Tylko ty Burza w sercach - Marcella Bell, Carol Marinelli.pdf

(1308 KB) Pobierz
CAROL MARINELLI
Tylko ty
Tłumaczenie:
Agnieszka Wąsowska
SPIS TREŚCI:
Okładka
Strona tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rodział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Strona redakcyjna
Dziesięć lat wcześniej…
Beatrice zapowiedziała swoją wizytę w  klasztorze.
Wielokrotnie pisała z prośbą o umożliwienie spotkania z matką
przełożoną, ale zawsze odpowiadano jej, że nie ma potrzeby, by
przyjeżdżała tu osobiście.
Szła pod górę z nadzieją, że nawet jeśli nie dowie się niczego
o matce, to przynajmniej o swojej ukochanej przyjaciółce.
Choć tak bardzo się od siebie różniły, obie zostały porzucone
niedługo po urodzeniu.
Alicia była ciemna i  pełna życia. Beatrice cicha, nieśmiała
i  jasna. Z  niewiadomych przyczyn Alicia pokochała ją miłością
niemal siostrzaną. Czasami mówiła nawet, że są bliźniaczkami!
Kiedy miały po jedenaście lat, Beatrice dostała stypendium
i  wyjechała do szkoły w  Mediolanie. Obiecały sobie, że bez
względu na wszystko będą utrzymywać ze sobą kontakt. Alicia
powiedziała jej, żeby skończyła szkołę i  znalazła dobrą pracę,
żeby mogły kiedyś razem zamieszkać.
Zawsze bały się tego, co może je spotkać, gdy opuszczą
bezpieczne mury klasztoru, ale myśl, że mają siebie nawzajem,
dodawała im otuchy.
Alicia nie potrafiła pisać, ale to nie przeszkadzało Beatrice.
Ona sama pisywała do niej regularnie. A  potem, kiedy
skończyła szkołę w  Mediolanie, wysłano ją do niewielkiego
opactwa w  Szwajcarii, żeby doskonaliła język. Pozwolono jej
wprawdzie kilkakrotnie zadzwonić do klasztoru w Trebordi, ale
nigdy nie poproszono Alicii do telefonu. Zawsze znajdowano
jakąś wymówkę, żeby wytłumaczyć jej nieobecność.
Beatrice domyślała się, że siostry nie chciały pozwolić na tę
rozmowę ze względu na to, że mogłaby ona bardzo zasmucić
Alicię, która zawsze miała skłonności do dramatyzowania.
Zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle dostawała jej listy.
Kolejne dwa lata spędziła w  szkole w  Anglii, gdzie zyskała
sobie opinię osoby odosobnionej i nieprzystępnej. Zimnej.
Podobnie było na uniwersytecie.
Choć nie miała żadnych problemów z  językiem, zawsze
trzymała się na uboczu. Brakowało jej poczucia humoru i  nie
chwytała w porę dowcipów, które opowiadali sobie jej koledzy.
Nigdy nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, skąd jest i  co
robią jej rodzice. Zawsze miała przed oczami okno życia, przez
które włożyła ją matka jakieś dziewiętnaście lat temu. Zawsze
myślała o  tym, jak bardzo samotna i  przerażona musiała się
czuć, skoro zdecydowała się na taki krok. Ona, dorastając, czuła
się dokładnie tak samo.
Przerażona.
Samotna.
Na szczęście miała Alicię.
Nacisnęła dzwonek do bramy i  uśmiechnęła się, kiedy się
okazało, że sama matka przełożona otworzyła jej drzwi.
–  Tak się cieszę, że tu wróciłam…  – Idąc znajomą ścieżką,
czuła, jak płoną jej policzki.
– O której masz powrotny pociąg? – spytała przełożona.
–  Mam zamiar zostać w  klasztorze tydzień albo dwa  –
oznajmiła w nadziei, że matka przełożona zaprosi ją, by została
Zgłoś jeśli naruszono regulamin