Erenburg I. Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca.txt

(495 KB) Pobierz
ILIA ERENBURG
BURZLIWE ZYCIE LEJZORKA ROJTSZWAŃCA
Tłumaczyła
MARIA POPOWSKA
• CZYTELNIK • 1957
S. W. „Czytelnik*. Warszawa 1957.
Można by rzec, że całe burzliwe życie Lejzorka rozpoczęło się od nieopatrznego westchnienia. Lepiej by uczynił, gdyby nie westchnął!...
Ale nie wiadomo, o jakim Lejzorku mowa. Lejzorków jest wielu — na przykład Lejzorek Rochenstein, ten co w klubie „Czerwony Wyłom*1 zgrywał się w roli cara Pawła i kwiczał przy tym nieludzko (spodnie — dla dopełnienia całości — opadły mu na podłogę; spodnie miał a la Żurawlow); albo też Lejzorek Ilmanowicz, sekretarz komitetu powiatowego, żarłok, jakich mało; w ubiegłym roku, nie lękając się czystki partyjnej, wcinał macę z jajami i w dodatku, łobuz jeden, powoływał się na gubernialny urząd zdrowia, że niby to ma być wielce pożywne i nie wytwarza gazów.
W Odessie również wegetuje sobie jakiś Lejzorek. Miałem tam odczyt o literaturze francuskiej. Zarzucono mnie, oczywiście, całą stertą karteluszków, a więc: „Podaj pan swoją przynależność klasową”, „Proszę nam lepiej opowiedzieć o ekspedycji towarzysza Kozłowa”, „Gadaj, pieski synu, za ile funtów zaprzedałeś się” i taka oto: „Szapiro, spojrzyj no, Lejzorek już śpi”. Chociaż nie jestem Szapiro, ale mnie to zaintrygowało. Osób jednak było moc, więc nie udało mi się odnaleźć tego ospałego Lejzorka, nie widm nawet, kto to jest, w jedno nie wątpię — chamuś i już, inni się uczą, a ten się wysypia.
5
Nie. Lejzorek Rojtszwaniec nigdy nie upadł tak nisko.
Wiem, że od razu zaczną gadać: „Ale nazwisko to ma nie tego...” Nie przeczę, zdarzają się nieco ładniejsze nazwiska, nawet pośród homelskich „krawców' mężczyźnianych”, nie mówiąc już o prawosławnym duchowieństwie. Na przykład, Rozenblum czy Apfelbaum. Ale któż zwraca uwagę na nazwisko?
Wreszcie cóż mogłoby przeszkodzić Lejzorkowi w naszych czasach zostać bodajby samym Spartakusem Różoluksemburskim? Wszakże buchalter „Belle-sa”, Onisim Afanasjewicz Kuczewod, przedzierzgnął się w Apołlina Entuzjastowa. To kwestia dwóch rubli i natchnienia. Skoro Lejzorek Rojtszwaniec nie skusił się na któreś drzewo owocowe, to oczywista miał ]>o temu jakieś racje. Trzymał się mocno swego niepozornego nazwiska, mimo że panny piszczały: „Aj-aj-aj-aj...”
Nazwisko było częścią składową rozumnego planu jego życia. Czyje podobizny upiększały ścianę nad malutkim łóżeczkiem Lejzorka? Odpowiedź trudna. Ile tych podobizn — ja się zapytam. W żadnym wypadku nie mniej niż sto. Wszystkim wiadomo, że homelscy krawcy lubią zdobić ściany wszelakimi hiszpańskimi gołiznami. Ale Lejzorek nie taki głupi. Pięknościom przypatrywał się na wizytach, ale swoje ściany poo-blepiał fotosami wyciętymi z „Ogońka”.
Ten oto mężczyzna z oczyskami raka — wiecie, kto to? Delegat „Dobrochimu” z Penzy. A młodzieniec w kąpielowym stroju, zadzierający łydkę ku słońcu, to znakomity bard proletariacki, Szurka Bezdomny. Na prawo — sekcje międzynarodowe. Nie poznajecie? Bicz portugalskich katów, Miguel Trakanca. Na lewo? Tss!... Zażarty bojownik, towarzysz Szmurygin — prezes homelskiej... Rozumiesz pan?
Wprawdzie między te natchnione wizerunki zawie
6
ruszyła się fotografia nieboszczki cioci Lejzorka, Chasi Rojtszwaniec, która handlowała w Głuchowie świeżutkimi jajkami. Biedna ciocia Chasia spoglądała spośród marmurowych kolumnad przerażona i skupiona, ledwie rozchylając dzióbek, jak kurą, która ma znieść jajko. Lejzorek jednak i ją kiedyś pokazał odpowiedzialnemu krojczemu Pfeiferowi:
— To wódz wszystkich proletariackich komórek Paryża. Ona ma taki staż, że można zwariować. Popatrz pan tylko na te oczy pełne ostatecznej determinacji...
W ciągu dnia bojownicy bronili Lejzorka, nocami straszyli go. Nawet bicz portugalski śród podejrzanej ciszy wtrącał się do prywatnego życia Rojtszwańca: „Zataiłeś przed inspektorem podatkowym spodnie Pfeifera, kowerkot klienta i galife dla Semka z własnego materiału... A wiesz ty, co to są Solówki? Czyli że — mówiąc nawiasem ,— homelski krawiec chciał-by się dostać do klasztoru? Podałeś osiemdziesiąt zamiast stu pięćdziesięciu, świetnie! A w Solówkach może być sto stopni mrozu. To nie Portugalia, Lejzorku Rojtszwaniec!” I bicz cmokał sarkastycznie.
Szurka Bezdomny wykrzykiwał okropne wyrazy, jak w klubie chałupników „Czerwony Wyłom”, niedwuznacznie pijąc do pfeiferowskich spodni i do Solówek: „W figowy listek stroisz się, pieski lordzie? My ci pokażemy zwariowany biegun!”
Nawet ciocia, dobra ciocia Chasia, która na Chanu-kę obdarowywała małego Lejzorka dziesiątką, nawet ona gdakała z wyrzutem: „Jak ty mogłeś? Aj!...” Lejzorek wkopywał się w kołdry.
Wizerunków jednakowoż nie zdejmował. Potrafił być niezachwianym do końca, zupełnie jak towarzysz Szmurygin. Może kto powie, że nie za wiele wycierpiał dla swych zasad? Wykuł na pamięć szesnaście utworów Szurki Bezdomnego o jakichś nienormal
7
nych kombrygach, którzy „konali ze zwycięskim uśmiechem na czole”.
Nie zawahał się nawet przed dłonią fryzjera Lewka, która w ciągu minuty zmieniła jego zalęknioną, dobroduszną twarz w plugawe oblicze zawziętego wyrodka. Cóż robić — w klubie „Czerwony Wyłom” wystawiano sztukę towarzysza Łunaczarskiego. Lejzorek nie uprawiał sabotażu. Wyrodek? Niechaj sobie będzie wyrodek! Lejzorek nawet pchał się na Sonię Cwibil i udawał, że ją gryzie, chociaż budziło to w nim wstręt. Powiedzcie, proszę, co może mieć wspólnego krawiec z Homla z jakimś wściekłym psem? Na dobitek mąż Soni jest milicjantem i chociaż psie podskoki to sprawa państwowa, ale Lejzorek nie wiedział, jak się ustosunkuje obywatel Cwibil do tego rodzaju symulacji. Lecz Lejzorek nie chciał pozostać w tyle za wiekiem, w którym żył, Warczał odważnie i wyszczerzał zęby. On nisko kłaniał się wszystkim chałupnikom, którzy się śmieli: „Oj, jaki ten Rojtszwaniec głupi!” On odpowiadał: „Towarzysze, dziękuję wam serdecznie”. On wszystko wytrzymał.
A weźmy nawet nazwisko... Dlaczego Rajusia wypędziła go? Z powodu pryszczyka? Spytajcie Lejzorka, to wam odpowie: „Pryszczyk — drobnostka, pryszczyk wyskakuje i znika tak samo, jak pierwszy lepszy homelski komisarz”. Ale nazwisko... Czyż można spacerować pod rękę z człowiekiem, który ma takie idiotyczne nazwisko? „Z kim to idzie Rajusia?” „A z Rojtszwańcem...” „Hi, hi”.
Głupstwo! Niech się śmieją, Lejzorek sprytniejszy od nich. Gdy wezwano Lejzorka do wypełnienia czterdziestej siódmej ankiety, rudy towarzysz Gorbunow z gospodarki komunalnej zapytał go:
— Nazwisko?
— Rojtszwaniec.
8
— Jak?
— Rojtszwaniec. Przepraszam, ale to jest doświad-czalno-pokazowe nazwisko. Inni teraz dodają sobie słowo „czerwony”, jak gdyby mieli je zawsze. Towarzysz nietutejszy, więc ja mogę towarzyszowi powiedzieć, że stołówka „Czerwone Zacisze” dawniej była, ni mniej ni więcej, tylko po prostu „Zacisze”, a ta ulica Czerwonego Sztandaru nazywała się nawet całkiem nieprzyzwoicie ulicą Włodzimierską. O ile towarzysz przypuszcza, że „Czerwone Łaźnie” były zawsze czerwone, to się towarzysz, z przeproszeniem, myli. One się zaczerwieniły akurat rok temu. One były przedtem najokropniejsze „Rodzinne Łaźnie1*. Ale ja od urodzenia jestem Rojtszwaniec i to można sprawdzić u urzędowego rabina. W samym nazwisku już jest subtelna aluzja do mojej osoby. Lecz widzę, że towarzysz nic nie rozumie, więc ja towarzyszowi wytłumaczę: „Rojt” to znaczy ,;czerwony“.
Towarzysz Gorbunow uśmiechnął się i z nudów zapytał:
— Tak... A’cóż znaczy „szwaniec”?
Lejzorek lekceważąco wzruszył ramionami.
— Wystarczy, kiedy połowa cośkolwiek znaczy. Szwaniec — to nie znaczy nic. To tylko taki dźwięk.
2
Nie, nie przez nazwisko zmarnował się Lejzorek. Wszystkiemu winne było westchnienie. Może nawet nie westchnienie, tylko polityka oszczędnościowa lub upały, albo nawet jakieś wzniosłe problematy. Któż wie, przez co giną homelscy krawcy?...
Upał tego dnia był rzeczywiście niezwykły: Soż wysychał w oczach mieszkańców Homla. Za to sędzia śledczy Kugel siedział cały mokry.
9
Koło siódmej wieczór Lejzorek postanowił pójść do córki kantora. Feniusi Gerszanowicz
Feniusia śpiewała w klubie „Czerwony Wyłom" międzynarodowe pieśni. Właściwie mówiąc, fuksem dostała się do tego klubu. Jaki tam z Gerszanowicza chałupnik? Co on takiego produkuje? Dokonywa obrzezania na nieuświadomionych niemowlętach po trzy ruble od sztuki. Komórka partyjna mogłaby nader łatwo stwierdzić, że Feniusia jest na hańbiącym utrzymaniu funkcjonariusza kultu.
Stary Gerszanowicz mówił do córki: „Ten Szacman patrzy na mnie przez dziesięć minut bez mrugnięcia powieką. Jedno z dwojga: albo on się chce z tobą ożenić, albo on chce, żebym ja sobie pojechał do Nary-mu. Ja ciebie proszę, zaśpiewaj im sto międzynarodowych melodii! To może oni zapomną, że ja też śpiewam. Jeżeli Daniel uciszył prawdziwe lwy, dlaczego ty nie możesz uciszyć tych wykoszlawionych Żydów? Ty zobaczysz, że oni mnie pozabijają, i ja żałuję jednego tylko: po co ja ich kiedyś obrzezałem...”
Nie wiem, czy trele Feniusi zmiękczyły serca członków homelskiego komitetu powiatowego, ale za to Lejzorek, wsłuchując się w nie, zakochał się, zakochał się na umór i bez wzajemności.
Nazwisko wprawdzie nie peszyło Feniusi — Feniusia była postępowych poglądów. Ale w żaden sposób nie mogła pogodzić się ze wzrostem Lejzorka. Co ma robić dzisiaj córka kantora? Marzyć o karierze Mary Pickford i tańczyć z bezpartyjnymi fokstrota? Z Lejzorkiem?... Nie będę ukrywał: głowa Lejzorka chwiała się pod pachą Feniusi. Lejzorek próbował wprawdzie chodzić na palcach, lecz tylko natarł sobie odcisków. Jakże więc w tej sytuacji wyznać swe płomienne uczucia? Jak znienacka ucałować w ciemnej alei buziak Feniusi: nawet w podskoku nie dosięg-nie.
10
Lejzorkowi było w dwójnasób upalnie: serce płonęło. Odprasowawszy spodnie Pfeifera, wyszedł z domu, uprzedzając na wszelki wypadek sąsiadów:
— Idę na szkolenie ideologiczne, żebyście wiedzieli, co to jest choćby samo zagadnienie chińskie! To jeszcze tr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin