Chwistek Joanna - Bracia McKinley 01 - Guardian Angel.pdf

(2083 KB) Pobierz
Dla wszystkich dzielnych kobiet.
Z czymkolwiek się zmagacie, jestem z Was dumna
Prolog
Arianna
Zapach środków odkażających drażnił moje nozdrza do tego stopnia, że w oczach stanęły mi łzy.
Potrząsnęłam głową, żeby je odgonić, bo nie miały one nic wspólnego z moim samopoczuciem. Nie
chciałam płakać nawet przez coś tak banalnego, jak podrażnienie zmysłów.
Jasnozielone gumoleum, po którym, jak w zwolnionym tempie, poruszali się ludzie odziani w białe
fartuchy, było czyste, zadbane i wyglądało na nowe podobnie jak wiszące na ścianach malownicze pejzaże
czy recepcja. Wszystko tu aż lśniło. Kiedy patrzyłam na tę całą otoczkę i poruszający się personel, trudno
było uwierzyć, że ktokolwiek może stracić życie w tak profesjonalnym miejscu.
Już kiedyś byłam w podobnej sytuacji, siedziałam w szpitalnej poczekalni, wtulona w ciepłe ramiona
ojca, czekając na to, aż z sali wyjdzie lekarz. Miałam wtedy dwanaście lat i chociaż wiedziałam, że stan
mamy był ciężki, nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłaby umrzeć. Byłam wręcz spokojna i pewna, że
nie stanie się nic złego. Bo przecież mama nie mogła umrzeć, prawda?
Jednak tym razem siedziałam zupełnie sama i nie czułam zupełnie nic, nie miałam tej pewności, nie
żywiłam nadziei. Wypełniały mnie jedynie pustka i gotowość, aby przyjąć wszystko, co los postawi na mojej
drodze.
Kiedy ktoś stanął naprzeciwko mnie, mimowolnie uniosłam głowę i wyprostowałam się na krześle.
Starszy siwowłosy mężczyzna był tutaj kilka godzin temu, kazał mi wracać do domu i czekać na telefon.
Zostałam jednak w szpitalu, niezdolna zrobić chociażby kroku.
– Przykro mi – odezwał się cichym schrypniętym głosem.
Patrzyłam po prostu, jak poruszał ustami, tłumacząc coś szybko, ale nie byłam w stanie usłyszeć
nawet słowa. W mojej głowie zagościł chaos i rozpętał się z siłą huraganu. Chciałam odgarnąć kosmyk
włosów z czoła, ale dłonie drżały mi tak bardzo, że udało mi się to za trzecim razem.
Dopiero kiedy lekarz kucnął, kładąc dłonie na moich ramionach, i potrząsnął mną lekko, wróciłam na
ziemię.
– Arianna? Wszystko w porządku? – dopytywał, patrząc na mnie pełnym niepokoju wzrokiem.
Nie, nic nie było w porządku. Powinnam być wściekła, płakać, krzyczeć, wyzywać Boga i zły los,
jednak ja… nie czułam zupełnie nic. Całkiem inaczej niż prawie siedem lat temu…
– Tak, w porządku – wyznałam po chwili.
– Robiliśmy, co w naszej mocy – oznajmił doktor, na co skinęłam szybko głową.
Wiedziałam, że on i jego personel dali z siebie wszystko, niestety, bezskutecznie.
– Ale obrażenia były zbyt rozległe, walczyliśmy kilka godzin.
Telefon ze szpitala dostałam o ósmej wieczorem. Kiedy spojrzałam na wielki zegar, który wisiał na
ścianie, dostrzegłam, że dochodziła trzecia nad ranem.
Chociaż wiedziałam już, że z tej walki nie wyszło nic dobrego, a ojca nie udało się uratować, nie
czułam się podobnie jak wtedy, kiedy odeszła mama. Wtedy mój świat się zawalił, a teraz jedynie się zmieni.
– Czy mam kogoś powiadomić? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos uporczywie wpatrującego się we
mnie mężczyzny. – Zadzwonić, żeby ktoś po ciebie przyjechał?
Pierwsi, którzy powinni się dowiedzieć o śmierci Glena, to jego koledzy od butelki, ale do żadnego
z nich nie miałam numeru. Zresztą i tak lada chwila dowiedzą się o tym, co się stało. To oni powinni teraz
załatwiać formalności, wybierać trumnę i miejsce na cmentarzu. Przecież od lat to oni byli dla ojca
najważniejsi, nie ja. To z nimi spędzał każdą wolną chwilę, jeździł na wakacje i imprezował. Więc dlaczego,
do cholery, to do mnie zadzwonili wieczorem ze szpitala?
– Nie – odpowiedziałam pewnym siebie głosem.
– Piers McKinley? – podsunął, ale także zaprzeczyłam.
Wujek Piers był najlepszym przyjacielem mojego ojca w czasach, kiedy jeszcze żyła mama. On
i ciocia Meg często przylatywali do nas w odwiedziny i my także lataliśmy do nich. Mieli trzech synów, ale
ja najlepiej dogadywałam się z tym najmłodszym, Nate’em. Był starszy ode mnie jedynie o dwa lata, tamta
dwójka była już nastolatkami, kiedy ja i Nate nadal siedzieliśmy w piaskownicy, i nie pamiętałam ich zbyt
dobrze.
Niestety, ta przyjaźń również uległa zniszczeniu, podobnie jak każdy aspekt naszego życia po śmierci
mamy. Piers potępiał to, co robił ojciec, próbował mu pomóc pogodzić się ze śmiercią żony, wyciągał
wielokrotnie dłoń, którą Glen notorycznie odrzucał. Pierwsze wakacje po śmierci mamy spędziłam właśnie
u nich. Później jednak mój uzależniony od alkoholu i załamany ojciec zerwał kontakty z każdym, kto
próbował mu powiedzieć, że musi pogodzić się ze śmiercią żony, wziąć w garść i wychować córkę. Niestety,
nie posłuchał.
– Sama do niego zadzwonię – skłamałam gładko, a następnie wstałam z miejsca, zmuszając tym
samym mężczyznę, by się wyprostował.
– Postaram się zrobić, co w mojej mocy, aby informacje o okolicznościach wypadku nie przedostały
się do prasy.
Współczujący wzrok lekarza przeszył moje serce, bo wtedy zrozumiałam, że śmierć Glena to jedno,
a szambo, które mogło się wylać, to drugie. Mój ojciec, oprócz tego, że był alkoholikiem, najlepszym
kumplem od butelki kilku innych pijaków i najgorszym ojcem na świecie, był też znanym aktorem. I osobą
publiczną.
– Będę wdzięczna, panie doktorze.
Być może nienawidziłam własnego ojca, ale nie chciałam, by po jego śmierci wieszano na nim psy.
Nawet jeśli zasłużył, nawet jeśli każde złe słowo na jego temat to cholerna prawda, nie chciałam tego
słuchać.
Jedyny plus tego wszystkiego był taki, że kiedy kompletnie pijany wbił się autem w drzewo, nikogo
nie zranił, nikt inny nie ucierpiał.
Może to szokujące, ale w głębi duszy wiedziałam, że tak to się kiedyś skończy.
– Potrzebujesz pomocy? – zapytał doktor, kiedy sięgnęłam po swoją kurtkę leżącą na sąsiednim
krześle. – Arianna, przecież wiesz, że możesz na nas liczyć.
Tak, wiedziałam o tym. Doktora Morgana i jego żonę znałam od dziecka. To on próbował wyleczyć
moją mamę, to on przyjeżdżał do nas do domu, kiedy chorowałam, i to on wyciągał ojca z każdego zatrucia
alkoholowego.
– Chcę być sama – oznajmiłam, a następnie uśmiechnęłam się lekko. – I nic mi nie jest, naprawdę.
– Prześpij się, dziewczyno. I dzwoń, gdybyś potrzebowała pomocy.
Skinęłam lekko głową, a następnie ruszyłam długim korytarzem w stronę wyjścia.
Czasami złe wieści przychodzą niespodziewanie, wywołując szok oraz bezdenną rozpacz. Dla mnie
złe informacje stanowiły początek nowego życia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin