Piotr Adamowicz - Ostatnie zlecenie.pdf

(1475 KB) Pobierz
Spis treści
1. My się chyba znamy
2. Miło cię widzieć, Marcello
3. Belgijski wafel z Karmelem
4. Z ziemi włoskiej do polskiej
5. Taksiarz spod Centralnej
6. Oczom ukazała się bestia
7. Dogrywka na Muranowie
8. Stara śpiewka Włodka
9. Diabeł nie czort, Michale
10. Przewrót pałacowy
11. Zaczynają się schody
12. Berlińczycy w krainie Polin
13. Przekonujący nożyk Izaaka
14. Miło cię poznać, Antoni
15. Żegnaj, Włodek
16. Niczym Feliks z popiołów
17. Antoni, Boży Stróżu mój
18. Grunwald Pirlettiego
19. Tak bez pożegnania?
20. Milczenie rabina
21. Archipelag Santorini
22. Angielskie wyjście
22. Objawienie przed Patmos
Przypisy
Copyright © by Piotr Adamowicz, 2023
Projekt okładki: Olga Bołdok-Banasikowska
Redaktor prowadząca dział fiction: Małgorzata Hlal; mhlal@grupazpr.pl
Redaktor nadzorująca: Anna Sperling
Redakcja: Zofia Rokita
Korekta: Małgorzata Ablewska, Mariola Niedbał
Ilustracje: Shutterstock
Copyright © for the Polish edition by TIME SA, 2023
Wydawca:
TIME SA
ul. Jubilerska 10
04-190 Warszawa
facebook.com/hardewydawnictwo
instagram.com/hardewydawnictwo
tiktok.com/@harde.wydawnictwo
Dział sprzedaży i kontakt z czytelnikami: harde@grupazpr.pl
Wersję elektroniczną przygotowano w systemie
Zecer
1. My się chyba znamy
Biały ranek przydreptał przed szóstą. Helena spała snem najedzonego niemowlaka, podczas gdy ja
czuwałem jak czeladnik rozglądający się za robotą. Wiedziałem, że to się kiedyś skończy. Nie miałem
wyboru, musiałem się ewakuować. Przetarłem oczy, kiedy w kuchennym okienku zamajaczyły długie
światła. Przyjechali.
Usiadłem na tylnym siedzeniu, nie mówiąc ani słowa. Dwóch ludzi w  ortalionach wyglądało na
małomiasteczkowych mechaników samochodowych. Wyjęli kogucik taksówki i spojrzeli po sobie, pod-
czas gdy ja powoli ubierałem się na tylnym siedzeniu.
– Mogłeś to zrobić w domku, mamy mało czasu, ale okej, na ubranie się wystarczy.
– Nie mogłem – ziewnąłem. – Nie lubię pożegnań…
Prawdę powiedziałem i  tylko prawdę, bo wyjeżdżać od kogoś nie znosiłem, tak jak nie znosiłem
rozłąki i  tego, że dla mnie widzieć kogoś to nieraz widzieć po raz ostatni. I  na zapas rozrywało mi
serce, choć to naiwna rzecz tak tęsknić za kimś, z kim mijałem się od zaledwie kilku miesięcy.
Helenę poznałem kilka tygodni wcześniej. Z  miejsca tłumaczę, że jej nie ukradłem Spartanom.
Wręcz przeciwnie, zawinąłem się spod Troi za wcześnie na miłość, za późno na spokój. W tym zawie-
szeniu trwałem i  spod murów antycznego miasta wywiozłem zmęczenie ciągłą walką i  manierę
Homera, żeby nie opowiadać od początku do końca, bo to byłoby za proste.
Kończyłem rybę w  małej portowej knajpce na Krecie, kiedy usłyszałem przesłonę aparatu. Kilka
pstryknięć gdzieś po lewej. Wychyliłem się, sprawdzając deptak jak żyrafa w poszukiwaniu kolejnych
gałęzi. Złowiłem wzrokiem kilku spacerowiczów i  matkę z  niemowlakiem –  to ona robiła zdjęcia.
Wrzuciła nikona z  gigantyczną lufą do torby pod wózkiem i  skręciła w  wąską uliczkę, dokładnie tę
samą, która prowadzi do zbawienia. Zostawiła za sobą szeroką promenadę skąpaną w słońcu jak zdję-
cia na profilach turystów, które nikogo nie interesują. Komu pstryknęła to foto, tego miałem się dowie-
dzieć niebawem.
Obróciłem się w prawo i mój wzrok jak amerykański radar przeciwrakietowy wystrzelił zwiadow-
cze spojrzenia w stronę zacumowanych jachtów. Na jednej z łodzi krzątał się otyły wąsacz zdradzający
rosyjskie korzenie. Miał co prawda białe lniane spodnie na włoską modłę, ale podkoszulek był rosyjski,
spocony i  z  resztkami czegoś w  rodzaju zupy pomidorowej, jaką serwują na Krecie. To ostatnie już
dopisał mój mózg. Z pozycji stolika widziałem tylko, że mężczyzna szykuje się do wypłynięcia. Poma-
gało mu dwóch pachołków, którzy w  razie nieszczelności pokładu jachtu zostaną z  niego wyrzuceni
w pierwszej kolejności. Matka Greczynka zrobiła zdjęcie akurat temu konkretnemu Rosjaninowi spo-
śród dziesiątek innych posiadaczy jachtów cumujących i odpływających z Krety tego dnia. Cyknęła mu
portret z kilku perspektyw, zrobiła to w pełnej dyskrecji, ale ze starannością Rembrandta, który szkico-
wał postać z dziesięciu ujęć, zanim chwycił farby i zaczął malować dany portret. Tymczasem Rosjanin
żył sobie spokojnie, zdzierając naskórek o bezlitosne greckie słońce. Ktoś musiał to zakończyć.
Nie przyjechałem wtedy kosztować kreteńskich przysmaków regionalnych, przyjechałem odstrzelić
Rosjanina, któremu Greczynka z bąblem zrobiła minisesję. Musiałem wziąć pod uwagę możliwy kon-
flikt interesów. Na fotografkę mi nie wyglądała, a model na okładkę „Vogue’a” się nie nadawał, chyba
Zgłoś jeśli naruszono regulamin