Benedykt - Labirynt cz.2.pdf

(3815 KB) Pobierz
Benedykt
LABIRYNT
Część druga
W stulecie urodzin Stanisława Lema (2021)
Wszystkie lute, wypożyczone z wyobraźni Jacka Dukaja, z
podziękowaniem zwraca autor.
Część druga
Wydanie pierwsze
Copyright © by Wind Forge Media 2023
ISBN 978-1-7397703-0-3
ISBN 978-1-7397703-2-7 vol.2
3
1.
Znowu spali o wiele za krótko, ale nie mogli sobie pozwolić
na pełny wypoczynek - czas uciekał, a zadań nie ubywało.
Kiedy wstali, „Minotaur” nadal planowo hamował 1g,
GABRiel nie zgłaszał jakichkolwiek nowych problemów czy
usterek, wszystko wyglądało zupełnie normalnie.
Oczywiście, poza ich niespodziewanym gościem.
Fizyk przesiedział do rana w laboratorium, robiąc sobie
drobne testy i badając się pod mikroskopem, ale badał się
delikatnie i mało inwazyjnie. Tak jak ustalili wcześniej -
musieli być ostrożni, wszyscy zgadzali się, że nieostrożne
grzebanie w nieznanej „fizyce Fizyka" może być ryzykowne.
Pierwsza wstała Koordynatorka, znalazła model kolegi w
kantynie. Dumał nad szklanką wody, siedząc prawie w tym
samym miejscu, gdzie pierwotnie się objawił.
- Hej - zaczepiła go wchodząc do ich pizzerii.
- Cześć… - podniósł na nią wzrok znad stolika.
- Spałeś w ogóle? Jak się czujesz?
- Nie spałem. Czuję się… normalnie… - skrzywił się nieco -
Na ile cokolwiek jest normalne w tej sytuacji…
- Tak, wszystko to jest… nowe - odpowiedziała, robiąc sobie
owsiankę - Chodźmy do konferencyjnej, zaraz wszyscy
przyjdą.
Niebawem zebrała się cała załoga, rozsiedli się ze
śniadaniem zupełnie podobnie jak w ostatnich dniach, tylko
4
Cybernetyka, który nadal leżał w medkomie, zastąpił fantom
Fizyka.
Atmosfera nie była luźna, czy bardzo przyjazna, była
znacznie gorsza niż poprzedniego dnia; tak jakby musieli od
nowa nauczyć się tej niecodziennej sytuacji. Rozmawiali
półsłówkami, bardzo powoli rozkręcali się. Nieco pomagało,
że już nie musieli męczyć się z kuchenką kempingową i
skromnymi zapasami z pakietu eksploracyjnego; kantyna i
kuchnia były znowu w pełni dostępne.
Fizyk był wyraźnie markotny, bawił się swoją szklanką
wody, a na nieco wysilone i sztuczne uwagi, czy pytania
kolegów, odpowiadał raczej zdawkowo.
- … może uda się dziś odpalić duży radar. Ale nie jestem
pewien - mamrotał basem Inżynier do Chemiczki - Nadal to
jest trochę błędne koło: musimy jak najszybciej złapać
„Szerszenia” radarem, ale nie mamy jak sprawdzić naszej
własnej łączności. Ciągle boję się, że nawet jeśli się z nim
„zobaczymy”, to już z nim nie pogadamy…
- A wahadłowcem nie da się naszej łączności sprawdzić, tak
jak wtedy sprawdziliście „Szerszenia” w hangarze? -
odmruczała Chemiczka, bawiąc się naleśnikami ze smażonym
wędzonym bekonem, zakrapianymi syropem klonowym.
Doktor wpatrywał się nieco zdumiony w jej posiłek. Można
powiedzieć, że tradycyjnie zdumiony, bo dosyć często
wyciągała receptury, o których nie tylko nie myślał, że mają je
zapisane w sterowniku kantyny i „kredensu”, ale, że w ogóle
są możliwe kulinarnie.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin