Karasek Krzysztof - Prywatna historia ludzkości (2022).pdf

(391 KB) Pobierz
KRZYSZTOF
KARASEK
PRYWATNA HISTORIA
LUDZKOŚCI
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-8259-353-2 (mobi)
ISBN 978-83-8259-354-9 (epub)
ISBN 978-83-8259-355-6 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
pry watna historia lu dz koś ci
ODŁAMKI ISTNIEŃ LUDZKICH TKWIŁY W TYM CZŁOWIEKU
Jak w złożu młodego zagajnika sczerniały złom pocisku.
Odnotujmy. Był mały. Śliski – jak płaz.
Płakał kiedy go matka odstawiała od piersi.
Gryzł rąbek dziecięcej kołderki, którą okrywano
jego pachnące, różowiutkie ciało.
Potem były długie lata, kiedy ból
obrysował zmarszczkami gładkie lustro skóry.
Szukał po omacku. Jak po omacku
poszukuje kobieta czyichś nie domkniętych ust.
Trafił na czyjąś rękę To był dramatu akt pierwszy.
Odtąd nosił ciepłe kalesony
i w gwiazdy patrzył przez osmolone szkło.
Ulica była wygodnym śpiworem, a kiedy wracał do domu
ulica kroczyła przez jego pokój, jak przez ciała zwierząt
napełniając głosami wnękę jego ust,
śliniąc wątkami głosów wyschnięte łożysko.
Spokój przyszedł któregoś wieczoru
kiedy stał przy oknie i patrzył w gwiazdy.
Z początku nie widział nic, potem jednak
coś się zamgliło w dnie powieki.
Wtedy usłyszał głos.
Było to jak w zupełnie starym kraju,
kiedy głosy zwierząt budzą cię wśród nocy.
I zadrżał wówczas całą głębią siebie,
jak stary las drży pod kopytami złoża.
Lub jak tężeje w ciszy pień starego dębu
kiedy odłamek pięści wpada ci do oka.
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
WIERSZE 1972–1976
Grażynie
pry watna historia lud z kości
TRZEJ MĘŻCZYŹNI W PŁONĄCEJ WINDZIE
ugrzęźli na wysokości trzeciego piętra
mieli czerwone usta i pęknięte twarze
śpiewali ale ich śpiew zamieniał się w krzyk
Sól skraplała się i opadała ze świeżym deszczem
chrzęściła jak żwir pod nogami idących
trzej mężczyźni pocili się solą
ich krzyk był ostatnią instancją niedzieli
Kiedy wysiadłem z windy byłem aniołem
Wisiałem na jednym odłamanym skrzydle
pomiędzy niebem a łzą
Dymiły kanały szron osiadał na skroniach płuc
pomyślałem: powietrze zestarzało się w tej jednej chwili
w chwili śpiewu w pionowej windzie
Tymczasem mężczyźni
Ale rolki czasu odwijały się dalej i dalej
źrenica odkształcała się pod podmuchem głosu
Osiadła na jej dnie zieleń
skraplała się
i wytapiała na podbrzuszu
Wyjąłem sreberko zwinąłem skręta
i udałem się w podróż do
Mężczyźni śpiewali teraz głośniej głos ich
nabierać zaczął mocy trąb
błękitne talerze dzwoniły o pokrywę nieba
dzwoneczki oczu
wydawały delikatny klekot
odpadało szkliwo z paznokci i zębów
starość zjadała nas w sposób gwałtowny i cielesny
BIBLIOTEKA NARODOWA
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin