ArendtH.txt

(796 KB) Pobierz
Arendt Hannah
Eichmann w Jerozolimie
Rzecz o banalności zła
przełożył Adam Szostkieuicz
Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK Kraków 1998
Tytuł oryginału:
Eichmann injerusalem. A Report on the Banality ofEvil The Yiking Press, New York 1964 (wyd. 2 poszerzone) (c) 1963, 1964byHannahArendt
Dodatek na s. 388-403 pochodzi z książki: Thejew as Pańah: Jewish Identity and Politics in the Modem Agę, ed. Roń Feldman, Grove, 1978
Opracowanie graficzne Witold Siemaszkiewicz
(c) Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Znak, Kraków 1998 ISBN 83-7006-684-4
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 1998.
Wydanie II, poprawione.
Druk: Drukarnia Colonel, Kraków, ul. Dąbrowskiego 16.
O, Niemcy, [...]
Kto słyszy mowy, dochodzące z waszych domów, śmieje się.
Lecz kto was zobaczy, chwyta za nóż.
BERTOLT BRECHT (tł. Ryszard Krynicki)
ROZDZIAŁ I
Dom Sprawiedliwości
"Beth Hammishpath" - Dom Sprawiedliwości: na dźwięk tych stów wykrzykniętych całą mocą głosu przez woźnego trybunału podrywamy się na nogi, gdyż zwiastują one przybycie trzech sędziów, którzy - z obnażonymi głowami, ubrani w czarne togi - wchodzą na salę sądową bocznym wejściem, by zająć miejsca na najwyższej ustawionej ławie wysokiego podestu. Po obu stronach stołu, za którym zasiedli, a który niebawem pokryją niezliczone tomy akt oraz ponad półtora tysiąca dokumentów, siedzą sądowi stenografowie. Poniżej sędziów zajmują miejsca tłumacze, których usługi są niezbędne w bezpośredniej wymianie zdań pomiędzy oskarżonym lub jego obrońcą a sądem; w pozostałych wypadkach mówiący po niemiecku podsąd-ny i jego adwokaci śledzić będą tok prowadzonego w języku hebrajskim procesu poprzez równoległą transmisję radiową, wyśmienitą w przekładzie na francuski, znośną w języku angielskim, będącą zaś istną farsą w wersji niemieckiej, często całkowicie niezrozumiałej. (Biorąc pod uwagę skrupulatną rzetelność wszystkich technicznych przygotowań do procesu, pozostanie skromną tajemnicą nowo powstałego państwa izraelskiego, w którym wysoki odsetek obywateli wywodzi się z Niemiec, dlaczego nie zdołało ono znaleźć odpowiedniego tłumacza na jedyny język, jakim mogli się posługiwać oskarżony i jego obrońca. Dawne uprzedzenie wobec Żydów niemieckich - niegdyś bardzo wyraźne w Izraelu -jest już zbyt słabe, by mogło tłumaczyć ten fakt. Jako wyjaśnienie pozostaje jeszcze starsza i wciąż niezwykle potężna "witamina P", jak nazywają Izraelczycy protekcję w sferach rządowych i aparacie biurokratycznym.) Poniżej ławy tłumaczy ustawiono naprzeciwko siebie, w taki sposób, że znajdujące się tam osoby zwrócone są profilem do publiczności, oszkloną kabinę oskarżonego i barierkę dla świadków. Dolną ławę zajmują siedzący plecami do sali prokurator i czterej oskarżyciele posiłkowi, a także obrońca oskarżonego, któremu w ciągu pierwszych tygodni procesu towarzyszył asystent.
Ani przez sekundę nie ma w zachowaniu sędziów niczego teatralnego. Poruszają się w sposób niewystudio-wany, trzeźwa i napięta uwaga, tężejąca pod wpływem smutku w miarę jak przysłuchują się opowieściom o cierpieniach, jest naturalna; zniecierpliwienie wywołane zabiegami oskarżyciela, usiłującego przeciągnąć przesłuchania świadków w nieskończoność, jest spontaniczne i żywe, stosunek do obrony może odrobinę przesadnie uprzejmy, tak jakby wciąż pamiętali, że "dr Servatius był niemal całkowicie osamotnionym w tej zaciętej walce prowadzonej w obcym otoczeniu", traktowanie oskarżonego - zawsze bez zarzutu. Jest rzeczą tak bardzo oczywistą, że są to trzej przyzwoici i uczciwi ludzie, iż wcale nie dziwi, że ani jeden z nich nie uległ owej największej pokusie, by w tej scenerii bawić się w teatr udając, że - wszyscy trzej urodzeni i wykształceni w Niemczech - muszą czekać na tłumaczenie hebrajskie. Przewodniczący składu sędziowskiego Moshe Landau prawie nigdy nie odkłada odpowiedzi do momentu, kiedy tłumacz skończy swoją pracę, często wpada mu w słowo, poprawia i ulepsza przekład, najwyraźniej szczęśliwy, że choć na chwilę może się oderwać od ponurych obowiązków sędziego. Wiele tygodni później, kiedy oskarżony został wzięty w krzyżowy ogień pytań, posunie się nawet do tego, by nakłonić kolegów do prowadzenia dialogu z Eichmannem w ich języku ojczystym: po niemiecku, dając dowód -jeśli ktoś potrzebowałby jeszcze dowodu - że zachował sporą niezależność od aktualnego nastawienia izraelskiej opinii publicznej.
Od samego początku nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to sędzia Landau nadaje ton i dokłada wszelkich, doprawdy wszelkich starań, by nie dopuścić do przekształcenia się rozprawy - pod wpływem uwielbiającego popisy os k ar życie 1 a -w proces pokazowy. Jeśli nie zawsze mu się to udaje, to między innymi po prostu dlatego, że przewód sądowy toczy się na scenie przed publicznością, a zdumiewający okrzyk woźnego rozpoczynający każde posiedzenie wywołuje ten sam skutek co podniesienie kurtyny. Kimkolwiek był autor
projektu tej sali zebrań, mieszczącej się w nowo wybudowanym Beth Ha'am - Domu Ludowym (otoczonym na czas procesu wysokim ogrodzeniem, strzeżonym od dachu po piwnice przez uzbrojoną policję, na dziedzińcu frontowym ustawiono rząd drewnianych baraków, w których wszystkich przybywających poddaje się drobiazgowej rewizji), chodziło mu o teatr z prawdziwego zdarzenia: z parterem i galerią, proscenium i sceną, a także z bocznymi wejściami dla aktorów. Zaiste, ta sala sądowa może być niezłym miejscem do odbycia procesu pokazowego, o jaki chodziło Dawidowi Ben Gurionowi, premierowi izraelskiemu, kiedy postanowił doprowadzić do pojmania Eichmanna w Argentynie i postawienia go przed Sądem Okręgowym wje-rozolimie, by odpowiedział za rolę, jaką odegrał w "ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej". Bo też Ben Gu-rion, słusznie nazwany "architektem państwa Izrael", pozostaje niewidocznym reżyserem procesu. Nie przybył na ani jedno posiedzenie; w sali sądowej przemawia głosem Gideona Hausnera, prokuratora generalnego, przedstawiciela władz rządowych, który czyni zaiste wszystko, by zadowolić swego zwierzchnika. I jeśli owe usilne starania okazują się - niestety - często niedostateczne, to dlatego, że procesem kieruje człowiek, który służy Sprawiedliwości z takim samym oddaniem, z jakim pan Hausner
służy państwu Izrael. Sprawiedliwość wymaga, ażeby przeciwko podsądnemu wysunięto oskarżenie, by miał on zapewnioną obronę i żeby został osądzony, a także, by wszystkie pozostałe pytania, pozornie donioślejszej wagi -Jak to było możliwe? Dlaczego tak się stało? Dlaczego Żydzi? Dlaczego Niemcy? Jaką rolę odegrały inne narody? W jakim stopniu ponoszą odpowiedzialność Sprzymierzeni? Jak Żydzi mogli przyczyniać się poprzez własnych przywódców do swojej zagłady? Czemu szli na śmierć jak owce na rzeź? -pozostały w zawieszeniu. Sprawiedliwość akcentuje znaczenie Adolfa Eichmanna, syna Karla Adolfa Eichmanna, człowieka w szklanej kabinie wybudowanej dla jego bezpieczeństwa: średniego wzrostu, wątłej budowy, w średnim wieku, łysiejącego krótkowidza z nieprawidłowym uzębieniem, który w ciągu całego procesu wyciąga bez przerwy chudą szyję w stronę ławy sędziowskiej (ani raz nie spojrzał na publiczność) i rozpaczliwie, a w znacznej mierze z powodzeniem, usiłuje zachować panowanie nad sobą na przekór nerwowemu tikowi, który z pewnością zawładnął jego wargami na długo przed rozpoczęciem procesu. Przedmiotem rozprawy sądowej są jego czyny, a nie udręki Żydów, naród niemiecki czy ludzkość, nie są nim nawet antysemityzm i rasizm.
Sprawiedliwość zaś, choć to może "abstrakcja" dla ludzi myślących kategoriami Ben Guriona, jest ostatecznie dużo surowszym zwierzchnikiem niż Pan Premier wyposażony w całą swą władzę. Zasadą, jaką kieruje się ten ostatni, jest pobłażliwość, czego nie omieszkał zademonstrować pan Hausner: pozwala ona prokuratorowi na urządzanie konferencji prasowych i udzielanie wywiadów telewizyjnych podczas procesu (relację amerykańską, finansowaną przez korporację Glickmana, przerywają bez przerwy - interes pozostaje interesem - reklamy nieruchomości), a nawet na "spontaniczne" wybuchy gniewu adresowane do sprawozdawców w budynku sądu, bo oskarżyciel ma już powyżej uszu krzyżowych pytań zadawanych
10
Eichmannowi, który odpowiada na nie samymi kłamstwami. Pobłażliwość ta pozwala na częste rzucanie ukradkowych spojrzeń w stronę publiczności, a także na teatralne chwyty znamionujące ponadprzeciętną próżność, która w końcu odnosi tryumf w Białym Domu, kiedy to prezydent Stanów Zjednoczonych przesyła gratulacje z powodu "dobrze spełnionego zadania". Sprawiedliwość na nic podobnego pozwolić nie może. Żąda absolutnego spokoju, dopuszcza raczej smutek niż gniew i nakazuje jak najpilniej wystrzegać się wszelkich przyjemności płynących ze znalezienia się w centrum uwagi publicznej. Wizycie, jaką
wkrótce po zakończeniu procesu złożył w naszym kraju sędzia Landau, nie nadano żadnego rozgłosu, wiedziały o niej jedynie te środowiska żydowskie, które ją zorganizowały.
I choć sędziowie tak bardzo konsekwentnie starali się ukryć w cieniu przed blaskiem reflektorów, to przecież zasiadali tam, na szczycie wysokiego podium, zwróceni twarzami do publiczności, niczym aktorzy na scenie. Publiczność miała reprezentować cały świat i w ciągu pierwszych tygodni procesu istotnie składała się przede wszystkim z dziennikarzy i autorów związanych z rozmaitymi pismami, którzy tłumnie zjechali do Jerozolimy z czterech stron kuli ziemskiej. Mieli obejrzeć widowisko równie sensacyjne co proces w Norymberdze, tyle że tym razem "głównym tematem była tragedia całego narodu żydowskiego". Albowiem, "jeżeli oskarżamy [Eichmanna] także o zbrodnie przeciwko nie-Żydom [...], to nie dlatego", że je popełnił, "lecz dlatego, że nie wprowadzamy żadnych podziałów etnicznych". Owo doprawdy zadziwiające zdanie, wygłoszone przez oskarżyciela w jego inauguracyjnym wystąpieniu, okazało się kluczową tezą aktu oskarżeni a., Akt oskarże...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin