Krystyna Mirek - Blizny przeszłości.pdf

(1229 KB) Pobierz
PROLOG
Ponoć więzienia pełne są niewinnych. Za drzwiami cel często czeka
opowieść nie o winie, lecz o cierpieniu.
Nie ma zbrodni bez cierpienia. Nigdy.
Zwykle lądują za kratkami ostatnie ogniwa. Dłoń, która wystrzeliła.
Dźgnęła. Zakopała. Usta, które skłamały. Oszukały. Odebrały szansę.
Sprawcy.
Czy jednak tylko oni ponoszą odpowiedzialność za to, co się wydarzyło?
ROZDZIAŁ 1
Ryszard Mirski, komendant policji w Borkach, był nerwowym
człowiekiem, a z czasem ta cecha tylko się pogłębiła. Nie miał już
cierpliwości. Dotyczyło to wszelkich kwestii. Polityki i jej absurdów,
z którymi jako przedstawiciel państwowego organu ścigania ciągle musiał
się mierzyć. Coraz mocniej szwankującego zdrowia. Ogólnego
skuwysyństwa życia. A często nawet pogody.
A tu jeszcze to.
– Patrz! – Rzucił plik kartek na biurko. Był człowiekiem starej daty. Nie
lubił przeglądać dokumentów online.
– Widzę. – Jego najlepszy kolega starszy aspirant Jóźwiak zerknął tylko
na zgłoszenie do pracy, po czym wrócił do swoich zajęć. Babrał się od
dwóch tygodni z wyjątkowo paskudną sprawą włamań do domków
jednorodzinnych i rzygać mu się chciało od ciągłego przeglądania zdjęć
dowodowych, z których kompletnie nic nie wynikało. Niby prosty
przypadek, a od tylu tygodni wymykał im się z rąk.
– Patrzysz, ale gówno widzisz. – Jego szef postawił diagnozę. W gruncie
rzeczy dość celną.
Jóźwiak przewrócił oczami, zmełł w ustach soczysty komentarz i spojrzał
uważniej na zadrukowaną kartkę papieru.
– A! – Wydawało mu się, że zrozumiał. – Dziewczynę nam przysyłają. No
to będziesz miał zgryz – roześmiał się. – Tym razem się nie obronisz.
Zresztą to i tak nieuniknione. Władza się za chwilę zmieni, sprawa
parytetów wróci. A u nas kobiet malutko, oj malutko. – Cmoknął
z niezadowoleniem. – Zwłaszcza ładnych.
– Zamknij się lepiej! – Komendant wypowiedział te słowa nieco ciszej.
Czasy się faktycznie zmieniały. Młodzi nie mieli takiego poszanowania dla
władzy jak kiedyś. Człowiek się nie czuł swobodnie na własnym
komisariacie. Wszędzie trzeba było uważać na słowa. – Chodź do mnie. –
Wskazał brodą swój pokój. A potem ruszył pierwszy w jego stronę.
Jóźwiak znowu przewrócił oczami. Miał swoją robotę. Jeśli teraz się tym
nie zajmie, będzie siedział po godzinach. A już mu się naprawdę nie
chciało. Nie był tak młody jak kiedyś, a po dawnych ideałach nie został
nawet ślad. Ale polecenie, choć wydane przez przyjaciela, było jednak
służbowe. Musiał posłuchać.
– Powinienem cię zdegradować! – zaczął się pieklić komendant, ledwo
tylko zamknął za sobą drzwi. – Może się od razu zwolnij. Dopieszczaj te
swoje pszczoły i wędzarnie, bo jako oficer śledczy to ty długo już nie
pociągniesz.
– Co się stało? – Starszy aspirant Jóźwiak wystraszył się nie na żarty.
Został mu jeszcze rok pracy i żył w ciągłym stresie, że coś mu nie pozwoli
cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem. W tym kraju przepisy zmieniały się
ostatnio z taką prędkością, że ciężko zaplanować wyprawę do kibla, a co
dopiero jesień życia.
– Czytaj dane! – Komendantowi drgała żyłka na szyi, co zdarzało mu się
wyłącznie w chwilach największego wzburzenia.
– Maja Sokołowska. – Jóźwiak przesylabizował niczym pierwszoklasista,
po czym podniósł pełen niezrozumienia wzrok na przełożonego. – Nazwisko
znajome – powiedział.
– To samo, baranie! – wściekł się na dobre komendant.
– No bywa, świat jest duży.
– To ona. – Mężczyzna pochylił się nad swoim biurkiem, opierając duże
dłonie na jego blacie. Spojrzał Jóźwiakowi w oczy, jakby byli na
przesłuchaniu. Okropne uczucie. Twarz komendanta z bliska ukazywała
rozszerzone pory, szary od zgolonego zarostu podbródek, podkrążone oczy
i ziemistą cerę. Czuło się woń tanich papierosów oraz miętówek, których
mężczyzna zdecydowanie nadużywał, żeby poprawić swoje szanse
w kontaktach międzyludzkich.
Jacek odsunął się. Miętowe pastylki nie pomagały. Doświadczenie było
dość nieprzyjemne.
– Ale jak to? – zapytał, po czym zakaszlał nerwowo.
– Boże, daj mi cierpliwość! – Komendant Mirski gwałtownie podniósł się
znad biurka. – Od dziesięcioleci oszczędza się na pensjach dla policjantów,
to potem nie ma się co szału spodziewać! Na kogo ja mam tu liczyć, skoro
nawet ty tak okropnie wolno myślisz?!
– Ja w ogóle nie myślę – przyznał się Jóźwiak. – Wolę nie. Dlaczego ona
miałaby chcieć pracować akurat tutaj? To najgorszy wybór. Słuchaj! – Do
głowy przyszedł mu pewien pomysł. – A może ktoś ją naciska, a ona wcale
nie chce? Odmówisz i po sprawie. – Ucieszył się, jakby już rozwiązał
problem.
– Sama wybrała, bardzo prosi o pozytywne rozpatrzenie – rozczarował go
przełożony. – I pewnie, że się zgodzę. Co ja mam do powiedzenia? To córka
bohatera, bardzo wysokie noty ze szkoły policyjnej. Opinie wśród
prowadzących wprawdzie różne, ale i tak przecież nie będę w stanie jej
odmówić.
– Ile to już lat minęło? – Jóźwiak intensywnie wpatrywał się w nieco
Zgłoś jeśli naruszono regulamin