Pokuta A5.pdf

(2839 KB) Pobierz
Olle Lönnaeus
Pokuta
Przełożyła z języka szwedzkiego: Ewa Wojciechowska
Tytuł oryginału: Det som ska sonas
Wydanie oryginalne 2009
Wydanie polskie 2011
W niewielkiej południowo szwedzkiej miejscowości dochodzi
do podwójnego zabójstwa. Ofiarami jest dwoje staruszków,
Herman i Signe Jönssonowie, oboje zginęli od strzału w tył
głowy. Na żądanie policji do miasteczka przyjeżdża Konrad
Jonsson, znany reporter, przybrany syn zamordowanych.
Ponieważ Jönssonowie niedługo przed śmiercią wygrali sporo
pieniędzy na loterii, podejrzanymi o ich zabójstwo zostają Konrad
i Klas, przybrany brat dziennikarza i zarazem biologiczny syn
Hermana i Signe.
Konrad Jonsson opuścił rodzinne miasteczko przeszło
trzydzieści lat wcześniej i od tego czasu nie odwiedzał przybranej
rodziny. Jönssonowie przygarnęli Konrada, gdy miał siedem lat,
po tym jak jego matka - żyjąca na marginesie społeczeństwa
samotna Polka - zaginęła w tajemniczych okolicznościach.
Śledztwo w sprawie jej zaginięcia nigdy nie doczekało się
rozwiązania.
Dotarłszy w rodzinne strony, Konrad zaczyna spotykać
dawnych znajomych, rozmyśla nad swoim życiem, w którym mu
się nie za bardzo układa i z czasem, po tym jak zaprzyjaźnia się z
redaktorem lokalnej gazety, zaczyna zajmować się sprawą
zaginięcia matki.
-2-
Prolog.
Trzy błyskawice, trzy grzmoty. Potem zaczyna padać.
Pierwsze krople łagodnie głaszczą policzek kobiety, zupełnie
jakby pocieszał ją Bóg, delikatnie, opuszkami palców dotykając
jej twarzy.
Kobieta odchyla głowę i zwraca twarz ku niebu.
Na jej zamknięte powieki spadają chłodne krople deszczu, a
woda o metalicznym posmaku toruje sobie drogę do ust.
Kobieta przełyka, wciąż i wciąż oblizuje wargi, podczas gdy
deszcz przybiera na sile.
Po chwili wydaje jej się, że cała nagromadzona w atmosferze
woda spływa na brzeg rzeki, nad którą stoi. Wszystko przybiera
szarą barwę i przemaka. Włosy kobiety zmieniają się w trawę
morską. Jej jasna sukienka, podarta i poplamiona, staje się
żaglem. Brud spływa z jej czoła, policzków i szyi, a po chwili na
twarzy pojawia się coś, co przypomina słaby uśmiech.
Nagle kobieta wzdryga się, jakby wyrwana ze snu.
„Chłopiec” - myśli.
Wytęża wzrok w ciemności, starając się objąć spojrzeniem
pastwisko, wypatruje wierzchołków drzew i wsłuchuje się w
odgłosy lasu, przez który właśnie przebiegła. Jedyne, co słyszy, to
deszcz i własne sapanie.
Czuje, jak serce kołacze jej w klatce piersiowej.
Ktoś woła za nią, by uciekała. A może to jej własne wołanie?
„Uciekaj przez noc, tak daleko, jak zdołasz!”.
Kobieta jednak nie daje rady tego zrobić.
Ciało ma zdrętwiałe, bolą ją nogi, zmęczone i ciężkie. Poza tym
dokąd miałaby pójść?
-3-
Kolejna błyskawica kroi niebo na pół. Po niej natychmiast
rozbrzmiewa ostry grzmot, lecz kobieta, której zwiewne ciało na
mgnienie oka rozbłyska srebrem na tle czarnej wody, niemal się
nie porusza.
„Ciemność - myśli. - Tylko ciemność mi sprzyja. Wkrótce już
jej nie będzie. Biegnij, zanim będzie za późno!”.
Ale ciało zawodzi kobietę. Nogi odmawiają posłuszeństwa.
Zawodzą ją też modlitwy, których słowa stara się odnaleźć w
pamięci, lecz nie znajduje żadnych, które mogłyby przyjść na
ratunek.
Niebo jest czarne i szare, a przez wąwóz przetacza się nagle
zimny oddech wiatru.
Kobieta niezdecydowanym ruchem ociera wodę z twarzy. W tej
samej chwili powraca zapach krwi jak wspomnienie zła.
Nienawiść. Odraza. Wydarzenia, których nie da się cofnąć.
Kobieta wciąż ma przy sobie nóż. Długi kuchenny nóż o
smukłym ostrzu, ubrudzonym czarną krwią. Powoli przesuwa
klingą po swoim gardle. To takie kuszące. Takie proste.
Po chwili rezygnuje z pomysłu i obserwuje nóż, który strugi
deszczu powoli obmywają do czysta.
To byłby objaw tchórzostwa.
Wtem pada na kolana, przepełniona na nowo wezbraną siłą.
Gwałtownymi ruchami rozpoczyna zapalczywie kopać dołek w
piasku.
Skończywszy, wrzuca nóż na dno i szybko go zakopuje.
Rozgląda się nerwowo.
„Chłopiec - myśli. - Trzeba się śpieszyć”.
Deszcz, jego chłodne krople dają jej siłę. Naraz kobieta czuje
nieodpartą wolę życia. Oby nigdy nie umrzeć.
Nim świt zdołał rozpędzić chmury, kobieta zniknęła.
-4-
Rozdział 1.
Pierwsze letnie upały były duszne i bezlitosne. Nadeszły z
samym początkiem czerwca. Niespodziewana wiadomość o
śmierci Hermana i Signe gwałtownym szarpnięciem porwała
Konrada Jonssona w przeszłość.
- Mów do nas mamo i tato - zaproponowali.
Zazwyczaj tak robił, ale nigdy nie brzmiało to prawdziwie.
Wszystko działo się dawno temu, wspomnienia się rozmyły.
Nawet po tylu latach Herman i Signe byli w pamięci Konrada
wciąż jeszcze dość młodzi, choć gdy umarli, musieli mieć prawie
osiemdziesiątkę. Herman pracował w rzeźni Scan i zawsze
potwornie cuchnął, gdy wracał ze zmiany przy obróbce
wnętrzności. Każdego wieczoru Signe pomagała mu się
wyszorować. Błyszczał potem jak nowy z tymi pucołowatymi
policzkami. Cieszył się swoim skromnym życiem.
Rzeźnia od wielu lat stała, oczywiście, zamknięta.
A Signe nigdy na nic nie narzekała, mimo że stale dokuczał jej
ból pleców i kolan.
Oboje mieli swoje zmartwienia. Konrad szybko to wyczuł,
chociaż nigdy nic na ten temat nie mówiono. Zrozumiał też, co
było ich przyczyną: Klas, jedynak, którego stale otaczała chmura
zniechęcenia.
„Czy on wciąż tam jest?” - rozmyślał.
Gdy wreszcie pojawiła się przydrożna tablica z nazwą
miejscowości Roddinge, Konrad zwolnił pod wpływem nagłego
impulsu i zjechał z głównej drogi. Minął pobielony wapnem
kościół i powoli toczył się przez przycupniętą na zboczu wieś.
Jechał powoli w dół, w owianą mgłą tajemnicy dolinę. Być
może był to sposób na opóźnienie przyjazdu, choć w głębi ducha
chciał znów ją zobaczyć.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin