Coben Harlan_Klinika smierci (1991).rtf

(34849 KB) Pobierz
Coben Harlan_Klinika smierci (1991)



Wstęp

 

 

No dobrze, jeśli to moja pierwsza powieść, po któ sięgnęliście, nie czytajcie jej. Zwróćcie ją. Weźcie inną. Nie ma problemu, zaczekam.

Jeżeli jednak dalej czytacie, to musicie wiedzieć, że nie zajrzałem do Kliniki śmierci od dwudziestu lat. Nie chciałem poprawiać tej książki, żeby wydać jako nową powieść. Nie cierpię, gdy pisarze tak robią. A więc źle czy dobrze jest to dokładnie ta książka, któ napisałem, gdy miałem dwadzieścia kilka lat. Gdy byłem naiwnym chłopakiem pracującym w branży turystycznej, który się zastanawiał, czy powinien iść w ślady ojca i brata, a więc (ciarki na plecach) studiować prawo.

Surowo oceniam książkę, ale czy nie jest tak, że wszyscy surowo oceniamy swoje wczesne dokonania? Przypominacie sobie rozprawkę, któ napisaliście w szkole tę, za któ dostaliście piątkę z plusem i któ nauczycielka oceniła celująco? Pewnego dnia przetrząsacie szufladę i znajdujecie ten tekst, czytacie go, serce wam zamiera i myślicie: Rany, ale miałem wtedy siano w owie. Tak nie bywa z wczesnymi powieściami.

Z pewnych fragmentów tej książki przebija kaznodziejski ton i co nieco wydaje się dziś przestarzałe (choć, prawdę wiąc, chciałbym, żeby poruszane w niej problemy medyczne bezpowrotnie odeszły w przeszłość, ale to inna sprawa). Być może pomyślicie, że część fabuły osnuta jest na kanwie autentycznych wydarzeń. Nie jest. Książka powstała wcześniej. Nie dodam nic więcej, bo zepsułbym wam zabawę.

Na końcu chciałem wyznać, że kocham powieść pomimo jej wad. W Klinice śmierci jest energia i gotowość do podejmowania ryzyka cechy, które być może zatraciłem. Nie jestem już tym samym facetem, ale to żaden grzech. Zawsze się zmieniamy w naszych pasjach i pracy. I dobrze.

Miłej lektury.


PROLOG

 

 

Piątek, 30 sierpnia

 

Doktor Bruce Grey próbował zwolnić kroku. Najchętniej popędziłby ile sił w nogach po brudnej posadzce hali przylotów międzynarodowego lotniska imienia Kennedyego i mijając odprawę celną, wybiegł z terminalu w parną noc. Zwalczył jednak pokusę. Szedł wnym krokiem, spoglądając nerwowo na boki. Przystawał co chwila i kręc ową jakby miał zesztywniałą szyję zerkał ukradkiem przez ramię, by się upewnić, że nie jest śledzony.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin