Michael Connelly - Oskarżyciel.doc

(1496 KB) Pobierz

Michael Connelly

 

 

 

Oskarżyciel

 

 

 

 

 

Dla Shannon Byrne z gorącymi podziękowaniami

 

 

 

 

 

CZĘŚĆ I

Parada sprawcy

 

Rozdział 1

 

Wtorek, 9 lutego, 13.43

Kiedy ostatni raz jadłem w Water Grill, siedziałem naprzeciwko klienta, który z zimną krwią i premedytacją zamordował żonę i jej kochanka, strzelając im w twarze. Chciał nie tylko, żebym bronił go na rozprawie, ale w pełni oczyścił go z zarzutów
i przywrócił mu dobre imię. Tym razem siedziałem w towarzystwie człowieka, wobec którego musiałem zachować jeszcze większą ostrożność. Jadłem lunch z Gabrielem Williamsem, prokuratorem okręgowym Los Angeles.

Było rześkie zimowe popołudnie. Siedziałem przy stoliku z Williamsem i jego zaufanym szefem personelu - czyli doradcą politycznym - Joem Ridellem. Umówiliśmy się na 14.30, gdy prawnicy pracujący w sądzie powinni już wrócić do sądów karnych, więc prokurator nie musiał się obawiać, że afiszuje się z przedstawicielem ciemnej strony mocy. Czyli ze mną, Mickeyem Hallerem, obrońcą potępionych.

Water Grill doskonale nadawał się na lunch. Dobra kuchnia i atmosfera, stoliki odpowiednio od siebie oddzielone, by pozwolić na spokojną prywatną rozmowę, oraz karta win, którą trudno byłoby przebić innym restauracjom w centrum. Należał do tych lokali, w których nie zdejmuje się marynarki, a kelner kładzie gościom czarne serwetki na kolanach, by nie musieli się sami fatygować.

Zespół prokuratorski zamówił martini na koszt podatnika, ja natomiast pozostałem przy darmowej wodzie. Williams potrzebował dwóch łyków ginu i jednej oliwki, zanim nawiązał do powodu naszej potajemnej schadzki na oczach wszystkich.

- Mickey, mam dla ciebie propozycję.

Skinąłem głową. Tyle już powiedział mi Ridell, kiedy zadzwonił rano, by umówić się ze mną na lunch. Zgodziłem się na spotkanie, a potem sam złapałem za telefon. Starałem się dowiedzieć, cóż to może być za propozycja. Nawet moja pierwsza żona, która pracowała w prokuraturze okręgowej, nie wiedziała, o co chodzi.

- Zamieniam się w słuch - powiedziałem. - Nie co dzień dostaje się propozycję od prokuratora okręgowego. Wiem, że nie ma związku z żadnym z moich klientów. nie zasługiwaliby na uwagę kogoś tak wysoko postawionego. Zresztą w tym momencie prowadzę tylko kilka spraw. Mam mały zastój.

- Masz rację - odparł Williams. - Nie chodzi o żadnego z twoich klientów. Mam sprawę i chciałbym, żebyś ją wziął.

Znów skinąłem głową. Teraz rozumiałem. Wszyscy nienawidzą adwokata, dopóki sami go nie potrzebują. Nie wiedziałem, czy Williams ma dzieci, ale zapewne sprawdził mnie starannie, wiedział więc, że nie zajmuję się przestępczością nieletnich. Przypuszczałem, że to raczej żona. Prawdopodobnie kradzież w sklepie albo jazda po spożyciu, które próbował zatuszować.

- Kogo zgarnęli? - spytałem.

Williams zerknął na Ridella i wymienili między sobą uśmiechy.

- Nie, nic takiego - rzekł Williams. - Proponuję ci coś innego. Chciałbym cię zatrudnić, Mickey. Chcę, żebyś popracował dla prokuratury okręgowej.

Po telefonie Ridella kłębiło mi się w głowie mnóstwo myśli, ale ani przez moment nie wyobrażałem sobie, że mógłbym zostać zatrudniony jako oskarżyciel. Od ponad dwudziestu lat byłem pełnoprawnym członkiem korporacji adwokackiej. W tym czasie prokuratorzy i policjanci zaczęli budzić we mnie podejrzenia, może nie takie jak członkowie gangów z Nickerson Gardens, ale na tyle poważne, by wykluczyć możliwość wstąpienia w ich szeregi. Mówiąc wprost, nigdy by mnie nie chcieli, a ja nie chciałbym ich. Z wyjątkiem mojej byłej żony i przyrodniego brata, który był detektywem w policji Los Angeles, odmówiłbym każdemu z nich. Zwłaszcza Williamsowi. Był przede wszystkim politykiem, a dopiero potem prokuratorem. Przez to wydawał się jeszcze bardziej niebezpieczny. Wprawdzie na samym początku kariery prawniczej zaliczył krótki epizod w roli oskarżyciela, ale przez dwie dekady specjalizował się
w obronie praw obywatelskich i na stanowisko prokuratora okręgowego kandydował jako człowiek z zewnątrz, zdobywając je na fali nastrojów antypolicyjnych i antyprokuratorskich. Od chwili gdy serwetka wylądowała mi na kolanach, zachowywałem najwyższą ostrożność.

- Pracować dla was? - spytałem. - Co właściwie miałbym robić?

- Wystąpić w roli oskarżyciela specjalnego. Jednorazowo. Chcę, żebyś poprowadził sprawę Jasona Jessupa.

Patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę. W pierwszym momencie myślałem, że wybuchnę gromkim śmiechem. To chyba jakiś sprytnie zaaranżowany żart. Zaraz jednak zrozumiałem, że to niemożliwe. Nikogo nie zabiera się do Water Grill, żeby opowiadać dowcipy.

- Mam oskarżać Jessupa? Z tego, co słyszałem, nie ma go o co oskarżać. Sprawa jest załatwiona i przyklepana. Nie ma tu nic więcej do roboty.

Williams pokręcił głową, jak gdyby zamierzał przekonać o czymś nie mnie, ale samego siebie.

- W przyszły wtorek jest rocznica morderstwa - powiedział. - Zapowiem wtedy, że zamierzamy wnieść o ponowne rozpatrzenie sprawy Jessupa. I chciałbym, żebyś na konferencji prasowej stał obok mnie.

Wyprostowałem się na krześle i spojrzałem na nich. Przez dużą część swojego dorosłego życia rozglądałem się po salach rozpraw, starając się wyczytać coś
z twarzy przysięgłych, sędziów, świadków i prokuratorów. Nabrałem w tym nawet chyba niezłej wprawy. Przy tym stoliku jednak, patrząc na miny Williamsa i jego przybocznego, nie mogłem nic odgadnąć.

Jason Jessup został skazany za zamordowanie dziecka i spędził w więzieniu dwadzieścia cztery lata. Przed miesiącem Sąd Najwyższy Kalifornii uchylił wyrok
i odesłał sprawę z powrotem do okręgu Los Angeles, aby przeprowadzono powtórny proces albo oddalono zarzuty. Uchylenie wyroku nastąpiło po trwającej dwa dziesięciolecia batalii prawnej, którą toczył przede wszystkim sam Jessup ze swojej celi. Samozwańczy prawnik pisał apelacje, wnioski, skargi i wszelkie inne formy protestu, jakie zdołał zredagować, niczego jednak nie wskórał w sądach stanowych i federalnych. Wreszcie udało mu się zwrócić na siebie uwagę organizacji prawniczej pod nazwą Genetyka w Służbie Sprawiedliwości, która w jego imieniu zajęła się sprawą
i ostatecznie doprowadziła do wykonania badań genetycznych nasienia znalezionego na sukience dziewczynki, za której uduszenie skazano Jessupa.

Jessup dostał wyrok, zanim zaczęto wykorzystywać analizę DNA w postępowaniach karnych. Badanie wykonane po tylu latach wykazało, że nasienie znalezione na sukience nie pochodziło od Jessupa, ale od nieznanej osoby. Mimo że sądy wielokrotnie podtrzymywały wyrok skazujący Jessupa, nowa informacja przechyliła szalę na jego korzyść. Stanowy sąd najwyższy, powołując się na wyniki analizy DNA i inne sprzeczności w materiale dowodowym oraz protokole rozprawy, uchylił wyrok.

Tyle mniej więcej wiedziałem o sprawie Jessupa, a moje informacje w większości pochodziły z gazet i plotek krążących w korytarzach sądowych. Nie znałem całego orzeczenia sądowego, ale czytałem fragmenty w „Los Angeles Times” i wiedziałem, że to druzgocąca decyzja, potwierdzaca zapewnienia Jessupa o własnej niewinności i liczne przypadki łamania zasad przez policję i prokuraturę podczas śledztwa. Muszę przyznać, że jako adwokat bez przykrości obserwowałem, jak po orzeczeniu sądu prasa miesza z błotem prokuraturę okręgową. Można to nazwać Schadenfreude przegranego. Nie miało znaczenia, że to nie moja sprawa ani że obecne szefostwo w okręgowej nie miało nic wspólnego z dochodzeniem z 1986 roku, ale obrona tak rzadko odnosi zwycięstwa, że sukces innych i porażka establishmentu zawsze wywołują powszechną radość.

Decyzja sądu najwyższego zapadła w zeszłym tygodniu. Rozpoczęło się odliczanie sześćdziesięciu dni, w ciągu których prokuratura okręgowa będzie musiała doprowadzić do powtórnego procesu albo zwolnić Jessupa. Wydawało się, że od orzeczenia nie było dnia, by Jessup nie pojawił się w wiadomościach telewizyjnych. Udzielał mnóstwa wywiadów w San Quentin, telefonicznie i osobiście, utrzymując, że jest niewinny, i rozprawiając się z policją i prokuraturą, przez które trafił za kratki. Zyskał w niedoli wsparcie kilku hollywoodzkich gwiazd oraz zawodowych sportowców, zdążył też założyć już sprawę cywilną przeciwko miastu i okręgowi, domagając się milionowych odszkodowań za lata bezpodstawnego pozbawienia wolności. Podczas nieprzerwanego cyklu swoich występów w mediach miał stałe grono wiernych słuchaczy i wykorzystywał je, aby wykreować się na bohatera ludowego. Wszystko wskazywało na to, że gdy wreszcie wyjdzie z więzienia, sam zostanie celebrytą.

Znając tak niewiele szczegółów sprawy, miałem wrażenie, że to niewinny człowiek, którego przez ćwierć wieku poddawano torturom, dlatego w pełni zasługuje na wszystko, co uda mu się za to uzyskać. Wiedziałem jednak na tyle dużo, by rozumieć, że jeżeli ślad DNA utorował Jessupowi drogę do wolności, to sprawa jest przegrana, a pomysł powtórnego procesu wydaje się aktem politycznego masochizmu,
o jaki trudno byłoby posądzać tak tęgie mózgi jak Williams i Ridell.

Chyba że...

- Wiecie coś, czego ja nie wiem? - zapytałem. - I czego nie wie „Los Angeles Times”?

Williams uśmiechnął się z wyższością i pochylił się nad stołem, żeby odpowiedzieć.

- Jessup z pomocą Genetyki ustalił tylko tyle, że na sukience ofiary nie było jego DNA - powiedział. - Jako wnioskodawca nie miał prawa ustalić, od kogo pochodził ślad.

- Czyli sprawdziliście próbkę w bazach danych.

Williams przytaknął.

- Sprawdziliśmy. I znaleźliśmy.

Nie dodał niczego więcej.

- No więc kto to był?

- Nie dowiesz się, jeżeli nie zechcesz włączyć się do sprawy. W przeciwnym razie ta informacja musi pozostać poufna. Powiem tylko, że moim zdaniem nasze wnioski pozwolą w czasie procesu zneutralizować kwestię DNA, nie podważając reszty sprawy i wszystkich wcześniejszych dowodów. Za pierwszym razem badanie genetyczne nie było konieczne, żeby go skazać. Teraz też nie będzie potrzebne. Tak jak
w osiemdziesiątym szóstym uważamy, że Jessup jest winien przestępstwa i nie dopełniłbym swoich obowiązków, gdybym go nie oskarżał, bez względu na szanse wyroku skazującego, skutki polityczne i publiczny odbiór sprawy.

Mówił jak do kamery, nie do mnie.

- Czemu więc sam go nie skarżysz? - spytałem. - Dlaczego przychodzisz
z tym do mnie? Masz do dyspozycji trzystu zdolnych prawników. Na przykład pewna osoba, którą trzymasz w biurze w Van Nuys, bez namysłu przyjęłaby tę sprawę. Po co przychodzisz do mnie?

- Bo z oskarżeniem nie może wystąpić prokuratura okręgowa. Na pewno czytałeś albo słyszałeś o zarzutach. Sprawa jest nieczysta i nie ma żadnego znaczenia, że nie pracuje u mnie już ani jeden prawnik z tamtych czasów. Muszę wystawić kogoś
z zewnątrz, niezależną osobę. Kogoś...

- Po to jest prokurator generalny - przerwałem mu. - Jeżeli potrzebujesz niezależnego oskarżyciela, zgłaszasz się do niego.

Nadepnąłem mu na odcisk i wiedzieli o tym wszyscy przy stole. Gabriel Williams za nic w świecie nie zwróciłby się do prokuratora generalnego z prośbą o interwencję. Przekroczyłby w ten sposób polityczne zasieki. Stanowisko prokuratora generalnego Kalifornii było wybieralne i wszyscy znawcy sceny politycznej w mieście byli przekonani, że to będzie następny przystanek Williamsa na drodze do rezydencji gubernatora lub na inny niebotyczny szczyt. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłby Williams, było oddanie potencjalnemu rywalowi sprawy, nawet tak dawnej, którą ten mógłby wykorzystać przeciwko niemu. W polityce, w sądzie, w życiu nikt nie daje przeciwnikowi do ręki pałki, którą sam może dostać po łbie.

- Nie zamierzamy iść z tą sprawą do generalnego - oznajmił rzeczowym tonem Williams. - Dlatego właśnie jesteś mi potrzebny, Mickey. Jesteś znanym i szanowanym obrońcą. Moim zdaniem opinia publiczna będzie skłonna uznać twoją niezależność i dlatego uwierzy i przyjmie do wiadomości wyrok skazujący w tej sprawie, do którego doprowadzisz.

Kiedy patrzyłem na Williamsa, zjawił się kelner, żeby przyjąć od nas zamówienie. Nie odrywając ode mnie wzroku, prokurator kazał mu odejść.

- Nie bardzo interesuję się sprawą - powiedziałem. - Kto broni Jessupa? Byłoby mi trudno stawać do walki z dobrze znanym kolegą.

- W tym momencie ma tylko prawnika z Genetyki i reprezentanta w procesie cywilnym. Nie wynajął obrońcy, bo naprawdę spodziewa się wycofania wszystkich zarzutów.

Skinąłem głową, odnotowując pokonanie następnej przeszkody.

- Ale czeka go niespodzianka - ciągnął Williams. - Będzie miał nowy proces. Jessup to zrobił, Mickey, niech ci to wystarczy. Dziewczynka nie żyje i to dość dla każdego oskarżyciela. Weź to. Zrób coś dla społeczeństwa i d...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin