Delinsky Barbara - Marzenia dla każdego-1.pdf

(751 KB) Pobierz
BARBARA DELINSKY
Marzenia dla każdego
(MARZEŃ CIĄG DALSZY)
Christine Gilette, utalentowana architektka wnętrz, przybywa do
Crosslyn Rise, aby przedstawić swój projekt wykończenia domów na
luksusowym osiedlu. Niestety jej pierwsza wizyta na placu budowy
kończy się bardzo niefortunnie. Robotnicy zafascynowani urodą
Christine zapominają o ostrożności. Spadająca belka niszczy nadproże.
Gideon Lowe, jeden z członków zarządu, obwinia Christine o ten
incydent. Grozi, że zrobi wszystko, by nie otrzymała zlecenia.
Mimo jego gwałtownego sprzeciwu projekt Christine zostaje przyjęty.
Początkowa niechęć Gideona z czasem ustępuje miejsca całkowicie
odmiennym uczuciom. Talent i urok Christine zaczynają coraz bardziej
go fascynować. Ona jednak woli skupić się na pracy, tak by ich relacje
pozostały czysto zawodowe.
ROZDZIAŁ
1
Późnym wrześniowym popołudniem przed domem Elizabeth Abbott
zatrzymały się trzy samochody. Jak na komendę wysiedli z nich trzej
mężczyźni, zatrzasnęli drzwiczki i zdecydowanym krokiem ruszyli
prowadzącą do wejścia ceglaną ścieżką. Gordon Hale nacisnął dzwonek.
Już wcześniej postanowiono, że on właśnie będzie przemawiał w imieniu
grupy, ponieważ był najstarszy, zorganizował konsorcjum Crosslyn Rise
i w niczym się jeszcze nie naraził Elizabeth Abbott.
Najbardziej na pieńku miał z nią niewątpliwie Carter Malloy, wschodząca
gwiazda architektury, autor projektu, dzięki któremu do miasta mogli
ściągnąć ludzie z dużymi pieniędzmi. Z Elizabeth znali się jako dzieci, w
czasach, gdy Carter cieszył się powszechnie złą sławą. Zanim przeminęła,
zdążył popełnić błąd: zdarzyło mu się pójść do łóżka z mściwą panną
Abbott. Przysięgał, że dawno temu i tylko raz, choć Elizabeth nie miała
nic przeciwko kontynuowaniu romansu. Teraz jednakże Carter zakochał
się i miał zamiar poślubić Jessicę Crosslyn, co najwyraźniej nie
spodobało się Elizabeth. Jako przewodnicząca komisji
urbanistycznej Rady Miejskiej odmówiła konsorcjum Crosslyn Rise
pozwolenia na budowę, koniecznego do rozpoczęcia prac.
Głównym wykonawcą inwestycji był Gideon Lowe, któremu bardzo
zależało na powodzeniu całego przedsięwzięcia. Przede wszystkim
podobał mu się projekt, który niewątpliwie był wyzwaniem dla
budowniczego. Posiadłość Crosslyn Rise, na którą składała się rezy-
dencja i rozległe grunty, miała zostać zmieniona w eleganckie osiedle
własnościowych segmentów mieszkalnych. Jeśli budowa zostanie dobrze
wykonana, będzie świecić jak gwiazda na liście zawodowych osiągnięć
Gideona. Był również trzeci powód, dla którego zależało mu na
doprowadzeniu zadania do szczęśliwego końca: po raz pierwszy
występował nie tylko jako wykonawca, ale i inwestor. Zaryzykował duże
pieniądze, większość wieloletnich oszczędności, ale jeśli wszystko
dobrze pójdzie, zostanie biznesmenem. Na tym najbardziej mu zależało.
Dlatego też dał się namówić na wizytę u Elizabeth Abbott, zamiast po
robocie iść na piwo z chłopakami.
Drzwi otworzył służący.
- Słucham panów? Gordon wyprostował się.
- Nazywam się Gordon Hale. Ci panowie to Carter Malloy i Gideon
Lowe. Panna Abbott nas oczekuje.
- Owszem, proszę pana. - Służący cofnął się, zapraszając ich do holu. -
Tędy proszę - wskazał kierunek, zamykając równocześnie drzwi.
Gideon poszedł w milczeniu za towarzyszami przez hol i salon do
bawialni, choć miał ochotę roześmiać się lub zakląć. Nie cierpiał fałszu.
Nie znosił sztywnych manier. Gdyby było trzeba, poddawał się im, tak
samo
jak w pewnych okolicznościach zmuszał się do nałożenia garnituru i
krawata. Nie mógł jednak nie czuć niechęci do kobiety, która teraz
spoglądała na nich wyniośle, siedząc na fotelu z wysokim oparciem.
- Gordonie - powiedziała z uśmiechem, wyciągając rękę - jak miło cię
widzieć.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Elizabeth. - Gordon ujął jej dłoń.
Odwrócił się i powiedział od niechcenia: - Chyba znasz Cartera Malloya?
- Owszem - skinęła wyniośle głową i Gideon pomyślał, że jednak ma
klasę. Całkowicie nad sobą panowała. - Jak się masz, Carter?
Carter natomiast nie ukrywał zdenerwowania.
- Miałbym się lepiej, gdyby nie to nieporozumienie.
- Nieporozumienie? - spytała, unosząc brwi w wyrazie niewinnego
zdumienia. Przeniosła wzrok na Gordona. - Czyżby zaszło jakieś
nieporozumienie? Wydawało mi się, że wszystko jest jasne.
Gordon odchrząknął.
- Owszem, co do odmowy. Ale nie co do jej przyczyn. Ale zanim
zaczniemy - wskazał gestem Gideona - chciałbym ci przedstawić Gideona
Lowe. Jest członkiem konsorcjum i równocześnie generalnym
wykonawcą.
Elizabeth zatrzymała na Gideonie spojrzenie perfekcyjnie umalowanych
niebieskich oczu. W jej wzroku pojawiło się zainteresowanie. Skinęła
głową i wyciągnęła rękę.
- Gideon Lowe? Czy słyszałam już o panu?
- Nie sądzę. - Dłoń miała chłodną, a uścisk silny, mało kobiecy. Gideon
zrozumiał, dlaczego Carter miał dość po jednym razie. On osobiście nie
był ani trochę zainteresowany, ale miał zamiar podjąć grę. - Do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin