Salon berliński.txt

(669 KB) Pobierz
Hannah Arendt Salon berliński
i inne eseje

Przedmowa
Rozmaicie oceniano twórczość Arendt, rozmaicie też ją interpretowano. Zdaniem jednych, jej książki stanowią jaskrawy przykład „kontynentalnej nierzetelności”, niedbałości w doborze faktów połączonej z brakiem metodologicznej dyscypliny. Stuart Hampshire, zawodowy profesor filozofii moralnej z Oxfordu, pisał w recenzji z The Life of the Mind, że Arendt wydaje mu się „za mało ścisła w argumentacji”, że „popisuje się uczonymi aluzjami bez drobiazgowych studiów nad tekstem”, „przechadza się [po książkach] niczym eseistka, która dowolnie zestawia zapamiętane cytaty czy fragmenty myśli z innymi cytatami i fragmentami do chwili, aż pora skończyć”1. Inni - przeciwnie - widzieli w jej filozofii nieodmiennie czynne źródło inspiracji, w niej samej zaś - „niespotykany nigdzie indziej amalgamat cech reakcyjnych i rewolucyjnych”1 2; niespokojnego ducha, wymykającego się arbitralnym kategoryzacjom, akademickiej manii szufladkowania; ducha, który zmierza w kierunku radykalnej hermeneutyki, widowiska, sporu. Kwerenda źródeł? Do muzeum!
Na filozoficzny parnas Arendt dostała się stosunkowo późno, mocno po czterdziestce, wraz z wydaniem pierwszej na
1 S. Hampshire, „Review ofThe Life ofMind", „The Observer”, VI/1978.
2 H. Morgenthau, Hannah Arendt, 1906-1975, „Political Theory", 11/1976.
8
Salon berliński i inne eseje 1930-1954
pisanej po angielsku książki - Korzeniami totalitaryzmu (1951). Nie znaczy to, że niczego nie napisała wcześniej. W wieku 23 lat opublikowała dysertację o pojęciu miłości u świętego Augustyna (Der Liebensbegriff bei Augustin, 1929), w latach trzydziestych pracowała intensywnie nad projektem habilitacyjnym o Raheli Vanrhagen, salonniere prowadzącej na przełomie XVIII i XIX wieku w Berlinie swój słynny „salon”. Pisała wtedy także teksty okolicznościowe do różnych, mniej czy więcej efemerycznych czasopism, które w znacznej części składają się na niniejszy wybór jej pism.
Można przyjąć za istotne dla twórczości Arendt trzy tematy, które rozwijała przez całe swoje, mocno doświadczone, życie. Są nimi zło, które nawiedzało pod rozmaitymi postaciami - już to zła radykalnego, już to banalnego - dwudziestowieczną historię; kondycja Żydówki, i Żydów w ogólności, na tle minionego stulecia, i szerzej: nowoczesności; oraz położenie Niemiec w Europie i ich kulturotwórcza, względnie destrukcyjna rola w dziejach3. Do tych trzech tematów, które stale powracają we wszystkich jej pracach, dodałbym jeszcze jeden, kto wie, czy nie najważniejszy - jest nim dziedzictwo niemieckiej filozofii, tej zwłaszcza, która dała asumpt egzystencjalizmowi. Od niego też zacznę.
Egzystencja!istka
Egzystencjalną ontologię tworzy para pojęć odziedziczonych po metafizyce niemieckiej. Mam na myśli kategorie „bytu w sobie” i „bytu dla siebie”. „Byt w sobie” to świat, świat materii nieożywionej. Jest ciężki i bezsensowny. Można powiedzieć, że „powstał” - choć wszelkie czasowe określenia są tu nie na miejscu - bez żadnej racji, bez przyczyny, bez konieczności. Jego naturę dobrze oddają takie określenia, jak nieprzejrzystość, tożsamość z sobą samym, masywność, niezróżnicowanie. „Byt w sobie” po prostu sobie jest i nic więcej. Na jego widok człowiekowi (bądź
3 Por. recenzję z Essays in Understanding pióra Toniego Judta. T. Judt, Al Home in This Century. „The New York Review of Books”, 6/IV/1995, s. 9.
Przedmowa
9
ściślej: Francuzowi z okolic Cafe de Fleure) robi się niedobrze. Natomiast „byt dla siebie” to po prostu człowiek, który jest, o ile nie jest i nie jest, o ile jest. Jaki jest sens tych zawiłych słów?
Człowiek jest, o ile nie da się zredukować do „bytu w sobie”, od którego zbiera mu się na mdłości - bo tylko taki byt jest. Człowiek zawsze więc raczej n i e - j e s t niż jest, to znaczy: nie ma go, stale wymyka się esencjalnym charakterystykom. I to jest właśnie sztandarowe zawołanie egzystencjalistów: „egzystencja przed esencją”, czyli jakość naszego istnienia określa to, kim jesteśmy. Stąd już bardzo niedaleko do tezy, że człowiek jest nicością. Jeśli bowiem tylko „byt w sobie” jest (w mocnym sensie tego słowa), to człowiek - per oppositio -musi być jakimś jego brakiem. „Innymi słowy, charakter bytu ludzkiego jest określony przede wszystkim przez to, czym człowiek nie jest, przez jego nicość. Jedyne, co może zrobić »jaźń«, żeby być sobą, to »zdecydowanie« zaakceptować fakt, że w swojej egzystencji jest »negatywną podstawą swojej nico-Ści«”4. Egzystencja wraz z jej nieodłącznym „nicościowaniem” to właściwy człowiekowi - tylko jemu - sposób bycia - sposób bycia człowiekiem. Można więc powiedzieć, że „człowiek jest bytem, dzięki któremu nicość pojawia się w świecie” (Kojeve). Natomiast gdy staje się fragmentem świata nieożywionego -a staje się nim tylko raz - jako trup, gdy jest, jak te kamienie czy piasek, wtedy przestaje być, umiera, nie ma go już więcej, albo: jest jak ten odcisk stopy na piasku.
Skoro człowiek nie jest bytem, czym w takim razie „jest”? Jest świadomością, odpowiadają egzystencjaliści.
„Jako istota świadoma - czytamy u Arendt - potrafię przedstawić sobie w myśli wszelkie byty, a jako świadomość jestem, w mój ludzki sposób, byciem świata. (Drzewo, które widzę - drzewo jako przedmiot mojej świadomości - nie musi być »rzeczywistym« drzewem; tak czy owak, jest jednak rzeczywistym przedmiotem mojej świadomości)”, (s. 75)
4 H. Arendt, Czym jest filozofia egzystencji? [w:] H. Arendt, Salon berliński i inne eseje, Warszawa 2008, s. 94.
10
Salon berliński i inne eseje 1930-1954
I dalej:
„W istocie, Husserl twierdzi! wręcz, że podążając okrężną drogą, wiodącą przez świadomość, i zespalając wszelkie oparte na faktach treści świadomości (aż do uzyskania czegoś w rodzaju mathesis universalis), będzie w stanie odbudować świat, obecnie znajdujący się w stanie rozpadu. Takie odbudowanie świata przez świadomość równałoby się jego powtórnemu stworzeniu w tym sensie, że dzięki rekonstrukcji świat utraciłby swój przypadkowy charakter - to znaczy charakter pewnej zewnętrznej rzeczywistości - i nie jawiłby się już człowiekowi jako świat dany, lecz jako świat stworzony przez samego człowieka”, (s. 75)
Aktywność świadomości polega z jednej strony na „nicestwie-niu”, z drugiej na jej sprawności twórczej. Jeśli przykładowo skupiam uwagę na konkretnej dziewczynie, to tak jakbym „unicestwiał” pozostałe. Przyjmijmy zatem, że spychając coś na plan dalszy, „unicestwiam” w jakiejś części świat, ale i stwarzam - Leśmian powiedziałby: „roznicestwiam”, Husserl: „rekonstruuję” - światy nowe.
Świadomość pojawia się wraz z chwilą, w której zastanawiamy się nad sobą. Jest ona - to pleonazm - świadomością refleksyjną (w odróżnieniu od prerefleksji, którą można przyrównać do zwykłego „zagapienia się”), utrzymującą dystans wobec siebie samej, co dość ściśle oddaje relacja „ja” - „to”. Świadomość istnieje zawsze poprzez permanentne przeczenie, neantyzaję, negację, odmowę. Stajemy się nią - stajemy się świadomymi siebie - w lęku przed śmiercią, w lęku przed radykalną samotnością - negacją i odmową. Zwierzęta, drzewa, owady - o ich istnieniu można mówić w liczbie mnogiej. Jedynie człowiek - świadomy swego człowieczeństwa - istnieje samotnie, nie zależąc od niczego i nie należąc do nikogo. Wolność jest jego przeznaczeniem.
Bezwładny „byt w sobie” nie zna wolności, gdyż ta przysługuje dopiero człowiekowi, „bytowi dla siebie”, który, jako że wiecznie niegotowy, nieustannie stawający się, nieustannie też
Przedmowa
11
tworzy samego siebie; to, czym się staje, zależy tylko od niego - nikt nie może pomóc mu żyć ani wybierać. Człowiek zawsze wybiera sam - dopiero wtedy jest wolny. Egzystencja jest zatem formą ludzkiej wolności. „Egzystujemy”, gdy działamy w oparciu o swą wolność zawartą w naszej spontaniczności. To poprzez nią komunikuję swą wolność innym. Z reguły działanie rodzi się w „sytuacjach granicznych” (terminus technicus Karla Jaspersa), to jest w sytuacji śmierci, cierpienia, walki, winy, a więc w chwilach, które składają się na zwykłe ludzkie życie. To poprzez „sytuacje graniczne” wchodzę w dialog z innymi ludźmi. Bez nich byłbym samotny i zamknięty w sobie jak głodna okien monada.
Czy można nie być wolnym? Wydaje się, że nie. Dlaczego? Bo wolność nie przysługuje temu czy tamtemu człowiekowi, ale należy do struktury bytu ludzkiego, jest właściwością każdej sytuacji, i nie można tego zmienić tak samo, jak nie można zmyć koloru oczu. Innymi słowy, nie potrafimy odróżnić suwerennych decyzji człowieka od jego codziennego istnienia. Taki jest zresztą sens egzystencjalnego powiedzenia, że „jesteśmy skazani na wolność”. Tyle że:
„»wagę rzeczywistości® odczuwam dopiero wtedy, gdy moje myślenie przegrywa w starciu z »tym-oto« rzeczywistości. Porażka myśli jest zatem warunkiem, umożliwiającym egzystencję, wolną egzystencję, która wciąż próbuje przekraczać ten zastany, dany świat. Wskutek porażki samego myślenia, egzystencja, doświadczająca »wagi rzeczywistości®, może odnaleźć swoją własną drogę do rzeczywistości i należeć do niej w jedyny właściwy dla siebie sposób, a mianowicie wybierając ją”, (s. 100)
Wyznaczając sobie jakiś cel, napotkamy na przeszkody w jego urzeczywistnieniu. Jednak tylko od nas zależy, czy uznamy, że są one do obejścia, czy też, że są przygniatające, nie do pokonania. Słowem, to swoimi wyborami, własnym życiem zaświadczamy o tym, kim i gdzie jesteśmy. Prawdziwy projekt, rzeczywisty, egzystencjalny ideał odsłania się zawsze w działaniu.
12
Salon berliński i inne eseje 1930-1954
Człowiek stale ucieka od tego, czym był, do tego, czym będzie, od siebie jako czegoś „przyrządzonego”, do siebie jako czegoś do zrobienia. Przekracza swą przeszłość, swe ograniczenie, każdym nowym działaniem, jeśli zapytamy, co oddziela go w jego transcendencji od siebie jako już gotowego, to odpowiedź będzie brzmieć - „nic”. NIC. Nie znaczy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin