Waldorff Jerzy - Taniec życia ze śmiercią (1984).pdf

(39015 KB) Pobierz
TANIEC
ŻYCIA
ZE
ŚMIERCIĄ
o
I
i
4
i
i
l
J
4
I
i
i
4
4
Taniec
życia
ze
śmiercią
JERZY
WALDORFF
1984
POLSKIE
WYDAWNICTWO
MUZYCZNE
Biblioteka
Narodowa
Warszawa
30001016416060
30001016416060
OD
AUTORA
Przeżywamy
czasy
nakłaniające
do
wielostronnych
oszczędności,
dlatego
i
ta
książka
wznowiona
została
techniką
fotooffsetowej
kopii
z
wydania
poprzedniego,
skutkiem
czego
trudne
były
większe
zmiany
w
jej
tekście,
więc
ukazuje
się
w
kształcie
przygotowanym
do
druku
przeze
mnie
pięć
lat
temu.
Ale
jakież
mieliśmy
je,
te
lata!...
Nadia
Boulanger
odeszła.
Nie
ma
jej,
przeto
winien
byłbym
pisać
o
niej
w
czasie
przeszłym,
lecz
Nadia
umrze
naprawdę
dopiero
wtedy,
kiedy
zejdzie
do
grobów
ostatnie
pokolenie
jej
wychowanków,
którym
formowała
świado­
mość
i
wrażliwość
muzyczną,
więc
teraz
w
nich
jeszcze
żyje.
Dlatego
na
cóż
miałbym
przesuwać
piękną,
starą
kobietę
w
przeszłość,
czyli
w
zapomnienie?
Pisząc
o
naszej
emigracji,
nie
mogłem
przewidzieć,
że
nową
falą
wypłynie
za
granicę,
u
progu
lat
osiemdziesią­
tych.
Przeważnie
młodzi
ludzie,
wykształceni,
co
najener-
giczniejsi.
Żal
i
wielka
szkoda
pogubionych
dusz
polskich...
Przed
pięcioma
laty
Penderecki
groził,
że
poniecha
kom
­
ponowania,
ale
groźby
na
szczęście
nie
dotrzymał!
Po­
wstały
nowe
jego
dzieła:
opera-miślerium
„Raj
utracony’’,
„II
Symfonia”,
„Koncert
skrzypcowy”.
W
lej
książce
jednak
zostaje
wszystko,
jak
w
poprzednim
wydaniu.
Może
to
i
lepiej.
-
Czytelnicy
okazję
będą
mieli
obejrzenia
się
za
siebie
i
porównania
tego
co
było,
z
tym
co
jest.
Takie
zaś
cofnięcie
w
minione
lata
ułatwi
zno­
szenie
obecnych
i
przygotowanie
się,
zebranie
sił
na
przy­
szłość, która
czy
będzie
pomyślniejsza?...
Ufajmy!
J.W-ff.
(e)
Copyright
by
Polskie
Wydawnictwo
Muzyczne,
Kraków,
Poland
1978
ISBN
83-224
0252-X
4
bies
11
T
Dedykacja
Ten
raptularz
z
niektórych
moich
powojennych
wypraw
po
kraju
i
Europie
dedykuję
karecie.
Gdzież
jest
jej
stare,
dobre
pudło?
Czy
przetrwało
przez
tyle
lat
groźnych
nie
tylko
dla
istot
żywych,
ale
i
dla
powozów?
Czy
służy
jeszcze
rodzinie
ja­
kiejś
w
moim
Poznańskiem?...
Myślę,
że
chyba
nie.
Była
już
wiekową
landarą,
kiedy
miałem
lat
dzie­
sięć.
Pewnie
spotkał
wspólny
los
wszystkim
lu­
dziom
i
przedmiotom
na
ziemi:
śmierć
i
zapomnie­
nie.
Tyle
że
rozkład
ciała
pojazdów
różny
jest
od
naszego.
Zaczyna
się
od
kół
jeszcze
dobrych,
więc
się
je
odkręca
do
innych
potrzeb,
a
pudło
osiada
na
ziemi
lub
na
podstawionych
krzyżakach
z
drewna.
Jest
jak
człowiek
sparaliżowany,
który
wie,
że
póki
żyw,
kroku
nie
postąpi,
ale
mózg
służy
mu
jeszcze
sprawny, przeto
rozgląda
się
po
świecie
przez
szyby
oczu,
z
zachłanną
rozpaczą,
aby
się
nasycić
barwami
życia,
nim
je
roztopi
chłodny
mrok.
Potem
nadchodzi
dzień
przeklęty,
kiedy
u
ludzi
gasną
oczy,
a
z
ram
okiennych
starych
karet
wyjęte
zostają
szyby.
Odtąd
akcja
unicestwienia
posuwa
się
coraz
szybciej.
Do
bezbronnych
pojazdów
dostają
się
nie
domacane
ku­
ry,
żeby
w
ukryciu
przed
okiem
gospodyń
składać
jajka.
Eleganckie
ongiś
sukna
lub
atłasy
wyściela­
jące
wnętrza
brukają
się
coraz
sromotniej,
aliści
kry-
pod
sobą
cenne
jeszcze
włosie
i
sprężyny,
więc
się
je
dobywa
i
unosi.
Nocami
skórzanymi
pasami,
które
grały
rolę
dodatkowych
resorów,
zajmują
się
szczu­
ry
wiecznie
głodne,
o
mało
wybrednym
smaku.
Do
drewnianej
ramy
pudła
dobierają
się
korniki,
wilgoć
kolejnych
jesieni
i
wiosen
dopełnia
dzieła
zniszcze­
nia,
przeżerając
to,
co
za
twarde
było
dla
robactwa
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin