Tad Williams
Smoczy tron
Cykl: Pamięć, Smutek i Cierń - Tom 1
Przełożył: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny: The Dragonbone Chair: Memory, Sorrow, and Thorn trilogy.
Wydanie oryginalne 1988
Wydanie polskie 1993
Ciemne moce wkraczają do spokojnej krainy Osten Ard. Nadciągające niebezpieczeństwo przeczuwa jedynie nieliczna grupka osób, zwana Ligą Pergaminu. Giermek Simon, przypadkowo złączony z Ligą, staje się przewodnikiem w poszukiwaniu zaginionych mieczy, w wędrówce, która obfituje w spotkania z wrogami pochodzącymi z najbardziej koszmarnych mitów.
Spis treści:
Przedmowa. 6
Część pierwsza - Simon Gamoń. 9
1. Pasikonik i Król. 9
2. Opowieść za dwie żaby 24
3. Ptaki w kaplicy. 39
4. Klatka dla świerszczy. 55
5. Okno na wieży. 69
6. Ognisty kopiec na skałach. 95
7. Gwiazda Zdobywcy. 122
8. Gorycz i słodycz. 144
9. Dym na wietrze. 163
10. Król Cykuta. 182
11. Niespodziewany gość. 210
12. Sześć srebrnych wróbli. 229
13. Między światami. 252
14. Ogień na wzgórzu. 271
Część druga - Simon Pielgrzym. 291
15. Spotkanie w karczmie. 291
16. Biała Strzała. 312
17. Binabik. 330
18. Gwiezdna sieć. 342
19. Krew świętego Hoderunda. 362
20. Cień koła. 389
21. Słaba pociecha. 411
22. Wiatr z Północy. 430
23. Powrót do lasu. 451
24. Psy Erkynlandu. 465
25. Tajemnicze jezioro. 489
26. W domu Geloë. 508
27. Pajęcze wieże. 541
28. Lodowe bębny. 573
29. Myśliwi i zwierzyna. 595
Część Trzecia - Simon Śnieżnowłosy. 614
30. Gwoździe. 614
31. Książęca rada. 638
32. Wieści z Północy. 666
33. Z popiołów Asu’a. 692
34. Zapomniane miecze. 716
35. Kruk i kocioł. 755
36. Świeże rany i dawne blizny. 778
37. Polowanie Jirikiego. 804
38. Pieśni Najstarszych. 830
39. Namiestnik Króla. 853
40. Zielony namiot. 882
41. Zimny ogień i wrogie kamienie. 906
42. Pod drzewem Uduna. 933
43. Udręka. 965
44. Krew i wirujący świat. 993
Dodatek. 1000
Książkę tę dedykuję mojej mamie, Barbarze Jean Evans, dzięki której pokochałem Toad Hall, lasy the Hundred Aker, hrabstwo oraz mnóstwo innych ukrytych miejsc i państw poza polami, które znamy.
Ona również wszczepiła we mnie trwałe pragnienie dokonywania własnych odkryć i dzielenia się nimi z innymi. Z nią chciałbym się tą książką podzielić.
Podjąłem trud, trud płynący z miłości do świata i z potrzeby ukojenia wzniosłych serc, bo takie serca miłuję, a świat jest mi drogi. Nie o zwykłym świecie mówię, nie o tych, którzy (jak słyszałem) nie potrafią przyjąć smutku i tęsknoty, lecz rozkoszy tylko pragną. (Niech więc Bóg pozwoli im w niej trwać!) Opowieść ma nie mówi o ich świecie i życiu; o innych będę opowiadał. W świecie, o którym myślę, w jednym sercu znajdziesz gorzką słodycz i drogi smutek, rozkosz serca i ból tęsknoty, radość smutku i smutek śmierci, radość śmierci i smutek życia. W takim to świecie pragnę zamieszkać aż do zbawienia lub do zatraty.
Gottfried von Strassburg
(autor Tristana i Izoldy)
Nie byłoby tej książki, gdyby nie pomoc wielu ludzi. Chciałbym wyrazie swe podziękowania następującym osobom: Evie Cumming, Nancy Deming-Williams, Arthurowi Ross Evansowi, Peterowi Stampfelowi i Michaelowi Whelanowi. Wszyscy oni czytali ten piekielnie długi rękopis, służyli mądrą radą i pomocą. Dziękuję też Andrew Harrisowi za pomoc logistyczną, która daleko wykraczała poza przyjacielskie wsparcie. Szczególne wyrazy wdzięczności jestem winien Betsy Wollheim i Sheili Gilbert, moim wydawcom, które długo i wytrwale pomagały mi, bym napisał tę książkę najlepiej, jak potrafiłem. Oni wszyscy to wspaniali ludzie.
...Ogromna jest księga szalonego kapłana Nissesa, twierdzą ci, którzy ją trzymali, waży tyle co małe dziecko. Znaleziono ją u boku Nissesa, gdy leżał martwy, z uśmiechem na twarzy, obok okna wieży, z której to wcześniej jego pan, król Hjeldin, skoczył i życie swe zakończył.
Rdzawy atrament - sporządzony z jagnięcej błony, ciemiernika i ruty oraz z jakiejś bardzo gęstej i czerwonej cieczy - wysechł mocno i kruszy się, z łatwością opadając ze stron. Księgę oprawiono w gładką skórę zwierzęcia nieznanego pochodzenia.
Ci święci ludzie z Nabbanu, którzy czytali księgę po śmierci Nissesa, uznali ją za bluźnierczą i niebezpieczną, lecz z nieznanych powodów nie spalili jej, jak to zwykle się dzieje w takich wypadkach. Tak więc długo przeleżała ona w przepastnych archiwach Matki Kościoła, w najgłębszej i najbardziej tajemniczej krypcie, gdzie spoczywa Sancellan Aedonitis. Teraz jednak zniknęła z onyksowej szkatuły, w której ją złożono. Archiwa nie mówią, gdzie się znajduje.
Ci, co czytali te bluźnierstwa Nissesa, twierdzą, że są tam wszystkie tajemnice Osten Ard, i te z mrocznej przeszłości, i te, które są cieniem rzeczy jeszcze nienarodzonych. Aedoniccy kapłani, co księgę badali, mówią tylko, że to bluźnierstwa.
Doprawdy, może tak być, że pisma Nissesa w równym stopniu poprzedzają to, co będzie, jak i opisują to, co było. Nie jest wiadome, czy wielkie wydarzenia naszego wieku - w szczególności rządy i triumf Prestera Johna - zawarte są w przepowiedniach kapłana, choć mówi się, że jest to możliwe. Większa część pracy Nissesa jest tajemnicza, jej sens ukryty w dziwnych rymach i niejasnych odnośnikach. Nigdy nie przeczytałem całej pracy, a większość spośród tych, co to uczynili, dawno już zmarła.
Tytuł księgi zapisany jest prostym pismem runicznym z Północy, gdzie urodził się Nisses. Brzmi on Du Svardenvyrd, co znaczy Dzieje Mieczy...
Życie i rządy Króla Johna Prezbitera
Morgenes Ercestres
Niech pamiętają wędrowcy po krainie Osten Ard, by nie dawać ślepej wiary starym zasadom, a wszystkich rytuałów strzec uważnym okiem, gdyż często kryją one to, czego nie widzimy.
Lud Qanuc z zakutych w śniegi gór Trollfells takie oto ma przysłowie: „Ten, który pewien jest końca rzeczy, będąc u ich początku, może być albo wielkim mędrcem, albo wielkim głupcem; lecz bez względu na to, którym z nich jest, z pewnością jest on nieszczęśliwy, gdyż ugodził już w serce cudu”.
Miej się na baczności, przybyszu:
Unikaj przypuszczeń.
Lud Qanuc ma też inne przysłowie: „Witaj, przybyszu. Zdradliwe dzisiaj są ścieżki”.
W DNIU TYM DAŁO SIĘ DOSTRZEC niespotykane poruszenie w uśpionym zamku Hayholt, w jego labiryncie cichych korytarzy i porośniętych winem dziedzińców, w celach mnichów, jak i w wilgotnych, ocienionych komnatach. Dworzanie i służba wytrzeszczali oczy i szeptali. Podkuchenni rzucali sobie znaczące spojrzenia znad zmywalnic w wypełnionej parą kuchni. Na wszystkich dziedzińcach i korytarzach wielkiej twierdzy słychać było stłumione rozmowy.
Sądząc z nastroju ogólnego podniecenia, można by wnosić, że to pierwszy dzień wiosny, jednak olbrzymi kalendarz w zaśmieconej komnacie Doktora Morgenesa wskazywał co innego: był to dopiero miesiąc Novander. Jesień nie chciała jeszcze odejść, a już zbliżała się zima.
Nie pora roku odmieniła ten dzień, lecz miejsce - Sala Tronowa Hayholt. Przez trzy długie lata jej drzwi zamknięte były na rozkaz Króla, a kolorowe okna zasłonięte. Zakazano tam wchodzić nawet służącym, którzy zwykle sprzątali salę; zakazu tego ścierpieć nie mogła ochmistrzyni. Trzy lata i trzy zimy nikt nie naruszał spokoju komnaty, lecz dzisiaj było inaczej - w zamku wrzało.
Był wszelako ktoś, czyjej uwagi nie przyciągała ta długo nie odwiedzana sala. Ów ktoś był jak pszczoła w huczącym ulu, której bzyczenie nie współbrzmiało z pozostałymi. Chłopiec siedział w sercu Ciernistego Ogrodu, w niszy między czerwonym murem kaplicy a pozbawionym liści żywopłotem, i miał nadzieję, że nikt go nie potrzebuje. Jak dotąd dzień był irytujący. Wszystkie kobiety zajęte, zbyt zabiegane, by odpowiadać na pytania, śniadanie spóźnione i zimne. Jak zwykle wydawali mu sprzeczne polecenia i nikt nie miał czasu zainteresować się jego problemami...
„Nic nowego” - pomyślał ze smutkiem. Całe to popołudnie byłoby stracone, gdyby nie odkrył olbrzymiego żuka, który paradował przez ogród niczym zadowolony wieśniak.
Chłopiec za pomocą patyka poszerzył wąską drogę, jaką owad wyskrobał pod ścianą w czarnej i zimnej ziemi, lecz zdobycz się nie ruszała. Trącił lekko lśniący pancerz, ale uparty żuk nadal tkwił w miejscu. Chłopiec nachmurzył się i przygryzł górną wargę.
- Simon! Na Święte Stworzenie, gdzieś się podziewał!
Bezwładna dłoń wypuściła gałązkę, jakby chłopiec został ugodzony strzałą w samo serce. Odwrócił się wolno i dostrzegł stojącą nad nim postać.
- Nigdzie... - zaczął Simon, lecz w tym momencie kościste palce chwyciły nagle jego ucho i podciągnęły do góry tak, że wstał, sycząc z bólu.
- Nie waż mi się nigdy zaczynać od „nigdzie”, mały wałkoniu - warknęła mu prosto do ucha Rachel, zwana Smokiem, ochmistrzyni, a było to możliwe tylko dlatego, że wspięła się na palce, a chłopiec jak zwykle się garbił. Normalnie Simon przewyższał ją o dobrą stopę.
- Proszę wybaczyć, przepraszam - wymamrotał Simon, a jednocześnie ze smutkiem stwierdził, że żuk zaczął się kierować do szczeliny w kaplicznym murze, gdzie był nieosiągalny.
- Nie będziesz wciąż zbywał mnie swoim „przepraszam” - odburknęła Rachel. - Wszyscy w tym domu urabiają sobie ręce po łokcie, tylko nie ty! Ale jakby i tego było mało, jeszcze muszę tracić swój cenny czas, żeby cię znaleźć! Simon, jak możesz być takim niegodziwcem, zamiast zachowywać się jak mężczyzna? Jak możesz?
Ten czternastoletni, wielce skonfundowany teraz chłopiec nic nie odpowiedział. Rachel wpatrywała się w niego.
„Wystarczy popatrzeć na te rude włosy i piegi” - pomyślała - „a jak jeszcze zacznie zezować i marszczyć się, tak jak teraz, to już zupełnie wygl...
entlik