Macha nienko Wasilij Droga S 01 A5 popr.doc

(1809 KB) Pobierz
Początek




Wasilij Machanienko

Początek

Cykl: Droga Szamana Etap pierwszy

 

Przekład z języka rosyjskiego: Gabriela Sitkiewicz, Joanna Darda-Gramatyka

Tytuł oryginału: Путь Шамана. Шаг 1. Квест на выживание

Grafiki na okładce W. Manjuchin

Wydanie oryginalne 2015

Wydanie polskie 2018.

 

 

Spis treści:

Rozdział 1. Wstęp.              3

Rozdział 2. Kopalnia „Pryka”. Początek.              20

Rozdział 3. Kopalnia „Pryka”. Dzień pierwszy.              37

Rozdział 4. Kopalnia „Pryka”. Tydzień pierwszy.              67

Rozdział 5. Kopalnia „Pryka”. Pierwsze miesiące. Część 1.              91

Rozdział 6. Kopalnia „Pryka”. Pierwsze miesiące. Część 2.              117

Rozdział 7. Kopalnia „Pryka”. Pierwsze miesiące. Część 3.              149

Rozdział 8. Kopalnia „Pryka”. Pierwsze miesiące. Część 4.              166

Rozdział 9. Kopalnia „Dolma”. Część 1.              203

Rozdział 10. Kopalnia „Dolma”. Część 2.              229

Rozdział 11. Podziemie.              254

Rozdział 12. Powrót.              291

O autorze.              332


Rozdział 1. Wstęp.

...uznać oskarżonego Dmitrija Machana winnym włamania do programu zarządzającego miejską siecią kanalizacyjną, które to włamanie doprowadziło do zatrzymania systemu, i skazać go na pobyt w kapsule więziennej oraz na wydobywanie zasobów przez okres 8 lat, zgodnie z artykułem 637 paragraf 13 Kodeksu wykroczeń. Miejsce odbycia kary zostanie wyznaczone przez system w trybie automatycznym. W wypadku spełnienia przez oskarżonego warunków przewidzianych artykułem 78 paragraf 24 Kodeksu wykroczeń będzie on miał możliwość przejścia do ogólnego świata Gry. Sąd nadaje oskarżonemu rasę Człowiek, klasę Szaman, specjalizację podstawową Jubiler. Filtry doznań zostają wyłączone na cały okres przebywania w kapsule. Przedterminowe zwolnienie jest możliwe w wypadku uiszczenia przez oskarżonego kwoty w wysokości stu milionów Złotych Monet. Wyrok jest ostateczny i nie podlega zaskarżeniu.

 

Mówią, że Bóg jest Prawdą. Nie wiem, może tak właśnie jest, nie sprawdzałem, kłócić się nie będę. Ale prawdą jest, że wszystkie spory to zło, a nawet zło do kwadratu. I to jest Prawda, z którą nie podyskutujesz. Takie tam gierki słowne.

Pozwólcie, że się przedstawię. Dmitrij Machan, jak już zostało powiedziane. Trzydziestoletni specjalista do spraw bezpieczeństwa komputerowego i wszystkiego, co się z tym wiąże. Freelancer, którego od czasu do czasu korporacja zatrudnia w celu poszukiwania luk w wirtualnej grze Barliona.

To gra, która wypełniła sobą cały świat, a dla niektórych w ogóle stała się całym światem. Nie mogę powiedzieć, że jestem najlepszym specjalistą do spraw bezpieczeństwa, ale z pewnością najgorszym mnie nazwać nie można. Jestem kimś pośrodku, między geniuszem a zupełnym zerem. Ni pies, ni wydra.

Co roku wszyscy specjaliści oficjalnie zajmujący się poszukiwaniem luk w zabezpieczeniach Gry zobowiązani są przechodzić szkolenie. Z czego mogliby nas jeszcze szkolić, tego nie pojmowaliśmy, ponieważ dla wielu z nas znajdowanie luk w zabezpieczeniach to jedyne źródło dochodów. Jednak wymagania korporacji są surowe: chcesz zajmować się znajdowaniem dziur i nie łamać prawa - szkól się. Byliśmy więc szkoleni przede wszystkim z nowych ustaw, które jeszcze bardziej zaostrzały kary za hakerstwo, ale nigdy nie zdarzyło się, żeby pokazano nam jakieś nowe narzędzia albo metody znajdowania luk. Korporacja restrykcyjnie pilnowała, żeby żadne wewnętrzne rozwiązania technologiczne nie wyciekały na zewnątrz. A jeszcze bardziej, żeby nie trafiały do nas, bo dziś, owszem, jesteśmy uczciwi i prawi, ale jutro każdy z nas może przeobrazić się w złośliwego hakera i spróbować włamać się do Barliony.

Na kolejnym takim szkoleniu znalazłem się przy jednym stoliku z dość atrakcyjną dziewczyną. Zaczęliśmy rozmawiać. Szkoda, że oczywiście też była artystką freelancerem, jak nazywali siebie szukający luk w zabezpieczeniach Gry, niezależnie od tego, czy gdzieś pracowali, czy nie. Już chciałem zacząć popisywać się mądrze brzmiącą i niezrozumiałą terminologią, żeby dziewczyna, oszołomiona moim geniuszem, wpadła mi w ramiona. Tymczasem Marina okazała się inteligentną i doświadczoną w swoim fachu specjalistką. Jej głównym zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa informacyjnego miejskiej sieci kanalizacyjnej, a poszukiwanie błędów traktowała jedynie jako hobby.

No tak. Nigdy nie mów kobiecie, szczególnie inteligentnej, że jej miejsce pracy nie jest warte, żeby pracował tam artysta freelancer. Zaczęliśmy się spierać. I wtedy, nie znajdując innych argumentów, przytoczyłem ten, który wydawał mi się zabójczy, a już na pewno ostateczny: „Przecież tam śmierdzi!”.

Najwyraźniej Marina poczuła się dotknięta tym komentarzem. I to dotknięta na tyle, by opuścić mój stolik. Uznałem, że nasza znajomość właśnie się zakończyła. Szkoda, bo już zacząłem snuć konkretne plany. Mniejsza z tym. Kolejny wykład - na temat tego, jak nowa ustawa zaostrza karę za włamanie się do programu i zniszczenie go - pochłonął mnie bez reszty. Ożeż ty! Teraz za włamanie do systemu można dostać osiem lat! Poważnie.

W przerwie między wykładami przysiadła się do mnie Marina.

- Czyli twierdzisz, że na takim stanowisku jak moje mogą pracować wyłącznie dyletanci? - zapytała rozdrażniona, a ja zauważyłem, że dookoła nas zaczyna zbierać się tłumek gapiów.

- Słuchaj, nic takiego nie powiedziałem. Nie powiedziałem, że jesteś dyletantem: powiedziałem, że taka praca nie jest warta tego, żeby ją wykonywał profesjonalista twojego kalibru.

- To jedno i to samo. Skoro ją wykonuję, to znaczy, że nie zasłużyłam na inną, a to z kolei oznacza, że jestem beztalenciem i idiotką!

Kłócenie się z rozgniewaną dziewczyną nie ma sensu. I tak niczego nie udowodnisz, a w oczach wszystkich dookoła wyjdziesz na głupca.

- Skończmy już ten temat, dobrze? Przyznaję się do winy, wybacz, źle się wyraziłem. Zapraszam na pokojową filiżankę herbaty, kawy lub czegoś innego, co lubisz. Nie chcę się kłócić z tak piękną i czarującą kobietą - spróbowałem lekko zbić Marinę z tropu. Lepiej niech oburza się z powodu moich komplementów niż komentarzy o jej pracy.

- Powiedz, masz żonę albo dziewczynę?

Usłyszawszy to pytanie, odruchowo wzdrygnąłem się i automatycznie przecząco pokręciłem głową. Najwidoczniej Marina przeszła do ofensywy i to ona zbiła mnie z tropu. Jej następne pytanie praktycznie zabiło mnie na miejscu, jakby potwierdzając moje przypuszczenia:

- A chciałbyś spotykać się ze mną? Podobam ci się?

Rany! Co za kobiety żyją w naszych czasach. Same rzucają się na mężczyzn; chociaż, przyznaję, szalenie mi się to spodobało. Marina naprawdę była atrakcyjną dziewczyną, sympatyczną, z lekko zadartym noskiem, dlatego niemal bezwiednie pokiwałem głową potakująco.

- Słuchajcie wszyscy! - nagle wykrzyknęła Marina. - Jeśli Dmitrij w ciągu tygodnia da radę złamać zaporę, którą postawiłam na symulatorze miejskiej sieci kanalizacyjnej, to uroczyście obiecuję, że zostanę jego dziewczyną na przynajmniej miesiąc! Przy tym ani słowem, ani gestem nie zdradzę, że nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Z kolei jeśli mu się nie uda, przez miesiąc będzie pracował jako czyściciel kolektorów. No to co, Dmitrij? Gotów podjąć wyzwanie? Postawię serwer testowy z pełną kopią działającego systemu, a twoja próba włamania zostanie potraktowana jako sprawdzenie naszych systemów bezpieczeństwa. Już jutro dostaniesz wszystkie niezbędne dokumenty, dlatego z prawnego punktu widzenia będziesz czysty. - I Marina wyciągnęła do mnie rękę.

Kto mnie zmusił do przyjęcia zakładu? Mogłem wszystko obrócić w żart, zakończyć rozmowę. Poszlibyśmy napić się piwa i rozeszlibyśmy się w pokoju. Ale nie! Spojrzenie Mariny wwiercało się we mnie tak przenikliwie, że mimowolnie uścisnąłem podaną mi przez nią dłoń.

- Super. Jutro dostaniesz skan zlecenia na sprawdzenie bezpieczeństwa naszego systemu i jego adres wirtualny. Równo za tydzień znów tu będę. Albo z ofertą pracy, albo w pełnej gotowości na randkę. Czas start, bohaterze.

Ze wszystkich stron dał się słyszeć pomruk aprobaty, a ja zdębiałem. Marina odeszła, a do mnie zaczęli podchodzić znajomi i nieznajomi i klepać mnie po ramieniu, podawać mi dłonie i proponować pomoc w zhakowaniu systemu. Jasne, jeśli taka dziewczyna kładzie na szali samą siebie, i to na cały miesiąc, wszyscy powinniśmy się zjednoczyć. A jeśli mi się nie uda, to przynajmniej będzie się z czego śmiać, kiedy zacznę pracować przy kolektorze.

Mają rację ci, którzy mówią, że najrzadziej spotykaną przyjaźnią na tym świecie jest przyjaźń człowieka z jego własnym zdrowym rozsądkiem. Kto mi zabronił z niego korzystać? Skoro jednak już się zobowiązałem, to nie ma drogi odwrotu. Dwa dni zbierałem informacje o S.I. miejskiej sieci kanalizacyjnej i o Marinie, po czym przystąpiłem do pracy.

Programy symulujące inteligencję, oczywiście, noszą szumną nazwę S.I.: wszyscy myślą, że to jest naprawdę sztuczna inteligencja, lamentują i zawodzą, że w naszym świecie to nierealne, a jeśli nawet realne, to po co nam to, przecież wtedy maszyny w końcu zastąpią człowieka i wszyscy wymrzemy. Nie można jednak mylić pojęć i porównywać miękkiego z zielonym. Programy symulujące nie mają matryc osobowości. Oczywiście, jeśli się je odpowiednio zaprogramuje, mogą one przejawiać i emocje, i charakter, i całą resztę, przy czym są w stanie robić to tak, że w kontakcie z nimi nie od razu zorientujesz się, że masz do czynienia z programem. Nie mają jednak najważniejszego - samoświadomości. Znaczy to, że program nigdy nie zada sobie pytań w rodzaju: „Kim jestem?”, „Po co istnieję?”, „Ile mi zapłacą?”, „Kiedy dostanę urlop?”; chyba że taką opcję przewidziano w jego ustawieniach domyślnych; a zatem nie będzie też denerwować się z powodu uświadomienia sobie swojego miejsca na świecie, doskonale spełniając wyznaczone mu funkcje.

Z czasem symulatory, jak nazywa się programy tego typu, zaczęto wykorzystywać we wszystkich sferach ludzkiego życia, tym samym całkowicie zastępując człowieka. Żeby tylko człowieka! Nawet zwierzęta domowe - a ściślej mówiąc, roboty imitujące zwierzęta domowe - na stałe weszły do naszego świata, wyparłszy swoich żywych współbraci. Oczywiście, zapewne niektórzy mają jeszcze w domu te futrzaste kłębki, wszelkimi siłami trzymając się tradycji, ale takich z roku na rok jest coraz mniej. Chcesz, żeby twój domowy pupil był jednocześnie budzikiem, odkurzaczem, żelazkiem, strażnikiem i tak dalej i nie roznosił przy tym sierści, nie brudził i nie niszczył mebli? I ani wyglądem, ani zachowaniem, ani w dotyku niczym nie różnił się od dobrze znanego człowiekowi kota? Zadzwoń do nas... Cholera, chyba mnie poniosło...

Mówią, że przy tworzeniu symulatorów intelektu ludzkości zabrakło zaledwie jednego kroku do stworzenia sztucznej inteligencji, czyli pełnowartościowego sztucznego umysłu, ale to wszystko zaledwie domysły. Krążą przecież pogłoski, że gdzieś w najgłębszych zakamarkach laboratoriów wojskowych sztuczna inteligencja już dawno została stworzona, działa i przynosi korzyści.

Ogólnie rzecz biorąc, dzięki symulatorom życie stało się wesołe i beztroskie. Tylko bezrobocie, które pojawiło się wraz z nimi, nikogo nie cieszyło, dlatego napięcie w społeczeństwie od momentu ich pojawienia się ciągle rosło i rosło...

Tak, znów dałem się ponieść. Wracam do wątku.

Zakład wygrałem. W ciągu dwóch dni zebrałem pełną informację, jaka była dostępna w sieci, o tym, jakie szkolenia przeszła Marina i w jakich seminariach oraz kursach uczestniczyła. Jeśli chciała coś zrobić, to raczej na podstawie tego, co już wie; z pewnością nie odkrywała koła na nowo. Kupiłem nowy sprzęt, żeby uchronić mój ulubiony notebook przed odpowiedzią systemów zabezpieczeń, aktywnie atakujących komputery hakerów nieudaczników, i przystąpiłem do włamania. Nawet nie chowałem się za łańcuszkiem serwerów, jak to zazwyczaj robili guru od włamań. Po co? Pracowałem ściśle według zlecenia, śledzić moje postępy na serwerze testowym mógł tylko jeden człowiek - właśnie Marina; byłem przekonany, że przez cały tydzień będzie tkwiła w pracy, czekając na mój atak. Ukrywanie się nie miało sensu. Samo włamanie zajęło mi dosłownie kilka godzin. Okazało się, że miałem rację - zastosowała pojedyncze, skrajnie rzadkie, ale bardzo efektywne zabezpieczenie. Naiwna dziewczynka. Autorem tego zabezpieczenia był jeden z moich znajomych, więc zadzwoniłem do niego, opisałem sytuację i dostałem informację, jak je obejść. A nawet nie jak je obejść, ale gdzie kopać.

- Zabezpieczenie jest mocne, ale zależy od ustawień dostępu - powiedział znajomy. - W dużych zarządach miejskich to problem, szczególnie jeśli jest tam grupa zidiociałych przełożonych z różnymi wymaganiami. Przy pierwszej instalacji wszystko jest okej, ale podczas eksploatacji powstają lewe konta użytkowników: „martwe dusze” z prawami dostępu do kreatora instalacji. Tutaj prosty admin nie pomoże; konta użytkowników to nie jego poziom!

Słowa te potwierdziły się w zupełności. Analizator dosłownie po kilku godzinach pracy wygenerował kilka potencjalnych kont użytkowników, które mogłem wykorzystać do zrealizowania zlecenia. Niepotrzebnie tylko kupowałem sprzęt, myśląc, że wszystko będzie o wiele bardziej skomplikowane i niebezpieczne. Stworzenie hasła zajęło mi dwa dni, dlatego nie wątpiłem w swój sukces.

Kiedyś jakiś mądry człowiek powiedział, że diabeł tkwi w szczegółach. Okazało się że w przydługim adresie serwera testowego (346.549.879.100011.011101.011011.110011.) kilka cyfr było przestawionych. Wciąż nie wiadomo, kto się pomylił - ja, kiedy go wprowadzałem, czy Marina, gdy przygotowywała mi dane. Fakty są jednak takie, że pracowałem nie z ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin