Bagwell Stella - Serce wie najlepiej.pdf

(809 KB) Pobierz
STELLA BAGWELL
Serce wie najlepiej
Tłumaczenie:
Wanda Jaworska
SPIS TREŚCI:
Okładka
Strona tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Epilog
Strona redakcyjna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Roslyn DuBose włączyła reflektory i  utkwiła wzrok
w  nawigacji. Do Wickenburga w  Arizonie pozostały już tylko
niecałe trzy mile. Mogłaby się zatrzymać, zanim dotrze do tego
niewielkiego miasta na pustyni, ale zjechanie z  pustej szosy
nawet na krótki odpoczynek wydawało jej się ryzykowne.
Chwyciła mocniej kierownicę. Przez dwa ostatnie dni
przejechała ponad tysiąc mil i  zmęczenie zaczęło dawać się jej
we znaki. Tej nocy nie ma wyboru, musi odpocząć. Miała
nadzieję, że kiedy ojciec przeczyta wiadomość, którą mu
zostawiła w  Fort Worth, zrozumie i  nie będzie interweniował.
Martin DuBose jednak nie był jednak człowiekiem
wyrozumiałym ani łagodnym. Prędzej czy później ją wytropi.
Zdeterminowana ruszyła w  kierunku świateł widniejących
na ciemnym horyzoncie, ale dwupasmowa szosa zdawała się
płynąć ku niej szerokimi falami. Boże, chyba zaraz zemdleje!
Ta przerażająca myśl przemknęła jej przez głowę w  chwili,
gdy zauważyła budynek z  cegły, przed którym rozciągał się
żwirowany parking. Zatrzymawszy samochód pod mdłym
światłem alarmowym, wyłączyła silnik i  sięgnęła po butelkę
wody. Do diabła, była pusta. Oparła się o  zagłówek, położyła
rękę na brzuchu i poczuła ruchy dziecka.
Spokojnie, kochane maleństwo. Za minutę dojdę do siebie.
Wtedy znajdę dla nas smaczny posiłek i wygodne łóżko.
Poczuła następne kopnięcie i  gdyby nie była tak
wykończona, uśmiechnęłaby się z  zadowoleniem, że dziecko
czyta w  jej myślach. Teraz jednak z  trudem zdobyła się na to,
żeby wyjrzeć przez przednią szybę na szyld nad wejściem do
budynku.
Dr Hollister. Klinika weterynaryjna.
Zaparkowała więc przed przychodnią dla zwierząt,
najwyraźniej w  nocy zamkniętą. Przynajmniej nie ma
w  pobliżu nikogo, kto mógłby ją skarcić za wałęsanie się po
cudzym terenie. Tylko minuta lub dwie odpoczynku, obiecała
sobie.
W normalny dzień Chandler Hollister starał się kończyć
pracę o  szóstej wieczorem, ale rzadko zdarzały mu się
normalne dni. Najczęściej wychodził dopiero po siódmej,
a  nawet po ósmej wieczorem, kończąc jakąś operację albo
wyjeżdżając do pilnego przypadku. Tak właśnie było tym
razem.
Ostatnie trzy godziny spędził na ranczu w odległym zakątku
hrabstwa Yavapai, gdzie cieliła się jedna z  krów. Jako jedyny
lekarz weterynarii w  okolicy pracował praktycznie bez
wytchnienia, ale nie zamieniłby swojej pracy na inną.
Wracając do lecznicy, spojrzał na zegarek. Miał przed sobą
jeszcze pół mili.
–  Ósma piętnaście  – powiedział do siedzącego za nim
młodego mężczyzny.  – Nieźle, zważywszy, że jestem na nogach
od wpół do piątej rano. Dotrę na ranczo gdzieś przed dziesiątą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin