Małgorzata Garkowska - Wybór matki.pdf

(1284 KB) Pobierz
 
Projekt okładki
Anna Slotorsz
Redakcja
Anna Seweryn
Zdjęcia na okładce
© Olga Korneeva, Le Chernina
|
shutterstock.com
Zdjęcia
© Ewa Faryaszewska, Adolf Kozarski; Jan Styfi, aga7i6, Aktron, jarko7, Krzysztof
Lisocki, Krzysztof Maria Różański, Maciek 86, Rommullus, sem3, Zografos 07
|
Wikimedia Commons
© john_Ioannidis
|
pixabay.com
© Yuriy Mazur, LedyX
|
shutterstock.com
© Jelena Simic Petrovic
|
arcangel.com
Typografia
© Libre Caslon Text – Impallari Type
|
fonts.google.com
(Open
Font License)
© Lombard – Ania Wieluńska
|
kroje.org
(SIL
Open Font License)
© Bajaderka – Beata Kurek
|
kroje.org
(SIL
Open Font License)
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz przygotowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Urszula Bańcerek
Wydanie I, Gdańsk 2022
tekst © Małgorzata Garkowska, 2022
© Wydawnictwo FLOW
ISBN 978-83-67402-01-9
Wydawnictwo FLOW
biuro@wydawnictwoflow.pl
tel. 530 922 361
Prolog
Miała nadzieję, że z  biegiem lat wspomnienia do końca
wymieszają się ze snami i  tam pozostaną, zakryte całunem
pozornego zapomnienia…
Teraz niektóre chwile wciąż szarpały pamięć, przejmowały
lękiem, zaskakiwały koszmarem w ciągu zwykłego dnia, spinały
mięśnie, nagle gotowe do ucieczki. Inne zacierały się jak
wyblakły na słońcu druk i  pozostawało po nich jedynie echo
przyspieszonego oddechu albo niespodziewana pobudka
w środku nocy. Strach tak znajomy, że niemal oswojony.
Czas, kiedy kilka minut mogło całkowicie odmienić
przyszłość albo pozbawić jej na zawsze. Gdyby zapytano – któż
by nie wybrał życia? Tyle że nikt nie zadawał pytań, a los
zdawał się nie pozostawiać wyboru.
Warkot samolotów mełł rozedrgane upałem powietrze, ale
Warszawa tego dnia poprzez zasnute dymem niebo nie
dostrzegała słońca. Narastał hurgot i  świst bomb, tak
powszechny i wszechogarniający, że już nie dało się wychwycić
kierunku, z którego nadciągało niebezpieczeństwo.
Michalina skuliła się odruchowo. Na  szczęście drugie
uderzenie poszło obok, ale kamienicę szybko ogarniały
płomienie. Nie było już czasu. Zbiegła po schodach w  ostatniej
chwili, czując, że za nią wszystko się wali. Za  plecami
uciekającej dziewczyny coś huknęło, nieznośny hałas
obsypującego się gruzu boleśnie wypełnił jej uszy. Zanim
upadła, zdążyła jeszcze osłonić niesione w ramionach dziecko.
Ze  wszystkich sił starała się zachować przytomność, nie
mogła tu zostać. Gdzieś niedaleko wyła syrena, chwilowo
zagłuszając wszystkie inne dźwięki. Pył szczypał w  oczy,
przesłaniał widok, zatykał usta, dusił w  gardle. Michalina,
jeszcze oszołomiona, usiadła i  otarła twarz ramieniem.
Trzymane w objęciach niemowlę zakwiliło.
– Cicho, maleńka, cicho… Znajdziemy bezpieczne miejsce  –
szeptała, z trudem próbując wstać.
Przeszkadzały jej zawroty głowy i  narastająca obojętność
na to, co się działo wokoło. Czuła spływającą po plecach ciepłą
strużkę. „Jestem ranna?”  – pomyślała przelotnie, jakby bez
zainteresowania.
Jedyne,
co
było
teraz
ważne,
to
bezpieczeństwo małej. Tylko jak miały uciekać, kiedy ona nagle
straciła siły? Przytuliła dziewczynkę i  rozejrzała się bezradnie.
Ponowiła wysiłek i tym razem udało jej się ustać na nogach.
Ulicą biegła grupa cywilów prowadzona przez wyrostka
w  harcerskim mundurze. „Wygląda, jakby był niewiele starszy
od Michała”  – przemknęła jej myśl o  bracie i  tęsknota zakłuła
w jednym, bolesnym uderzeniu serca.
– Uciekaj stąd, dziewczyno! Nalot idzie, do piwnicy!  –
krzyczeli do niej, nie zwalniając.
Po chwili zniknęli jej z pola widzenia.
Michalina niepewnie zrobiła kilka kroków. „Dlaczego
wszystko się kręci?”  – dziwiła się. Nie dowierzała, że coś jej
dolegało. Przecież musiała biec, ukryć się. Spojrzała w  tył.
Budynek się zawalił, całkowicie zagradzając drogę nawet do
suteren. Jeżeli ktoś pozostał w piwnicach, raczej nie przeżył, nie
mówiąc już o  wyższych piętrach, gdzie przed chwilą była.
Trzeba iść dalej, szukać innego miejsca.
Z  trudem zrobiła kilka kroków. Słabła. Pojawili się kolejni
ludzie, ale i  oni, bardziej zainteresowani własnym losem niż
dziewczyną z niemowlęciem, zniknęli jej z oczu. Nie wiedziała,
gdzie pobiegli. Brnęła jednak wytrwale, zdawało jej się, że nie
wiadomo jak długo. Buczek umilkł, samolotów też nie było
Zgłoś jeśli naruszono regulamin