Brandon Sanderson - Z mgły zrodzony.pdf

(2531 KB) Pobierz
Brandon Sanderson
Z MGŁY
ZRODZONY
Przełożyła Aleksandra Jagiełowicz
Wydawnictwo MAG
Warszawa 2008
GTW
Tytuł oryginału:
Mistborn
Copyright © 2006 by Brandon Sanderson
Copyright for the Polish translation
© 2008 by Wydawnictwo MAG
Redakcja:
Urszula Okrzeja
Korekta:
Magdalena Górnicka
Ilustracja na okładce:
Damian Bajowski
Opracowanie graficzne okładki:
Irek Konior
Projekt typograficzny, skład i łamanie:
Tomek Laisar Fruń
ISBN 978-83-7480-080-8
Wydanie I
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel. fax (0-22) 813 47 43
e-mail: kurz@mag.com.pl
www.mag.com.pl
Druk i oprawa:
drukarnia@dd-w.pl
Wyłączny dystrybutor:
Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o. o.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.
tel. (22) 721-30-00
www.olesiejuk.pl
Czasem martwię się, że nie jestem tym bohaterem, za którego wszyscy mnie mają.
Filozofowie zapewniają mnie, że to właściwy czas, że pojawiły się wszystkie znaki.
Wciąż jednak zastanawiam się, czy nie mylą się co do człowieka. Tylu ludzi jest ode
mnie zależnych. Powiadają, że trzymam w ramionach los całego świata.
Co by powiedzieli, gdyby się dowiedzieli, że ich obrońca - Bohater Wieków, ich
zbawca - wątpi sam w siebie? Może nie byliby wcale zaskoczeni. Właściwie to mnie martwi
najbardziej. Może w głębi serca zastanawiają się - tak samo jak ja.
Czy kiedy na mnie spojrzą, zobaczą kłamcę?
PROLOG
Z nieba sypał się popiół.
Lord Tresting zmarszczył brwi, podnosząc wzrok na ciemne, południowe niebo,
podczas gdy jego służący pospieszyli z parasolem, by osłonić nim lorda i jego dostojnego
gościa. Popiół lecący z nieba nie był aż tak niezwykłym zjawiskiem w Ostatecznym
Imperium, ale Tresting miał nadzieję, że uniknie czarnych plam sadzy na swej nowej
kamizelce i czerwonej kurtce, które właśnie przybyły barką aż z Luthadelu. Na szczęście nie
było wiatru - parasol powinien wystarczyć.
Tresting i jego gość stali na patio, znajdującym się na niewielkim wzgórku ponad
polami. W opadającym popiele pracowały setki ludzi, odzianych w brunatne kaftany, usiłując
ochronić zbiory. Ich ruchy były leniwe i powolne, ale oczywiście to normalne u skaa. Chłopi
byli nieruchawą, nieproduktywną bandą. Oczywiście, nigdy się nie skarżyli, wiedzieli, że im
się to nie opłaca. Po prostu pracowali zgarbieni, krzątając się cicho i apatycznie. Świszczący
obok pejcz ekonoma na chwilę budził ich do żywszych działań, ale skoro tylko nadzorca
przeszedł, wracali do poprzedniego, leniwego tempa.
- Ktoś mógłby pomyśleć, że tysiąc lat pracy w polu wystarczy, aby nabrali choć trochę
wprawy - zwrócił się Tresting do mężczyzny, stojącego obok niego.
Obligator spojrzał na niego i uniósł brew. Grymas ten podkreślił jego najbardziej
wyrazisty rys twarzy - skomplikowane tatuaże, które drobną koronką okalały oczy. Tatuaże
były rozległe, sięgały od czoła i obejmowały oba policzki. Był pełnym prelanem - naprawdę
ważnym obligatorem. Tresting miał w posiadłości własnych, osobistych obligatorów, ale byli
to jedynie pośledni funkcjonariusze, z niewielu znakami wokół oczu. Ten człowiek
przypłynął z Luthadel na tej samej barce, którą przybył nowy strój Trestinga.
- Powinieneś widzieć skaa z miasta, Tresting - odparł obligator, spoglądając znowu na
robotników skaa. - Ci są całkiem pilni, w porównaniu z ich braćmi z Luthadelu. Masz nad
nimi bardziej... bezpośrednią kontrolę. Jak ci się zdaje, ilu stracisz w tym miesiącu?
- Och, pół tuzina, albo trochę więcej - odparł Tresting. - Kilku po chłoście, kilku ze
zmęczenia.
- Ucieczki?
- Nigdy! - odparł Tresting. - Kiedy odziedziczyłem ziemię po ojcu, miałem kilka
ucieczek, ale zlikwidowałem rodziny uciekinierów. Pozostałym szybko przeszła ochota.
Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy mieli problemy ze swoimi skaa... uważam, że te istoty
łatwo kontrolować, jeśli okaże się odpowiednią stanowczość.
Obligator skinął głową i stał w milczeniu, spowity szarą szatą. Wydawał się
zadowolony - bardzo dobrze. Skaa nie byli tak naprawdę własnością Trestinga. Podobnie jak
wszyscy inni skaa, należeli do Pana Władyki. Tresting jedynie wypożyczał pracowników od
swego Boga, tak samo, jak płacił za usługi swych obligatorów.
Obligator spojrzał w dół, sprawdzając czas na kieszonkowym zegarku, po czym
podniósł wzrok na słońce. Pomimo deszczu popiołu słońce jasno świeciło na niebie,
wyzierając jaskrawoczerwoną tarczą zza dymnej ciemności nieba. Tresting wyjął chusteczkę i
otarł czoło, wdzięczny za cień parasola, osłaniający go przed południowym upałem.
- Doskonale, Tresting - rzekł obligator. - Przekażę twoją propozycję lordowi Venture,
tak jak sobie tego życzysz. Dostanie ode mnie przychylne sprawozdanie z twoich działań.
Tresting pohamował westchnienie ulgi. Obligator był obowiązkowym świadkiem w
każdej transakcji i przy zawieraniu umów przez szlachtę. Oczywiście, świadkami mogli być
pośledniejsi obligatorzy, tacy jakich zatrudniał Tresting, ale wywarcie wrażenia na osobistym
obligatorze Straffa Venture znaczyło o wiele więcej.
Obligator spojrzał na niego.
- Dziś po południu wracam kanałem.
- Tak szybko? - zapytał Tresting. - Nie zostaniesz na kolacji?
- Nie - odrzekł obligator. - Choć jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym
przedyskutować z tobą. Nie przybyłem tylko na żądanie lorda Venture, lecz również, aby...
przyjrzeć się pewnym kwestiom z ramienia Kantonu Inkwizycji. Krążą plotki, że lubisz
zabawiać się z kobietami skaa.
Trestingowi przeszły po plecach ciarki.
Obligator uśmiechnął się; próbował być rozbrajający, ale Tresting uznał, że jest raczej
upiorny.
- Nie wpadaj w przerażenie, Tresting - odrzekł. - Jeśli naprawdę twoje zachowanie
dawałoby powody do niepokoju, zamiast mnie byłby tu teraz Stalowy Inkwizytor.
Tresting powoli skinął głową. Inkwizytor. Nigdy do tej pory nie widział tych
nieludzkich istot, ale słyszał... opowieści.
- Zostałem usatysfakcjonowany w kwestii twoich relacji z kobietami skaa - rzekł
obligator, spoglądając znów na pola. - Z tego, co widziałem i słyszałem, zawsze zacierasz za
sobą ślady. Taki człowiek, jak ty - sprawny, produktywny - mógłby w Luthadel zajść daleko.
Jeszcze kilka lat pracy, parę dobrych interesów i kto wie?
Obligator odwrócił się, a Tresting poczuł, że się uśmiecha. Nie była to obietnica, nawet
wyraz poparcia - obligatorzy w większości byli bardziej biurokratami i świadkami niż
duchownymi - ale usłyszeć taką pochwałę z ust jednego z osobistych sług Ostatniego
Imperatora... Tresting wiedział, że część szlachty uważała obligatorów za niepokojące istoty -
niektórzy wręcz czuli w ich obecności zakłopotanie - ale w tym momencie Tresting mógłby
nawet ucałować dostojnego gościa.
Odwrócił się w stronę skaa, którzy spokojnie pracowali pod krwawym blaskiem słońca
i leniwie opadającymi płatkami popiołu. Tresting zawsze był szlachcicem zaściankowym,
żyjącym spokojnie na plantacji, czasem marzącym o przeprowadzce do Luthadelu. Słyszał o
balach i rautach, o przepychu i intrygach, i niezmiernie go to ekscytowało.
„Muszę to dzisiaj uczcić”, pomyślał. W czternastym rzędzie motyk pracowała
dziewczyna, którą miał na oku już od kilku dni...
Uśmiechnął się znowu. Jeszcze kilka lat pracy, tak powiedział obligator. Ale może
Tresting zdoła to przyspieszyć, jeśli będzie pracować choć trochę pilniej? Populacja jego skaa
rozrosła się ostatnio. Może gdyby ich nieco mocniej przycisnął, zdołałby tego lata mieć
większe zbiory i z nawiązką wykonał umowę, jaką zawarł z lordem Venture.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin