Szlachetna przysiega A5.doc

(1778 KB) Pobierz
Szlachetna przysięga




Adrienne Basso

Szlachetna przysięga

 

 

Przełożyła: Katarzyna Przybyś-Preiskorn

Tytuł oryginalny: His Noble Promise

Rok pierwszego wydania: 2000

Rok pierwszego wydania polskiego: 2009

 

 

Uczuciowa maskarada i groźba skandalu w powieści jednej z najpopularniejszych amerykańskich autorek romansów historycznych.

Zalotna Nicole to podstępna kusicielka. Hrabia Cameron zrobi wszystko, by pokrzyżować jej plany i udaremnić małżeństwo z jego naiwnym bratankiem. Postanawia rozmówić się z dziewczyną na balu maskowym, jednak wskutek nieporozumienia bierze za Nicole jej starszą siostrę najcudowniejszą i najbardziej niezależną kobietę, jaką kiedykolwiek spotkał. Lecz piękna Anna z tajemniczych powodów odrzuca wszelkie awanse hrabiego...

Powieści Adrienne Basso urzekają zmysłowością i trzymającą w napięciu, obfitującą w zagadki intrygą snutą w zaciszu eleganckich buduarów i w blasku sal balowych XIX-wiecznej Anglii.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojemu starszemu bratu Gary'emu i młodszemu bratu Johnowi, od waszej doskonałej w każdym calu siostry Adrienne.

Dziękuję... za wszystko.


Prolog.

Pole bitwy pod Talaverą 28 lipca 1809 roku
Późne popołudnie

 

Richard Cameron, hrabia Mulgrave, zastępca dowódcy 9. Pułku Lekkiej Kawalerii Króla Jerzego, nie święcił triumfu po wygranej bitwie. Był wstrząśnięty widokiem straszliwego pobojowiska. Zgaszonym wzrokiem patrzył na zasłane trupami pole. W powietrzu wciąż kłębił się dym, wionęło duszącym odorem śmierci i krwi.

Miał wrażenie, że świat rozpadł się na kawałki i po prostu przestał istnieć. Czy rzeczywiście jako dowódca uczynił wszystko co możliwe, żeby chronić życie swoich żołnierzy? Czuł się odpowiedzialny za los tych ludzi. Tak wielu poległo w tej rozpaczliwej, krwawej walce.

- Chodźmy już stąd, Richardzie. Powinniśmy wrócić na kwaterę przed zmrokiem.

Lord Mulgrave odwrócił głowę i spojrzał na oficera, który podjechał na koniu. Kapitan Miles Nightingall, przyjaciel z dzieciństwa i towarzysz broni, spoglądał na niego z troską i współczuciem.

Nightingall, upiornie blady, stracił wiele krwi, gdy przeciwnik rozciął mu szablą udo. Lekarz polowy opatrzył ranę naprędce, ale Richard spostrzegł, że niezbyt czysty bandaż zdążył już przesiąknąć krwią. Choć martwił się o Milesa, potrzebował jego spokoju i pewności siebie.

- A ja muszę się napić - usłyszał drugi głos. - I to niemało.

Kapitan Ian Simons zatrzymał się przy nich. Ci trzej mężczyźni, bardzo sobie bliscy, przyjaźnili się od szczenięcych lat. Ian dosiadał wierzchowca Richarda, bo swojego stracił w walce; spadając z konia, skręcił nogę.

Hrabiego nie opuszczał podły nastrój, spojrzał na nich spod oka, a potem ruszył przed siebie. Wokół panowała przejmująca cisza. Miejsce potyczki wyglądało teraz jak apokaliptyczna scena z koszmarnego snu. Ogarnięty bezsilną rozpaczą nie potrafił wziąć się w garść. Tyle krwi. Tyle bólu. Tyle śmierci.

Gdy dotarli na kwaterę, zapadał już zmierzch. Choć dom był niewielki i skromnie umeblowany, zapewniał prywatność i podstawowe wygody - czyli wszystko, czego Richard w tej chwili potrzebował.

Miles i Ian, oporządziwszy konie, weszli do środka. Obaj wyraźnie utykali. Rozgościli się w niewielkim salonie i czekali w milczeniu, aż Richard naleje im solidną porcję trunku.

- Jesteś bardzo zmęczony, Richardzie - odezwał się kapitan Nightingall, obracając kieliszek w dłoni. - Powinieneś się trochę przespać, zobaczymy się później.

Richard zawahał się, ale gdy te słowa dotarły wreszcie do niego, przyznał w duchu Milesowi rację; potrzebował odpoczynku. Może uda mu się zasnąć lub przynajmniej zamknąć oczy i zapaść w odrętwienie, a pamięć litościwie nie będzie podsuwać obrazów z pola bitwy: konających w męczarniach ludzi i zwierząt.

Siłą woli przemógł oporne mięśnie i poszedł w stronę niewielkiej sypialni. Po drodze napotkał swoich służących, starsze małżeństwo, które zatrudniał od dłuższego czasu.

- La señora, lordzie... Proszę z nami... szybko... ona czeka cały dzień - powiedział Antonio łamaną angielszczyzną.

- La señora... czeka... - poparła go żona.

O co im chodzi? - pomyślał z rozdrażnieniem. Był zbyt wyczerpany i znużony, by przejmować się ich zmartwieniami. Powoli wchodził po schodach, a służący deptali mu po piętach, nieprzerwanie tłumacząc coś i po angielsku, i po hiszpańsku. Ich słowa ledwie do niego docierały.

Próbował odesłać ich skinieniem ręki, ale zignorowali polecenie. Otworzył drzwi do sypialni, z trudem powstrzymując się, by nie krzyknąć, żeby dali mu spokój i zostawili samego. Na szczęście, dobre maniery wzięły górę nad emocjami.

Stanął zaskoczony na środku pokoju. W jego łóżku ktoś leżał! Osoba była odwrócona plecami, ale zarys sylwetki pod pościelą dawał pewność, że to kobieta. Naga kobieta.

- Kim pani jest, do diabła? - warknął. Ledwie nad sobą panował. Pewnym krokiem podszedł do łóżka i szarpnął za kołdrę, by przegnać tajemniczą nierządnicę.

- Nie mam pojęcia, kim pani jest, i nic mnie to nie obchodzi. Proszę się stąd wynosić! Precz z mojego domu! Natychmiast!

Kobieta nawet nie drgnęła. Coś w nim pękło. Na zbyt wiele spraw nie miał żadnego wpływu - trwała koszmarna wojna, jego przyjaciele i podwładni ginęli bezsensowną śmiercią, a mnóstwo niewinnych ludzi cierpiało. Więc przynajmniej niech ta baba zachowuje się jak należy.

Zamierzał właśnie chwycić kobietę za ramię i potrząsnąć nią, gdy przewróciła się na plecy. Żołądek podszedł mu do gardła.

Dziewczyna była blada jak śmierć, zlana potem, w jej oczach malowały się ból i strach. Oddychała płytko i urywanie, pojękując cicho.

- Juliana? - szepnął z niedowierzaniem. Delikatnie odgarnął z jej czoła wilgotny, ciemny lok. Drżącą dłonią dotknął jej nabrzmiałego brzucha. Skóra poruszyła się pod jego dotykiem. Przestraszony, cofnął rękę.

- Co się stało?

- Richardzie, czy to ty? Richardzie? Boże, błagam, niech on już przyjdzie.

Lord Mulgrave ciężko osunął się na brzeg łóżka; nie wierzył własnym oczom. Jak to się mogło stać, pomyślał wstrząśnięty. Gdy jesienią wyjeżdżał z Lizbony, nic nie wskazywało, że Juliana spodziewa się dziecka. Po śmierci męża była w głębokiej depresji, ale doszła do zdrowia, rozważała nawet powrót do Anglii. Chciała zamieszkać u swojego brata w Yorku.

Widocznie jednak zmieniła plany, nie opuściła Półwyspu. Ale dlaczego pojawiła się tu? Czyżby miała urodzić jego dziecko? Oczywiście, że tak. Z jakiego innego powodu przejechałaby taki kawał drogi, będąc w zaawansowanej ciąży?

- Jestem z tobą, kochanie - odpowiedział, gładząc ją po policzku. - Cicho... już jestem.

Zamrugała i otworzyła oczy.

- Och, Richardzie, wróciłeś nareszcie... Ja... Och!... - Z głębokim westchnieniem podciągnęła kolana i ukryła twarz w poduszkach.

Richard, oszołomiony, z przerażeniem i nie bez podziwu patrzył, jak młoda kobieta zwija się na łóżku, walcząc z bólem przy każdym kolejnym skurczu. Dławiło go poczucie winy, najgłębsze, jakiego można doświadczyć. Cierpiała przez niego.

Juliana pojechała na wojnę za swoim mężem, a gdy zginął w walce, bardzo rozpaczała. Wszyscy młodzi oficerowie w pułku, także Richard, Ian i Miles, starali się jak mogli pocieszyć uroczą wdowę, która stała się dla nich uosobieniem wszystkiego, co piękne, dobre i szlachetne, wszystkiego, co pozostawili w Anglii, i o co z poświęceniem walczyli. Stanowiła żywy symbol wszelkich ideałów.

Richard posunął się o jeden krok za daleko, romansując z nią. To było czysto fizyczne zauroczenie. Zwykła miłostka między młodą wdową a samotnym żołnierzem. Szukali pociechy w swoich ramionach, nie myśleli o konsekwencjach.

- Dlaczego nie zawiadomiłaś mnie wcześniej? - zapytał cicho, gdy oddech kobiety nieco się uspokoił.

- Wybacz mi - odparła niemal bezgłośnie. - Nie powinnam tu przyjeżdżać, ale nie miałam gdzie się podziać.

Chciała unieść głowę, ale nie starczyło jej siły, więc tylko zwróciła twarz w stronę Richarda.

- Richardzie, w tobie jest tyle miłości. Zawsze to czułam, choć wiedziałam, że ta miłość nie jest przeznaczona dla mnie - szeptała. Mimo że była tak bardzo wyczerpana, wpatrywała się w niego z wielką uwagą.

- Chcę, żebyś dał tę miłość mojemu dziecku. Musisz mi obiecać, że zajmiesz się nim, jeśli nie przeżyję. Przysięgnij przed Bogiem, że nie pozwolisz, by mojej niewinnej kruszynie stała się w życiu krzywda.

- Oboje będziemy się o nią troszczyć - powiedział stanowczo. -Albo o niego - dodał ze słabym uśmiechem.

- Nic nie rozumiesz. - Z oczu Juliany popłynęły łzy. - Proszę, obiecaj mi to. Musisz mi to obiecać.

- Obiecuję.

Uspokojona zapadła w odrętwienie. Nie trwało to długo. Już po chwili napięła się i wydała rozpaczliwy krzyk. Lord Mulgrave skoczył na równe nogi i rozejrzał się wokół. Na szczęście, para służących pozostała w sypialni, czekając na polecenia.

- Potrzebna jest pomoc. Zaczął się poród. Musimy znaleźć położną...

- Si, si... położna - powtórzył Antonio. Wskazał na żonę, która podeszła do łóżka z miną osoby pewnej swoich umiejętności. Nalała wody do miednicy, umyła ręce i wytarła je w fartuch.

Richard odwrócił wzrok, gdy kobieta podniosła kołdrę i rozsunęła nogi Juliany. Mówiła coś do niej łagodnie, mieszając hiszpańskie słowa z angielskimi. Przeklinał siebie w duchu za tchórzostwo, lecz kiedy zmusił się, by znów spojrzeć na łóżko, Juliana była już okryta.

Z ust Teresy popłynął potok słów, a jej mąż próbował przetłumaczyć:

- To będzie ciężki poród. Dziecko jest duże... a señora bardzo drobna...

Serce Richarda zabiło mocniej. Juliana, tak delikatna i wątła, mogła przypłacić życiem urodzenie dziecka. Czy przeżyje poród?

- Zaraz wracam. - Wybiegając z sypialni, zatrzymał się na moment, by wyjąć z szafy nieduży skórzany trzos.

Zbiegł pędem po schodach i wpadł do salonu. Do zaskoczonych przyjaciół rzucił tylko:

- Muszę znaleźć księdza. Natychmiast.

Wiedział, że nie wolno mu z tym zwlekać, musi poślubić Julianę przed urodzeniem dziecka. W przeciwnym razie maleństwo nigdy nie pozbędzie się piętna bastarda.

- A po co ci, u licha, ksiądz? - zapytał łan. - Czy ktoś umiera?

- Nie czas na wyjaśnienia.

Jednym spojrzeniem ocenił stan fizyczny obu mężczyzn. Nightingall był w nieco lepszej formie niż Simons.

- Miles, musisz mi pomóc - mówił, podając zdumionemu przyjacielowi niewielką sakiewkę wypełnioną złotymi monetami. - Przeczesz całe miasto. Jeśli nie będzie innego wyjścia, przekup jakiegoś duchownego, ale koniecznie przyprowadź tu księdza, który zgodzi się natychmiast udzielić mi ślubu.

Miles zachował kamienną twarz. Richard domyślał się, że w głowie przyjaciela kłębią się pytania, dlatego był wdzięczny, że pokonał ciekawość i zachował się taktownie.

- Nie wrócę, dopóki kogoś nie znajdę - obiecał Miles i pośpiesznie wyszedł z salonu, przewracając po drodze krzesło.

- Mogę poszukać kapelana - zaproponował łan. - Kostka mnie boli jak diabli, ale pojadę konno.

Richard kiwnął bez słowa głową. Zdawał sobie sprawę, że naraża na niebezpieczeństwo ludzi bardzo mu bliskich, ale w tej rozpaczliwej sytuacji nie miał do kogo się zwrócić.

Czekanie ciągnęło się w nieskończoność. Richard ani na chwilę nie odstępował Juliany, starając się chociaż swoją obecnością dodawać kobiecie otuchy. Był pod wrażeniem jej odwagi i godności; rozmawiał z nią, przekonywał, że wszystko będzie dobrze. Jednak żadne z nich w to nie wierzyło.

Ksiądz, którego przyprowadził Miles, ledwie zdążył udzielić nieprzytomnej Julianie ostatniego namaszczenia. Resztkami sił wydała na świat córkę. Nie starczyło ich, żeby mogła otworzyć oczy i choć raz spojrzeć na czerwoną, pomarszczoną buzię niemowlęcia, które Richard położył jej na piersi.

Żal ściskał mu serce, gdy patrzył na Julianę. To prawda, nie kochał jej, ale troszczył się o nią. Poświęciła życie, by dać mu dziecko - największy dar, jaki kobieta może ofiarować mężczyźnie.

Z wielkim trudem i za niebagatelną sumę udało się przekonać księdza, by spisał i poświadczył odpowiedni dokument, potwierdzający, że Richard i Juliana zawarli ślub przed narodzinami dziecka. Richard był nieugięty. Pieniądze jak zwykle ułatwiły sprawę, uspokoiły wrażliwe sumienie duchownego.

Znaleźli się też świadkowie, którzy podpisali fikcyjny akt małżeństwa. Lord Mulgrave poprosił o to swoich najbardziej zaufanych przyjaciół: Milesa Nightingalla i kapitana Iana Simonsa.

 

 

Dwa dni później, gdy Richard rozpaczliwie szukał mamki dla niemowlęcia, nad świeżą mogiłą hrabiny Mulgrave stał samotny oficer. Gdy uklęknął, promienie słońca dodały blasku kapitańskim dystynkcjom na epoletach przy jego mundurze.

Z początku łzy nie chciały płynąć, ale w końcu wspomnienie uroczej Juliany obudziło rozpacz skrywaną głęboko w sercu żołnierza.

- Zawiodłem cię, moja ukochana, tak w życiu, jak i w chwili śmierci. Powinienem odpisywać na twoje listy, ale byłem zbyt wielkim tchórzem, by przyjąć na siebie odpowiedzialność. Słusznie zostałem ukarany. Przez całe życie będę mógł tylko patrzeć na moją piękną córkę, wychowywaną przez kogoś innego.

Nagle mężczyzna drgnął i uniósł głowę, słysząc jakiś hałas. Nie chciał odpowiadać na ewentualne, niewygodne pytania; wstał i powoli pokuśtykał w głąb cmentarza.


1.

Devonshire, Anglia czerwiec 1816 roku

Richard Cameron stał przy oknie w bibliotece rodzinnego domu i cichym, spokojnym, ale władczym tonem upominał swojego siostrzeńca i spadkobiercę.

- Nie ożenisz się z tą kobietą, Nigelu. Zabraniam kategorycznie. Nigel zareagował tak, jak hrabia przypuszczał.

- Ale ja ją kocham, wuju Richardzie! Jest moim skarbem, moim przeznaczeniem. Kocham moją najdroższą pannę Paget, moją słodką Nicole, kocham ją z całej duszy. Kocham ją, bo jest piękną i uczciwą, o tym już mnie przekonała.

- Zdaje mi się, że ten cytat brzmi nieco inaczej: Wierzcie mi, że ją kocham z całej duszy, bo jest roztropną, jeśli się znam na tem, i piękna, jeśli, oko mnie nie zawodzi, i wierną, o tem już mię przekonała[1] - oświadczył hrabia z westchnieniem. Odszedł od okna i stanął na wprost młodzieńca. - Zapomnijmy jednak o nieszczęsnym Szekspirze, którego tak źle potraktowałeś. Nie mogę pozwolić na taki związek, Nigelu. Okaż trochę rozsądku. Spotkałeś tę młodą damę niedawno. Nic nie wiemy o niej ani ojej rodzinie.

Nigel był zniecierpliwiony i nie ukrywał irytacji.

- To nieprawda! Nazywa się Nicole Paget, czwarta z pięciu sióstr. Ma też dwóch braci. Jej ojcem jest baron Althen, a matką lady Althen z Hampshire. Obecnie mieszkają w Londynie.

- Nigdy o nich nie słyszałem - odparł szorstko lord Mulgrave.

- Nic dziwnego, wujku Richardzie - odparował Nigel. - Żyjesz jak mnich, rzadko wyjeżdżasz ze swojej posiadłości. Poza sezonem, ani nawet w sezonie, nie bywasz na żadnych spotkaniach towarzyskich.

Hrabia skinął głową, przyznając rację młodemu człowiekowi.

- To prawda, wolę spokojne życie na wsi, ale sporo wiem o tym, co się dzieje w mieście. Jesteś dziedzicem starego, szanowanego tytułu, który wiąże się ze sporym majątkiem. Wiele pań z towarzystwa ma cię na oku jako odpowiedniego kandydata na męża dla ich córek.

- Panna Paget w niczym nie przypomina tych chichotliwych ślicznotek, które kręcą się przy każdym utytułowanym dżentelmenie i flirtują z tymi, którzy mają nieszczęście znaleźć się na ich drodze. Nicole jest damą. Damą mojego serca. - Nigel wyprostował się na całą wysokość, choć i tak nie dorównywał wzrostem postawnemu Richardowi. - Naturalnie, zależy mi na twoim błogosławieństwie dla naszego związku, drogi wuju. Ale ostrzegam cię uczciwie! Ożenię się z panną Paget, bez względu na to, czy wyrazisz zgodę, czy nie. Jestem dorosły.

Lord Mulgrave zacisnął zęby.

- Zauważyłem, że cudowna, nowa miłość wpływa korzystnie na twój charakter. Nie wykluczam, iż uda ci się też znaleźć dla was źródło utrzymania. Miłość jest ślepa; kochankowie nigdy nie widzą szaleństw, jakie popełniają[2].

Twarz Nigela posmutniała i hrabia zorientował się, że trafił w sedno. Być może nieco przesadził, mówiąc o ślepej miłości, ale nie mógł się powstrzymać.

Naprawdę lubił siostrzeńca; w przeciwnym razie nie uczyniłby go swoim spadkobiercą. Nie miał jednak złudzeń co do jego charakteru.

Nigel był impulsywny i ponad wszelką miarę rozpieszczony przez matkę, która uwielbiała go bezgranicznie. Richard wiedział, że powinien skłonić siostrę, by przykróciła cugli upartemu synkowi, tym bardziej że ojciec Nigela zmarł, gdy ten był małym chłopcem. Starał się pomagać jej w wychowaniu młodego człowieka, nauczył go jeździć konno, strzelać i polować. Jednak wtedy, kiedy chłopiec najbardziej potrzebował silnej męskiej ręki, gdy kształtował się jego charakter, Richard walczył na Półwyspie Apenińskim. Po powrocie do Anglii przekonał się, że Nigel już poznał smak niezależności. Niestety, młodzieńcowi brakowało poczucia obowiązku, odpowiedzialności, traktował bogactwo i wiążące się z nim przywileje jako coś, co mu się należało z urodzenia.

Hrabia był przekonany, że siostrzeniec z trudem przetrwałby miesiąc bez szczodrego kieszonkowego, które od niego dostawał. Wielka miłość okazałaby się niczym wobec doskwierającego ubóstwa.

- Naturalnie, mogę się mylić - oświadczył wielkodusznie. - Może ta twoja panna Paget wniesie bogaty posag? Albo ma wysoką rentę, z której będziecie mogli dostatnio żyć do twoich dwudziestych piątych urodzin, gdy prawnie wejdziesz w posiadanie majątku?

- Nie odważyłbym się rozmawiać z panną Paget o tak trywialnych sprawach jak finanse! - wykrzyknął z pasją Nigel.

Lord się uśmiechnął.

- Zatem należy przyjąć, że panna Paget jest bez grosza albo ma bardzo niewiele pieniędzy. Nie wiedzieć czemu, od początku tak mi się wydawało...

- Wuju, posuwasz się za daleko!...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin