Faceci A5.doc

(1890 KB) Pobierz
Faceci z sieci




Katarzyna Gubała

Faceci z sieci

 

 

Wydanie polskie 2013

 

 

Dowcipna opowieść, a zarazem dokładny przepis na to, jak znaleźć ukochanego. Trzydziestoletnia Karolina postanawia rzucić wyzwanie losowi i... zakochać się w odpowiednim mężczyźnie przez Internet. Nie w pijaku, łajdaku, brzydalu czy fajtłapie. W kimś nieidealnym, ale odpowiednim. Do zadania podchodzi metodycznie, jak do najprawdziwszego biznes planu – w końcu chodzi o jej przyszłość! W sposób zabawny i ze zmysłem praktycznym opisuje swoje zaskakujące przygody z kolejnymi facetami poznanymi w sieci. Jak nie spaprać sobie życia z napotkanym facetem i nie związać się z życiowym nieudacznikiem? To dopiero wyzwanie! Czy mężczyzna prawie idealny istnieje? Czy Szarlotka go odnajdzie? Czy można szukać miłości za pomocą rozumu i jasno sprecyzowanych kryteriów?


Spis treści:

Prolog              5

Typ: konsekwentna poszukiwaczka męża              21

Typ: szukam przyjaciółki, a ty jesteś dla mnie idealna              22

Oda do Maćkowej przegrody nosowej              52

Typ: niewinny inteligent              54

Historia mrożąca krew w moich żyłach              91

Typ: niedoskonały podglądacz              93

Rozważania cerkiewne              98

Typ: życiowy koneser              101

Szybka karpatka pod gwiazdami              130

Przygoda z Krakowa              132

Typ: milczący              134

Fraszka o sztachecie              139

Typ: wysportowany              140

Lato z komarami              157

Typ: zdziecinniały przyjemniaczek              158

Przygoda z wsuwkami              161

Typ: szalony              162

Samotne andrzejki              212

Typ: kłapouchy              213

Mój koteczek vs. Jamnik              217

Typ: zakochany bez pamięci              220

Opowiadanie z różą              245

Typ: foszasty nerwus              249

Gdy mężczyzna chce godnie zjeść hamburgera              253

Typ: ezoteryczny astrolog              258

Horoskop dla Pana Prąda              275

Typ: seksualny instruktor              276

Kilka słów o gnoju...              285

Typ: mąż prawie idealny              286

Epilog              321

Czekoladowe babeczki dla fajnej babeczki              323


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Joannie, tej małej i tej dużej

 


Prolog

Pan Prąd: Witaj : )

Szarlotka: Hej, Maćku! Pogadamy jutro, bo piszę na zlecenie opowiadanie i nie chcę się odrywać od pracy...

Pan Prąd: Rozumiem, nie chce ci się dla mnie przerwać pisania o... Jak to mówiłaś: „Kobiecym różowym kwiecie pokrytym rosą”?

Szarlotka: Tym razem nie piszę tekstu poradniczego o kobiecych łechtaczkach i orgazmach. Mam akurat zamówienie na opowiadanie w stylu oral erotic dla kobiet... więc się wczuwam...

Pan Prąd: Piszesz piórem?

Szarlotka: Żartujesz sobie? Piszę na komputerze, no ale żeby zaspokoić twoją ciekawość, to... używam również myszki...

Pan Prąd: Mhhmm... Ja się tylko zastanawiałem, w jaki sposób się wczuwasz... : )

Szarlotka: Używając wyobraźni oczywiście, matołku... Moje zadanie polega właściwie tylko na opisaniu tego, co czuje kobieta, kiedy przeżywa najlepszy seks oralny w życiu... Poza tym to oral, ale ze strony pana w stosunku do pani, więc jakby nic trudnego do wczucia się dla mnie.

Pan Prąd: Tzn., że niby jak?

Szarlotka: No jak to jak?! To proste. Wyobraź sobie, że chcesz sprawić, by twojej ukochanej kobiecie było najlepiej na świecie... I potrafisz to zrobić... językiem!

Pan Prąd: Językiem opuścić klapę od sedesu??? Bez sensu... O ile pamiętam z własnego doświadczenia, to każda kobieta właśnie tego pragnie...

Szarlotka: Uwielbiam twoje poczucie humoru!

Pan Prąd: Tylko to we mnie uwielbiasz?

Szarlotka: Masz wiele zalet, ale wybacz, kochany, chyba seks oralny w twoim wykonaniu, nawet żartobliwym, nie bardzo by mi się spodobał... A przynajmniej byłby kiepską inspiracją do opowiadania... No chyba że to jakaś wielka poza, a tak naprawdę właśnie rozmawiam przez internet z najlepszym kochankiem świata, który zna potrzeby wszystkich kobiet...

Pan Prąd: Uff! Wreszcie to zrozumiałaś! Teraz już nie mam nic do ukrycia! Za to może znajdzie się coś do pokrycia...?

 

Dialog powyżej to tylko próbka tego, jak spędzałam czas przez ostatnie miesiące. Większość mojego niezwykle cennego czasu pochłaniała korespondencja z nieznajomymi mężczyznami. Na drugim miejscu pod względem zajęć była jazda na rowerze. A gdzieś na końcu czaiła się moja praca - redaktorki i autorki opowiadań w redakcji miesięcznika z historiami o miłości „Porywy Serca” w ogólnopolskim wydawnictwie. Owszem, zlecenia miałam różne, ale głównie specjalizuję się w opowiadaniach erotycznych i miłosnych. Prowadzę też stronę internetową www. porywyserca. pl. Jestem tak zwanym ghostwriterem[1] od opowiadań. Podszywam się pod różne Kazie, Marie czy Helenki lat ileś tam, zwykle pielęgniarki, nauczycielki lub po prostu matki, żony i kochanki z Warszawy, Koszalina czy Szczecina. Piszę opowiadania na kształt listu ze zwierzeniami, jaki taka czytelniczka mogłaby przysłać do „Porywów Serca”, a czego nie robi, bo się wstydzi, bo ma inne cele, nie umie pięknie pisać, ma to gdzieś... I potem te wynurzenia moja redakcja publikuje, podpisując fikcyjnym imieniem, wiekiem, zawodem, miejscem pochodzenia. Jednak moim nadrzędnym celem w życiu jest znalezienie mężczyzny w sieci. I o tym będzie ta historia. Jak niełatwo znaleźć ideał w sieci. A że go znaleźć można - dowodem jest właśnie ta książka.

Spora część mojego dorosłego życia „we dwoje” polegała na tym, jak: Przetrwać z nieudacznikiem.

Naprawić go tak, aby stał się kimś lepszym, kimś, kogo w nim na początku widziałam (a co oczywiście było wytworem mojej niezdrowej wyobraźni).

Jak rzucić go w taki sposób, żeby narobić jak najmniej bałaganu.

Jak posprzątać cały ten bałagan, gdy życiowego nieudacznika rzuciłam już naprawdę i (tym razem) konsekwentnie.

Ostatecznie zawsze przegrywałam, ale co ciekawe - nie potrafiłam z tych porażek wyciągnąć mądrych wniosków. Kiedy wreszcie definitywnie wyprowadziłam się od mojego ostatniego faceta, nazwijmy go umownie Pan-porażka-życiowa-numer-dwanaście, i otrząsnęłam się ze świadomości, że przeżyłam trzy lata pod jednym dachem z „zabawnym i uwielbianym przez wszystkich nieporadnym życiowo alkoholikiem”, zdecydowałam się wziąć sprawy w swoje ręce.

Miałam dwadzieścia osiem lat i postanowiłam znaleźć przez internet „męża idealnego na resztę życia”.

 

Byli życiowi partnerzy

Czy istnieją mądrzy, oczytani, mili, nawet nieprzesadnie przystojni, acz z poczuciem humoru faceci?

To pytanie zadawałam sobie od kilku miesięcy. Wierzyłam, że nadejdzie taki dzień, w którym spotkam kogoś na swoją miarę. Poprzedni moi „życiowi partnerzy” w ogromnej większości nie zasługiwali na miano „życiowi” (bo byli kompletnie niesamodzielni, zdziecinniali, zbyt stuknięci lub nadmiernie niedorozwinięci uczuciowo). Do określenia ich „partnerami” też bym się nie przychylała, po tym, jak za nich prałam, gotowałam, sprzątałam, płaciłam rachunki, spłacałam finansowe zobowiązania czy naprawiałam cieknące krany! Raz nawet z braku wyegzekwowanego z mojej strony partnerstwa wymieniłam w jednym z pokoi drzwi wraz z ościeżnicami!

Zatem ci domniemani „partnerzy” okazywali się zwykle wielką porażką. „Jeden gorszy od drugiego”, podsumowała któregoś dnia moja mama (a ja, zbytnio unosząc się honorem, tylko przez sekundę pochyliłam się nad tą myślą). Po latach nie mogę jednak zaprzeczyć - coś w tym stwierdzeniu było!

Jeden był spokojny, ale sporo pił. Drugi wcale nie pił, ale wciąż miał pretensje. Trzeciemu bieliznę prała matka, a czwarty chciał tylko jeździć ze mną na rowerze. „Na seks przyjdzie jeszcze czas”, mawiał do momentu, aż go porzuciłam dla piątego, który za to za seksem przepadał, ale niekoniecznie w układach monogamiczno-dualistycznych... Szósty chętnie mnie pocieszał, a gdy już doszłam do siebie, to okazało się, że właściwie nie miałby nic przeciwko wspólnemu zakupowi mieszkania (niestety wyłącznie z mojej wypłaty i przy jego wspaniałomyślnej gotowości do meldunku w nowym lokum).

 

Kim jestem?

I tak to po dwóch latach samotności - oto jestem. Ja - Karolina. Szarlotka. Kobieta sama i troszkę samotna. Niby szumnie nazywająca się singielką, ale w głębi duszy szukająca tej drugiej połówki... czegokolwiek (jabłka, pomarańczy, łóżka). Od wielu lat pracuję jako dziennikarz, redaktor, redaktor naczelny, ghostwriter i autor tekstów poradniczych maści wszelakiej. Głównie piszę w wersji wydawanej na papierze, ale prowadzę też stronę www.porywyserca. pl. I mam takie bardzo, ale to bardzo malutkie marzenie - chciałabym mieć męża. Dobrego. Mądrego. Kochanego. Mojego.

Już dawno uznałam, że w moim wieku, przy moim wyglądzie i szczęściu znalezienie porządnego mężczyzny w realnym świecie graniczy z cudem. Jak się ma więcej niż dwadzieścia kilka lat lub nawet trzydzieści albo czterdzieści, to potencjalni porządni partnerzy istnieją tylko w legendach przekazywanych sobie z ust do ust na sabatach czarownic.

 

Jak szukać męża

Pamiętam, jak kiedyś z Królową, czyli ówczesną redaktor naczelną „Porywów Serca”, śmiałyśmy się z napisanego przez koleżankę opowiadania o samotnej kobiecie. Było ono tak nierealne, że nigdy nie zostało wydrukowane! Historia mówiła o zdesperowanej dziewczynie, która uparła się znaleźć miłość swojego życia. A w jaki sposób? To było najzabawniejsze. Otóż kiedy tylko widziała w tramwaju lub autobusie przystojnego faceta, upuszczała pod jego nogi bilet. Miała taką fiksację, że ten, który go podniesie, będzie miłością jej życia. Pamiętam, że z Królową zaśmiewałyśmy się do łez z naiwności tej historyjki.

Ile trzeba mieć wyobraźni i jaki umysł, żeby wierzyć w takie spotkanie w tramwaju? Wniosek numer jeden nasuwa się sam - chłopak jest biedny, bo korzysta z komunikacji miejskiej. Ergo - nie ma auta! Nie ma auta, zatem (wniosek numer dwa) - zarabia niewiele. A w wieku „trzydzieści plus” dobrze byłoby mieć coś swojego, choćby auto. A jak nie ma auta, to i mieszkania własnego mu brak (wniosek numer trzy). Wynik - dziewczyna, nawet jeśli pozna miłość życia w tramwaju, to i tak będzie klepać biedę przez lata. Zakładamy bowiem, że u niej też z kasą krucho (jeździ tramwajem, zatem nie ma auta, pewnie nie ma też mieszkania itd. ).

Wiedziałam, że w moim przypadku znalezienie faceta na numer z upuszczanym biletem nie przejdzie. Po pierwsze, ja zwykle w tramwaju czytam książki. Jeślibym się skupiała na ciągłym rzucaniu biletu, to moja wiedza o świecie diametralnie by się skurczyła. Po drugie i najważniejsze, metoda z biletem jest szczególną porażką w okresie jesienno-zimowo-wiosennym (czyli przez trzy czwarte roku w Polsce), kiedy na dworze leje deszcz lub pada śnieg. Wtedy upuszczasz bilet na zabłoconą podłogę. I po bilecie (chyba że ci się przystojny kontroler trafi, ale to już historia na inne opowiadanie). A może rzucać facetowi pod nogi bilet zalaminowany! Genialne...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin