Macha nienko Wasilij Droga S 06 A5 popr.doc

(6251 KB) Pobierz
Nowy początek




Wasilij Machanienko

Nowy początek

Cykl: Droga Szamana Etap szósty

 

 

Przekład z języka rosyjskiego: Gabriela Sitkiewicz

Tytuł oryginału: Путь Шамана. Шаг 6: Все только начинается

Okładka Piotr Sokołowski

Wydanie oryginalne 2016

Wydanie polskie 2021.

 

 

Spis treści:

Rozdział 1. Wyjście na wolność.              5

Rozdział 2. Powrót do Barliony.              42

Rozdział 3. Spotkanie i nowe informacje.              83

Rozdział 4. Niebieskie Mchy.              119

Rozdział 5. Ergrejs.              163

Rozdział 6. Zniknięcie.              200

Rozdział 7. Akwarizamaks.              236

Rozdział 8. Przeczucie.              278

Rozdział 9. Podziemie Ciemności.              317

Rozdział 10. Wejście do Armardu.              352

Rozdział 11. Łzy Harraszessa.              386

Rozdział 12. Przebudzenie.              414

Epilog.              442

O Autorze              443

 

- 2 -




 





Rozdział 1. Wyjście na wolność.

- Wyłaź! - rozległ się ochrypły męski głos, jakby jego właściciel cierpiał na przewlekłą anginę i próbował wyleczyć ją lodami. - Długo jeszcze będziesz tam leżeć?

Chociaż wieko mojego kokonu już dawno odsunęło się na bok, nie mogłem zebrać sił, by wstać i wrócić do prawdziwego świata. Tuż nad moją głową jarzyła się świetlówka, standardowe wyposażenie każdego biura, a w tym przypadku - ośrodka, w którym wypuszczano z kapsuł byłych więźniów. Ja jednak, gdy się w nią wpatrywałem, widziałem nieskończoność. Miałem taki mętlik w głowie, że uchwyciłem się jedynej słusznej myśli jak tonący brzytwy i trzymałem się jej kurczowo. Jestem wolny! Ja, Dmitrij Machan, który ściągnął na siebie gniew całego miasta, odzyskałem wolność! Udało mi się zamienić osiem lat więzienia na jedenaście miesięcy gry!

Tyle że ta świadomość nie dawała mi ukojenia.

W głowie kołatały okropne słowa: „Nie jesteś nam już potrzebny!”, rzucone przez Anastariję. Starałem się od nich uwolnić, lecz wydarzenia ostatnich trzydziestu minut mojego pobytu w Barlionie usilnie wdzierały się na pierwszy plan świadomości.

- Żyjesz tam w ogóle? - W głosie, który słyszałem, brzmiały nuty zaniepokojenia. Nagle zawisła nade mną brodata twarz; prawe oko mężczyzny zakrywała opaska, częściowo chowająca bliznę zaczynającą się na czole i schodzącą w formie błyskawicy w kierunku żuchwy. - Wygląda, że żyjesz, więc co tak leżysz? Zwykle więźniowie wyskakują jak z procy i całują podłogę, a ty leżysz plackiem. Coś nie tak?

- Analiza funkcji życiowych pacjenta zakończona. - Sekundę później usłyszałem metaliczny kobiecy głos. - Organizm funkcjonuje bez większych zastrzeżeń, nie stwierdzono odchyleń, stan fizyczny: osiemdziesiąt osiem procent normy.

- Słuchaj, nie mam czasu się tobą zajmować! Muszę dzisiaj wypuścić jeszcze dziewięciu więźniów, więc rusz się. Twoje wyjście było nieplanowane, dlatego przyjdą po ciebie mniej więcej za pół godziny. Na razie usiądź w poczekalni... Słyszysz mnie czy nie?! Odezwij się!

- Słyszę, słyszę - mruknąłem, w końcu oczyściwszy umysł.

Nie chciałem wyżywać się na tym człowieku - wyglądał, jakby życie już wystarczająco go ukarało - zaczekałem więc, aż zwolni się blokada ostatnich krępujących mnie zabezpieczeń, usiadłem i wziąłem głęboki oddech. Natychmiast zakręciło mi się w głowie, przed oczami zatańczyły gwiazdy, ale nadal siedziałem - wystarczy już pozwalania sobie na słabość, czas dorosnąć.

- Prysznic jest na wprost po lewej - dodał mężczyzna, odsuwając się od kokonu - znajdziesz tam ubrania. A w ogóle to nie jestem twoją niańką; sam zorientujesz się co i jak. I przy okazji: gratuluję osiągnięcia! Zwolnienie przed terminem jest jak zdobycie kolejnego poziomu w grze. Może nawet dwóch...

Z tymi słowy technik odwrócił się i zajął swoimi sprawami, więc nie miałem innego wyjścia, jak tylko zsunąć nogi na podłogę i zrobić pierwszy krok w kierunku wskazanych drzwi. Niestety na krok drugi, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, zabrakło mi sił...

Nie potrafiłem wyjaśnić, co działo się z moim ciałem, ale gdy tylko zrobiłem drugi krok, nogi ugięły się pode mną, przeszył mnie straszliwy ból skręcający mięśnie, a setka małych fajerwerków eksplodowała w głowie, wywołując ciekawe i dziwne myśli: „Zdobyłeś osiągnięcie za wyjście z kapsuły!”, „Otrzymujesz dwa poziomy!”. Świetnie! Tylko gdzie moja fala przyjemności?

W ciągu jedenastu miesięcy gry tak przyzwyczaiłem się do fal przyjemności płynących z nowych osiągnięć i ulepszeń statystyk, że całkowicie przestałem zwracać na nie uwagę. Dopiero szczególnie ważne przypadki, zwiększające o kilka punktów Jubilerstwo, wciąż zmuszały mnie do padania na kolana z uczuciem słodkiej rozkoszy, a ręce podświadomie przygotowywały się do stworzenia kolejnego arcydzieła. Więźniowi takiemu jak ja dopiero podobna dawka narkotyku dawała kopa.

Z głuchym jękiem upadłem na podłogę. Nie czułem własnego ciała - chęć zdobycia kolejnego poziomu wszystko przyćmiewała.

- Co, ciulowe uczucie? - Drwiący głos technika przedarł się przez moją zamgloną świadomość. - To nic, wytrzymaj, za chwilę powinno przejść. Wszystkim przechodzi...

Mięśnie miałem tak obolałe, że pozostawało tylko jęczeć i skomleć - pragnienie otrzymania „działki” było niewyobrażalne. W pewnym momencie zrozumiałem, że stary technik jest powodem, dla którego czuję się tak źle! To on nie dał mi kolejnej dawki, to on wyciągnął mnie z kapsuły, to on...

- O! Naprawdę cię wzięło! - rozległ się zdziwiony głos, gdy zacząłem groźnie pomrukiwać i czołgać się w stronę technika, żeby odgryźć mu nogę. - Dobrze, możesz dostać jeszcze odrobinę przyjemności. Ciesz się, póki możesz.

Poczułem krótkie ukłucie bólu w okolicy ramienia, po czym ciepła, przytłaczająco przyjemna fala rozkoszy rozlała się po całym moim ciele. Mięśnie się rozluźniły, kości przestały tańczyć jiga, świadomość znów zaczęła dostrzegać rzeczywistość. Przewróciłem się na plecy, zupełnie nieświadomy, że leżę nago na zimnej podłodze. Mój wzrok zatrzymał się na białym suficie ze wspomnianymi świetlówkami, po których spacerowały okazałe jednorożce, zbierające bukiety kwiatów. To dziwne, nie pamiętam, żeby Iszni miała ręce; ten jednorożec wygląda bardziej jak centaur, tylko z rogiem...

- Przecież siedziałeś tylko rok. Jakim cudem tak się uzależniłeś? - Zasłaniając centaura, który zaczął śpiewać piosenki, po raz drugi zawisła nade mną twarz jednookiego technika.

- Poziom postrzegania rzeczywistości wynosi trzydzieści pięć procent, pacjent jest w czarnej strefie uzależnienia, zalecany czas adaptacji wynosi dwa miesiące i piętnaście dni. - Podsumowała mój stan sztuczna inteligencja.

Przyładowałbym w nią Duchem...

- Czarna strefa? - Jedyne oko technika rozlało się po całej twarzy, ukazując mi strasznego cyklopa. I po czymś takim spróbuj uwierzyć NPC-om! Mówili, że wszyscy cyklopi zostali zgładzeni, a jeden właśnie wisi nade mną. - Wiesz, stary, jestem nawet ciekaw, co ci się przydarzyło.

Cyklop się cofnął, odsłoniwszy radosnego centaura. Ten nadal zbierał kwiaty i śpiewał piosenki, gdy nagle przestraszony podniósł głowę, podwinął ogon i po chwili upadł na ziemię. Po niebie płynął Pan - czarny Smok.

Majestatycznie rozdzierając powietrze ogromnymi skrzydłami, Smok hipnotyzował i urzekał mocą i pięknem. Całe jego ciało przepełniała siła; on był prawdziwym panem tego świata i nikt ani nic nie mogło go zdetronizować. Nawet Syreny.

Syreny...

Anastarija...

Barliona...

Ja, Dmitrij Machan, były więzień...

Smok po raz ostatni zatrzepotał skrzydłami i zniknął, przywracając biel sufitowi.

- Poziom postrzegania rzeczywistości wynosi osiemdziesiąt pięć procent, pacjent wszedł w żółtą strefę uzależnienia, zalecany okres adaptacji wynosi piętnaście dni. - Natychmiast zareagowała aparatura.

- Ekhem - zakaszlał technik. - Przepraszam: że co? Co tu się właściwie dzieje? Strefa czarna, strefa żółta... Słuchaj, lekarze przyjdą za dziesięć minut, niech oni się tobą zajmą. Prysznic jest na wprost, znajdziesz tam też ubrania. Nie zawracaj mi głowy...

Usiadłem gwałtownie, nie czując absolutnie żadnego dyskomfortu - ani zawrotów głowy, ani słabości; żadnego pragnienia otrzymania jeszcze jednej dawki. W tej chwili cała moja świadomość przepełniona była tylko jednym - nienawiścią. Nigdy nie sądziłem, że mogę doświadczyć tego strasznego uczucia, ale właśnie teraz stało się ono siłą napędową mojego ciała złamanego nieustannym odczuwaniem przyjemności. Nienawiść, która mnie ogarnęła, była tak silna, że gdyby Nastja napatoczyła mi się teraz, nie zawahałbym się... Ale nie - nie chcę po raz drugi trafić do kopalni. Muszę działać bardziej rozważnie. Muszę... Muszę się zemścić, najważniejsze: wymyślić, jak to zrobić. To tym się zajmę zaraz po zakończeniu adaptacji.

- Poziom postrzegania rzeczywistości wynosi sto procent, pacjent wszedł do zielonej strefy uzależnienia, zalecany czas adaptacji wynosi trzy dni...

- To niemożliwe! - wykrzyknęła lekarka, zapoznawszy się z moimi wynikami. Delikatnie trzymając tablet w szczupłych palcach z długimi paznokciami pomalowanymi w misterne wzorki, kobieta nieustannie podnosiła na mnie zdziwione oczy, jakby wciąż się upewniała, że na pewno istnieję. Biały fartuch nie maskował atrakcyjnych kształtów stałej bywalczyni wirtualnych kapsuł albo siłowni. Obstawiałem to pierwsze. W dzisiejszych czasach siłownie wyszły z mody. - Dmitriju, jak pan się czuje?

- O ile dobrze rozumiem, system już za mnie odpowiedział. - Wzruszyłem tylko ramionami, starając się nie wdawać w niepotrzebną polemikę.

Nie chciałem wyjaśniać, z jakich powodów udało mi się „wrócić” do rzeczywistości - ta sprawa dotyczyła tylko mnie i klanu Feniksa. Kiedy doprowadzałem się do porządku, w mojej głowie sformułowała się ostateczna i nieodwołalna myśl: zemszczę się. Teraz nie ma znaczenia, jak to zrobię, będę działał na gorąco, ale jedno jest pewne - czyn Feniksa i moich tak zwanych przyjaciół nie może pozostać bezkarny. W przeciwnym razie przestanę uważać się za człowieka...

- Odpowiedział, ale... - zająknęła się lekarka, z zakłopotaniem spoglądając na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. - Nie da się samodzielnie opuścić czarnej strefy uzależnienia! To mi się nigdy wcześniej nie zdarzyło w ciągu dwunastu lat praktyki!

- Ktoś zawsze musi być pierwszy - zauważyłem filozoficznie, po czym zmieniłem temat: - Pani doktor, czy odrosną mi włosy? Czy może przez resztę życia będę łysy?

- Może pan mi mówić po prostu Swietłana... - westchnęła dziewczyna, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że niczego się ode mnie nie dowie. - Odrosną, proszę się nie martwić. W kapsule znajdował się specjalny roztwór, który blokował ich porost, więc... Dmitriju, chciałabym wykonać jeszcze jeden mały test, zanim udamy się do kliniki rehabilitacyjnej. Potrzebuję zgody na zbadanie bioelektrycznej czynności pana mózgu w stanie czuwania. Nie ma pan nic przeciwko?

- Skądże. Nie mam nic do ukrycia - odpowiedziałem dobrodusznie.

O ile na początku rozmowy mimowolnie skojarzyłem Swietłanę z Nastją, próbując znaleźć haczyk w każdym słowie kobiety, to teraz wydawało mi się, że znam ją od dawna, i nie chciałem jej denerwować odmową. Poza tym jest lekarką - a kto odmawia lekarzowi? Tylko bardzo chorzy ludzie...

Jak mi powiedziano, dwieście kilometrów dzielących budynek, w którym trzymano przestępców, od ośrodka rehabilitacyjnego przejedziemy w zaledwie godzinę. Według lekarza istniało siedem kolorowych stref oznaczających poziom uzależnienia od przyjemności - od najwyższego, oznaczonego kolorem czarnym, do najniższego - zielonego. Co więcej, im niższy poziom, tym dalej znajdowało się odpowiednie centrum rehabilitacji. Lekarka nawet nie zaczynała rozmów o sensie życia i moim miejscu w tym śmiertelnym świecie, więc wpatrywałem się w przemykające za oknem drzewa i obmyślałem plan zemsty.

Zatem!

Pierwszą rzeczą, którą koniecznie trzeba będzie zrobić, jest odzyskanie mojego Szamana. Niech go wyciągną z serwerów więziennych i wrzucą do publicznych. Nie miałem ochoty rozpoczynać gry od zera, kiedy miałem do dyspozycji takiego mocarza.

Po drugie, gdy tylko wejdę do gry, muszę polecieć do Anchursu i zażądać audiencji u Imperatora lub Najwyższej Żerczyni - nie wiem, kto odpowiada za małżeństwa. Zażądam rozwodu z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin