Krystyna Mirek - Dawne tajemnice.pdf

(1792 KB) Pobierz
PROLOG
Psychopaci istnieli zawsze.
Akceptowano ich, bo bardzo trudno z nimi walczyć. Jeszcze niedawno
nikt nie rozumiał, że są chorzy. Często to osoby na stanowiskach dających
władzę. Wiele mogą.
Chroni ich także system patriarchatu, który wspiera siłę, pozory, sztywny
podział ról i obowiązków.
W jego cieniu łatwo kryje się przemoc i krzywda. Smutek zostaje
przypudrowany.
Takie życie – mówią ludzie, a w tym stwierdzeniu mieści się za wiele.
ROZDZIAŁ 1
Ryszard Mirski, komendant policji w Borkach, siedział w kuchni przy
zgaszonym świetle. Myślał tak intensywnie, że wręcz namacalnie czuł, jak
liczne argumenty biegają po jego ścieżkach neuronowych, rozgrzewając je
do czerwoności. Tam i z powrotem.
Była już jedenasta w nocy. Majka Sokołowska wciąż nie wyjechała
z miasta. Zegar tykał.
Mirski stanął po jej stronie pod wpływem gwałtownego gniewu
i współczucia dla skrzywdzonej dziewczynki. Dziecko, które widziało zbyt
wiele, całkowicie niewinne, ponosiło teraz karę za błędy rodziców. Bardzo
surową.
Z całą pewnością burmistrz Karboski miał oko na jej mieszkanie.
Wiedział, że krzywo zaparkowany samochód wciąż tkwi pod blokiem.
Majka miała się pojawić w pracy jakby nigdy nic. Jakby nie obiecała
najbardziej wpływowemu człowiekowi w tym mieście, że niezwłocznie
wyjedzie.
Ile było takich spraw, na które do tej pory Mirski przymykał oko?
Nauczył się już dawno, że policja nie wszystko może. Czasem z braku
dowodów wymykali się na wolność ewidentnie winni ludzie, czasem ktoś
miał tak szerokie polityczne plecy, że wychodził obronną ręką z każdych
kłopotów, a oni patrzyli na to bezradni.
Aleksander Sokołowski, jego przyjaciel z lat młodości, bardzo się o to
wkurzał. Chciał walczyć z całym światem i często to robił. Ale on zginął
młodo. Jego idealizm nie zdążył się zużyć podczas niekończących się
zwyczajnych dni, kiedy w kółko trzeba było zmagać się z tym samym.
Rysiek w znaczącym stopniu poddał się właśnie po jego śmierci.
Burmistrz Karboski bez przerwy wtrącał się w sprawy policji. Rządził
w tym mieście od lat, przekraczając swoje uprawnienia. Rada miejska
jadła mu z ręki. Wielkim politykom się nie narażał, siedząc grzecznie
w swojej małej miejscowości i starając się nie rzucać w oczy.
Gdyby nie Majka, mogłoby to tak trwać do końca kadencji. Ostatniej,
jaką zaplanował. A także do ostatnich dni służby Ryszarda Mirskiego,
którego największym marzeniem w tym momencie była spokojna
emerytura.
Jeszcze nie tak dawno świat wydawał się poukładany. Wszystko tu miało
swoje miejsce i czas, a ludzie wyznaczone role.
Jednak ta młoda dziewczyna wpadła jak ziarenko piasku w tryby
wielkiej maszyny i spowodowała, że całość się zatrzymała z wielkim
zgrzytem. A teraz on miał zdecydować, w którym kierunku przekręcić
wajchę.
Naprawdę nie czuł się na siłach. Co rusz ocierał pot z czoła, spoglądał
w stronę poddasza, gdzie spała jego żona i dziewiętnastoletni
niepełnosprawny syn. Ryszard starał się nie czynić żadnego hałasu, bo sen
chłopca był wyjątkowo delikatny.
Coraz większy strach podchodził mu pod gardło.
Obiecał Majce, córce swojego najlepszego przyjaciela, że pomoże jej
odkryć prawdę. Wspólnie wyjaśnią sprawę zabójstwa jej ojca i na dobre
rozwiążą tajemnicę zbrodni sprzed lat.
Ponoć prawda wyzwala. Wcale nie był tego taki pewien.
Wciąż nie rozumiał, z jakiego powodu tak bardzo się boi, jakby to on miał
tutaj najwięcej do stracenia.
Podniósł się wreszcie z krzesła i po raz ostatni otarł pot z czoła.
Wziął do ręki telefon. Chciał do niej zadzwonić już dwie godziny temu. To
była jedna z najtrudniejszych decyzji w jego życiu. Jakby stał nad
przepaścią i wiedział, że nie ma odwrotu. To irracjonalne przekonanie
towarzyszyło mu od pierwszego momentu, kiedy usłyszał, że Majka
Sokołowska wraca do miasta. Wciąż nie miał pojęcia, skąd to
obezwładniające przerażenie. Co takiego kryło się w sprawie
zamordowanego Aleksandra Sokołowskiego, że rozwiązanie zagadki
wydawało się najgorszym wyjściem na świecie?
Czuł, jak pętla zaciska mu się wokół szyi, a także że bardzo dobrze ją
zna.
Ciągle się czegoś bał.
Spojrzenia żony, w którym czaił się wyrzut, że jest odpowiedzialny za
chorobę ich syna. Opinii burmistrza Karboskiego, który zawsze traktował
go z lekceważeniem i korzystał z każdej okazji, by go poniżyć. Każdego
dnia w pracy, gdzie mogło wydarzyć się coś, co odbierze mu szansę na
emeryturę. Mieszkańców miasta, bo mogliby mu nie wybaczyć, że nawalił
w tamtej najważniejszej sprawie.
Ten kołowrót się nie kończył.
Miał dość.
Bez względu na wszystko, co miało się wydarzyć, chciał pozbyć się tego
mdlącego uczucia nieustającej obawy, niepewności. Chociaż raz spokojnie
odetchnąć. Przestać się w kółko bać.
Wybrał numer i nacisnął słuchawkę. Miał nadzieję, że dziewczyna nie
śpi. Nie mylił się. Odebrała bardzo szybko.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin