Rice Morgan KC 01 Wyprawa Bohaterow A5.doc

(2067 KB) Pobierz
Wyprawa bohaterów




Morgan Rice

Wyprawa bohaterów

Cykl: Krąg Czarnoksiężnika Księga 1

 

 

Przekład: Michał Głuszak

Tytuł oryginału A Quest of Heroes

Wydanie oryginalne 2012

Wydanie polskie 2015

 

 

„Wyprawa bohaterów to historia chłopca dorastającego na peryferiach Królestwa Kręgu. Najmłodszy z czterech braci, znienawidzony przez nich i przez ojca Thorgrin czuje, że różni się od innych mieszkańców wioski. Marzy o tym, by zostać wielkim wojownikiem i dołączyć do Srebrnej Gwardii, elitarnego oddziału, chroniącego Królestwo przed tym, co kryje się po drugiej stronie kanionu. Pewnego dnia w lesie nieopodal swojej wioski spotyka najpotężniejszego druida w królestwie. Rozmowa z nim, pełna zagadek i niedopowiedzeń, powoduje, że wyrusza w podróż, zdecydowany walczyć o swoje przeznaczenie. A to zmieni jego życie na zawsze...

 

 

 

 

 

 

 

 

- Niespokojna ta głowa, co koronę nosi -

William Shakespeare


ROZDZIAŁ PIERWSZY.

Na najwyższym pagórku niziny Zachodniego Królestwa Kręgu stał chłopiec. Spoglądał na północ, gdzie na nieboskłon wschodziło pierwsze słońce. Zielenią pokryte wzniesienia, przedzielone dolinami i szczytami, ciągnęły się po horyzont, niczym garby wielbłąda. Wczesne promienie słońca zabarwiły poranną mgłę odcieniem spalonej pomarańczy i iskrząc natchnęły magią, która współgrała z nastrojem chłopca. Rzadko wstawał tak wcześnie, czy zapuszczał się tak daleko od domu - nigdy też nie wspinał się tak wysoko, gdyż wiedział, że rozgniewałoby to jego ojca. Tego dnia jednak było mu wszystko jedno. W tym dniu nie liczyły się żadne zasady ani obowiązki, które przytłaczały go przez czternaście lat jego życia. Ten dzień był bowiem inny. Tego dnia upomniało się o niego przeznaczenie.

Thorgrin z Zachodniego Królestwa południowej prowincji klanu McLeod, dla wszystkich po prostu Thor, najmłodszy z czterech braci, był najmniej lubiany przez ojca. Całą noc nie spał, nie mogąc doczekać się tego dnia. Z oczami czerwonymi z braku snu przewracał się z boku na bok na łóżku i modlił, aby wreszcie wzeszło pierwsze słońce. Taki dzień bowiem zdarzał się tylko raz na kilka lat i gdyby go przegapił, Thor już na wieczność zostałby w wiosce i doglądał stada ojca. Myślenie o tym było nie do zniesienia.

Dzień Poboru do królewskiej armii. Dzień, w którym oddziały armii przeszukują każdą prowincję i wybierają spośród ochotników przyszłych wojowników królewskiego legionu. Przez całe swoje życie Thor marzył tylko o tym. Dla niego życie miało tylko jeden cel: dołączyć do Srebrnej Gwardii, elitarnego kręgu rycerzy królewskich noszących najznakomitsze zbroje i posługujących się najlepszą bronią, jaką można tylko znaleźć w obydwu królestwach. Zanim jednak ktokolwiek dołączył do Srebrnej Gwardii, musiał zostać członkiem legionu, zastępu giermków w wieku od czternastu do dziewiętnastu lat. Jedynie synowie arystokracji oraz wsławionych w boju wojowników dostępowali tego zaszczytu. Innego sposobu nie było.

Dzień Poboru był jedynym odstępstwem, rzadkim wydarzeniem organizowanym co kilka lat, kiedy to liczebność członków legionu spadała i ludzie króla przeszukiwali prowincje zaciągając nowych rekrutów. Wiadomo było, iż tylko niewielu młodzieńców spośród ludu zostanie wybranych, a jeszcze mniej w rzeczywistości dołączy do legionu.

Thor śledził horyzont wnikliwym wzrokiem, wypatrując jakiegokolwiek ruchu. Wiedział, że oddział Srebrnej Gwardii musi przybyć tą drogą, jedyną prowadzącą do jego wioski. Chciał być pierwszym, który ich zauważy. Owce pasące się wokół beczały domagając się, aby sprowadził je z powrotem na dół, gdzie roślinność była bogatsza i smaczniejsza. Próbował nie zwracać uwagi ani na hałas, ani na odór. Teraz naprawdę musiał się skupić.

Jedyną rzeczą, która pozwoliła mu przetrwać te wszystkie lata spędzone na pasaniu owiec, usługiwaniu ojcu i swoim braciom, byciu tym, któremu powierzano najwięcej obowiązków i okazywano najmniej troski, była myśl, że kiedyś opuści to miejsce. Pewnego dnia, kiedy Srebrna Gwardia zjawi się w jego wiosce, Thor zaskoczy wszystkich, którzy go nie doceniają i zostanie wybrany. W mgnieniu oka wsiądzie do powozu i pożegna się z dotychczasowym życiem.

Ojciec Thora, oczywiście, nigdy tak naprawdę nie widział w nim kandydata na legionistę. W zasadzie nie uważał, aby chłopiec miał być jakimkolwiek kandydatem. Całą swoją miłość i uwagę ofiarował trzem starszym braciom Thora. Najstarszy z nich miał dziewiętnaście lat, młodsi urodzili się kolejno rok po roku, co oznaczało, że różnica wieku między najmłodszym z nich a Thorem wynosiła trzy lata. Być może za sprawą tej różnicy, bądź też z powodu podobieństwa, jakie łączyło trzech starszych braci, trzymali oni tylko ze sobą, ledwo zauważając jego istnienie.

Co gorsze, przewyższali go wzrostem, siłą i muskulaturą. Thor nie był niski, jednak w porównaniu z nimi czuł się mały, a jego umięśnione nogi wyglądały mizernie przy ich wyrzeźbionych niczym z dębu kończynach. Ojciec Thora nie widział potrzeby tego zmieniać - chłopiec miał paść owce i dbać o broń, podczas gdy jego bracia trenowali. W powszechnym przekonaniu chłopiec miał spędzić życie w cieniu wielkich dokonań swoich braci. Gdyby te plany miały się powieść, Thor zostałby tutaj, pochłonięty przez wioskę, obarczony obowiązkiem wspierania rodziny.

Thor czuł też, iż bracia paradoksalnie obawiali się go, być może nawet nienawidzili. Dostrzegał to w każdym ich spojrzeniu, każdym geście. W jakiś dziwny sposób wywoływał u nich strach i zazdrość. Być może dlatego, że nie był do nich podobny, ani nie mówił z typową dla nich manierą. Różnił się też ubiorem, gdyż ich ojciec odkładał lepsze szaty - w kolorze purpury i szkarłatu - oraz złocony oręż dla jego braci, pozostawiając mu szorstkie parciane okrycie.

Mimo tego chłopcu udawało się panować nad swym ubiorem: związywał koszulę w pasie, a teraz, kiedy lato było w pełni, odciął rękawy pozwalając, by wiatr muskał jego silne ręce. Nosił też szorstkie lniane spodnie, jego jedyne, oraz obuwie z najtańszej skóry, zawiązywane na przedzie łydki. W żadnej mierze nie przypominało butów jego braci, ale Thor używał go z powodzeniem. Był to typowy strój pasterski.

Chłopcu daleko jednak było do typowego pasterza: wysoki jak na swój wiek, szczupły, z dumnie zarysowaną szczęką, szlachetnie wysuniętym podbródkiem, wysoko umieszczonymi kośćmi policzkowymi i szarymi oczami, wyglądał jak wojownik na wygnaniu. Jego proste kasztanowe włosy opadały falując w dół za uszy, a oczy błyszczały, niczym diamenty na słońcu.

Thor wiedział, że tego dnia jego bracia będą mogli dłużej spać, najeść się do syta i zaprezentować w najlepszym rynsztunku ze szczerym ojcowskim błogosławieństwem - podczas gdy jemu nie będzie nawet dane wziąć udziału w wydarzeniu. Raz poruszył ten temat, ale nie poszło za dobrze - ojciec krótko uciął rozmowę i Thor nigdy już do tego nie wracał. To po prostu było nie w porządku.

Chłopiec zamierzał przeciwstawić się planom ojca: na widok królewskiego orszaku gotów był pobiec do domu i oznajmić mu o swojej decyzji - niech się dzieje, co chce - on i tak pokaże się ludziom króla. Pragnął uczestniczyć w werbunku tak jak inni. Jego ojciec nie mógł go powstrzymać. Na samą myśl o tym Thor czuł ucisk w żołądku.

Dostrzegł ich, kiedy pierwsze słońce już wzeszło, a drugie pojawiło się na horyzoncie i rozjaśniło purpurowe niebo kolorem miętowej zieleni. Z wrażenia wyprostował się jak struna, a włosy stanęły mu dęba. W oddali widział ledwie zarysowany kształt konnego powozu i kurz unoszący się spod kół. Kiedy pojawił się następny powóz, serce zabiło mu ze zdwojoną siłą. Nawet z tak dużej odległości można było dostrzec ich blask w świetle dwóch słońc, niczym błysk srebrnołuskiej ryby, która wyskoczyła nad powierzchnię wody.

Doliczywszy dwunastu powozów, Thor nie był już w stanie dłużej czekać. Obrócił się i z sercem dudniącym w piersiach, po raz pierwszy w życiu zapominając o swych owcach, zbiegł z pagórka potykając się co chwila, zdecydowany zrobić wszystko, co konieczne, aby ludzie króla dowiedzieli się o nim.

 

* * *

 

Ledwo łapiąc oddech, popędził w dół pagórka między drzewami, ocierając się o gałęzie i nie zwracając na nic uwagi. Dotarł na polanę, z której rozlegał się widok na jego wieś położoną poniżej: senną osadę pełną jednopiętrowych, ulepionych z białej gliny domostw, ich dachów pokrytych strzechą oraz kilkadziesiąt osób krzątających się dookoła. Z kominów powoli sączył się dym. Thor wiedział, iż większość mieszkańców wstała wcześnie by przygotować poranny posiłek. Jego sielankowa wioska położona była w wystarczającej odległości od królewskiego dworu - o cały dzień jazdy konno - aby zniechęcić do składania odwiedzin. Była to zwyczajna rolnicza osada na skraju Kręgu jakich wiele, jeszcze jeden trybik w wielkim kole, jakim było Zachodnie Królestwo.

Thor ruszył biegiem przez plac wiejski, wzbijając za sobą tumany kurzu. Psy i kury tylko uciekały mu spod nóg. Jakaś kobiecina, siedząc w kucki przy przydomowym ognisku, syknęła na niego nad kociołkiem pełnym gotującej się wody.

- Zwolnij chłopcze! - pisnęła, kiedy przebiegał koło niej zasypując kurzem ognisko.

Thor nie zatrzymałby się teraz dla nikogo. Skręcił w jedną boczną uliczkę, potem następną, manewrując dobrze sobie znanymi ścieżkami, aż w końcu dotarł do domu.

Była to mała, niczym nie wyróżniająca się chata jakich wiele, ze ścianami z białej gliny i kanciastym dachem pokrytym strzechą. Podobnie jak w większości tego typu domostw, wewnątrz była jedna izba przedzielona w połowie - po jednej stronie spał ojciec, a po drugiej starsi bracia. Co ciekawsze, na tyłach znajdował się niewielki kurnik i to tutaj Thor z czasem musiał nocować. Na początku spał z braćmi, ale w miarę tego, jak rośli, stawali się bardziej złośliwi i izolowali się od Thora, ostentacyjnie pokazując najmłodszemu bratu, iż nie ma tu dla niego miejsca. Bolało go to, ale i cieszyło, gdyż teraz miał własny kąt. Wolał zniknąć im z oczu. Potwierdzało się tylko to, co już dobrze wiedział - w tej rodzinie był ledwo tolerowany.

Thor podbiegł do drzwi, otworzył je i bez wahania wpadł do izby.

- Ojcze! - krzyknął, próbując złapać oddech - Srebrna Gwardia! Już są!

Bracia wraz z ojcem siedzieli pochyleni nad śniadaniem, ubrani w swoje najlepsze odzienie. Usłyszawszy jego słowa, zerwali się od stołu i, przepychając się koło Thora w drzwiach, wybiegli na drogę.

Thor dołączył do nich szybko i razem już wpatrywali się w horyzont.

- Nikogo nie widzę - rzekł basowym głosem Drake, najstarszy z braci. Najszerszy w ramionach, z włosami przyciętymi krótko podobnie jak u młodszych braci, brązowymi oczyma i wygiętymi w pogardzie ustami, spojrzał gniewnie na Thora, jak to zresztą miał w zwyczaju robić.

- Ani ja - wtórował mu Dross, o rok młodszy od Drake’a, zawsze trzymający stronę starszego brata.

- Jadą! - odkrzyknął Thor - Przyrzekam!

Ojciec chłopców zwrócił się do Thora i stanowczo zacisnął ręce na jego ramionach.

- A skąd niby to wiesz? - zapytał.

- Widziałem ich.

- Gdzie, jak?

Thor zawahał się na moment; dał ojcu się podejść. Ojciec dobrze wiedział, że jedynym miejscem, z którego Thor mógł dostrzec orszak, był szczyt tego wysokiego wzniesienia. Chłopiec zawahał się na chwilę nie wiedząc, co odpowiedzieć.

- Ja...wspiąłem się na to wzniesienie-

- Wraz ze stadem? Wiesz dobrze, iż nie wolno z nimi się tak oddalać.

- Ale dziś to co innego. Musiałem sprawdzić.

Ojciec spojrzał na niego gniewnie.

- Natychmiast idź do izby, przynieś braciom ich miecze i wypoleruj je, aby wyglądały jak najlepiej kiedy przybędą ludzie króla.

To powiedziawszy, odwrócił się do pozostałych braci, którzy nadal wpatrywali się w horyzont.

- Myślisz, że nas wybiorą? - spytał Durs, najmłodszy z tej trójki, a zarazem starszy o pełne trzy lata od Thora.

- Byliby głupcami, gdyby tego nie zrobili - odrzekł ojciec. - Brakuje im ludzi w tym roku. Przyjęli niewielu rekrutów, inaczej w ogóle by tu nie zaglądali. Wyprostować mi się ale już! Cała trójka! Z podniesionym czołem i wypiętą piersią! Nie patrzcie im prosto w oczy, ale też nie odwracajcie wzroku. Bądźcie silni i pewni siebie. Nie okazujcie słabości. Jeśli chcecie należeć do królewskiego legionu, to zachowujcie się tak, jakbyście już tam byli.

- Tak ojcze! - odrzekli chórem i przyjęli postawę.

Po czym odwrócił się, spojrzał na Thora i zapytał:

- Co ty tutaj jeszcze robisz?. Do środka!

Thor przystanął, czując się wewnętrznie rozdarty. Nie chciał okazywać ojcu nieposłuszeństwa, musiał jednak z nim porozmawiać. Serce łomotało szalenie, kiedy tak stał rozmyślając. W końcu zdecydował, iż najlepiej będzie jak posłucha ojca i przyniesie miecze braci, a dopiero potem z nim porozmawia. Na nic zdałby się teraz jego sprzeciw.

Ruszył pędem przez chatę na tyły, gdzie znajdowała się komórka z orężem. Znalazł trzy miecze braci - okazy prawdziwego kunsztu - uwieńczone rękojeściami z najlepszego srebra, podarunki od ojca, na które pracował przez lata. Chwycił trzy na raz i ruszył z powrotem, jak zwykle zdumiony ich ciężarem.

Podbiegł do braci, rozdał miecze i spojrzał na ojca.

- No jak to, nie wypolerowane? - zapytał Drake.

Ojciec spojrzał na Thora wzrokiem pełnym dezaprobaty i miał już coś powiedzieć, kiedy chłopiec wybuchnął:

- Ojcze, błagam. Muszę z Tobą porozmawiać!

- Poleciłem ci, abyś doprowadził broń do jak najlepszego wyglądu.

- Ojcze, błagam!

Ojciec spojrzał na niego. Musiał dostrzec powagę na twarzy chłopca, bo w końcu zapytał:

- No, co tam?

- Chcę tam iść. Razem z innymi. Być wybranym do legionu!

Za plecami Thora rozległ się donośny śmiech jego braci, a jego twarz zapłonęła purpurą.

Jego ojcu daleko było jednak do śmiechu; wprost przeciwnie, rozgniewało go to jeszcze bardziej.

- Czyżby?

Thor skinął głową stanowczo.

- Mam czternaście lat. Nadaję się.

- Czternaście lat to minimum - skwitował lekceważąco Drake. - Gdyby cię przyjęli, byłbyś najmłodszym rekrutem. Ty myślisz, że wybraliby ciebie w miejsce kogoś takiego jak ja, o pięć lat od ciebie starszego?

- Bezczelny, no - powiedział Durs. - Zawsze taki był.

Thor zwrócił się w kierunku braci i powiedział:

- Was nie pytałem.

- Ojcze, błagam. Daj mi szansę. To wszystko, o co proszę. Wiem, że jestem jeszcze młody, ale sprawdzę się, kiedyś - prosił Thor.

Ale ojciec jedynie pokręcił głową.

- Nie jesteś żołnierzem. Nie jesteś taki, jak twoi bracia. Jesteś pasterzem. Twoje życie jest tu, przy mnie. Będziesz wykonywał swoje obowiązki i to dobrze. Nie powinno się mierzyć zbyt wysoko. Zaakceptuj swój los i naucz się go kochać.

Thor czuł, że jego serce pęka z żalu, a życie legnie w gruzach.

Nie, pomyślał. Tak nie będzie.

- Ale ojcze...

- Cisza! - wrzasnął ojciec, a jego przenikliwy głos przeciął powietrze jak batem świsnął - Dość już tego. Oto i oni. Zmiataj stąd i zachowuj się, gdy tu będą!

Jedną ręką odepchnął Thora, jak gdyby ten był przedmiotem, którego nie chce widzieć, i podszedł do przodu. Miejsce na piersi, w które uderzył chłopca, zapulsowało boleśnie.

Nagle rozległo się wielkie dudnienie. Ludzie zaczęli wychodzić z domów i ustawiać się wzdłuż drogi. Rosnący z każdą chwilą obłok kurzu zwiastował nadjeżdżającą królewską karawanę. Po chwili dwanaście konnych powozów wtargnęło do wioski z łomotem, jak gdyby nagle rozszalała się burza z piorunami.

Przybyli. Jak nie zapowiedziani goście. Ich powozy zatrzymały się nieopodal domu Thora. Konie prychały i podskakiwały niespokojnie. Kłęby kurzu przerzedzały się z powolna, a Thor z niecierpliwością usiłował podejrzeć broń i zbroję przybyszy. Nigdy jeszcze nie był tak blisko rycerzy Srebrnej Gwardii. Serce waliło mu z podniecenia.

Jadący na czele wojownik właśnie zsiadał z konia. Oto przybył prawdziwy członek Srebrnej Gwardii, odziany w błyszczącą kolczugę, z mieczem przytwierdzonym do pasa. Wyglądał na około trzydzieści parę lat. Prawdziwy żołnierz - jego twarz pokrywała szczecina i blizny, a krzywy nos był zapewne pamiątką po którejś z bitew. Thor nigdy jeszcze w swym życiu nie widział tak potężnego mężczyzny - ramiona miał szerokie jak u dwóch stojących przy sobie rycerzy. Z jego wyrazu twarzy łatwo można było odczytać, kto tu dowodzi.

Zeskoczył z konia wprost na piaszczystą drogę i, z brzęczącymi ostrogami, podszedł do chłopców stojących w szeregach.

Jak wieś długa i szeroka, dziesiątki chłopców stały na baczność z wyrazem nadziei na twarzy. Dołączenie do Srebrnej Gwardii wiązało się z życiem przepełnionym zaszczytami, bitwami, renomą i chwałą, ale też z otrzymaniem ziem, tytułów i bogactw. Oznaczało najlepszą pannę młodą, najpiękniejsze ziemie i życie w chwale. Było zaszczytem dla całej rodziny. Pierwszym krokiem do tej chwały było zaś wstąpienie do legionu.

Thor przyjrzał się uważnie wielkim złoconym powozom i zrozumiał, że mogą pomieścić ograniczoną liczbę rekrutów. Królestwo było zaś rozległe i karawanie Srebrnej Gwardii pozostało jeszcze wiele miejscowości do odwiedzenia.

Thor zachłysnął się powietrzem, kiedy zdał sobie sprawę z tego, iż jego szanse były jeszcze mniejsze niż myślał do tej pory. Musiałby pokonać wszystkich innych chłopców, wielu z nich doświadczonych w młodzieńczych bójkach, wliczając w to także jego trzech braci. Marnie to wyglądało.

Ledwie łapiąc oddech, Thor obserwował, jak barczysty wojownik w ciszy podchodził do kolejnych chłopców i oceniał ich wzrokiem. Zaczął od najdalszego zakątka i powoli zakreślał koło. Thor oczywiście znał wszystkich tych chłopców. Wiedział, iż niektórzy z nich, choć do tego nigdy by się nie przyznali, nie chcieli wstępować do legionu mimo, że ich rodziny właśnie tego od nich oczekiwały. Bali się; nie nadawali się na żołnierzy.

Thor nie mógł znieść tego upokorzenia. Czuł, że zasługuje, tak jak oni wszyscy, aby wziąć udział w naborze. To, że jego bracia byli starsi, wyżsi i silniejsi nie musiało oznaczać, że nie miał prawa stać wśród nich i zostać wybranym. Płonął nienawiścią do swego ojca i niemal ze skóry wyskoczył, kiedy wojownik podszedł bliżej.

Zatrzymał się, pierwszy raz, przy jego braciach. Zlustrował ich od pięt po czubki głów i był pod wrażeniem. Wybrał jedną z ich pochew z mieczem i szarpnął, jakby chciał sprawdzić, na ile solidna jest ta broń.

Uśmiechnął się szeroko.

- Nie używałeś jeszcze miecza w walce, co chłopcze? - zapytał Drake’a.

Pierwszy raz w życiu Thor widział, jak Drake zaczął się denerwować. Brat przełknął ślinę.

- Nie, panie. Ale często używałem go w praktyce i miałem nadzieję...

- W praktyce!

Mężczyzna wybuchnął gromkim śmiechem i odwrócił się do pozostałych żołnierzy, którzy razem z nim już śmiali się Drake’owi prosto w twarz.

Drake cały płonął ze wstydu. Thor nigdy w życiu nie widział, aby jego najstarszy brat był zażenowany. Zazwyczaj to on zawstydzał innych.

- Zatem przekażę naszym wrogom, kogo mają się obawiać - Drake’a, który w praktyce nauczył się władać mieczem.

Znów rozległ się śmiech żołnierzy.

Wojownik podszedł do pozostałych dwóch braci.

- Trzej z jednego chowu - powiedział pocierając zarost na brodzie - to może się przydać. Wszyscy jesteście słusznego wzrostu. Choć bez doświadczenia. Jeśli na coś macie się przydać, będziecie musieli jeszcze dużo ćwiczyć.

Zamilkł na chwilę, po czym powiedział:

- Przypuszczam, że znajdzie się dla was miejsce.

Skinął głową w kierunku tylnego powozu.

- Wskakujcie i to szybko, zanim się rozmyślę.

Promieniejąc ze szczęścia, bracia ruszyli pędem w kierunku powozu. Thor dostrzegł, że ich ojciec był również uradowany.

Z każdym krokiem braci, w Thorze narastało jednak poczucie zawodu.

Wojownik odwrócił się i ruszył w kierunku następnego domostwa. Thor nie wytrzymał.

- Panie! - krzyknął.

Jego ojciec odwrócił się i zmierzył go wzrokiem. Chłopcu było już wszystko jedno.

Żołnierz zatrzymał się i powoli odwrócił.

Thor zrobił dwa kroki do przodu i z bijącym sercem wypiął pierś najdalej jak mógł.

- Mnie jeszcze nie rozważyłeś, panie - powiedział.

Zaskoczony takim zachowaniem, wojownik spojrzał badawczo na chłopca, jakby to był jakiś żart.

- Ach nie? - spytał i kolejny raz wybuchnął śmiechem.

Jego ludzie mu zawtórowali. Ale Thor nie przejął się tym. To była jego chwila. Teraz albo nigdy.

- Chcę wstąpić do legionu! - powiedział.

Wojownik podszedł do chłopca.

- Co ty nie powiesz? - Wyglądał na rozbawionego. - A czternaście lat to już skończyłeś?

- Tak. Dwa tygodnie temu.

- Dwa tygodnie temu! - Mężczyzna ryknął śmiechem. Tak samo, jak jego ludzie nieopodal. - W takim razie, nasi wrogowie z pewnością trząść się będą ze strachu na sam twój widok.

Thor czuł, że wojownik go tylko poniża. Musiał coś zrobić. Nie mógł pozwolić, aby ta rozmowa skończyła się w ten sposób. Kiedy mężczyzna odwrócił się i chciał już odejść, Thor zrobił jeszcze kilka kroków i krzyknął:

- Panie! Robisz wielki błąd!

Tłum wydał z siebie przeraźliwy okrzyk zdumienia, żołnierz zaś zatrzymał się i powoli odwrócił w kierunku chłopca. Tym razem z jego wzroku emanował gniew i niezadowolenie.

- Głupi chłopaku! - zawołał jego ojciec i pociągnął go w kierunku domostwa - do domu, prędko!

- Nie! - odkrzyknął Thor strącając rękę ojca ze swego ramienia.

Wojownik podszedł do niego, a ojciec odsunął się do tyłu.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin