Błyskawica przecięła zygzakiem szare niebo. Po chwili rozległ się suchy trzask, grom przetoczył się dudniącym echem. Dopiero zanosiło się na deszcz, woda zbierała się w skłębionych chmurach, ale w powietrzu już czuć było wilgoć. Błysnęło raz jeszcze, i znowu. Na mgnienie oka jaskrawe światło zalało Zonę i jej mieszkańców.
Jeden z nich – nie do końca tutejszy, bo stalker – już od godziny usiłował umknąć pogoni.
Coraz więcej białych zygzaków kreśliło na niebie wzory, splatające się w jeden nieprzerwany ciąg. W ich gniewnym świetle świat blakł na chwilę, tracił kolory jak prześwietlona klisza, a potem powoli odzyskiwał barwy.
Uciekinier wiedział, że pośród prześladowców nie było prawdziwych stalkerów – tamci korzystali z Zony, ale nie potrafili żyć w Niej. Gdyby nie to, już dawno by go dopadli... A tak miał pewną przewagę.
Poruszał się szybkim krokiem, wystawiwszy przed siebie lewą dłoń z rozpostartymi palcami. Miał straszną ochotę pobiec, ale już dawno nauczył się, że w Zonie dobiec można tylko do własnej śmierci. Nerwy miał napięte jak postronki, ale dzięki temu zmysły wyostrzały się, a on lepiej wyczuwał anomalie.
W lewej dłoni ściskał kilkanaście nakrętek, od czasu do czasu rzucał przed siebie jedną, aby upewnić się, że droga jest czysta.
Nie minął kwadrans, jak drogę zagrodziło mu niewielkie skupisko anomalii. Po lewej kręciła się „karuzela”, z przodu widać było dwa pulsujące „wiry”, które porozrzucały wokół siebie kawałki ziemi i połamały gałęzie pobliskich drzew. No tak, tutaj trzeba było zwolnić, a to z kolei oznaczało, że ścigający zaczną go doganiać.
Na ramieniu majtał się karabin, w kaburze na pasie tkwił pistolet. Miał po magazynku nabojów do każdego i granat na czarną godzinę. Cieniutko, nawet jeśli oszczędzać.
Stalker rzucił nakrętką ku najbliższemu „wirowi”. Anomalia zachwiała się, fuknęła gniewnie i strzeliła kawałkiem żelaza z taką siłą, że nakrętka, niczym kula, przebiła na wylot pień drzewa po prawej.
– O proszę – mruknął do siebie samotnik, rzucając drugą nakrętką w sąsiednią anomalię.
Powoli, ostrożnie ruszył wąskim przejściem pomiędzy pułapkami. W samą porę: akurat gdy już schował się pomiędzy dwiema potężnymi manifestacjami Zony, zza wzgórza pokazali się szabrownicy. Odetchnął, przykucnął na chwilę, ...
renfri73