Doyle, Arthur Conan - Historya kosztownego dyademu (1912).pdf

(3460 KB) Pobierz
HISTORYA
KOSZTOWNEGO
DYADEMU
Napisał
Conan
Doyle
T
NAKŁADEM
I
DRUKIEM
POLISH
AMERICAN
PUBLISHING
COMPANY
1163
MILWAUKEE
AVE:,
CHICAGO,
ILL.
CONAN
DOYLE.
QS2>"
H
istorya
K
osztownego
D
yademu
.
NAKŁADEM I
DRUKIEM
POLISH
AMERICAN
PUBLISHING
CO.
1163
MILWAUKEE
AVENUE
CHiCAGO,
ILL.
Wiesz
co,
Holmesie
rzekłem
pewne­
go
rana,
wyglądając
przez
okno
na
ulicę
oto
idzie
jakiś
waryat;
nie
powinni
byli
pu­
szczać
go
tak
samego.
Holmes
podniósł
się
leniwo
z
fotelu;
i
trzymając
ręce
w
kieszeniach
szlafroku,
przystąpił
do
okna
i
przez
moje
ramiona
wyjrzał
na
ulicę.
Był
to
jasny,
mroźny
dzień
lutowy.
Po­
przedniego
dnia spadł
obfity
śnieg
i
pokrył
grubą
warstwą
ziemię,
lśniąc
brylantowymi
blaskami
w
słońcu
zimowem.
Skutkiem
o-
żywionego
ruchu
tworzył
on
już
w
środku
ulicy
brunatną
masę,
po
bokach
jednak
i
na
podwyższonych
brzegach
trotuarów
leżał
tak
czysty
i
biały,
jak
upadł.
Bruk
zamie­
ciony
i
zeskrobany
był
jeszcze
tak
gładki
i
ślizki,
że
niebezpiecznie
było
chodzić
po
nim;
to
też
ruch
był
tu
dziś
mniejszy,
niż
za-
5
-
4
zwyczaj.
Właściwie
jedynym
przechodniem
w
tej
chwili
był
ów
mężczyzna,
którego
oso­
bliwe
zachowanie
się
zwróciło
moją
uwagę.
Nadchodził
on
od
strony
dworca
Metropoli-
tan.
Był
to
człowieka
może
pięćdziesięcio­
letni,
wysoki
i
okazały,
o
szerokiej,
surowej
twarzy.
Ubranie
miał
ciemne,
wykwintne:
czarny
surdut,
lśniący,
jedwabny
kapelusz,
eleganckie
szare
kamasze
i
spodnie
koloru
perłowego
o
wytwornym
kroju.
Ogromne
przeciwieństwo
do
tego
zewnętrznego
wy­
glądu
stanowiło
jego
zachowanie się;
biegł
on
bowiem
z
największym
pośpiechem,
pod­
skakując
od
czasu
do
czasu
tak,
jak
to
czy­
nią
zwykle
ludzie,
nieprzyzwyczajeni
do
czę­
stego
chodzenia.
Wywijał
przytem
rękami,
kiwał
głową
i
najdziwaczniej
wykrzywiał
swą
twarz.
Cóż
mu
się
stało?
zapytałem.
Spogląda
na
numery
domów.
Sądzę,
że
idzie
on
do
nas
odparł
Holmes,
zacierając
ręce.
Do
nas?
Tak;
jestem
prawie
pewny,
że
ma
za­
miar
zasiągnąć
mojej
rady;
wygląda
na
to
zupełnie.
Otóż
czy
nie
mówiłem?
Istotnie
człowiek
ów,
sapiący
i
dyszący,
rzucił
się
ku
drzwiom
naszego
mieszkania
i
tak
mocno
pociągnął
za
dzwonek,
że
dźwięk
jego rozległ
się
w
całym
domu.
Za
chwilę
był
już
w
pokoju
i,
ciągle
je­
szcze
sapiąc
i
dysząc,
wywijał
rękami.
W
twarzy
jego
spostrzegliśmy
jednak
wyraz
takiej
rozpaczy
i
zmartwienia,
że
nasza
nie­
pohamowana
wesołość
zmieniła
się
wnet
w
uczucie
przerażenia
i
współczucia.
Przez
ja­
kiś
czas
nie
mógł
on
wymówić
ani
słowa;
chwiał
się
tylko
na
wszystkie
strony,
rwał
włosy,
słowem
wyglądał
tak,
jak
gdyby
był
blizkim
utraty
zmysłów.
Holmes
posa­
dził
go na fotelu,
sam
usiadł
obok
i,
wziąw­
szy
go
za
rękę,
począł
przemawiać
spokojnie
i
wesoło,
jak
to
tylko
on
potrafił.
Szukał
mnie
pan,
aby
mi
opowiedzieć
swoje
zmartwienie,
nieprawdaż?
zaczął.
Szybki
chód
zmęczył
pana.
Proszę,
niech
j.pan
trochę
wypocznie,
a
potem
sprawi
mi
;jjlpan
wielką
przyjemność,
opowiadając
mi
wypadek,
o
który
chodzi.
Jednę
lub.
dwie
minuty
siedział
jeszcze
J
5w
nieznajomy,
dysząc
ciężko
i
walcząc
ze
fe'
swojem
wzruszeniem.
Wreszcie
otarł
chust-
I
w
-
6
-
czoło
i,
przestawszy
już
sapać,
zwrócił
się
do
nas.
Zapewne uważacie
mnie
panowie
za
waryata?
zaczął.
O
ile
widzę,
spotkało
pana
wielkie
zmartwienie
odparł
Holmes.
Jeden
Bóg
tylko
wie,
jak
straszne!—
Wszystko
to
jest
tak
okropne
i
stało
się
tak
nagle,
że
chyba
rozum
stracę.
Hańbę
publi­
czną
mógłbym
może
znieść,
chociaż
dotąd
nazwisko
moje
było bez
plamy;
troski
w
prywatnem
życiu
mają
wszyscy;
ale
żeby
to
i
tamto
spadło
na mnie
równocześnie
w
tak
straszny
sposób,
tego spokojnie
znieść
nie
mogę.
Nadto
sprawa
ta
dotyczy
nietylko
mnie
samego.
Jeżeli
nie
znajdzie
się
jaka
droga
ratunku
w tej
okropnej
historyi,
może
przez
to
ucierpieć
także
jedna
z
najwyżej
po­
stawionych
osobistości
naszego
państwa.
Proszę
niech
się
pan
uspokoi.—
odrzekł
Holmes,
i
opowie
mi,
kto
pan
jest
i
co
pana“spotkało.
Nazwisko
moje
rzekł
przybyły
słyszał
już
pan
może.
Jestem
Aleksander
Holder,
współwłaściciel
firmy
bankierskiej
Holder
et
Stevenson
na
ulicy
Threadneedle.
Nazwisko
to
było
nam
istotnie
znane.
Nosił
je
starszy
wspólnik
prywatnego
ban­
ku
.na
City;
instytucya
ta
zajmowała
drugie
miejsce
wśród
innych
banków
londyńskich.
Cóż
to
takiego
się
stało,
że
jeden
z
najznako­
mitszych
obywateli
Londynu
znalazł
się
w
tak
opłakanem
położeniu?
W
najwyższem
naprężeniu
ciekawości
oczekiwaliśmy
opo­
wiadania
naszego
gościa,
który
tymczasem
przyszedł
do
siebie.
Czuję
zaczął
że
w
tej
sprawie
czas
jest
drogi.
Dlatego
też
wybrałem
się
tutaj
natychmiast,
gdy
tylko
inspektor
po-
licyi
dał
mi
do
zrozumienia,
że
będzie
bardzo
korzystną
rzeczą,
zapewnić
sobie
pańskie
współdziałanie
w tej
sprawie.
Przyjecha­
łem
koleją
podziemną,
ale
przez
Bakerstreet
musiałem
iść
pieszo,
gdy
dorożki
po
tym
śniegu
tak
się
wloką!
Z
tego
powodu
byłem
prawie
bez
tchu.
Mało
ruchu
używam
za­
zwyczaj.
Teraz
już
mi
lepiej,
opowiem
więc
możliwie
najkrócej
i
najjaśniej
wszystkie
fakta.
Z
pewnością
panu
wiadomo,
że
przy
tak
zmiennym
interesie
jak
bank,
chodzi
nie
tylko
o
przynoszące
dochód
kapitały,
lecz
Zgłoś jeśli naruszono regulamin