Michael Connelly - Płonący pokój.doc

(1612 KB) Pobierz

Michael Connelly

 

 

 

Płonący Pokój

 

 

 

 

Detektywowi Rickowi Jacksonowi, z podziękowaniem za służbę w Mieście Aniołów

i z nadzieją, że za drugim podejściem spodobają mu się uroki emerytury.

Trafiaj do dołka za pierwszym razem!

 

 

 

 

Książka ta nie jest oparta na faktach. Wszystkie zawarte w niej nazwiska, postacie i wydarzenia są wytworem wyobraźni autora, a jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych osób, żywych bądź martwych, do przedsiębiorstw i zdarzeń jest czysto przypadkowe.

 

 

 

 

1

 

Boschowi zdawało się to jakąś szczególnie okrutną, niekończącą się torturą.

Teresa Corazon garbiła się nad stalowym stołem, a jej dłonie w zakrwawionych rękawiczkach zanurzone były głęboko w pozbawionym wnętrzności ciele. Operowała kleszczami oraz jakimś instrumentem o długim ostrzu, który nazywała „nożem do masła”. Nie była zbyt wysoka, musiała więc stanąć na palcach, żeby dosięgnąć swym narzędziem we właściwe miejsce. Dla uzyskania efektu dźwigni wsparła się biodrem o stół sekcyjny.

W tej makabrycznej scenie Boschowi najbardziej doskwierał widok potwornie okaleczonego przed śmiercią ciała. Zwłokom brakowało obu nóg, a jedno ramię kończyło się tuż poniżej barku. Chirurgiczne blizny były stare, lecz ich intensywnie czerwony kolor sprawiał, że wyglądały na świeże. Usta mężczyzny otwierały się
w niemym krzyku, a oczy wpatrywały się w sufit, jakby błagając Boga o litość. Bosch dobrze wiedział, że martwi nie cierpią już okrucieństw tego życia, ale mimo wszystko miał ochotę powiedzieć „dość”. Zapytać, kiedy to się skończy. Przecież śmierć winna przynosić wytchnienie po mękach żywota.

Ale nic nie powiedział. Stał w milczeniu i tylko patrzył, jak setki razy wcześniej. Ważniejsza od oburzenia i chęci zaprotestowania przeciwko dalszym okrucieństwom wobec ciała Orlanda Merceda była konieczność uzyskania pocisku, który Corazon próbowała wyjąć z kręgosłupa martwego mężczyzny.

Teresa opadła z powrotem na pięty, aby odpocząć. Wypuściła powietrze
z płuc, pokrywając osłonę na oczy tymczasową mgiełką. Zerknęła na Boscha przez zaparowany plastik.

- Już blisko - powiedziała. - I wiesz co? Słusznie zrobili, że nie próbowali jej od razu wyciągnąć. Musieliby przeciąć cały Th-12.

Bosch kiwnął głową, wiedząc, że miała na myśli dwunasty kręg odcinka piersiowego kręgosłupa.

Corazon odwróciła się do stolika, na którym spoczywało jej instrumentarium.

- Potrzebuję czegoś innego... - rzekła.

Odłożyła „nóż do masła” do stalowego zlewu. Z kranu cały czas płynęła woda, toteż jej poziom utrzymywał się w okolicach otworu przelewowego.

Teresa sięgnęła dłonią w lewo, ku zestawowi wysterylizowanych narzędzi chirurgicznych, wybrała jakiś długi, wysmukły instrument i ponownie zabrała się do pracy, zanurzając ręce w pustym kadłubie ofiary. Wszystkie narządy wewnętrzne oraz jelita zostały usunięte, zważone i zapakowane w worki, tak że pozostała jedynie skorupa na rusztowaniu żeber. Corazon raz jeszcze wspięła się na palce i naprężając
z całej siły górną połowę swego ciała, stalową wykałaczką wydobyła wreszcie pocisk z kręgosłupa. Bosch usłyszał grzechot w klatce piersiowej ofiary.

- Mam!

Teresa wysunęła ramiona z ziejącego otworu, położyła długie narzędzie na stole, po czym spryskała jego cążki wodą z węża. Następnie uniosła „wykałaczkę”, przez chwilę badawczo przyglądała się znalezisku. W końcu wcisnęła stopą podłogowy aktywator dyktafonu i zaczęła mówić do mikrofonu.

- Z przedniej części dwunastego kręgu piersiowego wyjęto pocisk. Odkształcony, z wyraźnymi spłaszczeniami. Sporządzę dokumentację fotograficzną i oznaczę ją swoimi inicjałami, a następnie przekażę detektywowi Hieronymusowi Boschowi
z Sekcji Spraw Otwartych i Niewyjaśnionych Departamentu Policji Los Angeles.

Znów nacisnęła stopą pedał rejestratora dźwięku i wyłączyła nagrywanie. Mogli rozmawiać nieoficjalnie. Uśmiechnęła się do Boscha przez plastikową szybkę.

- Przepraszam, Harry, wiesz, jaka ze mnie formalistka.

- Nie sądziłem, że będziesz pamiętać.

Kiedyś łączył go z Teresą krótki romans, ale minęło sporo czasu. Poza nią niewiele osób wiedziało, jak mu na imię.

- Oczywiście, że pamiętam - odpowiedziała z udawanym oburzeniem.

W zachowaniu Teresy Corazon dawało się obecnie wyczuć nieomal pokorę, co kiedyś wydawało się nie do pomyślenia. Była karierowiczką, która w końcu dostała to, czego pragnęła - stanowisko głównego medyka sądowego wraz ze wszystkimi jego przywilejami i pułapkami, do których należały także występy w telewizyjnych reality show. Gdy jednak obejmuje się tak wysokie stanowisko publiczne, siłą rzeczy człowiek staje się politykiem, a politycy czasami wypadają z łask. Teresa zaliczyła twarde lądowanie i znów znajdowała się w miejscu, od którego zaczynała: była zastępcą koronera i miała pełne ręce roboty, jak wszyscy inni w tej instytucji.

Tyle dobrego, że przynajmniej pozwolono jej zachować własną salę sekcyjną. Na razie.

Corazon położyła pocisk na kontuarze, zrobiła mu zdjęcia, a następnie oznaczyła go nieścieralnym czarnym markerem. Bosch już czekał z małą foliową torebką na materiał dowodowy, do której wsunęła kulę. Zgodnie z procedurą napisał na woreczku inicjały swoje i wykonującego autopsję medyka i zaczął się przyglądać zniekształconemu pociskowi. Mimo wyraźnych uszkodzeń kuli Harry doszedł do wniosku, że prawdopodobnie pochodzi ona z broni kalibru .308, czyli z karabinu. A jeśli tak, to dostali właśnie bardzo ważną nową informację w sprawie.

- Zostaniesz do końca, czy masz już wszystko, po co przyszedłeś?

Zadała to pytanie tak, jakby między nimi jeszcze coś było. Bosch podniósł torebkę z dowodem rzeczowym.

- Muszę to dać do zbadania. Wiele oczu przygląda się tej sprawie.

- No tak. W takim razie dokończę sama. A nawiasem mówiąc, co się stało
z twoją partnerką? Wydawało mi się, że widziałam ją w holu.

- Musiała zadzwonić.

- Ach, a ja myślałam, że chce nas zostawić sam na sam. Mówiłeś jej o nas?

Uśmiechnęła się i zatrzepotała rzęsami. Harry odwrócił wzrok, zakłopotany.

- Nie, Tereso. Wiesz, że nie rozmawiam o takich rzeczach.

Kiwnęła głową.

- Nigdy nie rozmawiałeś. Jesteś mężczyzną, który nie zdradza swoich tajemnic.

- Staram się - odrzekł, zwracając oczy na Teresę. - Poza tym to było dawno.

- I ogień zgasł, co?

Bosch spróbował zmienić temat.

- Przejdźmy do rzeczy. Nie znalazłaś nic więcej ponad to, o czym napisano w szpitalu, tak?

Teresa dała za wygraną.

- Nie, wszystko się zgadza. Sepsa. Zakażenie krwi, mówiąc potocznie. Możesz to puścić do mediów.

- A co z tym postrzałem? Nie widzisz związku? Zeznasz tak przed sądem?

Corazon pokręciła głową, nim jeszcze Bosch skończył mówić.

- Pan Merced zmarł z powodu zakażenia krwi, ale jego śmierć, moim zdaniem, należy traktować jako zabójstwo. Morderstwo, które ciągnęło się przez dziesięć lat, Harry, i chętnie tak zeznam. Mam nadzieję, że ta kula pomoże ci znaleźć sprawcę.

Bosch skinął głową i ścisnął w ręce plastikowy woreczek z pociskiem.

- Ja też - powiedział.

 

2

 

Bosch zjechał windą na parter. W ostatnich latach władze hrabstwa wydały na remont siedziby koronera trzydzieści milionów dolarów, ale windy poruszały się tak samo opieszale jak dawniej. Lucię Soto zastał przy tylnej rampie, opartą o puste nosze na kółkach i wpatrzoną w ekran swojej komórki.

Była niska, proporcjonalnie zbudowana i ważyła nie więcej niż pięćdziesiąt kilogramów. Miała na sobie stylowy, brązowy żakiet, modny obecnie wśród kobiet detektywów, bo pozwalał chować broń na biodrze, niekoniecznie w torebce. Poza tym żadna sukienka nie przydawała kobiecie tyle władzy i autorytetu. Pod spód Soto włożyła kremową bluzkę, która dobrze pasowała do jej gładkiej, śniadej skóry.

Lucia podniosła wzrok na Boscha i nerwowo się wyprostowała, jak dziecko, które zostało przyłapane na czymś zdrożnym.

- Mam - powiedział Bosch, unosząc torebkę z pociskiem.

Soto wzięła ją od niego i przez chwilę przyglądała się kuli. Za jej plecami pojawiło się dwóch pracowników kostnicy, którzy popchnęli pusty wózek w kierunku drzwi tak zwanej Wielkiej Krypty. Była to nowa przybudówka, w której mieściła się chłodnia wielkości sklepu Mayfair Market. To tam wjeżdżały wszystkie zwłoki, by czekać na swoją kolejkę.

- Duża - powiedziała Soto.

- I długa - dodał Bosch. - Wydaje mi się, że powinniśmy szukać karabinu.

- Jest w niezbyt dobrym stanie - skomentowała Lucia. - Wygląda jak grzybek.

Oddała woreczek Boschowi, który schował go do kieszeni płaszcza.

- Do analizy porównawczej chyba wystarczy - powiedział. - Może będziemy mieć farta.

Mężczyźni za plecami Soto otworzyli drzwi Wielkiej Krypty, żeby wprowadzić tam wózek. Ze środka powiało zimnym powietrzem, a wraz z nim dobył się nieprzyjemny chemiczny odór. Lucia odwróciła się i zdążyła jeszcze omieść wzrokiem gigantyczne wnętrze chłodni: rzędy zwłok, jeden za drugim, rozlokowane na czteropoziomowym rusztowaniu. Zmarli owinięci byli w matową folię, spod której wystawały im tylko stopy. Karteczki z nazwiskami, przyczepione do dużych palców, trzepotały
w podmuchach wentylatorów.

Soto szybko odwróciła oczy.

- Wszystko w porządku? - zapytał Bosch, widząc, że nagle pobladła na twarzy.

- Tak, wszystko gra. To po prostu wydaje mi się... okropne.

- A pomyśl, że i tak mamy do czynienia ze znacznym postępem. Kiedyś zwłoki leżały pokotem na korytarzach. Czasem upychano je jedne na drugich, zwłaszcza po burzliwym weekendzie. Ależ wtedy zalatywało.

Soto uniosła rękę, powstrzymując Boscha przed dalszym wywodem.

- Skończyliśmy tutaj?

- Tak.

Harry ruszył przed siebie, a Lucia poszła w jego ślady. Miała skłonność do chodzenia tuż za nim i Bosch czasem się zastanawiał, czy to jakiś dziwny sposób okazywania szacunku wobec jego wieku, stopnia, a może czegoś innego, czy może zwykły brak pewności siebie. Skierował się ku schodom na końcu rampy, skąd prowadził skrót na parking dla gości.

- Dokąd jedziemy? - spytała Soto.

- Oddamy pocisk do analizy. A propos farta: dzisiaj mają w laboratorium broni palnej „środę otwartych drzwi”. Potem skoczymy po akta i dowody rzeczowe na Hollenbeck.

- Okej.

Zeszli po schodach i ruszyli przez parking dla pracowników. Ten dla gości znajdował się z boku budynku.

- Dzwoniłaś? - zapytał Bosch.

- Słucham? - odpowiedziała pytaniem zaskoczona Soto.

- Mówiłaś, że musisz zadzwonić.

- Ach... Tak, dzwoniłam. Przepraszam....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin