Czornyj Max - Córka nazisty.pdf

(1437 KB) Pobierz
Mamie, w podzięce za gen dobra
Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność,
zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia, przebaczający niegodziwość,
niewierność, grzech, lecz nie pozostawiający go bez ukarania, ale zsyłający kary za
niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia.
Wj 34, 6–7
Upływam w jesień mniejszy z każdym krokiem,
w pola zasianych zjaw w kolumny ma[r]twych peanów,
w obojętność – mijanych – okien
Gdzie powóz drogą odpływa? Szelestem dymi bruk,
O, najsmutniejsza jesieni, w zamęcie znaków i elips
nad pieśnią kołujesz jak kruk.
Jak miłość powierzoną dwóm życiom – rozdzielić?
K. K. Baczyński,
Ten wiersz jak śmierć jest smutny…
GRETA
Gen zła. Czy coś takiego w ogóle istnieje?
Przypuszczam, że poszukują go tysiące naukowców i hochsztaplerów.
Przynajmniej powinni to robić. Jednak z perspektywy lat wiem, że jego
odnalezienie to tylko część problemu. Gdyby można go usunąć i stworzyć
człowieka zdolnego czynić jedynie dobro, świat stałby się rajem.
Wystarczyłoby tak niewiele. Ledwie drobna modyfikacja genotypu,
a potem nastałaby jasność. Nie potrzeba by Boga, modlitw ani
Opatrzności. Nie potrzeba by uśmiechu losu.
Tyle że ponoć cała inżynieria genetyczna opiera się na wszczepianiu
jednym organizmom fragmentów DNA innych. Nie pamiętam, gdzie o tym
czytałam. Skoro nie mamy pojęcia, czy istnieje gen zła, nie możemy też
wiedzieć, czy występuje gen dobra. Osobiście jestem przekonana, że mają
go zwierzęta. Pies, który własnym ciałem osłania właściciela. Chory wilk
ściągający na siebie nagonkę, byle ocalić watahę. Umierający samotnie
słoń.
Geny dobra i zła.
Otwieram drzwi i wchodzę do zalanego słońcem gabinetu. Pachnie w nim
kwiatami, bukiety stoją w niezliczonych flakonach. Na krytym czeczotą
biurku, na czernionej etażerce i okrągłym stoliku kawowym. Na
marmurowym parapecie oraz na pozłacanej konsolce. Przy sięgającej
sufitu mahoniowej biblioteczce w doniczce rośnie drzewko cytrusowe. Ono
również rozkwitło – dziesiątkami drobnych białych kwiatków. Zapach,
który wypełnia gabinet, to woń najwspanialszej oranżerii.
Za biurkiem siedzi drobna, smukła kobieta. Ma trzydzieści kilka lat,
sięgające ramion blond włosy i mocne kości policzkowe. Jej ciemne, bystre
oczy oraz prosty nos nadają jej nieco ptasi wygląd. Wrażenie to podkreśla
pochylona nad blatem sylwetka. Złożone w piramidkę dłonie zwieńczone są
długimi, szponiastymi palcami. Kobieta podpiera nimi brodę, jakby bez
tego jej głowa miała bezwładnie zsunąć się z karku. Mimo to jest w niej coś
magnetyzującego, co zapewne przyciąga do niej tłumy adoratorów. Jak
zwykle ma na sobie wzorzystą, lecz stonowaną sukienkę i czerwone buty
na niewielkim obcasie.
Alicja Nowińska uśmiecha się do mnie. Unosi na powitanie dłoń i się
wyprostowuje. Wskazuje na głęboki fotel przy stoliku kawowym. Kiedy do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin