[Antologia] Obłąkane historie (2023).pdf

(6027 KB) Pobierz
Audiodeskrypcja okładki dla osób niewidomych
Na środku grafiki znajduje się łóżko przypominające szpi-
talne, z prostą metalową ramą, cienkim materacem i białą
pościelą. Wszerz łóżka leży mężczyzna ubrany w  białą
koszulkę, spodnie i skarpetki, niczym w szpitalu psychia-
trycznym. Głowa praktycznie zwisa mu poza ramę łóżka.
Mężczyzna trzyma się jedną dłonią ramy łóżka, drugą
trzyma zmiętą poduszkę. Nogi opiera o  ścianę, prawa
noga jest ugięta w kolanie, lewa wyprostowana, co sprawia
wrażenie próby chodzenia po ścianie. Tuż nad stopami
mężczyzny jaśnieją dwie podłużne neonowe żarówki,
oświetlając najmocniej ten fragment obrazu. Po bokach,
z ciemności, wyłaniają się cieniste postacie, z lewej wysoka,
z włosami do ramion i jedną ręką lekko zgiętą w łokciu,
z zakrzywionymi palcami dłoni; z prawej widać głównie
dwie ręce z dużymi dłońmi i zbyt długimi palcami, przy-
łożone do ściany, a  za nimi niewyraźną sylwetkę reszty
postaci z przekrzywioną głową. Spod łóżka wystają dwie
blade, prawie białe ręce z  wygiętymi i  mocno wbitymi
w podłogę palcami. Całość grafiki utrzymana jest w prawie
czarno-białej konwencji. Na górze okładki znajduje się
duży napis: Obłąkane historie, na dole nazwiska wszyst-
kich autorów opowiadań: Adwentowska, Chilimończyk,
Francik, Gręda, Gris, Iwaniak, Kajoch, Kolenda, Lipka,
Loraj, Marciński, Matlachowski, Matyszkiewicz, Mielnik,
Nadratowski, Pankowski, Pazdan, Pomierny, Poważyńska,
Smolarek, Tomczak. Na dole po prawej stronie, obok
nazwisk, znajduje się logo wydawnictwa Gmork, przedsta-
wiające sylwetkę kota spacerującego po literach układają-
cych się w słowo „Gmork” i przetrącajęgo łapką literę O.
OBŁĄKANE
HISTORIE
Korekta i redakcja:
DOMINIKA ŚWIĄTKOWSKA
PRZEMYSŁAW RYBA
Skład:
DOMINIKA ŚWIĄTKOWSKA
Okładka:
JOANNA WIDOMSKA
Prawa autorskie do poszczególnych opowiadań są
własnością ich autorów
Gmork
www.gmork.pl
email: kontakt@gmork.pl
2023
Dagmara Adwentowska
Poręba
Wszyscy wiedzieliśmy, że nie wolno chodzić na porębę
za torami.
Zakaz ten słyszało każde miejscowe dziecko, które
chodzić dopiero zaczynało, ale musiało już rozumieć, gdzie
mu chodzić nie pozwalają. Tacy jak my  – podrzucane
dziadkom miastowe wnuki – o restrykcji dowiadywaliśmy
się pierwszego dnia pobytu, ledwie przekraczaliśmy próg.
Już nam zostawało zabronione, już sękaty palec siekł nam
powietrze przed oczami. A myśmy w takt narzucany przez
palec miarowo potakiwali głowami.
Co więcej, zakaz należał do tych kategorycznych
i  nieprzekraczalnych. Poręba stanowiła obszar święty
i nietykalny, istotniejszy nawet od sadu proboszcza. Można
to było poznać po tym, że za szaber kościelnych czereśni
groziły kary straszliwe, ale jasne, znane i wymierne – bo
wszak nie raz i nie dwa tak było, że się zdarzyło, a dobro-
dziej nie omieszkał przyłapanych złodziei ogłosić z imienia
i nazwiska z ambony na najbliższej mszy.
Co się stanie, jeśli pójdziemy na porębę, jaka kara nas
czeka i dlaczego – nie wiedzieliśmy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin