Robert Littell
Epigram na Stalina
Przełożył Krzysztof Obłucki
Tytuł oryginalny: The Stalin Epigram
Rok pierwszego wydania: 2009
Rok pierwszego wydania polskiego: 2010
Lata 1934-1939 w Rosji stalinowskiej to okres tzw. Wielkiej Czystki, terroru o rozmiarach wręcz monstrualnych. Jawny bunt przeciw dyktatorowi to tyle co zamach samobójczy, większość pisarzy rosyjskich więc milczy lub pisze ody i hymny na cześć Stalina oraz powieści i dramaty wysławiające kolektywizację. Jednak są i tacy, którzy nie potrafią sprzeniewierzyć się prawdzie i, ryzykując życie, wypowiadają wojnę Stalinowi. O jednym z tych bohaterów-straceńców, Osipie Mandelsztamie, największym - obok Anny Achmatowej i Borysa Pasternaka - poecie rosyjskim XX wieku, opowiada Robert Littell w „Epigramie na Stalina”. Skazany już wtedy na poetyckie nieistnienie (niepublikowany), przymierający wraz z żoną głodem, inwigilowany przez Czeka, Mandelsztam pisze na początku 1934 roku oskarżycielski wiersz o „góralu kremlowskim”, któremu „miodem kapie każda nowa śmierć na szeroką osetyńską pierś”. Niebaczny na skutki, recytuje go przyjaciołom i znajomym i wkrótce zaczyna się golgota Osipa Mandelsztama: od Łubianki, przez zesłanie do Czerdynia i Woroneża, po śmierć w obozie przejściowym „Druga Rzeczka” pod Władywostokiem.
Opowieść amerykańskiego pisarza o wielkim poecie rosyjskim zamordowanym przez Stalina składa się z relacji osób autentycznych oraz fikcyjnych, którym autor na przemian udziela głosu. Postacie autentyczne to: wdowa Nadieżda Mandelsztam oraz dwójka jego najwierniejszych przyjaciół: Anna Achmatowa, śmiała orędowniczka prawdy, również dotknięta „karzącą ręką” tyrana, oraz poeta Borys Pasternak. Postacie fikcyjne, jak ochroniarz „chozjaina” czy słynny rosyjski ciężarowiec, to ważne elementy tła owej literackiej, ale opartej na faktach historycznych i jakże wyrazistej i przejmującej biografii człowieka, dla którego prawda była ważniejsza niż życie.
Spis treści:
Głos w tej książce mają: 6
1. Nadieżda Jakowlewna 8
2. Nikołaj Własik 30
3. Fikrit Szotman 49
4. Anna Andriejewna 58
5. Fikrit Szotman 73
6. Nadieżda Jakowlewna 94
7. Zinaida Zajcewa-Antonowa 110
8. Anna Andriejewna 112
9. Osip Emiljewicz 135
10. Zinaida Zajcewa-Antonowa 192
11. Nadieżda Jakowlewna 194
12. Nikołaj Własik 201
13. Borys Pasternak 209
14. Fikrit Szotman 214
15. Nadieżda Jakowlewna 231
16. Fikrit Szotman 258
17. Anna Andriejewna 278
18. Nadieżda Jakowlewna 299
19. Prawdopodobnie Osip Emiljewicz 317
20. Fikrit Szotman 331
21. Anna Andriejewna 344
Epilog - Robert Littell 346
Źródła wybranych cytatów 353
Mojej muzie, Stelli,
dla której gwiazdy
(zapożyczając metaforę z sonetu
Astrophel and Stella Philipa Sidneya z 1591 roku)
„nadal tańczą”.
et chacun effectuera avec son âme, telle l'hirondelle avant l'orage, un vol indescriptible
Mandelsztam
Jestem sam - dokoła pełno fałszu.
To nie takie proste - życie przeżyć.
Przekład Ewy Rojewskiej-Olejarczuk
Z wiersza Hamlet Borysa Pasternaka, zakazanego przez cenzurę, lecz odczytanego prowokacyjnie na głos przez przyjaciół poety w czasie jego pogrzebu w 1960 roku.
Nadieżda Jakowlewna Mandelsztam, Nadieńka, jak nazywał ją mąż, poeta Osip Emiljewicz Mandelsztam. Ma trzydzieści cztery lata, kiedy po raz pierwszy słyszymy jej głos w 1934 roku.
Nikołaj Sidorowicz Własik, osobisty ochroniarz Stalina i okazjonalny fotograf rodziny. Kiedy spotykamy go w willi pisarza Maksima Gorkiego, jest dobrze po trzydziestce.
Fikrit Trofimowicz Szotman, słynny w Związku Radzieckim mistrz w podnoszeniu ciężarów. Ma trzydzieści dwa lata, gdy natykamy się na niego po raz pierwszy. Pochodzący z Azerbejdżanu Szotman zdobył srebrny medal na mistrzostwach Europy w Wiedniu w 1932 roku. Na skutek sfuszerowanej operacji kontuzjowanego kolana wycofał się ze sportu. Po krótkotrwałej karierze ciężarowca pracował w cyrku jako siłacz.
Anna Andriejewna Achmatowa, właściwie Anna Gorienko, bliska przyjaciółka zarówno Mandelsztama, jak i Pasternaka, szeroko podziwiana poetka, nawet wtedy, gdy władze komunistyczne, w połowie lat dwudziestych, zakazały publikacji jej utworów. Wysoka i szczupła, w Paryżu w 1911 roku była kochanką mało wtedy znanego włoskiego malarza Amadea Modiglianiego, pozowała mu do aktów. Achmatowa, zgodnie ze słowami ojca (który zabronił jej posługiwania się przy publikacjach rodowym nazwiskiem Gorienko) „poetka dekadencka”, w oczach bolszewickich stróżów życia kulturalnego „pół zakonnica, pół ladacznica”, ma czterdzieści pięć lat, kiedy spotykamy ją na tych stronach.
Zinaida Zajcewa-Antonowa, bardzo młoda i bardzo piękna aktorka teatralna, blisko związana z Mandelsztamami.
Osip Emiljewicz Mandelsztam, Osja dla żony, Nadieżdy. Ukazanie się jego pierwszego tomiku wierszy w 1913 roku, zatytułowanego Kamień, ugruntowało - zdaniem wielu ludzi - jego pozycję wielkiego rosyjskiego poety XX wieku, z czym Stalin najwyraźniej się zgadzał.
Borys Leonidowicz Pasternak, słynny poeta liryczny, czterdziestoczteroletni w 1934 roku, syn malarza Leonida Osipowicza Pasternaka. Tytuł jego pierwszego tomu wierszy, Bliźniak w chmurach, opublikowanego w 1914 roku, wyjaśnia, dlaczego Stalin, który do pewnego stopnia podziwiał Pasternaka, nazywał go „mieszkańcem chmur”. Całe lata zabrało Pasternakowi pogodzenie się z myślą, że to sam Stalin - a nie działający za jego plecami czekiści - jest odpowiedzialny za deportacje, czystki i egzekucje.
Od tamtej białej nocy, kiedy nasze życia oplotły się nawzajem po raz pierwszy, piętnaście lat temu, w Święto Pracy, w obskurnym kabarecie cyganerii o nazwie CHŁAM[1], wiele razy słyszałam Mandelsztama recytującego publicznie swoje utwory, a mimo to czysta przyjemność, jaką czerpałam z poetyckości jego utworów, nie osłabła. Zdarzają się chwile, kiedy płaczę rzewnymi łzami poruszona niewypowiedzianym pięknem jego słów, nabierających nowego wymiaru, gdy docierają do świadomości przez ucho, a nie przez oko. Jak mogłabym wytłumaczyć ten cud bez narażenia się na etykietkę zakochanej żony, zachwycającej się mężem w ślepym podziwie? Ten nerwowy, uparty, zadowolony z życia homo poeticus (tak nazwał sam siebie, jakby od niechcenia, gdy wyżebrał ode mnie pierwszego papierosa w CHŁAM-ie, co teraz wydaje mi się jego poprzednim wcieleniem), ten neurotyczny kochanek (mój i różnych innych) był kameleonem; nieustannie stawał się kimś, czymś innym. (Nie trzeba wspominać, że bawi mnie, kiedy o tym mówię: gdy przemieniał się w kogoś innego, ja, rzecz jasna, robiłam to samo). Z jednym ramieniem przeszywającym niezdarnie powietrze, łuk jego ciała ilustrował rym i rytm, i pokłady wieloznaczności ukryte w tekście. Głowę trzymał odrzuconą do tyłu, nieomylnie semickie jabłko Adama poruszało się pod cienką, niemal przezroczystą skórą jego bladego gardła, on sam zaś zatracał się w rzeczy, którą nazywamy poezją - stawał się wierszem. Kiedy materializował się przy mównicy na początku wieczoru autorskiego, z widowni rozlegało się zwykle kilka ledwie tłumionych pomruków wesołości na widok pedantycznego, ogarniętego tremą mężczyzny, ubranego jak na własny pogrzeb. W wieczór, który opisuję, miał na sobie jedyny posiadany garnitur (ciemny, z szorstkiego wełnianego diagonalu, kupiony w sklepie z towarami za dewizy, gdzie zapłacił bonami nabytymi za niewielki spadek, odziedziczony kiedyś przeze mnie) oraz jedwabny fular (relikt z jego podróży do Paryża jeszcze przed rewolucją), zawiązany wokół wykrochmalonego, odpinanego kołnierzyka. Recytował tak, jak potrafi to jedynie twórca poezji: z krótką przerwą na oddech, niesłyszalnym wciąganiem powietrza w miejscach, gdzie wersy kończą się, zaginają lub powtarzają. Ta pauza ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia siły wiersza Mandelsztama. Porównałam notatki kilku pierwszych słuchaczy, jak nazywa ich Osja (kiedy sam deklamuje, a oni słuchają), i najbystrzejsi z nich zgadzają się, że ma się wrażenie, jakby wymyślał następną linijkę w trakcie recytowania. To z kolei wywołuje u słuchacza, który zna już jakiś jego wiersz, przedziwne odczucie, że słyszy te wersy po raz pierwszy, że nie istniały wcześniej, nie zakomponowano ich, nie przepracowano, nie wygładzono, nie zapamiętano i nie przepisali ich na cienkim jak łuska cebuli papierze szczerze oddani przyjaciele, nie ukryto ich w czajniczkach do herbaty i butach, wśród damskiej bielizny, z nadzieją w beznadziei, że nasi czekiści, kiedy po niego przyjdą, nie zdołają uwięzić jego dzieł.
Linijka, przerwa na oddech, a potem następny wers, świeżo sformułowany, wylewający się z jego bladych ust - to, kochani, sedno sedna recytacji Mandelsztama. Z powodów, które nie do końca rozumiem, efekt jest nawet niezwyklejszy, kiedy recytuje wiersze miłosne, i jeszcze bardziej zdumiewający, gdy dany wiersz liryczny nie jest kierowany do mnie, jego najlepszej przyjaciółki, towarzyszki życia i prawnie poślubionej żony, ale do stroszącej piórka aktorki teatralnej, która przysiadła na składanym krześle obok mnie w pierwszym rzędzie w zapyziałej redakcji „...
entlik