Rice Morgan KC 03 Los smokow A5.pdf
(
1695 KB
)
Pobierz
Morgan Rice
Los smoków
Cykl: Krąg Czarnoksiężnika Księga 3
Przekład: Michał Głuszak
Tytuł oryginału A Fate of Dragons
Wydanie oryginalne 2013
Wydanie polskie 2015
- Nie wchodź pomiędzy smoka i gniew jego. -
William Shakespeare
-2-
ROZDZIAŁ PIERWSZY.
Król McCloud przypuścił szarżę w dół zbocza i dalej, przez
wyżynne tereny Highlands w kierunku części Kręgu należącej do
klanu MacGilów. Setki jego ludzi pędziły za nim ile tchu.
Podniósł pejcz i ciął po zadzie swego wierzchowca: koń nie
potrzebował ponaglania, po prostu smaganie konia sprawiało
przyjemność McCloudowi. Uwielbiał zadawać ból zwierzętom.
Niemal ślinił się na widok tego, co miał przed sobą: idylliczną
wioskę MacGilów, jej mężczyzn pracujących w polu, bez żadnej
broni, kobiety krzątające się przy domostwach, rozwieszające
płótna, ledwo odziane z powodu panującego upału. Drzwi
domostw były otwarte; kury szwendały się gdzie popadnie,
kociołki parowały pełne gotującej się, obiedniej strawy. Pomyślał
o zniszczeniach, jakich się dopuści, łupach, które zagarnie,
kobietach, które posiądzie - i wielki uśmiech rozkwitł na jego
twarzy. Prawie czuł smak krwi, którą miał za chwilę przelać.
Galopowali pokonując coraz większy odcinek drogi, aż w końcu
ktoś ich zauważył: wiejski strażnik, żałosna karykatura żołnierza,
młodzian dzierżący włócznię, który na dźwięk galopujących koni
wstał i odwrócił się w ich kierunku. McCloud doskonale widział
białka jego szeroko rozwartych oczu, strach i panikę, które
natychmiast pojawiły się na twarzy chłopca. Strzegący tej sennej
placówki chłopiec prawdopodobnie nigdy w życiu nie widział
bitwy. Był całkowicie nieprzygotowany na to, co go za chwilę
czekało.
McCloud nie marnował czasu: pierwszą śmierć chciał zadać
sam, własnoręcznie, jak zwykle w trakcie każdej bitwy. Jego
ludzie dobrze o tym wiedzieli.
Smagnął konia ponownie, aż ten parsknął z bólu i przyśpieszył,
wychodząc sporo przed szereg swego wojska. McCloud podniósł
-3-
włócznię swego przodka, ciężką broń wykutą z żelaza, wychylił
się i cisnął w powietrze.
Trafił dokładnie do celu, jak zwykle zresztą. Chłopiec nie
zdążył jeszcze odwrócić się na dobre, kiedy ostrze przecięło
powietrze ze świstem, trafiło go w plecy, przebiło się przez całe
ciało i przyszpiliło do drzewa. Z rany trysnęła krew. Tyle
wystarczyło, żeby McCloud poczuł zadowolenie.
Wydał z siebie krótki okrzyk radości i kontynuował natarcie na
urodzajne ziemie MacGilów, przez pola pełne pożółkłych kolb
kukurydzy kiwających się na wietrze, sięgających mu do kolan,
wprost do wiejskiej bramy. To było zbyt piękne: wspaniały dzień,
cudowne miejsce i tyle okazji do siania spustoszenia.
Wjechali przez niestrzeżoną przez nikogo wiejską bramę, do
miejsca, które ktoś bezmyślnie założył na obrzeżach Kręgu, w tak
bliskim sąsiedztwie Highlands. Powinni zastanowić się nad tym
dwa razy - pomyślał z pogardą McCloud i rzucił toporem w
drewniany znak oznajmiający nazwę wsi, rozłupując go na dwoje.
I tak wkrótce nazwie tę wieś po swojemu.
Kiedy nadjechali jego ludzie, wszędzie dokoła rozległy się piski
i krzyki kobiet, dzieci, starszyzny i kogo tam jeszcze, kto akurat
był w domu w tej zapomnianej przez boga osadzie. Było tu około
setki nieszczęśliwych duszyczek. McCloud postanowił, że każda z
nich mu teraz zapłaci. Podniósł wysoko swój topór. Upatrzył
sobie kobietę, która uciekała właśnie odwrócona do niego
plecami, ze wszystkich sił próbując dotrzeć do swego domostwa,
bezpiecznego w jej mniemaniu azylu, który miał się wkrótce
okazać wszystkim, ale nie tym.
Topór McClouda uderzył ją w tylnią część łydki, tak jak to było
w jego zamyśle. Kobieta upadła z wrzaskiem. Nie chciał jej zabić:
jedynie okaleczyć. Wszak chciał, aby żyła i dała mu rozkosz, jak
już będzie po wszystkim. Wybrał ją starannie: miała długie,
rozczochrane blond włosy, wąskie biodra i najwyżej osiemnaście
-4-
lat. Będzie jego, a kiedy już z nią skończy, może wówczas ją
zabije. Albo i nie; może zatrzyma ją, jako służącą.
Kiedy podjechał do niej bliżej, krzyknął z zachwytu i zeskoczył
z konia zanim ten zdążył się zatrzymać. Wylądował na niej i
przygniótł do ziemi. Przeturlał się z nią kilka razy amortyzując
upadek i uśmiechnął się na myśl, jak dobrze było znowu poczuć
pełnię życia.
Nareszcie życie znowu nabrało sensu.
-5-
Plik z chomika:
entlik
Inne pliki z tego folderu:
KC4-17.7z
(18844 KB)
KC1-3 A5.7z
(5932 KB)
Rice Morgan KC 03 Los smokow A5.doc
(1203 KB)
Rice Morgan KC 03 Los smokow A5.pdf
(1695 KB)
Rice Morgan KC 02 Korowod krolow A5.doc
(1168 KB)
Inne foldery tego chomika:
Ra duchowska Martyna
Rampa Lobsang
Rand Ayn
Ranke-Heinemann Uta
Ratkiewicz Eleonora
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin