jak ostatnie bydlę. Widziała Dana i Tama w akcji podczas wielu nocnych interwencji i wiedziała - jak wszyscy - że nie należą do policjantów znanych z pobłażliwości. Dan był sprawny fizycznie, chociaż chudy i starszy od Gourlaya, i już kilka razy na oczach Paddy rozpłaszczył na drzwiach radiowozu gęby paru wkurzającym go zuchwalcom, których obezwładniał swoimi pająkowatymi ramionami.

Znowu coś notował kikutem ołówka. Sądząc, że nikt go nie obserwuje, mężczyzna stracił czujność, a kiedy mocno zacisnął dłoń na klamce, Paddy dostrzegła na jego twarzy grymas emocji.

- W porządku - powiedział Dan. - Ale od tej chwili musicie zachować ciszę, bo jeśli otrzymamy kolejne wezwanie, będziemy musieli podjąć jakieś kroki.

- Jasne. Nic się nie martw.

Dan zamknął notes i cofnął się ze stopnia.

- Może powinieneś wezwać do niej lekarza...

- Oczywiście.

Nieznajomy rozluźnił się na moment i wtedy Paddy wkroczyła w krąg żółtego światła przed drzwiami willi.

- Dobry wieczór. Nazywam się Paddy Meehan. Pracuję w gazecie „Scottish Daily News”. Czy mogłabym zamienić z panem kilka słów na temat policyjnej interwencji w tym domu?

Mężczyzna rzucił gniewne spojrzenie Danowi, który wzruszył ramionami i odszedł do radiowozu. Z bliska okazało się, że nieznajomy ma oczy niebieskie jak Paul Newman i mięsiste, różowe usta, których Paddy miała ochotę dotknąć delikatnie opuszkami palców. Z kolei wzrok mężczyzny prześlizgnął się po jej używanym, kupionym z drugiej ręki zielonym skórzanym płaszczu, nastroszonych ciemnych włosach, zamszowych beżowych botkach i dużych złotych kolczykach. Zorientowała się, że zauważył też czerwoną, zdobioną niebieskimi oczkami emalii obrączkę na kciuku jej prawej dłoni. Kupiona od hipisów, obrączka była więc tandetna, a jej oczka kruszyły się i wypadały.

- Fajnie się pani ubiera. - Uśmiechnął się, ale Paddy wiedziała, że nie mówi serio.

- Dzięki. A pan ubiera się jak biznesmen, nie?

Facet obciągnął koszulę i wsunął kciuk pod szelkę.

- A co, podobam się pani?

Przestąpił z nogi na nogę, demonstracyjnie poruszając biodrami. Był to gest zbyt wulgarny i ostentacyjny, by mogła go uznać za niewinną kokieterię, i nie spodobał się jej.

- Czy bije pan swoją żonę?

- Bardzo przepraszam... - Mężczyzna uniósł lewą rękę w obronnym geście, prostując serdeczny palec, na którym nie było obrączki. Nie miał żony.

- Zna pan Dana?

Spojrzał jej prosto w twarz zamglonym wzrokiem.

- Dana? Nie.

Popatrzyła na niego z dezaprobatą i uniosła brew. „Dana?”. Wiedział, jak McGregor ma na imię, a to mówiło więcej o ich zażyłości niż zachowanie tego mężczyzny wobec niego.

Facet wzruszył ramionami, jakby nie dbał o to, czy Paddy mu wierzy, czy nie, a kiedy przeczesał palcami swoje czarne włosy, wykrochmalony rękaw jego koszuli zachrzęścił soczyście.

Stopę za jego plecami uchyliły się przymknięte drzwi i oczom Paddy ukazał się imponujący wiktoriański wieszak z ciemnego dębu, ze specjalnymi kołkami na kapelusze oraz stojakiem na parasole i laski. W ciemnej drewnianej ramie wisiało duże lustro, w którym odbijała się twarz przerażonej kobiety.

W drzwiach prowadzących do salonu stała ładna blondynka i przysłuchiwała się rozmowie. Miała szczupłą szyję i szlachetne rysy. Opadający jej na czoło kosmyk włosów był różowy od krwi. Obserwując Paddy w lustrze, blondynka zamaszyście odgarnęła go za ucho smukłymi palcami, odsłaniając zakrwawiony policzek. Od kącika jej ust poprzez podbródek i szyję, aż do obojczyka, ciągnęła się cienka, szkarłatna strużka, spływająca na szeroką koronkową krezę białej bluzki w stylu lady Di.

Oczy kobiet spotkały się na ułamek sekundy i Paddy zobaczyła błędne spojrzenie nieznajomej, które już tyle razy widywała u ludzi uczestniczących w wypadkach samochodowych albo bójkach - było to spojrzenie, w którym malował się zarówno strach, jak i ból. Uniosła brwi, jakby pytając zakrwawioną dziewczynę, czy potrzebuje pomocy, ale blondynka odpowiedziała jej ledwo dostrzegalnym, przeczącym ruchem głowy i odwróciła wzrok, wycofując się w stronę wejścia do salonu i znikając z lustra.

Mężczyzna zauważył wzrok Paddy i zamknął drzwi.

- Wszystko jest już w porządku, naprawdę.

Uśmiechnął się serdecznie i skinął głową, jakby dziękował Paddy, że skorzystała z zaproszenia na przyjęcie. Światło na ganku było słabe i żółte, ale nagle pośród króciutkich czarnych włosków zarostu dziewczyna zauważyła krew również na szyi tego faceta - maleńkie plamki rozbryżniętej krwi. Uśmiechnął się do niej, ale dostrzegła w jego oczach twardy błysk.

- Bił ją pan już wcześniej?

Zaczynał się irytować, ale tylko trochę. Zerknął na Tama i Dana stojących przy radiowozie, a Paddy powiodła oczami za jego spojrzeniem. Dan potrząsnął głową, jakby odpowiadając mężczyźnie czy może dając mu znak, którego Paddy jednak nie zrozumiała. Nieznajomy westchnął ze znużeniem.

- Proszę chwileczkę zaczekać, dobrze? - Nieznacznie uchylił drzwi i wślizgnął się do środka.

Przez moment, kiedy drzwi zatrzaskiwały się automatycznie, Paddy myślała, że nieznajomy zachował się rozsądnie i uciekł przed nią do domu, ale mężczyzna powrócił z uśmiechem na ustach ułamek sekundy później. Pochylił się nad Paddy i wsunął jej coś do ręki.

- Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo mi zależy, żeby wiadomość o tym incydencie nie trafiła do prasy.

Był to pięćdziesięciofuntowy banknot, wilgotny i różowy od krwi.

Paddy rozejrzała się. Obaj funkcjonariusze stali przy radiowozie, odwróceni tyłem do nich. Okna w sąsiednim domu, za żywopłotem, były czarne, ślepe i puste. Zziębnięte palce dziewczyny zamknęły się na banknocie.

- Dobranoc.

Mężczyzna wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi stanowczo, ale cicho.

Paddy przyglądała się ich dębowych słojom. Drzwi były już wysłużone i pokryte żółtymi plamami w miejscach, gdzie przez lata czyjeś ręce poszukiwały po omacku klamki albo wsuwały klucz do zamka, teraz jednak wielka mosiężna klamka była umazana krwią, a Paddy trzymała w dłoni pięćdziesiąt funtów. Ścisnęła banknot mocniej, żeby się upewnić, że to nie sen, i kiedy poczuła pod palcami wilgoć krwi, przebiegł ją zimny dreszcz. Nieco rozgorączkowana, wcisnęła pięść w kieszeń płaszcza, odwróciła się na sztywnych nogach i ruszyła z powrotem do wozu po równiutkim podjeździe. Pod jej stopami chrzęścił żwir, a włosy targał wiatr. Gdzieś w oddali przejechał z głośnym warkotem silnika jakiś samochód, którego kierowca zwolnił, żeby zmienić bieg.

Stojący przy radiowozie Tam wzruszył ramionami.

- To dla nich ważna sprawa. Ta babka jest prawnikiem - powiedział, mimo woli dając Paddy do zrozumienia, że im też zapłacono za milczenie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin